Platformę Max wyróżnia przede wszystkim HBO (Home Box Office), marka istniejąca od 1972 roku i która stała się pionierem stacji premium. Od kilkudziesięciu lat serwuje wysokiej jakości seriale. Powszechnie kojarzy się z wielowątkową Rodziną Soprano, która rozpoczęła złotą erę telewizji i wprowadziła wręcz rewolucyjny – jak na standardy TV – sposób budowania narracji. Dziś platforma streamingowa Max ma więcej takich „Rodzin” i jest wypełniona po brzegi wysokobudżetowymi serialami o najwyższej jakości. Co warto obejrzeć na Max, czyli dawnym HBO Max?
Mówisz HBO, myślisz Sopranos, The Wire, Gra o tron, Sukcesja, Detektyw czy Czarnobyl. Na rynku VOD pojawia się coraz więcej platform streamingowych (Netflix, Disney Plus, Apple TV+ i SkyShowtime). Jednak to HBO najbardziej wyróżnia się jakościowymi produkcjami, których może pozazdrościć każdy z konkurencyjnych serwisów.
Od lat utrzymuje wysokie standardy, dzięki czemu zdobyło grono oddanych fanów, którzy z niecierpliwością wyczekują kolejnych hitów. Często nie są one może tak mainstreamowe jak produkcje Netfliksa, ale nie bez powodu to dzieła HBO królują na listach wszech czasów. Żaden serwis VOD nie ma tylu ponadczasowych hitów i równie wielu po prostu (bardzo) dobrych produkcji.
Platforma streamingowa Max to nowa wersja wcześniej dostępnej u nas usługi HBO Max (a jeszcze wcześniej HBO GO). Nowocześniejsza (lepsza jakość obrazu i dźwięku), z ładniejszym wizualnie interfejsem i nowymi pakietami subskrypcji.
Stworzyłem rozbudowaną bazę seriali Max, które musisz obejrzeć, które nie pozostawiają widza obojętnego albo które są „tylko” albo „aż” dobre. W końcu dobrych seriali nigdy za wiele. Część z nich przedstawiłem we wcześniejszych rankingach, ale to zaledwie ułamek tego, co znajdziesz na platformie streamingowej Max.
Sprawdź koniecznie najważniejsze informacje na temat Max w Polsce:
Nie będę ukrywał swojej ogromnej sympatii do produkcji HBO, a one właśnie są najlepszym, co możesz znaleźć na platformie Max. Dla mnie niezmiennie od lat platforma oferuje produkcje najwyższej próby i wcale nie skończyła się na Sopranos, The Wire i Grze o tron. To poziom, do którego konkurencja za wszelką cenę próbuje się zbliżyć. HBO może nie zyskało w Polsce takiej popularności jak Netflix, ale popularność nie zawsze idzie w parze z jakością. Z drugiej strony HBO udowodniło wielokrotnie swoimi serialami, że jedno z drugim może się łączyć.
Sprawdź, jakie seriale musisz – albo przynajmniej warto – obejrzeć na Max (ranking ułożyłem w kolejności chronologicznej).
Oz to serial o życiu przestępców w tytułowym więzieniu o zaostrzonym rygorze w Emerald City. To miejsce pełne degeneratów (m.in. morderców, gwałcicieli), którzy muszą cały czas uważać na innych współwięźniów. Serial gwarantuje mocne doznania i wręcz wstrząsające obrazy. Zdecydowanie nie jest to produkcja dla wrażliwych odbiorców – epatuje brutalnością, przemocą i wulgarnością.
To pierwszy godzinny serial dramatyczny produkcji HBO, który dodatkowo przełamał bariery, które wydawały się w tamtym czasie nie do pokonania. To właśnie Oz wyznaczyło drogę, którą podążały kolejne seriale HBO: Sopranos czy The Wire.
Seks w wielkim mieście uważany jest za serial rewolucyjny i nie bez powodu zrobił on w latach 90. i na początku XXI prawdziwą furorę. Bohaterki, mieszkanki Nowego Jorku, rozmawiały otwarcie i z dużą swobodą i śmiałością o związkach i swoim (lub czyimś) życiu erotycznym. Wcześniej było to nie domyślenia w świecie TV. Serial bazuje na książce Candace Bushnell o tym samym tytule i opowiada o losach Carrie Bradshaw (Sarah Jessica Parker) i jej przyjaciółek – Miranda Hobbes (Cynthii Nixon), Samanthy Jones (Kim Cattrall) i Charlotte York (Kristin Davis).
O Rodzinie Soprano krytycy i fani napisali już wszystko, co można było napisać. To jeden z najlepszych seriali wszech czasów, a także tytuł, który od lat znajduje się w moim TOP3. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów kina gangsterskiego, ale także po prostu dobrych (serialowych) dramatów.
