Myśliwiec to absolutny szczyt techniki wojskowej. W jego kokpicie zasiadają tylko wybrani, a godzina lotu kosztuje majątek. Łączy w sobie najlepsze rozwiązania i oferuje największe możliwości wśród statków powietrznych znanych człowiekowi. Przedstawiamy 10 najlepszych myśliwców świata.
Amerykanie mawiają, żeby nie porównywać jabłek z pomarańczami, ale jakieś „okrągłe” ramy musimy przyjąć. Za myśliwiec uznamy zatem jedno lub dwusilnikowy samolot wielozadaniowy służący do wywalczenia lub utrzymania przewagi powietrznej, którego podstawową funkcją na polu walki jest funkcja myśliwska. Może być ona również wspomagana przez inne zastosowania wynikające z zaistniałych w czasie jego użytkowania potrzeb operacyjnych lub po prostu z możliwości, jakie oferuje dzięki przemyślanemu projektowaniu.
W naszym porównaniu znajdą się zatem samoloty z różnych epok, o różnych możliwościach, ale łączyć je będzie jedna cecha. W swoim czasie lub w danym aspekcie były, lub są na absolutnym szczycie. Dodatkowo ich użycie w sposób istotny wpłynęło na toczone w danym okresie starcia powietrzne. Na papierze dana maszyna może bowiem bić absolutne rekordy, ale wszystko i tak weryfikuje wojna. Najlepiej taka, która jest toczona z równorzędnym przeciwnikiem.
Jako że zazwyczaj bardzo trudno będzie wskazać najlepszą maszynę, wspomnimy również o konkurentach z najwyższej półki, którym zabrakło bardzo niewiele do pierwszego miejsca. Pamiętajmy również o tym, że w dłuższych konfliktach i dłuższej perspektywie dany model nie zawsze musiał być najlepszy. Patrzymy na ogólną, całościową ocenę, a nie na krótki wycinek historii. Zaczynamy!
I wojna światowa była dla lotnictwa myśliwskiego istnym poligonem doświadczalnym. Postęp był tak błyskawiczny, że rzadko który samolot pozostawał w linii dłużej niż kilka miesięcy. Jedna maszyna wyróżniała się jednak na tle innych. Był nią brytyjski Sopwith Camel.
Choć Camel miał wielu godnych przeciwników, to znalazł się na szczycie listy samolotów alianckich z największą liczbą zestrzeleń. Myśliwiec cechował się doskonałymi właściwościami manewrowymi, które w walkach powietrznych podczas pierwszej wojny miały kluczowe znaczenie. W rękach sprawnego pilota był śmiercionośną bronią, co zaowocowało 1294 zestrzeleniami.
Samolot był pierwszym myśliwcem z dwoma zsynchronizowanymi z obrotami śmigła karabinami maszynowymi na pokładzie. Przydomek Camel wziął się od garba na nosie samolotu, gdzie oba karabiny były zlokalizowane.
Maszyna była ewolucyjnym rozwinięciem linii samolotów Sopwith Pup, a do historii przeszły pojedynki, jakie alianccy piloci stoczyli na nich z Czerwonym Baronem, czyli słynnym Manfredem von Richthofen, który zginął z ręki pilota lecącego Camelem.
Poza walkami myśliwskimi Sopwith Camel był również masowo wykorzystywany jako samolot wsparcia pola walki i atakował przeciwnika z niskiej wysokości.
Na koniec warto dodać, że Sopwith Camel dawał spore możliwości, ale był również bardzo wymagającym w pilotażu samolotem. Wielu kadetów przypłaciło naukę lotu na nim swoim życiem.
Podstawowe dane:
Fokker Eindecker – dzięki zsynchronizowanemu karabinowi maszynowemu strzelającemu przez obrys śmigła, na pół roku kompletnie zdominował niebo nad frontem zachodnim.
Fokker D.VII – był tak dobry, że po wojnie kilka państw alianckich, w tym Polska, miały go w swoich flotach. Nic tak nie cieszy jak niemiecka promocja na samoloty!
SPAD S.XIII – pod koniec wojny zdominował szeregi francuskich jednostek myśliwskich, a po wojnie był eksportowany do wielu krajów na świecie.
Royal Aircraft Factory S.E.5 – przez niektórych określany jako Spitfire I wojny światowej. Wraz z Camelem pomógł odzyskać aliantom panowanie na niebie.
Próba wybrania jednego samolotu z czasów II wojny światowej jest jeszcze trudniejsza niż w przypadku I wojny. Konkurencja była zawzięta, a różnice niewielkie. Jeśli pojawiała się przewaga, to na krótko i w zasadzie w pojedynkach najwięcej zależało od sytuacji taktycznej i dyspozycji pilota. Na przestrzeni całego konfliktu mogliśmy obserwować mniej modeli i rewolucyjnych zmian, a więcej ewolucji i rozwoju danej platformy przez całą wojnę. Który zatem samolot umiejscawiamy w tym okresie na pierwszym miejscu? Rozważając wszystkie za i przeciw, stawiamy na North American P-51 Mustang.
