Huawei FreeBuds Pro to najnowsze i obecnie najbardziej zaawansowane słuchawki true wireless w portfolio tego producenta. Ich najmocniejszymi atutami mają być: inteligentna redukcja szumów, lepsze brzmienie, długi czas pracy i oryginalny design. W skrócie: wszystko, czego oczekuje się od dobrych TWS. A czy takie właśnie są Huaweie FreeBuds Pro, dowiecie się z recenzji.
Kiedyś już chyba napisałem, że Huawei to marka, która przyzwyczaiła, że swoje produkty dostarcza w eleganckich i solidnie wykonanych opakowaniach. FreeBudsy Pro na pewno nie skłonią mnie do zmiany zdania. No chyba że na jeszcze lepsze – to przez świetny sposób zagospodarowania przestrzeni. Słuchawki są tak sprytnie zapakowane, że opakowanie udało się zmniejszyć o przynajmniej połowę względem wymiarów paczuchy skrywającej FreeBudsy 3. Troska o środowisko? Idący z duchem czasów minimalizm? Pewnie jedno i drugie. A ja jestem pod sporym wrażeniem.
Wewnątrz dość ciężkiego jak na swoje wymiary pudełeczka znalazłem:
Pierwsze wrażenie jest więc jak najbardziej pozytywne. Widać dużą staranność wykonania, a sama oprawa produktu rzeczywiście sprawia wrażenie pro.
FreeBudsy Pro należą do tych słuchawek true wireless, które wyposażono w antenki. Już na pierwszy rzut oka widać, że to kompaktowa i dobrze wyważona konstrukcja. Tylko te antenki (a może raczej „kolumienki”) wydają się nieco zbyt masywne. Ma to jednak swoją przyczynę, gdyż służą one do sterowania. Ale o tym za chwilę.
Otrzymałem do recenzji srebrne słuchawki Huawei FreeBuds Pro. Pod kątem designu niewątpliwie są one ciekawą propozycją. Mnie nie urzekają, zwłaszcza przez błyszczące tworzywo sztuczne, które zbiera odciski palców i zdaje się dość mocno przykuwać uwagę. Rozumiem jednak, że te słuchawki dokładnie takie miały być – wyraziste. I ten efekt ich twórcom udało się osiągnąć.
Etui ma owalny kształt i jest wykonane z solidnego, masywnego tworzywa sztucznego, którego faktura NIE ŁAPIE odcisków palców. Klapka bardzo dobrze przylega, a do jej podniesienia trzeba użyć nieco siły. Nie ma więc groźby przypadkowego otwarcia się transportera.
Ale jest za to inna groźba. Jaka? Taka, że podczas próby wyciągnięcia słuchawek lub schowania ich do etui wpadniecie w szał i coś wyląduje na podłodze. Po pierwsze: kopułki są śliskie, a ich główki zaokrąglone. Trudno je więc dobrze złapać. Po drugie: magnes dość mocno je „trzyma”. Początkowo każda próba wyjęcia słuchawek miała u mnie co najmniej kilka podejść. To było frustrujące, ale z czasem doszedłem do wprawy i już wiem, gdzie ułożyć palce. Kiedy natomiast chce się słuchawki schować, trzeba ułożyć je pod odpowiednim kątem. To dlatego, że „antenki” są prostopadłościanami. Powiem tylko tyle: w ciemności nie udało mi się jeszcze ani razu bezproblemowo umieścić kopułek w ich domku (aktualizacja: udało mi się 29 listopada, ale słuchawki mam od 10).
Na etui znajduje się przycisk parowania słuchawek. Jest sprytnie zamaskowany i nie wystaje nawet o pół milimetra. Tuż obok wejścia USB C umieszczono diodę informującą o stopniu naładowania case’a, a wewnątrz jeszcze jedną – pokazującą poziom energii słuchawek.
Specyfikacja i wymiary słuchawek Huawei FreeBuds Pro przedstawiają się następująco:
Dokanałowe, true wireless.