Wyjątkowy serial, który pokazuje w krzywym zwierciadle życie Larry’ego Davida, współtwórcy Kronik Seinfelda, jednego z najważniejszych sitcomów w historii. Mimo aż kilkunastu sezonów nadal ogląda się go wyjątkowo dobrze (w odpowiednich dawkach). Sytuacje, w jakich znajduje się neurotyczny i ekscentryczny milioner Larry, potrafią rozbawić do łez. Na dłuższą metę jest nieco zbyt powtarzalny, przerysowany i meczący, ale nie mogę nie polecić go wszystkim tym, którzy szukają satyrycznego serialu w (zwykle) doskonałym wydaniu.
Jeden z najwybitniejszych serialowych dramatów w historii – nie tylko HBO (Max). Opowiada o życiu Fischerów, którzy prowadzą zakład pogrzebowy w Los Angeles. Muszą oni poradzić sobie ze śmiercią głowy rodziny.
Sześć stóp pod ziemią, magnum opus Alana Balla, jest niezwykłe w swojej zwykłości. Nie ma drugiej takiej produkcji, która w taki sposób opowiada o śmierci zwykłych ludzi. Czasem poważnie, czasem z potężną nutą czarnego humoru – wszystko w odpowiednich proporcjach, w zależności od sceny. Nie sposób nie pochwalić też absolutnie rewelacyjnego zwieńczenia sagi Fischerów. Mało który serial trzyma tak równy poziom przez wszystkie sezony i nie zawodzi finałem.
Absolutnie perfekcyjny kryminał – tak powinna wyglądać każda produkcja serialowa o pracy policji. Realistyczny do bólu, co nie powinno dziwić. Showrunner, David Simon, pracował kilkanaście lat jako reporter policyjny. Można się kłócić o to, który serial HBO jest lepszy: The Wire czy Sopranos. Oba znajdują się na samym szczycie wielu list wszech czasów (w pełni zasłużenie). Sam stawiam chyba odrobinę wyżej ten drugi, ale obie produkcje są bez dwóch zdań wybitne.
Z przykrością stwierdzam, że takich produkcji już się nie robi. David Simon powrócił w 2022 roku do Baltimore w miniserialu Miasto jest nasze, ale to jednak zupełnie coś innego i niestety jakościowo nie dorasta do pięt The Wire.
Nie mogę darować HBO, że skasowało tak świetny i klimatyczny serial jak Carnivale, który estetycznie nawiązuje chociażby do Twin Peaks. Daniel Knauf przedstawił motyw walki dobra ze złem w niezwykłym wydaniu. Niestety, ogromny budżet i niezbyt duża popularność wpędziły produkcję do grobu. Akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, które dotknął wielki kryzys gospodarczy (trwał on w 1929-1933 i nazywany był wielką depresją).
Główny bohater, Ben Hawkins (Nick Stahl), jest uciekinierem obdarzonym niezwykłą mocą uzdrawiania. Wyrusza w podróż z tytułową trupą cyrkowców, by ostatecznie stanąć oko w oko z przeznaczeniem. Nie chcę jednak zdradzać szczegółów na temat fabuły, bo tajemnice są największą siłą Carnivale. Gorąco namawiam, by przekonać się samemu, czy jest tak rzeczywiście.
Tak udanych serialowych westernów jak Deadwood jest tyle, co kot napłakał. To wielokrotnie nagradzana produkcja – opowiada o życiu w tytułowym miasteczku, które przyciąga uwagę śmiałków chcących odnaleźć złoto. Deadwood jest jak (anty)westernowe Sopranos, w którym poznasz całą masę wielowymiarowych postaci i posłuchasz rewelacyjnie napisanych dialogów.
Serial niestety był zbyt drogi w produkcji, a oglądalność okazała się najwidoczniej niewystarczająca, by kontynuować serię. HBO zakończyło ją przedwcześnie po raptem trzech sezonach. W 2019 roku, a więc po wielu latach od zakończenia serialu, pojawił się film, który jest (niestety średnio udanym) zwieńczeniem historii o Alu Swearengenie czy Setcie Bullocku.
To idealny serial dla tych widzów, którzy szukają czegoś o życiu w Hollywood w mniej poważnym wydaniu. To historia Vicenta Chase’a, który jest na początku swojej wielkiej kariery aktorskiej. Jest ona inspirowana prawdziwym życiem popularnego aktora Marka Wahlberga, a na jego agencie wzorowana była postać Ariego Golda.
4-osobowa paczka zapewnia tony (głupawego) humoru i komicznych sytuacji, które wywołują salwy śmiechu. Teksty Ariego Golda i Johnny’ego Dramy są bezbłędne i tylko dla nich warto obejrzeć ten serial. Po latach powstał też film, który jest pożegnaniem z bohaterami, ale to już nie to samo.