Mustang zdominował walkę na dużych wysokościach, zapewniając amerykańskim formacjom ciężkich bombowców tak potrzebną eskortę. Doskonałe osiągi dzięki silnikom Merlin znanym z brytyjskich Spitfire’ów, kompresor zapewniający moc na dużych wysokościach, 6 ciężkich browningów oraz zasięg godny prawdziwego długodystansowca, czyniły z Mustanga króla przestworzy.
Wisienką na torcie była prędkość maksymalna przekraczająca 700 kilometrów na godzinę. Dodatkowo późniejsze wersje wyposażono w ogonowy radar ostrzegający o zbliżaniu się przeciwnika. Prawdziwa zapowiedź elektronicznej przyszłości.
Jakby tego było mało, pod koniec wojny, gdy Niemieckie lotnictwo było już słabe, Mustangi zaczęły wykonywać misje powietrze-ziemia, wchodząc na terytorium samolotów wielozadaniowych. Mustangi wzięły również udział w wojnie w Korei, a ich możliwości były na tyle duże, że ostatecznie latały w barwach ponad dwudziestu sił powietrznych świata. Ostatnie starcia bojowe na Mustangach miały miejsce w roku 1969 podczas wojny Salwadoru z Hondurasem.
Podstawowe dane:
P-47 Thunderbolt – protoplasta maszyn wielozadaniowych, latający czołg z ogromną siłą ognia i udźwigiem. To w nim najlepiej było siedzieć z przeciwnikiem na ogonie. Dowoził do domu nawet z przestrzelonym cylindrem.
Supermarine Spitfire – wirtuoz nieba nad południową Anglią. Toczył zacięte boje z niemieckimi Bf-109. Używany na wielu teatrach działań bojowych.
Hawker Hurricane – koń roboczy, który po cichu wygrał Bitwę o Wielką Brytanią, zawsze w cieniu Supermarine Spitfire, ale robił robotę do końca i to na wszystkich frontach.
Grumman F6F Hellcat – często patrzymy na wojnę w sposób europocentryczny zapominając, że na Pacyfiku starcia były równie zaciekłe. Startujący z lotniskowców Hellcat odegrał tam kluczową rolę.
Mitsubishi A6M Zero – najlepszy japoński myśliwiec pokładowy, niezwykle zwrotny i groźny w bliskim kontakcie.
Messerschmitt Bf 109 – przez krótki czas zdominował niebo nad Wielką Brytanią. Wtrysk paliwa zamiast gaźnika i celne działko zapewniały mu sporą przewagę. Do końca wojny twardy orzech do zgryzienia.
Focke Wulf Fw-190 – porównać go można tylko z P-47. Dwóch godnych siebie przeciwników. Fw 190 posiadał ogromną siłę ognia i zaawansowane sterowanie silnikiem. Niemiecka inżyniera na najwyższy poziomie.
Jak-9 – zwieńczenie całej serii Jaków zapoczątkowanej przez samolot Jak-1 i kontynuowanej przez samoloty Jak-7. Z każdą wersją rozwojową coraz groźniejszy przeciwnik dla Luftwaffe.u
W poprzednim akapicie wspominaliśmy o Fw 190. Za maszyną tą stał niejaki Kurt Tank, którego pomysły zwycięskie armie skrzętnie zagarnęły. To dzięki temu niemieckiemu inżynierowi powstały dwa ikoniczne samoloty wojny koreańskiej. Zarówno F-86 Sabre, jak i MiG-15 pełnymi garściami czerpały z rozwiązań niemieckich. Sowieci dodatkowo czerpali również z rozwiązań brytyjskich, w postaci protoplasty ich silnika odrzutowego. Nie ma to, jak sprzedać perłę przyszłemu wrogowi. Brytyjczycy mieli do tego talent. Ponad dekadę wcześniej opchnęli Niemcom Kestrela, który trafił do BF-109.
Wracając do meritum. Koniec końców na pierwszym miejscu znaleźć się mógł tylko jeden samolot i pomimo paru mocnych zalet Migów jest nim F-86. Miał on doskonały celownik, który automatycznie wyliczał wyprzedzenie podczas celowania i sam oceniał odległość i rozpiętość nieprzyjacielskiej maszyny.
Uzbrojenie, jakie Amerykanie zabudowali na samolocie, trąciło już nieco myszką. 6 Browningów umiejscowionych w nosie maszyny nie dawało już niezbędnej siły niszczącej, ale wprawni piloci dalej umieli z takim arsenałem zwyciężać.
F-86 potrafił bardzo szybko zanurkować i lotnicy często wykorzystywali tę przewagę. Koniec końców według powojennych statystyk stosunek zwycięstw do strat oscylowało około 7 do 1 na korzyść Sabre’ów. W początkowym okresie wojny, gdy Rosjanie wysłali swoich asów na front, było to jednak zaledwie 1,4 do 1.
Podstawowe dane:
MiG-15 – maszyna ta równie dobrze mogłaby prowadzić w rankingu, ale przeważyła mniejsza liczba zwycięstw. Bardzo mocne uzbrojenie, doskonała manewrowość, błyskawiczne wznoszenie. Zawiodła precyzja wykonania, braki technologiczne oraz w późniejszym okresie piloci. Koniec końców o włos za F-86.