Bluetooth 5.2,
SBC, AAC.
20 Hz – 20 kHz.
Dynamiczne o średnicy 11 mm.
FreeBudsy Pro – w porównaniu do poprzednich generacji TWS Huaweia – są zdecydowanie najmniejsze. Nadrabiają za to wagą – identyczną jak FreeBudsów Lite. Taka sama jest też pojemność baterii. Ale – i tu oklaski – w wersji PRO czas pracy został znacznie wydłużony. Niemające ANC FreeBudsy Lite grały około trzech godzin. Bez tej funkcji Pro mogą dobić do aż siedmiu.
W słuchawkach umieszczono przetwornik dynamiczny o średnicy 11 mm. To o milimetr więcej niż w nieźle grających FreeBudsach 3i. I choć nie ma co fantazjować o jakości brzmienia na podstawie tej wartości, to jednak można nieśmiało przypuszczać, że będzie ono dość mocne i donośne.
Jeszcze kilka zdań o aktywnym tłumieniu. Producent zapewnia, że to zupełnie nowa jakość, a specyfikacja zdaje się to potwierdzać. We FreeBudsach 3i, które w tym aspekcie radziły sobie dobrze i bardzo skutecznie eliminowały dźwięki o niskiej częstotliwości, skuteczność tłumienia wynosiła 32 dB. We FreeBudsach Pro to aż 40 dB.
I kiedy wydaje się, że FreeBudsy Pro to progres pod każdym względem, wzrok pada na te nieszczęsne kodeki. Nadal do dyspozycji są tylko SBC i AAC. Mój smartfon domyślnie ustawiał ten drugi.
Ale jest też dobra, choć akurat średnio pocieszająca wiadomość. Nie tak dawno na polski rynek trafiły słuchawki Huawei FreeBuds Studio. Ta nauszna konstrukcja zamknięta obsługuje kodek Hi-Res Audio L2HC (prędkość do 960 kb/s). Słuchawki można znaleźć w ofercie x-komu:
Kiedy moje drżące (ze złości) ręce poradziły już sobie z wyjęciem FreeBudsów z etui, spadł na mnie kolejny cios. Pierwszy kontakt słuchawek z uchem był zdecydowanie średnio przyjemny. Trochę dlatego, że słuchawki „dziwnie” leżały, a trochę też z powodu wrażenia, że one zaraz wypadną i staną się łupem któregoś z moich kotów. Od razu jednak uspokajam. W gruncie rzeczy FreeBudsy Pro to naprawdę wygodne słuchawki. Trzeba tylko znaleźć na nie sposób. W moim przypadku recepta na sukces wyglądała tak:
Dziwne i nie do końca przyjemne wrażenie towarzyszące początkowemu użytkowaniu FreeBudsów Pro wynikają najpewniej z tego, że tuba dźwiękowa ma owalny profil. Tak też wyglądają silikonowe nakładki. Dlatego podczas zakładania słuchawki należy delikatnie umieścić przy samym wejściu kanału, a potem delikatnie ułożyć w taki sposób, jaki będzie najodpowiedniejszy (tu dobrze kierować się wyczuciem i sprawdzać w aplikacji). To powinno pomóc się do nich przyzwyczaić i osiągnąć satysfakcjonujący komfort.
Jak przystało na dobre słuchawki true wireless, FreeBudsy Pro oferują obsługę dotykową. Co więcej, producent zdecydował się na oryginalne i funkcjonalne rozwiązanie, które moim zdaniem sprawdza się znakomicie. No może z jednym wyjątkiem.
Rolę paneli kontrolnych pełnią w tych słuchawkach antenki. Aby wywołać jakąś funkcję, trzeba:
Co najlepsze, każde ściśnięcie jest potwierdzane delikatnym, mechanicznym kliknięciem, które zawsze dobrze słychać.
FreeBudsom Pro można wydać następujące komendy:
Choć w teorii może to wyglądać skomplikowanie, jest znacznie prostsze, niż się wydaje. Gesty szybko wchodzą w krew i niezauważalnie zaczyna się stosować je nieświadomie. To chyba najlepszy wyraz uznania.