HBO już na początku XXI wieku nie szczędziło grosza. Niemal 10 milionów dolarów za odcinek nie robi już takiego wrażenia, jak teraz, ale 100 mln dol. na wyprodukowanie całego sezonu było w 2005 roku olbrzymią kwotą. Rzym zresztą do tej pory znajduje się wysoko na liście najdroższych seriali w historii. Duże koszty przyczyniły się ostatecznie do przedwczesnego uśmiercenia produkcji.
Nie sposób jednak nie docenić tytułu i jego wpływu na późniejsze seriale. Gra o tron mogłaby nie być tym samym dziełem, gdyby nie Rzym. Choć w produkcji pojawiają się takie postacie, jak Juliusz Cezar (Ciaran Hinds), Marek Antoniusz (James Purefoy) czy Brutus (Tobias Menzies), to wydarzenia poznajesz z perspektywy centurionów Tytusa Pullo (Ray Stevenson) i Lucjusza Vorenusa (Kevin McKidd), co stanowi dość zaskakujący i ciekawy zabieg narracyjny.
Produkcji HBO daleko do doskonałości (co częściowo wynika ze skrócenia 5 sezonów do ledwie 2), ale nawet dziś potrafi zachwycić rozmachem, realizmem czy scenografią. Nie spodziewaj się tylko pełnej zgodności z historią.
Historia mormona-poligamisty Billa Henricksona (Bill Paxton), który codziennie zmaga się z trudami bycia w związku z trzema żonami (Barb, Nicki i Margene). Mieszka on na przedmieściach Salt Lake City (Utah w USA) i stara się ukrywać swoje prawdziwe życie przed sąsiadami. Trudno znaleźć drugi taki serial.
True Blood to jeden z kilku przykładów w tym zestawieniu, które zaczynają od całkiem wysokiego poziomu, ale kończą – niestety – marnie. Seriali o wampirach nie ma zbyt wielu, a ten jest nawet niezły do trzeciego sezonu (z pozostałych może tylko 5 jest jeszcze akceptowalny, w którym poznasz bliżej wampirzą radę). I tylko ze względu na te pierwsze sezony zamieściłem tutaj serial Alana Balla.
Czysta krew opiera się na serii książek Charlaine Harris, a jej główną bohaterką jest Sookie Stackhouse (Anna Paquin), która potrafi czytać w myślach. Jej niezwykłość wzbudza zainteresowanie wampira Billa (Stephen Moyer). Pozornie brzmi jak Zmierzch, ale temu serialowi daleko do niego, oj, daleko…
Czego tu nie ma: wilkołaków, wróżek, absurdów, nadmiaru seksu i ucieczki w poetykę gore. W True Blood brutalność jest na porządku dziennym, a krew tryska aż miło. Szkoda tylko, że ostatnie sezony przesadnie poszły w tanie romansidło z wampirami w tle…
Jak sama nazwa wskazuje, to serial o psychoterapeucie Paulu Westonie i jego pacjentach. W gabinecie przewijają się głównie bogacze (lub dzieci takowych), ale nie oznacza to, że wszystkie ich problemy są przesadnie oderwane od kłopotów, z jakimi zmagają się zwykli ludzie. Dziś serial, która jest adaptacją izraelskiej produkcji BeTipul), może jednak trącić myszką. HBO stworzyło w okresie pandemii bardziej współczesną, miniserialową wersję Terapii, którą również polecam.
Absurdalna historia o byłym bejsboliście Kennym Powersie (Danny McBride), który zakończył swoją karierę sportową z hukiem i równie szybko, jak zaczął. Mimo to wciąż marzy mu się wielka sława. Spodziewaj porządnej porcji głupawego, wręcz durnego i absurdalnego humoru. Jeśli polubisz styl seriali z McBride’em, sięgnij też po pozostałe produkcje: Wicedyrektorów (najsłabszy z trzech wymienionych) i Prawych Gemstonów, których także opisałem w tym zestawieniu.
To kolejna produkcja Davida Simona – tym razem na tapet wziął Nowy Orlean i życie tamtejszych mieszkańców po szkodach, jakie wyrządził w 2005 roku huragan Katrina. Sporą rolę odgrywa w serialu wątek policji, niestety nie spełnił on ostatecznie oczekiwań. Niemniej jednak Treme to porządny dramat, w którym również muzyka, jakże charakterystyczna dla Nowego Orleanu, odgrywa znaczącą rolę, tak jak zresztą w życiu mieszkańców miasta Louisa Armstronga.
Rodzina Soprano to niejedyny jakościowy serial gangsterski w ofercie HBO Max. Boardwalk Empire może nie ociera się o geniusz, jak produkcja Davida Chase’a, ale również potrafi zachwycić. Scenografią, klimatem lat 20. i 30. w USA (głównie Atlantic City), złożonymi, nieoczywistymi postaciami, polityczną intrygą i walką o władzę – serial gwarantuje niezapomnianą podróż po Stanach Zjednoczonych w okresie prohibicji.
