HD 414, HD 25, HD 600 czy legendarne Orpheus HE90. Przykłady wyjątkowych i wyjątkowo udanych słuchawek z logo Sennheisera można by wyliczać znacznie dłużej. Przez 75 lat istnienia niemiecka marka przyzwyczaiła do wysokiej jakości, a w konsekwencji zdobyła mocną pozycję i rozpoznawalność. Czy dokanałowe Sennheiser Momentum True Wireless 2 są przedłużeniem tej chlubnej tradycji? Odpowiedź znajdziecie w recenzji.
Na rynku słuchawek true wireless Sennheiser pojawił się dość późno, bo dopiero w 2018 roku (wtedy konkurencja rozwijała już następne generacje). I choć Momentum TWS były świeżynką, nie przeszkodziło im to zbierać dobrych recenzji, w których szczególnie zachwalano jakość brzmienia. Nie zabrakło jednak i zastrzeżeń, na przykład dotyczących czasu pracy czy braku ANC.
I właśnie z tymi bolączkami rozprawić powinny się Sennheisery Momentum True Wireless 2. Co ciekawe, w porównaniu do poprzedniej generacji mają one oferować nie tylko dłuższy czas pracy i ANC, ale także jeszcze lepsze brzmienie. I choć nie miałem możliwości przetestować Momentum TWS, to recenzenci zgodnym chórem uważali je za jedne z najlepszych true wireless. Co zatem potrafią będące ich następcami TWS 2?
Warto przeczytać: Geexstory – Historia pięknego dźwięku z Sennheiser
Zacznę od tego, że w paczce oprócz opakowania zawierającego słuchawki znalazłem jeszcze koszulkę w rozmiarze L. Umieszczono na niej przedstawiającą słuchawki nauszne grafikę oraz napis: SENNHEISER The Future of Audio. I choć jej nie rozpakowałem, uważam, że to bardzo miła niespodzianka. W sumie nie tylko dla fanów marki.
Samo opakowanie słuchawek jest kompaktowe, solidne i estetyczne. Jeśli ktoś ma nawyk kolekcjonowania takich pamiątek, to na pewno się nie zawiedzie. Wewnątrz znajdują się:
Przewód, kontenerek z nakładkami i dokumentacja umieszczone są w tekturowej „skrzyneczce”. I to kolejny walor pudełka, bo może ono posłużyć jako organizer na rozmaite akcesoria audio.
Jedyna rzecz, do której można się przyczepić, to właśnie przeogromna instrukcja. Jest tak wielka, że naprawdę trudno się z niej korzysta, a jej składanie to prawdziwa udręka. Na szczęście pomyślano o znacznie mniejszym przewodniku użytkownika.
Przejdźmy do bohaterek recenzji. Sennheisery Momentum TWS2 to konstrukcja pozbawiona jakichkolwiek antenek i wystających dodatków. Każdą z kopułek można podzielić na dwie części – douszną (z nakładką) i dość duży, tępo zakończony „odwłok”. Na ściance tego drugiego znajduje się umieszczone na srebrnym tle logo producenta. Moim zdaniem słuchawki prezentują się świetnie, a do tego powinny ładnie dopasowywać się do różnych strojów.
Osobiście bardzo lubię ten typ słuchawek TWS i przedkładam jego kształt nad wszelkie rozwiązania z antenkami. Jest po prostu wygodniejszy (nic nie uciska małżowiny z zewnątrz), a do tego nierzadko lepiej wyważony. Z drugiej strony niektóre osoby mogą odczuwać nieco intensywniejszy „nacisk” wewnątrz ucha. Ale nad samym komfortem na dłużej pochylę się nieco później.
Świetnie prezentuje się również etui ładujące. Wykonane z solidnego, odpornego na efekty upadków (sprawdzone!) tworzywa sztucznego, zostało dodatkowo obszyte grafitowym materiałem z logo producenta. Efekt jest naprawdę elegancki, a sam zabieg pociąga za sobą jeszcze jeden plus: zero odcisków palców.