Ale żeby nie było za słodko, zwracam uwagę na jeden, ale denerwujący minus. Jeśli chce się poprawić ułożenie słuchawek, łapiąc za kopułkę, trzeba zrobić to bardzo delikatnie. W przeciwnym razie odtwarzanie może zostać zapauzowane. Ewentualnie da się też złapać za czubek antenki (odradzam, mało precyzyjne) lub bliżej główki (to działa całkiem nieźle). Dodam jeszcze, że w niektórych sytuacjach pogłaśnianie lub przyciszanie może być odrobinę irytujące.
Pracą Huaweiów FreeeBuds Pro można zarządzać z poziomu aplikacji AI Life. Ale jest tu mały haczyk – nie może to być wersja ze sklepu Google Play, bo ta nie wykrywa nowych słuchawek (FreeBudsów Pro oraz FreeBudsów Studio). Dla użytkowników najświeższych smartfonów z logo Huaweia nie będzie to problem. A co z tymi, którzy mają inne androidy? Ja pobrałem apkę ze smarthome.hicloud.com i od razu udało się sparować ze słuchawkami. Później zorientowałem się, że odnośnik do pobrania jest również na stronie producenta.
Sama aplikacja jest nieco okrojona. Daje dostęp do następujących informacji:
Pozwala również skorzystać z następujących funkcji:
Ta opcja jest dla mnie nowością. Na Geeksie pisał już o niej Bartek – w recenzji Airpodsów Pro. Rozwiązanie zastosowane w Huaweiach wydaje się bardzo podobne. Należy umieścić słuchawki w uszach, a następnie włączyć testowe nagranie. Po chwili dla każdej ze słuchawek wyświetla się stosowna informacja. Szkoda tylko, że brakuje dokładniejszych wskazówek, co zrobić, gdy to dopasowanie nie jest idealne. A gra wydaje się warta świeczki, bo chodzi o poprawienie basów oraz izolacji biernej i działania ANC.
W tym aspekcie nie miałem z FreeBudsami Pro żadnych problemów. Słuchawki mogą być aktywnie sparowane z dwoma urządzeniami. Trzeba tu dodać, że jeśli jedno z tych urządzeń to Huawei, to właśnie ono będzie pierwszym wyborem.
Nie ma opcji sparowania jednej słuchawki, ale dowolną z nich można umieścić w etui, a muzykowanie lub słuchanie podcastu – kontynuować w tej drugiej. Za to plus.
Na koniec jeszcze jedna, ale dość ważna informacja. Sparowane z moim Dellem, FreeBudsy Pro mają opóźnienie około 200-300 ms. Nie jest to szczególnie dokuczliwe podczas oglądania vlogów, ale już w filmach i serialach potrafi zmęczyć. W przypadku obu smartfonów testowych (Pixel 2XL, Mate 10 Pro) takich problemów nie odnotowałem.
Podsumowując: Do FreeBudsów Pro trzeba się przyzwyczaić. Przez dość dużą jak na słuchawki TWS tubę o owalnym kształcie trudno wsunąć je głęboko do kanału słuchowego, a na zbyt mocny nacisk odpowiedzą uciskiem wewnętrznej strony ucha. Dlatego warto obchodzić się z nimi delikatnie. I spokojnie, nie wypadną. Są wyprofilowane w przemyślany sposób i bardzo dobrze wyważone.
Samo sterowanie nie nastręcza trudności i prawie zupełnie eliminuje przypadkowe funkcje (z wyjątkiem pauzy podczas poprawiana słuchawki). Dla niektórych użytkowników minusem może być jednak brak gestu wywołującego asystenta. Za to aplikacja jest praktycznym i użytecznym dodatkiem, który docenia się zwłaszcza po wyjściu z domu. Choć brakuje mi trochę equalizera, nawet takiego okrojonego.