Me-262 – pierwszy zastosowany bojowo myśliwiec odrzutowy, niemiecka Wunderwaffe, która koniec końców wcale taka Wunder nie była, ale przetarła szlak pod nową erę, erę bojowych samolotów odrzutowych.
Gloster Meteor – Brytyjczycy wyprzedzili Amerykanów i był to jedyny aliancki myśliwiec odrzutowy biorący udział w II wojnie światowej. W różnych wersjach i odmianach w służbie w RAF do roku 1980. Sporo! Jakby tego było mało to do dziś Martin-Baker testuje na nich swoje fotele wyrzucane…
W naszym rankingu aż roi się od konstrukcji zachodnich, więc czas zrobić małe wietrzenie. Na scenę wkracza radziecki ołówek, czyli MiG-21. Samolot, który pomimo tego że powstał w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, po dziś dzień pozostaje w służbie. Jakby tego było mało, dwa kraje NATO, czyli Rumunia i Chorwacja, dalej mają je na stanie i po modyfikacjach i doposażeniu, przynajmniej teoretycznie, bronią one natowskiego nieba (będzie tak tylko jeszcze przez jakiś czas – oba kraje planują ich wycofanie). To taki chichot historii…
MiG-21 to najliczniej produkowany naddźwiękowy bojowy samolot odrzutowy na świecie. Jego zmodyfikowana chińska wersja eksportowa oznaczona jako Chengdu J-7 zjeżdżała z taśm produkcyjnych jeszcze w roku 2013 i również zyskała szerokie grono odbiorców. Nie ma się co oszukiwać, że dziś jest to jakiś szczyt techniki. Dla wielu państw jest jednak jedynym rozwiązaniem w obliczu pustych „skarbców”.
Zanim jednak samolot ten stał się przestarzały, stanowił poważne zagrożenie dla sił NATO. Prosty, niezawodny, piekielnie szybki i przeznaczony do jednego zadania, przechwytywania samolotów przeciwnika, w przeciwieństwie do np. późniejszych F-4 Phantom II, z którymi przecież też konkurował. Dodatkowo był tani w utrzymaniu, naprawie i tradycyjnie dla rosyjskich konstrukcji, możliwy do stosowania w spartańskich warunkach lotnisk polowych. Ot gniotsa nie łamiotsa.
Podstawowe dane:
Lockheed F-104 Starfighter – bardzo szybki, ale niewybaczający błędów, uzyskał przydomek „the Widowmaker”, gdyż za jego sterami zginęło bardzo wielu pilotów. Poza Stanami Zjednoczonymi szeroko używany w Europie. Pierwsza maszyna z zabudowanym działkiem M61 Vulcan i zintegrowana z pociskiem AIM-9, który w wersjach rozwojowych używany jest do dziś.
Dassault Mirage III – Francja to taki kraj, który lubi robić wszystko po swojemu. Samoloty zwłaszcza. Trzeba przyznać, że wychodzą im one całkiem nieźle i tak też było z Mirage III. W gratisie mają pełną niezależność, a na to pozwolić sobie na świecie mogą państwa liczone na palcach jednej ręki.
English Electric Lightning – stosunkowo najmniej znany, a po dziś dzień jest jedynym samolotem zbudowanym w Wielkiej Brytanii i zdolnym do przekroczenia prędkości Mach 2. Cechą charakterystyczną samolotu były dwa silniki umiejscowione nie obok siebie, a jeden na drugim.
Phantom II to chyba pierwszy szwajcarski scyzoryk wśród samolotów. Początkowo zamówiony przez Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych, okazał się tak dobry, że latał również w barwach Korpusu Piechoty Morskiej i Sił Powietrznych USA. Takie cuda rzadko się zdarzają, by USAF w ogóle spojrzał na U.S. Navy i jej „zabawki”. Jakby tego było mało, maszyna znalazła szerokie grono odbiorców na całym świecie.
Dwa silniki, prędkość Mach 2.2, możliwość lotów w każdych warunkach pogodowych, atakowanie celów naziemnych, starty z pokładu lotniskowca czy też tak przyziemne zadania, jak przechwytywanie samolotów przeciwnika i klasyczna walka powietrzna, to tylko niektóre cechy tej ikonicznej maszyny. Gdy w Wietnamie okazało się, że działko w samolocie bojowym to wcale nie przeżytek, F-4 dostał i ten gadżet. Dwuosobowa załoga pozwalała lepiej wykorzystywać systemy samolotu i nowinki technologiczne, jakie stale napływały do lotnictwa, zwalniając pilota z wielu czynności.
Słowem, samolot był tak dobry, że wyprzeć go mogły jedynie maszyny używane do dziś. Niemcy, ze swoimi pożegnali się w 2013 roku, a Amerykanie używali ich jeszcze w roku 2016 jako bezzałogowych celów powietrznych pod oznaczaniem QF-4. Japonia, czyli było nie było kraj frontowy, wycofała ostatnie egzemplarze w marcu 2021 roku. Kawał historii.