Historia Nucky’ego Thompsona (Steve Buscemi) opiera się luźno na życiu Enocha L. Johnsona, który rządził Las Vegas wschodniego wybrzeża przez 30 lat. Obraz serialu psuje finałowy sezon, który okazał się srogim rozczarowaniem. Niemniej jednak fanom mafijnych produkcji (i nie tylko) polecam z całego serca.
Gra o tron zaczęła z wysokiego C, utrzymując bardzo wysoki poziom do 4. sezonu włącznie, gdy jeszcze starczyło materiału źródłowego. Od piątego zaczyna się nieco psuć, który ma coraz mniej wspólnego z książkami. Jednak w ogólnym ujęciu zarówno 5., jak i 6. sezon trzymają jeszcze niezły poziom.
Ostatnie dwa już mają tylko wybrane momenty i sceny zapadające w pamięć, ale scenariuszowo serial leci na łeb, na szyję. Trzyma bardzo wysoki poziom do czasu, gdy twórcy, David Benioff i D.B. Weiss, bazują głównie na cyklu George’a R.R. Martina. Potem już nawet sam autor powieści miał coraz mniej wkładu w wygląd Gry o tron, a showrunnerowie gnają na potęgę z wydarzeniami.
Niemniej jednak – mimo coraz częstszych upadków niż wzlotów – polecam obejrzeć całość. To niezapomniana przygoda – próżno szukać drugiego takiego serialu. No może z wyjątkiem Rodu smoka, który dopiero startuje, ale już zapowiada się równie obiecująco.
Dziewczynom najbliżej do Seksu w wielkim mieście – opowiadają one o zwyczajnym życiu równie zwyczajnych 20-kilkulatek w Nowym Jorku, które szukają swojej drogi. Szczerze, bez lukrowania, poruszają ważne tematy i nie dotyczą one tylko relacji damsko-męskich. W serialu śledzisz losy Hannah (Lena Dunham), która marzy by być pisarką, i jej przyjaciółek: Jessy (Jemima Kirke), Shoshany (Zosia Mamet) i Marnie (Allison Williams).
Dominujący podczas Emmy w latach swojego szczytu serial komediowy opowiada o amerykańskiej polityce w sposób kpiący, jak na satyrę przystało. Główną bohaterką jest wiceprezydent Selina Meyer (Julia Louis-Dreyfus), a produkcja przybliża pracę jej biura administracji. Konstrukcyjnie serial przypomina w dużej mierze popularne Biuro (The Office). Znajdziesz w nim błyskotliwe dialogi i dobrze napisane postacie. Mam tylko jeden z nim problem: serial jest mocno hermetyczny. Musisz całkiem dobrze orientować się w polityce, by wyłapać wszystkie żarty i docenić w pełni Veep.
W serialach m.in. szukam emocji i obrazów, które nie pozostawiają widza obojętnego. O niewielu jednak produkcjach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to wręcz emocjonalne petardy. Do wyjątków zaliczają się Pozostawieni. Ta trzysezonowa przygoda to fenomenalne kino, w którym zniknięcie 2% całej populacji stanowi raptem tło.
Serial Damona Lindelofa (Zagubieni) to przede wszystkim dramat o ludziach, którzy nie potrafią sobie poradzić z utratą najbliższych. Wątek science fiction jest ledwie namacalny. Nie znajdziesz tutaj odpowiedzi na pytanie: gdzie i dlaczego zniknęło 140 mln ludzi? Dostaniesz za to potężną dawkę emocji.
Serial dla prawdziwych geeków – to historia o ambitnych chłopakach zafascynowanych nowymi technologiami, którzy marzą o tym, by odnieść sukces. Tytułowa Dolina Krzemowa to idealne miejsce dla kogoś takiego, jak Richard (Thomas Middleditch), który jest wybitnym programistą odpowiedzialnym za stworzenie przełomowego algorytmu do kompresji danych. Serial HBO pokazuje pełną wybojów drogę budowania technologicznego start-upu – oczywiście w luźniejszym, przerysowanym wydaniu.
Nie ma popularniejszego sportu w USA niż futbol amerykański. Aż dziw, że HBO nie ma więcej takich seriali w ofercie jak Gracze z Dwaynem Johnsonem, który w latach studenckich grał w futbol. The Rock jest odtwórcą głównej roli – Spencera Strasmore’a, byłego zawodnika NFL, który teraz próbuje swoich sił jako menedżer i mentor byłych i aktywnych sportowców.
To produkcja trochę w klimacie Ekipy – lekka, przyjemna i (tylko czasem) zabawna. Nie musisz interesować się futbolem amerykańskim, by czerpać frajdę z oglądania serialu. Nie jest to nic wybitnego, ale koniec końców prezentuje niezły poziom przez wszystkie sezony.
Westworld, czyli jeden z najhuczniej zapowiadanych seriali HBO ostatnich lat, to piękne widowisko, które niestety z sezonu na sezon stacza się coraz bardziej. Fabuła coraz bardziej ucieka w rejony filozoficzne, zdaniem wielu widzów ocierając się o bełkot.