Pora wsłuchać się w brzmienie najnowszych TWS od Huaweia. Tym razem zacznę od pierwszego wrażenia, bo było ono rozczarowujące. Słuchawki brzmiały chaotycznie, wręcz nieprzyjemnie. Odniosłem wrażenie, że ktoś maksymalnie podbił skrajne pasma i stwierdził, że robota skończona. Tymczasem podczas odsłuchów bas dudnił i w niektórych utworach zdawał się totalnie wchłaniać średnie tony. Soprany odbierałem jako dobrze odseparowane, ale za to jakieś takie okrojone, zmatowione. Trudno też było mówić o jakiejkolwiek scenie – dźwięk zdawał się dosłownie wdzierać do ucha.
Z kolejnymi godzinami brzmienie jednak się krystalizowało. Nabrało ogłady i wyraźnego charakteru.
Wyniki są uderzająco podobne do tych, które osiągnęły FreeBudsy 3i. Jednak podczas tego testu nie sposób było zauważyć tego, że bas jest odczuwalnie mocniejszy. A przecież 3i nie cierpiały z powodu jego braku.
Ten test potwierdza, że charakterystyka FreeBudsów Pro jest daleka od neutralnej. Basy – w zakresie od ok. 20 Hz do 60 Hz – są mocniejsze, wyraźniejsze. Podobnie zresztą jest z sopranami – one są wzmocnione w górnych zakresach ich słyszalności.
I od razu podkreślę, że ta pożądana charakterystyka neutralna wcale nie jest bezwzględnie najlepsza. Wszystko zależy przecież od preferencji. FreeBudsy Pro ze swoim podejściem do dźwięku będą dobrym wyborem dla osób lubiących rozrywkowe, nieco ciemniejsze, ale rytmiczne i całkiem angażujące brzmienie.
Wynik osiągnięty przez FreeBudsy Pro to 60 dbFS. Oznacza to, że pasywna izolacja stoi na dobrym poziomie. Muszę jednak odnotować, że w tym teście FreeBudsy 3i spisały się lepiej. To dlatego, że można było wsunąć je nieco głębiej do kanału słuchowego.
Mocny bas nie robi na FreeBudsach Pro wrażenia. Nawet przy bardzo wysokiej głośności nie słychać zgrzytów, bzyczenia ani grzechotania. Ten sam bas robi za to wrażenie na słuchaczu.
Odtwarzany sygnał słyszałem idealnie w środku głowy. Prawe ucho odbierało odrobinę mocniejszy pogłos niż lewe, ale to już kwestia tego, że na prawe słyszę odrobinę lepiej.
To chyba mój ulubiony test. Trwa zaledwie cztery sekundy, a pozwala wyciągnąć ciekawe wnioski. I w sumie jestem zaskoczony, jak poradziły sobie FreeBudsy Pro. Wyraźnie słychać odległość między jednym a drugim stukaniem w drzwi. Co więcej, to słyszane w prawej ulokowałbym w okolicach godziny drugiej albo trzeciej, a to w lewej – w rejonie siódmej i ósmej.
W porównaniu do FreeBudsów 3i odległość jest nieco większa. Łatwiej też określić położenie dźwięku w przestrzeni.
Aby jakoś podsumować ten test, powiem, że FreeBudsy Pro wypadły moim zdaniem najlepiej ze wszystkich słuchawek Huaweia, jakie miałem okazję testować. A jak przekłada się to na odsłuchy w muzyce?
Do testu wybrałem cztery utwory.