Podstawowe dane:
MiG-23 – najliczniej na świecie produkowany samolot ze zmienną geometrią skrzydeł. Prawdziwa nowinka w sowieckim parku maszynowym, gdyż jego radar pozwalał śledzić i atakować cele znajdujące się na tle ziemi. Powstał jako bardziej uniwersalny następca samolotów MiG-21.
Suchoj Su-17 – w Polsce używany po dziś dzień pod oznaczeniem Su-22. Dziś można powiedzieć o nim tylko tyle, że dzięki zmiennej geometrii skrzydeł nadaje się na pokazy lotnicze. Jesteśmy w ekskluzywnym gronie użytkowników wraz z takimi krajami jak Angola, Jemen, Syria czy Wietnam… W swoim czasie całkiem sprawna maszyna myśliwsko-bombowa z możliwością zrzucania ładunków termobarycznych. Kolejny samolot w sowieckim stylu polowym – walnąć młotkiem, pogłaskać i poleci.
General Dynamics F-111 Aardvark – kolejna maszyna ze zmienną geometrią skrzydeł. Samolot ten miał błyskawicznie wedrzeć się na teren wroga i zostawić mu niespodziankę. Niektóre z nich mogły przenosić bomby nuklearne. To na tym samolocie wprowadzono automatyczny radar pozwalający na loty na niskiej wysokości ze śledzeniem terenu.
Hawker Siddeley Harrier – protoplasta znanego wszystkim Harriera II. W trakcie zimnej wojny masowo rozśrodkowany w zachodnich Niemczech. Samoloty krótkiego startu i pionowego lądowania łatwiej było schować na wielu polowych lotniskach i tym samym utrudnić ich błyskawiczne zniszczenie w głównych bazach.
Podstawowe dane:
MiG-31 – bratobójczy pojedynek i choć MiG-31 ogólnie jest znacznie lepszym samolotem to jest maszyną wolniejszą niż MiG-25 i dlatego znalazł się w pokonanym polu. Przynajmniej nie topi silników jak zwycięzca tej kategorii…
YF-12 – zanim powstał SR-71 był YF-12. Miał mieć nawet trzy pociski by skutecznie dawać łupnia towarzyszom zza żelaznej kurtyny. Plany były mocarstwowe, ale w sumie skończyło się na rozpoznawczym SR-71, który był najszybszy, ale nieuzbrojony więc… nie ma go na pierwszym miejscu podium.
Kiedy po wykonaniu ośmiogodzinnej misji marzysz tylko o tym, by wziąć prysznic i pójść w kimono, a tutaj czeka Cię jeszcze lądowanie na czymś, co z góry wygląda jak paczka papierosów na wielkiej plamie oceanu, to musisz być nieco szalony i być pilotem pokładowym.
W zestawieniu wypadało zatem wykroić kawałek tortu dla „szalonego” lotnictwa pokładowego i tutaj wybór mógł być tylko jeden. Tomcat królem jest i basta i Top Gun Maverick, w którym lata się już na innym sprzęcie nic tu nie zmieni!
Grumman F-14 Tomcat dawał amerykańskiej flocie coś, czego żaden współczesny myśliwiec jej zapewnić nie może, a czego tak pilnie, w obliczu Chin, potrzebuje. Chodzi tutaj o zasięg.
Tomcat mógł operować w dużej odległości od lotniskowca, który jest przecież celem priorytetowym. Dzięki zasięgowi odrzucał automatycznie przeciwnika i utrudniał mu atak. Jakby tego było mało, dzięki swym rozmiarom, miał zabudowany duży i dobry radar. Pomagał on naprowadzić pociski AIM-54 Phoenix, które również był dalekiego zasięgu. Mamy zatem podwójną poduszkę bezpieczeństwa dla naszego bezcennego okrętu. Tomcat był też klasyczną maszyną przewagi powietrznej i jego osiągi i właściwości manewrowe czyniły z niego prawdziwego powietrznego watażkę.
Poza tym, że samolot nadawał się do wywalczenia przewagi w powietrzu, to dzięki zasobnikom LANTIRN zaczął również być niezwykle groźny dla celów naziemnych przeciwnika. Ten sam radar, który pomagał z daleka naprowadzać pociski, pozwalał również wykonywać samolotom daleki zwiad i zapewniać grupie bojowej lotniskowca niezbędnych danych rozpoznawczych. O reszcie systemów nawet nie wspomnimy – prawdziwy kombajn.
Sukcesywnie modyfikowany i doposażany został odsunięty w cień przez nową erę samolotów z Super Hornetem na czele, choć zażarte dyskusje o zasadności tego kroku toczą się do dziś. Ostatecznie Super Tomcat 21 nie doczekał się realizacji.
Podstawowe dane:
Dassault Rafale M – morska odmiana francuskiego supermyśliwca, niezwykle zwrotny, z ogromnym zapasem mocy i szeroką paletą uzbrojenia. Francuska wersja „one to rule them all”.