Specyfikacja i wygląd Sennheiserów Momentum True Wireless 2 przedstawiają się następująco:
dokanałowe, true wireless
Bluetooth 5.1
SBC, AAC, aptX
5 Hz – 21 kHz
dynamiczne o średnicy 7 mm
Czas pracy:
Czas ładowania:
IPX4, czyli odporność na zachlapania
Bazując na specyfikacji, Sennheisery Momentum TWS2 można zaliczyć do czołówki konsumenckich słuchawek. Mogą przecież pochwalić się bardzo dobrym czasem pracy (zgodnie z deklaracją), automatyczną redukcją szumów, no i obsługą aptX (jakość 16 bit/48 kHz z przepustowością do 352 kbit/s).
Tyle teoria. Pora przekonać się, jak jest w praktyce.
Zacznę od wygody codziennego użytkowania. Cóż, nawet najlepiej grające słuchawki nie zdadzą się na nic, jeśli podrażniają uszy. Z Sennheiserami Momentum TWS2 na szczęście nikomu to nie grozi. Podczas pierwszych odsłuchów miałem jednak wrażenie, że tworzywo jest dość twarde i lekko wyczuwalne nawet pod nakładką. Na szczęście moje uszy szybko się do tego przyzwyczaiły. W ciągu trzech dni wszelkie dolegliwości i oznaki dyskomfortu ustąpiły. I od tego momentu mogłem pozwalać sobie na dłuższe sesje odsłuchowe bez żadnych przerw.
W moim przypadku bezdyskusyjnym plusem jest wyważenie słuchawek. Ani razu nie wypadły – także podczas ćwiczeń czy intensywnego truchtu (bo biegiem tego nie nazwę). Nawet w przypadku poluzowania się kopułki, gdy ta „przyczepność” się zmniejsza, konstrukcja dość bezpiecznie opiera się o małżowinę.
Sennheiserami Momentum TWS 2 można sterować dotykowo. I – uwaga, uwaga, dobra wiadomość – ten rodzaj obsługi jest świetnie dopracowany. Naprawdę. Po pierwsze: żadnych przypadkowych aktywacji przez kaptur, rękaw czy nawet ramię (jeśli jest zasłonięte, oczywiście). Po drugie: każdą aktywację panelu dotykowego potwierdza sygnał dźwiękowy. Szkoda tylko, że jeśli głośność odtwarzanego dźwięku ustawi się na maksimum, to sygnał ten (czasem komunikat głosowy) jest już ledwo słyszalny.
A jakie komendy można wydawać słuchawkom?
Słuchawka prawa:
Słuchawka lewa:
Co ważne, z poziomu aplikacji można dostosować system gestów do własnych upodobań. I ja z tej opcji chętnie skorzystałem, zastępując wywołanie asystenta przełączeniem utworu na następny.
Tu jeszcze dodam, że tryb transparentny ma sens tylko wtedy, kiedy zatrzyma się odtwarzanie muzyki lub zmniejszy poziom głośności do ok. 50%. Podczas rozmów czy słuchania podcastów powinno być tylko lepiej.
Podczas testu Sennheiserów Momentum TWS2 korzystałem z czterech smartfonów i dwóch laptopów. Dlaczego? Ano dlatego, że występowały okresowe problemy z parowaniem i możliwością używania aplikacji.
Zacznę od parowania. Problemy wystąpiły na Huaweiu Mate 10 i Pixelu 2XL. Kilkukrotnie zdarzyło się, że słuchawki ginęły, a później odtwarzały spowolniony, przerywany dźwięk. I choć ten problem mógł być wynikiem nakładania się sygnałów (duże ilości urządzeń w jednym miejscu), to odsłonił poważniejszy minus testowanego sprzętu. Momentum TWS2 mogą być aktywnie podłączone tylko do jednego urządzenia. Niby drobiazg, ale potrafi utrudnić życie.