Rozpoczynający utwór bas zajmuje miejsce w środku głowy. Jest soczysty, płynny, schodzi naprawdę nisko. I choć wchodzi na pierwszy plan, w moim odczuciu nie zagłusza ani nie zakrywa pozostałych pasm. W dalszych partiach utworu – to w prawej, to w lewej słuchawce – wybrzmiewają rozmaite odgłosy. Około drugiej minuty w lewym uchu pojawia się wysoki, przeciągły gwizd, w prawym – dźwięk o niższej, zmiennej częstotliwości. W tym momencie różnicę między kanałami słychać wyraźnie. Nawet podczas największego natężenia, czyli ok. 3:10 i ok. 4:25, słuchawki radzą sobie całkiem dobrze. Mimo że dźwięki nieco się nakładają, a niektóre zdają się być lekko wyciszone, całość pozostaje spójna i szczegółowa. FreeBudsy Pro na pewno oddają bogactwo brzmieniowe tego utworu w większym niż w mniejszym stopniu.
W sumie już się wygadałem, że bas to mocna strona nowych TWS od Huaweia. Ale czy są one w stanie udźwignąć bądź co bądź dość wymagający pod tym względem utwór? Moim zdaniem radzą sobie bardzo dobrze. Bas jest głęboki i mocny, ale w moim odbiorze nieco zbyt miękki. Na szczęście nie ma mowy o nieprzyjemnym dudnieniu ani o żadnych trzaskach. A kiedy pojawia się dość wysoki wokal, całość tworzy przyjemne i bardzo atrakcyjne dla ucha połączenia.
I w tym utworze balans wypada dobrze. Na początku oba kanały jak gdyby rywalizują o to, który zagra głośniej (to pożądany efekt). Widać, że słuchawki są dobrze dopasowane.
Że soprany nie są najmocniejszą stroną FreeBudsów Pro, też się wygadałem. Mimo to słuchawki wcale nie „kaleczą” takich utworów, jak Flowers in December. Jasne, brzmienie harmonijki jest trochę spłaszczone, a głosowi Hope Sandoval brakuje nieco góry (odczuwalne na przykład we frazie: goes blind in his heart). Ale jeśli ktoś nie zamierza przeprowadzać krytycznych odsłuchów, to może tego nawet nie zauważyć. A z pewnością zachwyci go nieco przyciemnione brzmienie (na pewno cieplejsze od tego o neutralnej charakterystyce).
To świetny utwór do zbadania możliwości FreeBudsów Pro w zakresie muzyki klasycznej. Utrzymany w niskich tonach początek brzmi świetnie. Słuchawkom udaje się zachować dynamikę i szczegółowość. Gdy instrumentów przybywa, także jest dobrze (choć tu nieco daje się we znaki ograniczenie wysokich tonów). Natomiast w finale jest już trochę za ciasno. Nie zmienia to jednak faktu, że do bardziej rozrywkowego słuchania muzyki klasycznej FreeBudsy Pro będą ok.
W filmach i serialach jest dobrze. Dźwięk cechuje się szczegółowością i bardzo dobrą dynamiką. No i dają o sobie znać mocne basy, co jest zarówno wadą, jak i zaletą. Dlaczego? Eksplozje i strzały brzmią naprawdę potężnie, a i zamknięcie bagażnika samochodu potrafi zrobić wrażenie (może nawet odrobinę przesadzone). Tylko że w takich sytuacjach giną nieco dialogi, które są słabo słyszalne.
Jeśli chodzi o podcasty – jest bardzo dobrze. Zrozumienie wypowiadających się osób nie sprawiało mi żadnych problemów.
Brzmienie FreeBudsów Pro odbieram jako dynamiczne, przyciemnione i rozrywkowe. Przy tym wszystkim naprawdę przyjemne i dopracowane. Scena ma umiarkowaną szerokość, ale separacja i szczegółowość stoją na dobrym poziomie. Dlatego FreeBudsy Pro świetnie sprawdzą się jako słuchawki do używania na co dzień. Powiem więcej – podbity bas sprawia dużo frajdy na przykład w komunikacji zbiorowej czy w biurze. Dzięki niemu niektóre utwory nabierają odczuwalnie większej mocy. Inne z kolei – te akustyczne – całkiem kameralnego, trochę barowego brzmienia.
Aha, zapomniałbym. Słuchawki są naprawdę głośne. I mówi to osoba, której do szczęścia brakuje zazwyczaj dwóch stopni. W przypadku FreeBudsów Pro można powiedzieć, że było nawet o te dwa stopnie za dużo.