McDonnell Douglas F/A-18 Hornet – lekka maszyna, która w porównaniu ze swymi poprzednikami cechowała się stosunkowo krótkim zasięgiem operacyjnym i małym udźwigiem. Wysokomanewrowa z bardzo dobrym, jak na swoje czasy, wyposażeniem pokładowym.
Boeing F/A-18E/F Super Hornet – udoskonalona wersja Horneta z większym udźwigiem i zasięgiem oraz nowocześniejszymi systemami pokładowymi. W konfiguracji Five Wet wykorzystywany jako tankowiec floty. Potrafi też zabrać spory zapas bomb.
Harrier II – udoskonalona wersja Harriera. Marzenie USMC i wzór dla F-35B. Koń roboczy, który sprawdził się w niejednym współczesnym konflikcie.
Suchoj Su-33 – wysoko manewrowy ciężki myśliwiec, którego ograniczają lotniskowce o rosyjskim rodowodzie. Jeśli ma daleko lecieć musi zabrać mało pocisków. Jak ma dużo strzelać musi zabrać mało paliwa. Koło się zamyka.
J-15 – Chińczycy tak zawzięcie studiowali prototyp Su-33, że aż zrobili J-15. Trochę go udoskonalili, ale to dalej jest samolot „kompromis” jeśli musi startować z lotniskowców jakie są na wyposażeniu Chin (budowę tychże też zawzięcie studiowali na rosyjskim przykładzie).
MiG-29K – morska wersja lekkich samolotów myśliwskich używanych również w Polsce. W związku z brakiem systemów CATOBAR w Rosji, ograniczona w swym potencjale.
F-35C – niedopracowany, ze zbyt mały zasięgiem i ograniczonym uzbrojeniem jeśli chcemy zachować właściwości stealth. O tym, że U.S. Navy wcale nie jest do niego przekonana świadczą wielkości zamówień. Już teraz planowany jest następca.
W klasie samolotów czwartej generacji, mówiąc delikatnie, jest dość ciasno. Dodatkowo mamy tutaj wymieszane maszyny zgodne z amerykańską koncepcją Hi-Lo. Skupimy się zatem tutaj na tych mniej zaawansowanych, czyli „Lo, a wersje „Hi” zostawiamy na miejsce 2 naszego podium.
Pomimo takiego zawężenia i tak wybór jest trudny, ale coś trzeba wybrać i wybór pada na General Dynamics F-16 Fighting Falcon. Doskonałe właściwości manewrowe, kroplowa owiewka zapewniająca idealną widoczność, niezawodny silnik i wiele zasobników dodatkowo podnoszących możliwości tego lekkiego samolotu.
Dzięki sterowaniu fly-by-wire i zaawansowanym komputerom, które poskramiają ciągłą niestabilność F-16, pilot ma w każdej chwili do dyspozycji niezwykle zwinną maszynę zawsze chętną do skrętów – czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Jeśli pilot przeholuje z wygibasami w powietrzu, to system unikania kolizji z ziemią AGCAS wyciągnie go z opresji.
Jakby tego było mało, w najnowszej odmianie na samolocie zabudownao stację radiolokacyjną AESA. Dla krajów, których nie stać na F-35 i inne drogie maszyny, samolot ten nadal jest godny uwagi i z pewnością sprzedawcy firmy Lockheed Martin będą mieli co robić.
Podstawowe dane:
Panavia Tornado –europejski samolot, który okazał się sporym sukcesem na rynku sprzedażowym. Ciągle udoskonalany, wielozadaniowym i o szerokim spektrum możliwości. Mocny zawodnik!
Lockheed F-117 – tego gagatka to w sumie nie wiadomo, gdzie umiejscowić. Ni pies, ni wydra. Przetarł szlak stealth i był królem nocy, ale samolotem myśliwskim to on na pewno nie był. Wzmianka przez zasługi.
Suchoj Su-27 – trochę nie pasuje do tej kategorii, gdyż to maszyna bardziej z klasy „Hi”, ale wzmiankowany poniżej Su-35 jest nieco inny, a nie wypadałoby nigdzie w tekście nie napisać o Su-27. Ciężki myśliwiec przewagi powietrznej o doskonałych właściwościach manewrowych, ogromnym zasięgu i sporym udźwigu.
MiG-29 – komponent „Lo” w rosyjskim lotnictwie myśliwski lub według tamtejszej nomenklatury myśliwiec frontowy. Jak sam nazwa wskazuje miał operować blisko linii frontu, więc zasięg nie był priorytetem. Wysoka manewrowość i dwa silniki zapewniające wystarczający zapas mocy. Dopracowany aerodynamicznie
Chengdu J-10 – taki typowo chiński. Podobny do wszystkiego, a zwłaszcza do IAI Lavi. Zagadką jest, w jakim stopniu udał się ten koktajl pomysłów. Groźnie będzie, jak Chiny wyjdą poza kopiowanie i klejenie. Czy i kiedy ten krok nastąpi, trudno powiedzieć.