Jeśli chodzi o aplikację, to działała ona bez zarzutu na iPhonie 7, Motoroli G6 Plus i Huaweiu Mate 10. Problemy występowały na Pixelu z Androidem 11. Apka po prostu nie wykrywała słuchawek, i to pomimo włączonej lokalizacji GPS (jest ona wymagana do sparowania, to akurat standard). Szukałem rozwiązania na forach i w komentarzach dodawanych pod aplikacją w Google Play. Zmieniłem nawet nazwę, żeby nie było w niej żadnych spacji (ktoś tak doradził). I nic. Dopiero kilka dni przed ukończeniem recenzji udało mi się nawiązać połączenie. To dobrze, bo opcje oferowane przez aplikację naprawdę się przydają.
Już na pierwszy rzut oka widać, że interfejs i sposób nawigacji to mocne strony tej aplikacji producenckiej. Z głównego ekranu, na którym wyświetla się informacja o stopniu naładowania słuchawek, można przejść do: ustawień sterowania, właściwości trybu transparentnego, equalizera i zakładki z połączonymi urządzeniami.
Jeśli chodzi o equalizer, to ma on dwie formy – graficzną, gdzie można bawić się dźwiękiem na wyczucie, oraz bardziej klasyczną. Ta druga oddaje do dyspozycji trzy suwaki (jeden dla każdego pasma), każdy z trzynastoma stopniami (od +6 do -6 dB).
Efekty zmian wprowadzanych w equalizerze są dobrze słyszalne. I choć trudno mówić o narzędziu profesjonalnym, to jednak wiele osób z pewnością doceni to rozwiązanie.
Pora sprawdzić, jak Sehnnheisery Momentum TWS 2 spisują się podczas słuchania muzyki. Zacznę od testu z Audiocheck.net, a następnie podzielę się wrażeniami, jak wybrzmiewają utwory, które sprawdziłem już przy okazji recenzji słuchawek Bang & Olufsen Beoplay E8 3.0 (sprzęt z podobnej ligi, więc porównanie będzie dość miarodajne).
Na podstawie tego tekstu można odnieść wrażenie, że Momentum TWS 2 dobrze pokrywają górną i dolną granicę pasma. W obu przypadkach wartości przyjęte za graniczne dla ludzkiego słuchu są wystarczająco dobrze słyszalne.
Ten test należy przeprowadzić na granicy słyszalności (tak też uczyniłem). Jego celem jest sprawdzenie, czy emitowany dźwięk jest jednostajny, wolny od gwałtownych skoków i „wybrzuszeń”. Osobiście uważam, że charakterystyka Sennheiserów jest bardzo zbliżona do neutralności. Na pewno nie dominują w niej basy, a nieco (ale odrobinę) wysunięte mogą wydawać się pasma średnie i górne (nie przyszłoby mi jednak do głowy nazwać tej charakterystyki zmanipulowaną, bo odstępstwa – jeśli w ogóle są – to są minimalne).
To cecha, która pozwala określić jakość izolacji oferowanej przez słuchawki. Wszystko odbywa się przez określenie różnicy między najgłośniejszym a najcichszym słyszalnym sygnałem. W przypadku Sennheiserów było to – 66 dBFS, co jest niezłym, nieodbiegającym od innych słuchawek wynikiem.
To nieskomplikowany pomiar jakości wykonania zestawu. Mocny dźwięk o niskiej częstotliwości ma pomóc sprawdzić, czy słuchawki nie grzechoczą albo nie trzeszczą. Sennheisery Momentum TWS 2 zdają ten test bez najmniejszego problemu.
Ten test sprawdza, czy każda z słuchawek reaguje na określony zakres pasma w taki sam sposób. W przypadku Sennheiserów Momentum wyszło wzorowo, a sygnał słyszalny był idealnie w środku głowy.