Do tego testu wybrałem ten sam utwór, którego użyłem w recenzji FreeBudsów 3i. To Mama w wykonaniu Bertysolo. Głośniki ustawione na 40/60, a w słuchawkach nic nie gra.
Ale zanim przejdę do opisu wrażeń, przybliżę pokrótce tryby pracy aktywnego tłumienia we FreeBudach Pro. Do wyboru są cztery tryby:
Można oczywiście wybrać tryb dynamiczny, można też od razu przejść do tego, który wydaje się najbardziej odpowiedni.
Pełzający, wirujący bas i świdrujące tony wysokie. Utwór idealny do tego, aby sprawdzić ANC. Jak wypadają FreeBudsy 3 Pro? Już samo tłumienie pasywne stoi na niezłym poziomie. A po włączeniu tłumienia jest tak:
Z FreeBudsów Pro korzystałem także w typowo miejskim środowisku. Tutaj słuchawki radzą sobie bardzo dobrze. Podczas podróży autobusami skutecznie redukowały odgłosy silnika (i większość rozmów). Ale już dość głośne komunikaty „następny przystanek” słyszałem dość wyraźnie. I chyba to jest właśnie to, czego oczekuje się od słuchawek TWS do codziennego użytku.
Nie pozostaje więc nic innego jak napisać to wprost: ANC we FreeBudsach Pro robi świetną robotę. I przyznaję, że to najefektywniej działające tłumienie w słuchawkach TWS, z jakim miałem do czynienia. Co dodatkowo ważne – w żaden sposób nie odbija się ono negatywnie na brzmieniu.
Moim zdaniem jest bardzo dobrze. Skoro nawet mnie zdarzyło się przeprowadzić dwie niemal dwudziestominutowe rozmowy z wykorzystaniem FreeBudsów Pro (i to w jeden dzień!), to znak, że te słuchawki dobrze się do tego nadają. No i odkryłem jeszcze jedną rzecz, a może po prostu utwierdziłem się w nieśmiałym przekonaniu. Rozmawianie przez słuchawki true wireless jest tak wygodne i naturalne, że może znacznie ułatwić życie osobom nielubiącym rozmów telefonicznych (czyli na przykład mnie).
Bądź co bądź podczas rozmów nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, każdy słyszał mnie wyraźnie i dokładnie. I podobnie działało to w drugą stronę. A jak brzmiał mój głos? Próbka poniżej.
Z włączonym ANC udało mi się osiągnąć wynik 3:40 (na deklarowane 4). Moim zdaniem to niezły wynik, choć odbiegający od najlepszych osiągów konkurencji. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że we FreeBudsach Pro ANC jest naprawdę skuteczne.
Nie przetestowałem słuchawek bez aktywnego tłumienia szumów, ale w trybie mieszanym, w którym ANC włączone było przez około 30%, słuchawki pracowały przez 5-6 godzin. I to już naprawdę satysfakcjonujące osiągnięcie. Tym bardziej że na przykład w biurze czy w domu często da się bez tej funkcji obejść.
Etui bardzo dobrze spełnia swoją rolę magazynu energii i rzeczywiście przedłuża żywotność zgodnie z deklaracjami. Najważniejszą informacją jest jednak to, że około 10 minut pozwoli wskrzesić słuchawki na ok. 1:30 z ANC i ok. 2:30 bez ANC.
Choć FreeBudsy Pro nie są słuchawkami, za którymi będę ronił łzy, to chętnie widziałbym je w swojej kolekcji. Ich dopracowane, rozrywkowe brzmienie naprawdę przypadło mi do gustu. Po prostu świetnie sprawdza się w takim codziennym słuchaniu muzyki, tak dla przyjemności. Starannie wyprodukowane utwory brzmią we FreeBudsach Pro bardzo dobrze. Dlatego mam pewność, że słuchawki zadowolą miłośników popularnej muzyki i tych, którzy słuchają wszystkiego po trochu. Fani konkretnych gatunków powinni się natomiast zastanowić, czy charakterystyka najnowszych TWS Huaweia będzie dla nich odpowiednia. Podpowiem: w większości przypadków będzie przynajmniej do zaakceptowania.
