Dwadzieścia lat temu na ekrany kin trafiła pierwsza część „Władcy Pierścieni”

Światło gaśnie, sala pogrąża się w ciemności. Widownia momentalnie milknie i zastyga w bezruchu. Cichną pomlaskiwania, posiorbywania, pochrząkiwania. Unoszone do ust strzępki popcornu i trójkąciki tacosów zatrzymują się w pół drogi. Setki palców wbijają się w oparcia foteli. „Świat się zmienił” – w głośnikach słychać Cate Blanchett, grającą Galadrielę. Wtedy, te dwadzieścia lat temu, świat kina zmienił się z pewnością.

Pamiętna premiera

Pamiętam tamtą premierę, pamiętam ją dobrze. Byłem wtedy szczenięciem, bez reszty zanurzonym w tolkienowskim imaginarium. Mój dziecięcy umysł wypełniały obrazy i postacie rodem ze Śródziemia. Na jawie i we śnie przemierzałem Martwe Bagna lub z murów Minas Tirith przyglądałem się bitwie na polach Pellenoru. Wiele fragmentów trylogii znałem niemal na pamięć, a geografię świata i genealogię pierwszoplanowych postaci miałem w małym palcu.

Wyczekiwałem więc filmu Jacksona gorączkowo i z drżącym z niepewności sercem. Z jednej bowiem strony wiele sobie po „Władcy” obiecywałem. Z drugiej zaś kilka miesięcy wcześniej na ekrany kin wszedł, równie przez mnie wyglądany, „Wiedźmin”. Okazał się on niestrawną szmirą, niemogącą się równać z literackim pierwowzorem. Momentami zakrawał wręcz na pastisz. „Nie łudź się” – szeptał głos w mojej głowie – „i Jackson może spartaczyć…”.

Targany emocjami odliczałem godziny do seansu. 

Władca Pierścieni Drużyna Pierścienia
źródło: filmweb.pl

„Władca Pierścieni” zawładnął wyobraźnią kinomanów

Jackson oczywiście nie spartaczył. Mało tego, on nakręcił film, a w zasadzie trylogię, dla gatunku przełomową. Produkcja była tak nowatorska, że nawet dziś, po dwudziestu latach, „Władca Pierścieni” robi wrażenie tak rozmachem i epickością, jak i sugestywnością oraz dbałością o detale. Film wciąga, pozwala się zanurzyć w świecie przedstawionym i trzyma widza przed ekranem tak, jak Gollum trzymał Jedyny Pierścień.

Władca Pierścieni Hobbici
źródło: filmweb.pl

„Władca Pierścieni” – tradycja i nowoczesność

Cała trylogia powstawała przez, bagatela!, pięć lat – od 1999 do 2004 roku. Jej budżet wynosił niecałe 300 milionów dolarów. Kręcąc „Władcę”, Jackson przykładał wielką wagę do najdrobniejszych nawet detali. Gdy tylko było to możliwe, unikał CGI. Ekipa często pracowała z miniaturami, zamiast komputerów wykorzystywano elementy scenografii, a aktorzy grający Hobbitów stali się niscy, gdyż umiejętnie grano perspektywą.

Stworzenie efektów specjalnych Peter Jackson zaproponował szerzej nieznanemu studiu Weta Digital. Trzeba przyznać, że ze swojego zadnia wywiązało się celująco. Zatrudnieni w nim specjaliści zastosowali nowatorską technologię motion capture. To ona powołała do istnienia Golluma. Fachowcy z Weta Digital napisali też program komputerowy nazwany MASSIVE, który, wykorzystując sztuczną inteligencję, tworzył tysiące walczących ze sobą wirtualnych żołnierzy, orków, trolli czy olifantów. Te postacie były na tyle autonomiczne, że wyniki ich starć nie były jasne nawet dla ekipy filmowej.

Władca Pierścieni Gimli
źródło: filmweb.pl

Maszynka do robienia pieniędzy i inspiracja

Trylogia okazała się ogromnym komercyjnym sukcesem – łącznie zarobiła prawie 3 miliardy dolarów. Wypromowała też licznych aktorów m.in. Orlando Blooma, Viggo Mortensena czy  Cate Blanchett. No i oczywiście samego Petera Jacksona. I to właśnie jego dzieło przekonało grube ryby z Netfixa i HBO, że może warto zainteresować się ekranizacją innych klasyków literatury fantasy. Dalszą historię już znacie.

A na Was jakie wrażenia wywarł „Władca Pierścieni”? Dajcie znać w komentarzach!