W skrócie: chodzi o technikę nagrywania dźwięku, która umożliwia słuchaczowi dokładne zlokalizowanie jego źródła. Tak zarejestrowany sygnał cechuje się immersyjnością i dosłownie pozwala mieć wrażenie, że znalazło się w samym środku jakichś wydarzeń. Momentum TWS 2 w teście poradziły sobie imponująco. I sam nie wiem, co bardziej mnie zachwyciło – donośny i bardzo realistyczny dźwięk stukania w drewniane drzwi czy całkiem rozległa scena (choć nie tak jak w Beoplay E8 3.0).
Podsumowując: z testu wynika, że Sennheisery Momentum TWS 2 w pełni pokrywają słyszalne pasma, a do tego cechują się w niemalże neutralną charakterystyką (tu proszę wziąć pod uwagę ewentualne błędy mojego słuchu). Do tego charakteryzuje je dobre wykonanie, dobra izolacja pasywna i całkiem szeroka scena. Czy da się to odczuć w muzyce? Sprawdzam tym samym zestawem utworów, który pojawił się w recenzji Beoplay E8 3.0.
Rozpoczynający utwór motyw na basie brzmi obłędnie. Dźwięk jest głęboki i wielowymiarowy, układa się w przyjemny, odrobinę szorstki pomruk, który rozbrzmiewa dokładnie w środku głowy. A to, co się dzieje potem, bez reszty wciąga w świat tego magicznego utworu. Sennheisery Momentum TWS2 oferują imponująco szczegółowe brzmienie, które dzięki niezłej rozległości sceny niemalże otacza słuchacza (to efekt pożądany w tym utworze). Największe wrażenie robi właśnie oddawanie detali – każdy dźwięk z tła ma szansę wybrzmieć, nie jest ograniczany. A kiedy Thom Yorke śpiewa, metaliczny pogłos w lewej słuchawce (sam wokal odzywa się bardziej z prawej strony) dosłownie powoduje gęsią skórkę. Dla mnie kosmos.
Miałem skoncentrować się na scenie, a wsłuchuję się w kojący głos Johny’ego Casha i w to cudowne brzęczenie strun. I może rzeczywiście scena Momentum TWS 2 nie jest najszerszą, jaką słyszałem podczas testów słuchawek tego typu, ale jest zupełnie wystarczająca, żeby nie było zbyt tłoczno. W dodatku dobra separacja instrumentów i – powtórzę się – imponująca szczegółowość wzmacniają wrażenie przestrzenności. Słuchając tego utworów na TWS 2, naprawdę łatwo jest wyłapać subtelne różnice między gitarami z prawego i lewego kanału.
Otwierający utwór bas jest intensywny, punktowy i – co chyba najważniejsze – pod idealną kontrolą. Nie ma mowy o dudnieniu, choć można czasem odnieść wrażenie, że mogłoby być odrobinę luźniej. A kiedy do basu dołączają inne pasma i na pierwszy plan wysuwa się wokal Yukimi Nagano, wszystko pozostaje dobrze odseparowane. Charakterystyczne uderzenia nadal trzymają rytm.
Hipnotyczny, dość mroczny podkład tego utworu stanowi świetne, kontrastowe tło dla wokalu Beth Gibbons. Każde so long (oczywiście nie tylko, to po prostu dobry przykład), które śpiewa w tym utworze, jest intensywne i pełne emocji. TWS 2 świetnie oddają wibrujący ton głosu i jego niejednorodność. Przy tym pozostaje on intensywny, wręcz przekłuwający błony bębenków. Ja to kupuję, mnie to porusza.
Czy zatem Sennheisery Momentum TWS 2 to dobre słuchawki true wireless do muzyki klasycznej? Jestem przekonany, że ze względu na szczegółowość brzmienia, dość szeroką scenę i bardzo dobrą separację na pewno nie zawiodą. Posłuchałem zresztą na nich kilku kompozycji Czajkowskiego i było świetnie. To, jak poradziły sobie z sonatą Souvenir de Florence (I. Allegro con spirito) w wykonaniu Jana Voglera i Frankfurt Radio Symphony, będę jeszcze długo pamiętał.