Wśród atutów FreeBudsów Pro trzeba wymienić też bardzo dobrze działające ANC, dobrą jakość rozmów i całkiem satysfakcjonujący czas pracy (jeśli niekiedy wyłącza się aktywne tłumienie). I to daje obraz naprawdę udanego i dopracowanego produktu.
W poszukiwaniach dobrych słuchawek true wireless, takich do używania na co dzień, FreeBudsy Pro na pewno warto wziąć pod uwagę. Trzeba tylko pamiętać, że nie są to słuchawki neutralne, lecz cechujące się przyciemniony, basowym brzmieniem.
Sprawdź słuchawki Huawei FreeBuds Pro srebrne, Huawei FreeBuds Pro białe i Huawei FreeBuds Pro czarne w ofercie x-komu
Wyczerpujący test, dzięki!
Hej. Mam pytanie czy odczuwałeś różnice w słuchaniu bez kontroli hałasu, a w trybie z anc lub trybem świadomości? Dla mnie te słuchawki brzmią dobrze tylko z wyżej wymienionymi trybami. Bez kontroli hałasu jest fatalnie, płasko, bass jest stłumiony. W ogóle dźwiękowi brakuje głębi Jak na jakiś sluchawkach z kiosku. Po prostu przepaść.
Hej, być może pytanie nie jest do mnie, ale i tak odpowiem.
Nie przypominam sobie, abym zauważył coś takiego podczas testu. Ale od samej recenzji minęło sporo czasu – być może pojawiła się jakaś aktualizacja, która trochę namieszała.
Może jeszcze ktoś w komentarzach podzieli się podobnymi obserwacjami.
Niestety, potwierdzam dokładnie to co piszesz. Słuchawki bez trybu „ANC i świadomość” są strasznie płaskie w dźwięku. Miałem wiele par słuchawek i nigdy nie było tak wielkiej dysproporcji, w jakości dźwięku. Dodatkowo słuchawki, z włączonym trybem ANC nie nadają się do biegania, ponieważ występują drażniące dźwięki oraz tak jakby szarpanie dźwiękiem. Na rowerze jako tako, to się spisuje dopóki nie ma silnego wiatru.
trochę z opóźnieniem, ale potwierdzam – słuchawek najlepiej mi się używa z ANC w trybie Najwyższym. i tak jak Wojtek napisał, do biegania, a czasami nawet do chodzenia się nie nadają, bo zaczynają dziwnie buczeć, jest to bardzo uciążliwe. na rower mam słuchawki bez ANC – QCY QS2, które od kilku lat dzielnie służą i nie szkoda mi ich z racji ich ceny.
wyciąganie tych słuchawek z etui jest naprawdę mega irytujące
a to dosyć częsta operacja
Mam te sluchawki od 2 dni. Pierwsze na co zwrocilem uwage po obejrzeniu kilku videorecenzji i przeczytaniu paru testow, jest to, ze problem z wyjmowaniem sluchawek z etui jest chyba mega wydumany. Zbiorowe halucynacje normalnie. Zarowno przy pierwszej stycznosci jak i za kazdym kolejnym razem nie mialem najmniejszych problemow zeby wyjac sluchawki ze stacji ladujacej. Nie rozumiem kompletnie gdzie tu ludzie maja problem.
Osobiście miałem problem z tym, że słuchawki często mi się wyślizgiwały i wracały do etui (magnes mocno je trzyma). Ale dla mnie chyba jeszcze gorsze było wkładanie do „pudełeczka” (bo lubię posłuchać sobie przed snem).
A jeśli u Ciebie problem nie występuje, to chyba powód do radości. Sporo zależy na pewno od sposobu i podejścia. 🙂