Łazik „Perseverance”, cud techniki XXI wieku, pod koniec lutego wylądował na dnie marsjańskiego krateru Jezero. Przez kolejne tygodnie rozprostowywał mechaniczne kości i skrupulatnie przygotowywał się do eksploracji Czerwonej Planety. Przecierał wszystkie szkiełka i kalibrował całą aparaturę. W marcu, uznawszy najwyraźniej, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, z zapałem przystąpił od realizacji powierzonej mu misji. Już po kilku dniach natrafił na ciekawy obiekt.
Czy to Dziki Gon, orszak upiornych jeźdźców, mknie po nocnym niebie? Czy widzisz ich trupie maski, gorejące oczy i końskie szkielety, których dosiadają? Dostrzegasz pordzewiałe zbroje, strzępy płaszczy? A może słyszysz szyderczy śmiech i łopot chorągwi? I co? Nic nie widzisz i nie słyszysz? Naprawdę? To w sumie nic dziwnego, bo dopiero to wszystko kręcą gdzieś w Anglii.
Kot Schrödingera nie ma łatwego życia. Od ponad osiemdziesięciu lat tkwi zamknięty w jakimś pudle wraz z odrobiną promieniotwórczej substancji, flakonem trucizny i młotkiem. Jakby tego było mało, nie do końca wiadomo, czy jest jeszcze żywy, czy już martwy. Musicie przyznać, że to dość niekomfortowa dla kocura sytuacja. No ale czego się nie robi dla dobra nauki…
Światło gaśnie, sala pogrąża się w ciemności. Widownia momentalnie milknie i zastyga w bezruchu. Cichną pomlaskiwania, posiorbywania, pochrząkiwania. Unoszone do ust strzępki popcornu i trójkąciki tacosów zatrzymują się w pół drogi. Setki palców wbijają się w oparcia foteli. „Świat się zmienił” – w głośnikach słychać Cate Blanchett, grającą Galadrielę. Wtedy, te dwadzieścia lat temu, świat kina zmienił się z pewnością.
Dziewczynka drżącymi, niecierpliwymi dłońmi zrywa z kartonu ozdobny papier. Po chwili wzdycha głośno. Tak, to ona! To Dżesika! – piszczy radośnie. Ostrożnie wyciąga lalkę z pudełka i rozgorączkowana przygląda się zabawce. Jej jasnym włosom, sarnim oczom, smukłej figurze. Wypolerowany plastik jej długich nóg i delikatnych dłoni błyszczy w porannym słońcu. Dżesika jest tak piękna. Tak nienaturalnie, tak nieludzko, tak fałszywie piękna.
Wielu zasiadło już w drakkarach, chwyciło w krzepkie dłonie wiosła i pożeglowało na zachód. Czeka na nich śmierć lub bogactwo, chwała lub zapomnienie. Jeśli więc chcesz, by Skaldowie w sekcjach komentarzy po wsze czasy sławili i Twoje czyny, a Walkiria uniosła Twoją wirtualną duszę do cyber-Walhalli, usiądź i posłuchaj moich rad. Oto krótki poradnik dla każdego młodego i ambitnego Valkinga.
Jest 17 marca. Ustrojone tłumy przelewają się przez nowojorską 5 Aleję. Jak okiem sięgnąć wszędzie zieleń: zielenią się tu twarze, stroje, flagi i nawet piwo. Rozkołysana ciżba ludzka kieruje się ku katedrze św. Patryka. Korowód jest barwny, wspólnie maszerują tu kobziarze, tancerze, ludzie z rozmaitych służb, stowarzyszeń i klubów. I tysiące zwykłych nowojorczyków. A wszystko to za sprawą pewnego szesnastolatka.
„Hejter” to opowieść o zemście. O chorobliwej ambicji i nienawiści. O mediach, kłamstwie i grze pozorów. Ale przede wszystkim jest to film o upadku, o zanurzaniu się w ciemności. Krok za krokiem, gest za gestem, słowo za słowem. Niżej i niżej, w dół. Aż do kresu.
Gdy w zamierzchłych, analogowych czasach pytano dzieciaki, kim chcą zostać, gdy dorosną, padały różne odpowiedzi: strażakami, sportowcami, astronautami, lekarzami. Dzisiaj szkraby zgodnym niemal chórem wykrzykują: chcemy być influencerami! Chcemy lajków i fallowersów! Chcemy sławy! A że często lipnej, udawanej? Nic nas to nie obchodzi!
I to o tej obsesji i o tej iluzji są Podróbki sławy (Fake famous), nowy dokument nakręcony przez HBO.
Gród płonie. Pożoga ogarnęła już port i gęsty dym zasnuwa powoli nabrzeże. Kolejny drakkar dobija do brzegu. Jego kil z głośnym zgrzytem grzęźnie w nadmorskim piasku. Rosły mężczyzna jednym susem przesadza burtę łodzi. Wyrywa zza pasa topór, kręci nim nad głową młyńca. Rycząc kolejne rozkazy odsłania martwy, sczerniały ząb. To jemu zawdzięcza swój przydomek. Zwą go bowiem Sinozęby. Czyli, z angielska, Bluetooth.
Joseph Deen siada przed komputerem. Ujmuje w swoją dziecięcą rączkę masywną myszkę i po raz pierwszy zanurza się w świecie fortnite’owej nawalanki. Ma wtedy cztery lata i być może sięga już głową ponad stół. Szybko okazuje się, że brzdąc ma do strzelanek dryg. Gdy kończy osiem lat, jest już wytrawnym wirtualnym zabijaką, a do jego drzwi pukają gamingowi „łowcy głów” z Team 33.
Babcia porusza się. Obraca głowę, jakby się rozglądała. Spogląda na Ciebie i delikatnie uśmiecha się. Czy to sen, czy jawa? Na dobrą sprawę, to coś z pogranicza tych dwóch światów, czyli wirtualna rzeczywistość. A mówiąc ściślej aplikacja Deep Nostalgia, tworząca ze zdjęć proste animacje (jak na razie😉).
Trzy uderzenia młotka zakończyły rozprawę. To już koniec, finita la commedia. Sędzia Jacob Lewis na łamach The Hofstra Chronicle opublikował wyrok. Oskarżony TikTok został uznany winnym… spowalniania kulturowego postępu. Teraz musi już tylko wyrazić żal i skruchę, przywdziać pokutny layout i posypać swoją wirtualną głowę cyber-popiołem.