Sennheisery Momentum True Wireless 2 w zasadzie to od razu wgniotły mnie w fotel. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy po przesłuchaniu kilku utworów, szła mniej więcej: jak z takich pchełek udało im się wyciągnąć tak szczegółowe i mocne brzmienie? Do tego totalnie oczarował mnie sposób, w jaki słuchawki serwują muzykę. Nie ma tu mowy o „pośpiechu” – pompowaniu czy wtłaczaniu dźwięku do ucha. Jest za to dużo przestrzeni, co pozwala cieszyć się naturalnym odbiorem. Czuć po prostu, że to sprzęt z wyższej półki.
Co najlepsze, wcale nie okazało się, że to zauroczenie, które szybko mija i odsłania jakieś niedoskonałości czy problemy. Nie, jakością dźwięku Sennheisery Momentum TWS 2 nadal mnie zachwycają. Ich projektantom udało się stworzyć takie brzmienie, które choć jest bardzo bliskie neutralności, ma w sobie coś, co dodatkowo je uatrakcyjnia i sprawia, że chce się słuchać kolejnych utworów.
Momentum TWS 2 nie zawodzą i w tych zastosowaniach. Najlepiej potwierdza to fakt, że świetnie spisały się podczas oglądania serialu animowanego Bob’s Burgers. Szczególną uwagę zwracałem na Louise, którą wybitnie dubbinguje Kristen Schaal. Wszystkie wypowiadane przez nią kwestie (nawet te z charakterystycznym skrzekiem) były dobrze słyszalne i nie miałem trudności ze zrozumieniem tego, jaki szatański plan narodził się w jej głowie.
Tutaj wspomnę o jeszcze jednej kwestii. Po sparowaniu z laptopem dźwięk słyszany w Sennheiserach jest nieznacznie opóźniony. W oglądaniu vlogów czy braniu udziału w konferencjach nie powinno to przeszkadzać, ale już w przypadku filmów i seriali stanowi spore utrudnienie. Dodam tylko, że ten problem mają także inne słuchawki TWS, które testowałem. Po sparowaniu ze smartfonem opóźnienie nie występuje.
Momentum TWS 2 to pierwsze słuchawki tego typu z ANC w portfolio niemieckiej marki. Jak wypada ta funkcja? Cóż, najprościej będzie powiedzieć: pierwsze śliwki robaczywki. Redukcja szumów jest oczywiście odczuwalna, ale jej efektywność – moim zdaniem – daleka od tego, co oferują rywale.
W miejskiej rzeczywistości – na przykład w komunikacji zbiorowej – ANC sprawdza się przyzwoicie. Po jego włączeniu intensywność napierającego z zewnątrz dźwięku jest mniejsza, zwłaszcza w tych niższych rejestrach. Wyższe – jak na przykład komunikaty na dworcu – pozostają słyszalne. I ma to swoje plusy.
Działanie ANC sprawdziłem jeszcze w domowych warunkach. Posłużyłem się Microlabami Solo 5C, których głośność ustawiłem na 35/60. Do testu wybrałem utwór Vanished w wykonaniu Crystal Castles. I o ile po włączeniu ANC dało się odczuć zmniejszenie intensywności basów (gdybym miał podać jakąś wartość, byłoby to 20-30%), o tyle wysoki dźwięk syntezatora nadal był dobrze słyszalny.
W tej kwestii dobra wiadomość brzmi tak: da się je prowadzić. Kiedy robi się to z domu albo po prostu dobrych warunkach, jakość rejestrowanego głosu jest niezła. Drastycznie spada natomiast wtedy, gdy dookoła panuje gwar lub wieje wiatr. Mikrofon łapie wiele szumów, które utrudniają zrozumienie.