Na tym etapie mamy już solidne pomieszanie z poplątaniem. Pomiędzy 4 a 5 generacją jest cała masa szarości i wyłonienie z niej zwycięzcy może przyprawić o ból głowy. Pomimo tego że Eurofighter Typhoon kusi, to stawiamy na F-15 w najnowszej odmianie. Nie po to Arabowie przez lata łożyli tłuste petrodolary na dalszy rozwój tej platformy, byśmy teraz spuścili po brzytwie F-15EX.
Poza tym już w odmianie C i E maszyny te były bezkonkurencyjne. To F-22 miał być następcą F-15, ale tak się w historii złożyło, że program Raptora ucięto bardzo szybko i F-15 pozostały w służbie.
F-15 EX to znany płatowiec, ale o przedłużonej żywotności, najnowsza stacja radiolokacyjna AESA i możliwość przenoszenia kilkunastu pocisków klasy powietrze-powietrze, to też dodatkowe zasobniki, systemy walki elektronicznej itd. Słowem wszystko, co najlepsze.
Awanturujących się o stealth uspokajam, że nie wszystko co lata i strzela musi zaraz być stealth. Powietrzna ciężarówka do przewozu pocisków lub bombowiec precyzyjnego wsparcia pola walki przy pomocy bomb SDB też się przyda, a jak trzeba to F-15EX z niejednym myśliwcem poradzi sobie w mgnieniu oka.
Jakby tego było mało F-15 potrafi przyjąć niezły łomot i dalej dowieźć załogę do domu. Dla zainteresowanych polecamy sprawdzić historię izraelskiej maszyny, która wróciła do bazy bez jednego skrzydła.
Podstawowe dane:
Póki co Boeing nie opublikował oficjalnych danych podstawowych samolotu. Jako że bazuje na wersjach arabskich, to można zakładać, że będzie charakteryzował się podobnymi wymiarami i osiągami jak wersje QA i SA, a te z kolei bazują na wersji E, więc tymi się podeprzemy.
Eurofighter Typhoon – o włos przegrał pierwsze miejsce. Kto widział start alarmowy Eurofightera, ten wie, co ta maszyna potrafi. Na ILA Berlin tylko on przebił pokaz naszego MiG-29. Nadal trwają prace rozwojowe nad tą platformą, ale nie idą one błyskawicznie, a na horyzoncie już są następcy.
MiG-35 – to taki trochę mocno podrasowany MiG-29. Nie ma w tym nic złego. Wszak wszyscy tak robią, ale to trochę za mało, by namieszać na drugim miejscu zestawienia. to też już dziś trochę mało.
Suchoj Su-35 – podobnie jak MiG-35, Su-35 jest mocno zmodyfikowanym Su-27. Realnie rzecz ujmując, to teraz najlepszy koń w rosyjskiej stajni. Brakuje mu jednak czegoś, czym mógłby choć próbować dorównać konstrukcjom zachodnim. No może poza zasięgiem. Z tym Rosjanie nigdy nie mieli problemów. No i z klepiska też poleci.
Saab Gripen E – najnowsza odmiana Gripena może budzić spore zainteresowanie mniejszych państw. Samolot w niewielkiej obudowie daje ogrom możliwości i relacją jakości do ceny bije konkurentów. Saab jest również chętny do produkcji lokalnej, co pokazał w Brazylii. Mrugamy w kierunku Warszawy…, ale już za późno.
Dassault Rafale – całkiem zgrabna maszyna wielozadaniowa, która ma na koncie niejednego F-22 „ubitego” w ramach ćwiczeń. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo mocny konkurent tuż za Typhoonem. Zwłaszcza w najnowszej odmianie F-3R z systemem TALIOS i pociskami Meteor na pokładzie.
Król może być tylko jeden. Lockheed Martin F-22 Raptor to absolutny dominator współczesnego pola walki. Maszyna w zasadzie nie ma konkurencji i z tronu zepchnąć ją mogą dopiero powstające samoloty 6 generacji.
Jest tak dobry, że Stany Zjednoczone nikomu go nie sprzedały. Koniec zimnej wojny zaowocował ogromnymi cięciami pierwotnych planów zakupowych i w sumie zbudowano jedynie 187 maszyn operacyjnych z 750 planowanych.
Ostatnia maszyna zeszła z taśmy w 2012 roku i pomimo co jakiś czas pojawiających się pomysłów reaktywacji produkcji nie ma na to szans, zwłaszcza w kontekście już trwających prac nad nową generacją samolotów.
Kombinacja właściwości stealth, możliwości aerodynamicznych, potężnych silników z wektorowaniem ciągu i pakietu awionik daje w sumie możliwości, których nie da się porównać z innym samolotem. Silniki są tak mocne, że F-22 jest w stanie przekroczyć prędkość dźwięku bez dopalania. Niewielu to potrafi.
F-22 to klasyczny myśliwiec przewagi powietrznej, który posiada jedynie okrojone możliwości atakowania celów naziemnych. Jego głównym zadaniem jest czyszczenie przedpola po to, by cała reszta amerykańskiej menażerii lotniczej mogła wchodzić w przeciwnika jak w masło.