Serial od początku był planowany na pięć sezonów, ale HBO przedwcześnie go zakończyło. Osobiście, jeśli miałbym polecać, to tylko pierwsze 2 sezony (zwłaszcza pierwszy). Ostatnie dwa sezony, które miały podnieść stawkę jeszcze wyżej, przenosząc nas z parków rozrywki (Dzikiego Zachodu i feudalnej Japonii) do Los Angeles, okazały się niewypałem. Płytkim fabularnie i przesyconym nudną akcją i jeszcze nudniejszymi dialogami. A paradoksalnie rozmach, z którego słynął serial, kompletnie się ulotnił…
Westworld to historia o tym, jak z intrygującego serialu o sztucznej inteligencji przemienił się w bełkotliwą, mało angażującą, schematyczną opowieść, która nieustannie zatacza koło. Mimo narzekań polecam serdecznie pierwszą i ewentualnie drugą serię. Może być też tak, że i pozostałe serie Ci się spodobają, nawet bardziej niż początkowe, ale moim zdaniem to zjazd po równi pochyłej.
Uwaga: serial nie jest obecnie dostępny na platformie Max, ale jest szansa, że prędzej czy później wróci.
Serial komediowy z Issą Rae (scenarzystka i odtwórczyni głównej) przedstawia trudy zwyczajnego życia dwudziestokilkuletniej Afroamerykanki w Los Angeles. Nie brakuje tutaj sporej dawki niezłego humoru i wyśmiewania stereotypów. To dość niszowa produkcja, której jednak warto dać szansę, jeśli szukasz seriali o pokoleniu, które weszło w dorosłość, ale wciąż czuje się zagubione, niepewne i szukające właściwej drogi w życiu.
100-milionowe dzieło, któremu nie pomógł nawet sam Martin Scorsese, producent i reżyser pilota. Vinyl jest magiczne, a niekiedy bywa wręcz surrealistyczne. Odwiedzisz w serialu Nowy Jork z lat 70. XX wieku i zasmakujesz muzycznego życia razem z Richim Finestrą (Bobby Cannavale), szefem wytwórni American Century Records. Ten 10-odcinkowy serial, którego klimat przywodzi nieco późniejsze The Deuce, to jedna wielka impreza, na którą musisz się udać.
Uwaga: serial nie jest obecnie dostępny na platformie Max.
Serial opowiada o początkach przemysłu pornograficznego w Nowym Jorku, który zaczyna rozkręcać się w latach 70. XX wieku. David Simon od początku rozpisał The Deuce na trzy sezony, którym daleko do szokującej, wulgarnej i epatującej seksem wydmuszki. Twórca The Wire i Treme podszedł do tematyki jak zwykle z iście dziennikarską dbałością o szczegóły. W serialu urzekają: obraz brudnego Nowego Jorku, scenografia i kostiumy, a także pierwszorzędna gra aktorska (pierwsze skrzypce grają Maggie Gyllenhaal i James Franco w podwójnej roli).
Tytuł z Nicole Kidman, Reese Witherspoon, Shailene Woodley i Alexandrem Skarsgardem początkowo miał być miniserialem, ale komercyjny sukces przełożył się na zamówienie (wyraźnie słabszego) 2. sezonu. Do doborowej obsady dołączyła prawdziwa legenda kina, Meryl Streep, ale ostatecznie zabrakło w nim tajemnicy i magii pierwszej serii.
To historia kilku matek, które wiodą pozornie idealne życie w spokojnym, nadmorskim miasteczku Monterey w Kalifornii. Spokój ten zaburza sprawa morderstwa, co dodaje serialowi pikanterii. Niby nic szczególnego, ale pod względem aktorskim i realizacyjnym jest to najwyższa możliwa półka. I ta perfekcyjnie dopasowana do panującej w serialu atmosfery muzyka, ach!
Nie jasne, co dalej stanie się z serią. HBO ani nie zakończyło, ani nie anulowało Wielkich kłamstewek. Jest więc szansa na to, że 3. sezon powstanie. Pytanie, czy faktycznie jest on potrzebny?
Bez wątpienia jedna z najlepszych produkcji HBO ostatnich lat, a może nawet jedna z najlepszych w całej historii stacji. Zgarniała nagrody rokrocznie, a z każdym kolejnym sezonem podnosiła poprzeczkę jeszcze wyżej.
Losy rodziny medialnego magnata Logana Roya (Brian Cox), które inspirowane były postacią Ruperta Murdocha, właściciela News Corporation, ogląda się z nieskrywaną przyjemnością. Absurdalne zachowania bohaterów, cięty humor, tony sarkazmu i ciągłe wbijanie noża w plecy sobie nawzajem w najmniej spodziewanych momentach. Sukcesja jest jak znakomite słodycze – w miarę jedzenia chce się więcej i więcej. A serial obdarowuje nas z nawiązką, oj, z nawiązką…
Ekranizacja powieści o tym samym tytule Eleny Ferrante, które przedstawiają historię przyjaźni Eleny Greco i Rafaelli Cerullo (zwanej także Lilą). Śledzisz losy bohaterek, które poznają się w szkole podstawowej, na przestrzeni aż 60 lat.