Według deklaracji producenta Sennheisery Momentum TWS 2 powinny pracować nawet 7 godzin na pełnym ładowaniu baterii i cztery razy tyle z zastosowaniem etui. Po raz kolejny okazuje się jednak, że w moim przypadku deklaracje te mijają się z prawdą. Kiedy słuchałem z głośnością ustawioną na około 80% i włączonym ANC, baterii wystarczało na 5-6 godzin. W sumie to i tak dobry wynik.
Etui rzeczywiście wystarcza na trzy ładowania słuchawek, więc tu nie można mieć uwag. Dodam jeszcze tylko, że o swoim poziomie naładowania informuje ono diodą, która świeci na zielono, pomarańczowo i czerwono. Bądź co bądź w pełni naładowane słuchawki i etui raczej wystarczą na dwa dni intensywnego słuchania. No i jest jeszcze szybkie ładowanie, które w 10-15 minut uzupełnia energię na półtorej godziny dalszego użytkowania.
Pierwotnie planowałem napisać tu jakąś odę. Ale że słuchawki już sobie pojechały, to wstawiam smutną żabę.
Dlaczego tak bardzo brakuje mi Sennheiserów Momentum True Wireless 2? Bo pod kątem brzmienia są słuchawkami genialnymi. Świetnie sprawdzają się w każdym gatunku i oferują atrakcyjne, bardzo szczegółowe brzmienie o szerokiej scenie. Tę opinię powielał zresztą każdy, komu (z zachowaniem wymogów sanitarnych i higienicznych) chwilowo je udostępniłem.
Bardzo dobrze sprawdzają się też podczas oglądania filmów czy seriali (sparowane ze smartfonem) i słuchania podcastów. W moim przypadku nie zawiodły również podczas wideokonferencji, które regularnie organizujemy w pracy, choć przypomnę, że po sparowaniu z laptopem występuje opóźnienie.
Trochę gorzej jest, kiedy na słuchawki spojrzy się pod kątem wygody i ogólnych wrażeń płynących z codziennego użytkowania. W rozmowach spisują się po prostu przyzwoicie. Irytuje natomiast możliwość aktywnego sparowania słuchawek z tylko jednym urządzeniem. No i to nieszczęsne ANC zdecydowanie mogłoby być bardziej skuteczne.
Po prostu widać, że w pewnych aspektach niemiecka marka po prostu musi nadrobić trochę dystansu do konkurencji. Liczę, że przyjdzie to wraz z większym doświadczeniem na rynku TWS.
Ostateczna ocena zależeć będzie więc od sposobu patrzenia na TWS 2. Jeśli dla kogoś priorytetem jest brzmienie – zdecydowanie powinien rozważyć te słuchawki. Jeśli natomiast brzmienie to tylko dodatek do gadżetu, który służy do pracy i komunikacji, to lepiej poszukać czegoś innego, bo są tańsze słuchawki TWS, które oferują na przykład lepszą jakość rozmów czy lepsze wrażenia z użytkowania.
Ja Sennheisery Momentum TWS 2 oceniam głównie przez pryzmat brzmienia. I powtórzę jeszcze raz: pod tym kątem są dla mnie genialne w swojej klasie.
Gdyby wybierać między b&o E8 3.0 a Sennheiserami Momentum TWS 2 tylko patrząc przez pryzmat dźwięku które wypadają lepiej?
To bardzo trudne pytanie, bo obiektywnie patrząc, pod kątem dźwięku obie pary wypadają świetnie. A to, która będzie lepsza, zależy już od osobistych oczekiwań.
Moim zdaniem Sennheisery grają odrobinę cieplej i ciemniej, uważam, że bardziej muzykalnie. Beoplay E8 3.0 mają za to przewagę w sopranach (są jaśniejsze, chyba nawet nieco podbite).
Sam do codziennego słuchania muzyki wybrałbym raczej Sennheisery, bo ich brzmienie wydaje mi się atrakcyjniejsze, przyjemniejsze w odbiorze. Ale B&O to także bardzo dobra propozycja, zwłaszcza jeśli komuś zależy na dźwięku jak najbardziej zbliżonym do neutralnego.