Jeśli patrzymy na Raptora i chcemy go krytykować, to pamiętajmy o tym, że jego pierwszy lot miał miejsce w roku 1997, a do służby wszedł w roku 2005. Zastanówmy się jaki wtedy mieliśmy telefon, a jaki mamy teraz.
F-22 pomimo tak ogromnego postępu nadal jest niepokonany i jest to kolejny argument za jego palmą pierwszeństwa. Dodatkowo samolot przez te kilkanaście lat w linii ciągle ewoluował i nie jest tym, co opuściło taśmę montażową w roku 1997.
W sieci jest mnóstwo historyjek o tym, jakie cuda wyczynia się na F-22. Nam spodobała się stosunkowo niedawna sztuka. Irańczycy w 2013 zaczęli odgrażać się zestrzeliwaniem dronów MQ-1 Predator.
W obstawie tych aparatów zaczęły latać też F-22. Podczas jednej z misji dwa irańskie F-4 Phantom II zbliżyły się na 16 mil do drona i uchwyciły go na radarach. Pilot F-22 podleciał pod przeciwnika od dołu, obejrzał sobie jego uzbrojenie, po czym niezauważony pojawił się na lewej flance formacji i grzecznie powiedział Irańczykom, że lepiej niech już wracają do domu…
Podstawowe dane:
Lockheed Martin F-35 – „a ja? A Pani nie i jeszcze długo, długo nie”, że zacytujemy klasyka. Samolot ma ogromny potencjał, ale jak na 10 lat budowania coś nie mogą go skończyć, a 6 generacja jest tuż za rogiem. Do roboty LM!
Suchoj Su-57 – miał być rywalem Raptora, ale Rosja to nie Związek Radziecki. Powierzchnia nie ta, gospodarka nie ta, fundusze nie te i koniec końców motywacji trochę chyba brak. Samolot z wielkimi bólami trafił dopiero do produkcji seryjnej, a F-22 przekroczył już szczyt swoich możliwości i mimo wszystko jest w fazie schyłkowej. Już sam ten fakt niech świadczy o Su-57.
Chengdu J-20 – wielka zagadka zza wielkiego muru. Nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Na pewno dzięki właściwościom stealth i ogromnemu zasięgowi stanowi poważne zagrożenie dla tankowców, a jak wiadomo NKAWTG. Nowe silniki tylko poprawią jego możliwości.
Shenyang J-31 – na pierwszy rzut oka wygląda jak kopia F-35. Nie na darmo było sporo afer na temat wykradania danych na temat amerykańskiej supermaszyny. Silnika jednak nie udało się wykraść i J-31 ma dwa i to niezbyt wyszukane. Podobnie jak J-20, on też potrzebuje silnika na miarę kadłuba. Cała reszta jest zagadką i poza chińczykami o rzeczywistych możliwościach tego samolotu mogą coś więcej wiedzieć jedynie smutni panowie z trzyliterowych agencji.
Era Raptora powoli się kończy i choć to nadal najlepsza na świecie maszyna, to Amerykanie cały czas dopracowują F-35 (samolot z ogromnymi problemami i sami nie są pewni jego sukcesu) i w ekspresowym tempie opracowują kolejną generację określaną roboczo jako NGAD (Next Generation Air Dominance).
We wrześniu ubiegłego roku informacja o pierwszym locie próbnym, podczas którego na dokładkę pobito kilka rekordów lotniczych spadła na wszystkich analityków i obserwatorów niczym grom z jasnego nieba. Wygląda na to, że błędy z programu F-35 zostały wyciągnięte i będziemy świadkami wielkiego przyspieszenia. Amerykanom powoli grunt zaczyna palić się pod nogami, więc przyparci do muru zaczynają wreszcie działać.
Europa też nie zasypia gruszek w popiele. Na starym kontynencie powstały dwa obozy. Na czele pierwszego z nich stoi Wielka Brytania i jej koncern BAE Systems, wspierana przez firmy z Włoch i Szwecji. Projekt ten wydaje się rozwijać w sposób stabilny i zaplanowany. Dla Brytyjczyków może to być ostatnia szansa, by pozostać w grze jako producent wyrafinowanych samolotów. Potencjał, jaki wnoszą Szwedzi z ich Saabem oraz Włosi z Leonardo i MBDA, zdaje się wskazywać na duże szanse na sukces przedsięwzięcia.
W kontrze do tego projektu stoi FCAS (Future Combat Air System) z Francją, Niemcami i Hiszpanią na pokładzie. Tutaj wydaje się, że sukces jest mniej pewny. Współpraca niemiecko-francuska od zawsze jest niczym ta szorstka męska niemiecka przyjaźń. Francuzi nie raz próbowali zamoczyć palec w stawie wspólnego myśliwca, ale w efekcie szli własną drogą. Obserwowane od dawna tarcia na linii Paryż-Berlin na temat tego, jak projekt ma przebiegać, nie rokują mu dobrze. Hiszpania jest tylko kwiatkiem do kożucha.
Koniec końców najbardziej prawdopodobnym wydaje się jakiś mariaż obu projektów i wspólny paneuropejski samolot. Do tego jednak droga jeszcze bardzo daleka.