Barry to historia o byłym żołnierzu, który po powrocie do USA stał się świetnym w swoim fachu płatnym zabójcą. Takie życie zawodowe jednak zaczyna go coraz bardziej męczyć, więc szuka odmiany. Odnajdują ją w… aktorstwie, uczestnicząc w kursie dla amatorów. Postać Barry’ego (Bill Hader) przypomina mi trochę Dextera, a – często dramatyczne – sytuacje, w jakich odnajduje się bohater często bawią mnie do łez.
Nie jest to jednak czysta komedia, zwłaszcza w dalszych sezonach, które uderzają w coraz poważniejsze tony. Barry doskonale jednak radzi sobie, by zachować odpowiednią równowagę między (czarną) komedią a dramatem. Niech tylko Cię nie zmyli lekkość tego serialu…
Komediowy serial o tytułowej rodzinie celebrytów-teleewengalistów, którzy zamieniają religię w wielomilionowy biznes. Nadal jest w nim potężna dawka charakterystycznego dla produkcji Danny’ego McBride’a (prymitywnego) humoru, ale tym razem jest ona nieco lepiej wyważona. Subtelności tu brak – za to jest sporo absurdalnych sytuacji, które mogą bawić, ale nie muszą. Ostrzegam: ten serial może równie zachwycić, co zniechęcić.
Euforia z fenomelną Zendayą jest określana wręcz rewolucją wśród seriali young adult. Jest ona bardziej adult niż young – to produkcja o nastolatkach, ale dla dorosłych, która gwarantuje emocjonalny rollercoaster. Dosadnie i bardzo realistycznie pokazuje nie tylko niszczycielskie życie osoby uzależnionej od np. narkotyków, ale także to, z czym muszą się zmagać jej rodzice lub bliscy.
Niektórzy, bardziej wrażliwi widzowie krytykują to, jak Sam Levinson, twórca serialu, który sam zmagał się z uzależnieniem, i HBO próbują na siłę szokować Euforią. Serial w końcu aż nazbyt epatuje wulgarnością, przemocą i seksem. Posądza się go nawet o to, że promuje dawanie sobie w żyłę (!). O tym, czy te zarzuty są słuszne, czy nie, musisz się sam przekonać. Jedno mogę zdradzić – po obejrzeniu Euforii raczej nie pozostaniesz obojętny.
Komediowy thriller o stewardesie Cassie (Kaley Cuoco), której życie zmienia się o 180 stopni podczas jednej nocy z niejakim Alexem (Michiel Huisman). Serial nie należy do najlepszych seriali z tego zestawienia. Jednak duża dawka czarnego humoru, kombinacje z formą i coraz bardziej zaskakujące i absurdalne sytuacje, w której znajduje się bohaterka, potrafią przykuć do ekranu. Drugi sezon, który przestaje opierać się na książce, uważam za lepszy, choć do ideału wciąż wiele brakuje.
Lata 30. XX wieku, Los Angeles i wzięty adwokat… no dobra, przynajmniej w książkach Erle’a Stanleya Gardnera. W serialu bohaterem jest zapijaczony detektyw od siedmiu boleści, które życie prywatne jest dalekie od poukładanego. Perry Mason dość dobrze oddaje klimat tamtych czasów, a sam obraz ogląda się nie najgorzej. Jest to do bólu klasyczny kryminał, bez jakichkolwiek fajerwerków.
Możesz się rozczarować, jeśli masz za sobą książki. Najlepiej o nich zapomnij – potraktuj serial o Perrym Masonie jako kompletnie niezależne dzieło. Warto mimo wszystko obejrzeć, zwłaszcza lepszy drugi sezon.
Serial zachwyca rześkością, luzem i błyskotliwymi dialogami; powiem nawet więcej – orzeźwia lepiej niż Sprite i Fanta razem wzięte. To pozornie prosta historia o Deborah Vance (wybitna Jean Smart), legendarnej komiczce z Las Vegas. Próbuje ona za wszelką cenę utrzymać się na fali i przyciągnąć do siebie młodszą widownię z pomocą nieogarniętej życiowo asystentki Avy (Hannah Einbinder, która jest nie tylko aktorką, ale też komiczką).
Dobrych filmów o koszykówce nie brakuje – choć raczej pochodzą one z nieco już zamierzchłych czasów. Współczesność nie jest tak kolorowa – nawet netfliksowy Rzut życia (wcale nie tak dobry, jak go malują) niewiele zmienia w tym smutnym dla fanów basketu krajobrazie. Tę lukę częściowo wypełnia Winning Time, czyli efekciarski serial o wypełnionym sukcesami i mistrzostwami okresie Showtime Lakersów.