Na wschodzie również pracują nad swoimi rozwiązaniami. Zarówno Japonia, jak i Korea Południowa, aktywnie działają w kwestii rodzimej produkcji samolotów. Czy będą one zbliżone możliwościami do NGAD, Tempest i FCAS, trudno dziś powiedzieć.
Rosja wydaje się zostawać w tyle i zważywszy na poziom zaawansowania jej gospodarki i coraz gorsze finanse, jak i historię projektu Su-57 trudno spodziewać się sukcesów.
Wisienką na torcie pozostają enigmatyczne Chiny. By stworzyć samolot nowej generacji, kraj ten musiałby w ten, czy inny sposób, wejść w posiadanie najnowocześniejszych technologii, zwłaszcza tych związanych z produkcją silników odrzutowych. Nic nie jest wykluczone, ale trudno spodziewać się tutaj cudów.
Koniec końców przyszło nam żyć w ciekawych czasach, w których najpewniej zobaczymy współpracę myśliwców załogowych z bezzałogowymi, bronie laserowe i energetyczne i wiele innych rzeczy, które do niedawna pokazywano w Hollywoodzkich filmach. Przemysł zbrojeniowy szykuje się do tego skoku od dobrych kilku lat i narastające na świecie tarcia będą katalizatorem dla nieuchronnych zmian. Stay tuned!
Jeśli lubicie takie zestawienia, to sprawdźcie też tekst, w którym staramy się znaleźć najlepszy bombowiec świata.
Z kolei dla wielbicieli pancerza mamy 10 najlepszych czołgów świata, KTO Rosomak i haubice Krab.
Czytaj także:
Żródła:
Raptor Ever
Subiektywny tekst.
I Wojna Światowa.
Von Richthofen po ustaleniach zetrzelony został z ziemi przez strzelców australijskich , a pilot Camela uciekał przed nim w popłochu, drugi Camel za nimi poleciał i przypisał sobie zestrzelenie bo wojskom antanty potrzebny był sukces w powietrzu a Von Richthofen ich eliminował jak kaczki.
Fokery były znacznie lepsze i domionowały w walkach, były też bardziej niezawodne.
II Wojna Światowa:
Dużo lepszym (szybszym , zwrotniejszym i z lepszyn uzbrojeniem) był przecież Focke-Wulf TA 152. Mustangi nie miały z nim szans w powietrzu.
Lotnictwo niemieckie było dużo lepsze, tylko zabrakło im paliwa pod koniec wojny i samoloty stały w bazach. Mustang był dobry, ale na 3 miejscu po Focke-Wulf TA 152 i nawet po FW-190.
Nawet piloci P-51 Mustang opisywali Ta-152 jako dużo lepszy i szybszy samolot z najlepszym patentem karabinu.
Pozdrawiam.
Pana ocena jest równie subiektywna jak moja, ponieważ z ocenami jest jak z …… – każdy ma swoją.
Subiektywność jest naturalną cechą ludzką. Na przykład „Jak kaczki” to bardzo subiektywne określenie. Nie sądzi Pan?
Camel jest, gdzie jest za ogólną liczbę zwycięstw na tym typie.
Tego jak zginął Richthofen nigdy się nie dowiemy na pewno. Przytaczana przez Pana wersja jest prawdopodobna, a czy zestrzeliwał „jak kaczki”? Lista największych asów pokazuje, że ta teza też jest mocno subiektywna.
Poza tym wojny nie wygrywają asy, ale zwykli piloci robiący robotę na zwykłych samolotach robiących robotę. Wojen nie wygrywają V12 z Ferrari brzmiące jak orkiestra symfoniczna, ale cieknące olejem i kopcące 1.9 TDI z Golfów III. Wstajesz Pan rano, palisz Pan maszynę i jedzie i tak przez milion kilometrów. A tych Golfów ma być milion. Tak się wygrywa wojny. No i ropa ma być, byle jaka, ale bak ma być zalany.
We wstępie napisaliśmy też wyraźnie, że jednym z kryteriów wyboru będzie też coś takiego: „Dodatkowo ich użycie w sposób istotny wpłynęło na toczone w danym okresie starcia powietrzne”. Czy Ta-152H-1 wpłynął, czy nie wpłynął?
Osobiście zgadzamy się, że Ta-152H-1 był absolutną perełką (jak Pan dobrze poszuka, to Pan znajdzie. Napisaliśmy to w swoich pracach nie raz), ale cóż z tego?
Znów wracamy do założeń tego tekstu. Mustang może i nie miał szans w powietrzu, jak Pan twierdzi (zapewne słusznie), ale był, było go dużo, pomagał dowozić formacje bombowców nad Niemcy, miał doskonały zasięg, a na końcu z braku laku atakował cele naziemne.
Niemniej dziękujemy za Pana opinię. Nawet się z nią możemy zgodzić, ale nie w ramach jakie przyjęliśmy dla tego tekstu.
Jeśli powstanie kiedyś materiał o najlepszych „wyścigówkach” lotniczych to gwarantuję Panu, że Ta-152H-1 będzie na szczycie, a wspomnimy też o Fw190D-13, bo tego też cenimy. 😉