Złotą erę drużyny z Los Angeles zapoczątkowała postać Earvina „Magica” Johnsona. Rozgrywający skrzydłowy w swoim debiutanckim sezonie wygrał z Jeziorowcami mistrzostwo NBA i statuetkę MVP dla najlepszego zawodnika finałów (trochę pomogła mu w tym niefortunna kontuzja Kareem Abdul-Jabbara). To były narodziny wielkiej dynastii Lakers – sumie w latach 80. drużyna zdobyła aż 5 tytułów i 8-krotnie lądowała w finałach (z czego 4 razy z rzędu).
Szkoda tylko, że serial został skasowany po zaledwie 2 sezonach. Nie tylko nie pokazał największych sukcesów Lakersów w tym okresie, ale także zakończył go porażką w finale z Bostonem…
Tematyka piracka nie jest szczególnie eksploatowana w telewizji. Powodów jest wiele, ale w XXI wieku byliśmy świadkami śmiałych prób wskrzeszenia tego typu produkcji. Zaczęło się to od niezwykle popularnej serii filmów Piraci z Karaibów z Johnnym Deppem, ale i świecie seriali niektóre stacje podjęły odważne decyzje. Najgłośniejszym tytułem są Piraci (Black Sails) produkcji STARZ, a w 2022 roku David Jenkins z pomocą Taikiego Waititiego stworzył komediowy serial inspirowany prawdziwymi przygodami Stede’a Bonneta, pirata dżentelmena.
Nasza bandera znaczy śmierć nie jest niczym nadzwyczajnym, ale jeśli brakuje Ci korsarskich przygód, zwłaszcza w lekkim, humorystycznym tonie, może Ci się spodobać ten serial. Nie spodziewaj się jednak po nim zbyt wiele (także po żartach, które raczej są niższych lotów). To jest jeden z niewielu seriali w tym zestawieniu, które możesz pominąć i niewiele stracisz. Z drugiej strony – możesz także zaryzykować i kto wie, może przypadnie Ci do gustu bardziej niż mnie (zwłaszcza drugi sezon).
Choć Marvel dominuje w filmach, to w przypadku seriali opartych na komiksach musi się jeszcze wiele nauczyć. Na razie wszelkim próbom daleko do jakości najlepszych seriali superbohaterskich, na tle których zdecydowanie wyróżnia się Peacemaker, spin-off ostatniego Suicide Squad Jamesa Gunna.
W życiu bym się nie spodziewał, że tytułowa postać (w tej roli John Cena) ma w ogóle potencjał na głównego bohatera opowieści i oddzielną produkcję… ale myliłem się bardzo! Ogromna w tym zasługa Jamesa Gunna, którego rękę od razu idzie wyczuć podczas seansu. Przebojowe postacie, bezkompromisowe dialogi i wariacka przygoda z rewelacyjną czołówką. Jeśli po ostatnim Legionie samobójców nie masz dość, to wybór Peacemakera jest strzałem w dziesiątkę.
O ja cię! Jakie to dobre! Prawie tak jak Hacks – dynamiczne, z dobrze napisanymi i często zabawnymi dialogami i postaciami, ale tym razem o kontrowersyjnej tematyce. Minx pochodzi od nazwy pierwszego magazynu erotycznego dla kobiet (dodam, że fikcyjnego).
W serialu poznajesz (trudne) początki jego powstawania na początku lat 70. XX wieku w Los Angeles. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie feministka Joyce (Ophelia Lovibond) i niszowy wydawca Doug Renetti (Jake Johnson), którzy – mimo niezgody w wielu kwestiach – dążą po trupach do celu.
Serial został przez HBO skasowany i trafił na platformę Starz, która zakończyła Minx po dwóch sezonach.
Uwaga: serial nie jest już dostępny na platformie Max.
Nie spodziewałem się, że serial o gotowaniu, a konkretnie: o amerykańskiej kucharce Julii Child, prawdziwej legendzie i autorce słynnej książki Francuska sztuka gotowania, tak mnie urzeknie. Dobrze wyważony balans między dramatem a komedią na pewno pomaga w odbiorze. Jest to serial, która przedstawia początki telewizyjnej kariery Julii Child (absolutnie rewelacyjna Sarah Lancashire), która staje się twarzą Francuskiego Szefa Kuchni. Dziś nazywana jest pionierką programów kulinarnych w TV.
Moja fascynacja japońską innością nieco się ulotniła w ostatnich kilku latach. Jednak Tokyo Vice, które wyciąga największe brudy, pokazując przestępcze oblicze Kraju Kwitnącej Wiśni, przypomniało mi, jak niegdyś z zachwytem patrzyłem na Japonię i jej kulturę.
Serial Tokyo Vice, który świetnie pokazuje nie tylko mroczniejszą stronę Tokio, sprawił, że nastąpił (delikatny) nawrót tej fascynacji. Dawno nie urzekł mnie tak żaden nowy serial. Może dlatego, że kryminałów, zwłaszcza w tak smakowitym wydaniu, mocno brakuje mi zarówno w światku filmowym, jak i serialowym.
Drugi sezon jest chyba nawet jeszcze lepszy! Jednocześnie jest on również zwieńczeniem Tokyo Vice, na szczęście zamykającym kluczowe wątki.
Prequel Gry o tron – w odróżnieniu wielu innych spin-offów – nie jest produkcją, którą HBO stworzyło na siłę, by kuć żelazo, póki gorące. To, że przypomina poprzedni serial w świecie wykreowanym przez George’a R.R. Martina, jest czymś naturalnym. Według mnie czerpie to, co najlepsze z Gry o tron, i zachwyca rozmachem od samego początku. Pierwszy sezon jest tylko wprowadzeniem do czegoś, czego nie widzieliśmy w żadnej serii Game of Thrones. Uwierz mi, warto będzie czekać na widowisko, jakie czeka nas w kolejnych sezonach.
Czy Ród smoka okaże się równie hitowym spin-offem, jakim okazało się Better Call Saul po sukcesie Breaking Bad? Czy przebije Grę o tron i odnajdzie własną tożsamość? Pierwsza seria jest obiecująca i przypomina pierwsze, dość „surowe” sezony adaptacji Pieśni lodu i ognia, i to jest ogromna zaleta. Ród smoka jest dokładnie taki jak Ogień i krew: bezkompromisowy, pełny majestatycznych smoczych bestii i politycznych machinacji, które skończą się rozlewem targaryeńskiej krwi.
Przeczytaj również:
Byli tacy, co nie wierzyli w ten projekt. Ale trudno było nie wierzyć, mając na pokładzie twórcę rewelacyjnego Czarnobyla. Craig Mazin połączył siły z ojcem gamingowej serii The Last of Us, Neilem Druckmannem, i stworzyli najlepszą do tej pory adaptację gry wideo. Co więcej, nie jest ona przełożeniem i 1:1, a pogłębia niektóre wątki (np. początki wybuchu pandemii czy historia Billa i Franka), pokazując ich nowe oblicze.
To opowieść drogi Joela i 14-letniej Ellie przez zniszczony świat opanowany przez swojego rodzaju zombie. Jednak umarlaki w wydaniu The Last of Us różnią się od innych tego typu historii. Nawet jeśli nie uważasz się za fana tego rodzaju rozgrywki, to obejrzeć warto. To nie jest bezmyślny akcyjniak, a emocjonujący dramat pełną gębą.
Drugi sezon The Last of Us wyjdzie w 2025 roku, prawdopodobnie na początku. Cała historia zamknie się najpewniej w 3-4 sezonach, chyba że Naughty Dog stworzy w najbliższych latach trzecią część gry.
Przeczytaj:
HBO nie wyprodukowało wielu polskich seriali, ale są one godne uwagi i docenione nie tylko przez Polaków. Sprawdź najciekawsze propozycje:
Jest to polska wersja Terapii, wcale nie mniej udana. To także pierwsza oryginalna rodzima produkcja HBO.
To serial kryminalny, którego akcja rozgrywa się w Bieszczadach, a bohaterami są funkcjonariusze Straży Granicznej.
Serial, który ukazuje mroczną stronę stolicy Polski, jest luźno oparty na powieści o tym samym tytule Jakuba Żulczyka. Przedstawia on tydzień z życia Kuby Niteckiego (Kamil Nożyński), warszawskiego dilera narkotyków.
Odwilż jest pierwszym i ostatnim polskim serialem produkcji HBO Max. Akcja rozgrywa się w Szczecinie, gdzie policja odnajduje ciało młodej kobiety. Dochodzeniem kieruje Katarzyna Zawieja (Katarzyna Wajda), która odkrywa, że to nie jest wyłącznie sprawa morderstwa.
HBO to nie tylko wielosezonowe i wielowątkowe historie – to także antologie i miniserie, które tworzą zamkniętą całość w ramach jednego sezonu. Tych powstaje całkiem sporo, co nie dziwi, bo nie wszyscy chcą pozostawać z danym serialem na lata. Raz, że nie pochłaniają tyle czasu, co tradycyjne seriale, a dwa: nie musisz czekać kolejnego roku (czasem nawet dłużej) na ciąg dalszy historii.
Poznaj więcej polecanych seriali – tym razem w formie limitowanej (miniseria) i antologii (każdy sezon przedstawia nową historię z często innymi bohaterami).
Szukasz więcej godnych polecenia seriali? Zapoznaj się również z pozostałymi zestawieniami:
Jeśli szukasz telewizora do oglądania seriali HBO Max i innych usług VOD, sprawdź nasze rankingi TV: