Przecieki na temat Windowsa 11 pojawiły się znienacka. Wielu użytkowników wierzyło, że Windows 10 będzie ostatnią, nieustannie rozwijaną wersją „okienek” Microsoftu. To się jednak nie wydarzyło, czego premiera Windowsa 11 jest niezbitym dowodem. Jakie wrażenie pozostawił na mnie nowy system po kilku tygodniach użytkowania? Co już teraz działa dobrze, a czego mi brakuje? Przeczytaj recenzję Windowsa 11.
Mówi się często, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Z drugiej strony – równie dobrze może być ono bardzo mylne. Jakie odczucia wywołał pierwszy kontakt z Windowsem 11? Czy sprawił, że pomstowałem niemiłosiernie na swojego szefa, tocząc w myślach walkę z samym sobą, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie o to: za jakie grzechy? I czym prędzej chciałem zakończyć tę godną pożałowania przygodę i wrócić do niedoskonałego, ale mimo wszystko sprawdzonego w bojach Windowsa 10?
Czy może jednak początek tej historii nie był tak dramatyczny? Nie tylko obyło się bez trzęsienia ziemi, ale wręcz pierwsze zderzenie z Windowsem 11 okazało się lekkie i przyjemne niczym morska bryza? W końcu: czy Microsoft nie miał nie wynajdywać w nowym systemie operacyjnym koła na nowo? Czy nie miało być przystępniej dla mniej zaawansowanego użytkownika i milej dla oka dzięki nowym ikonom, interfejsowi czy zaokrąglonym rogom rodem z Windowsa 7?
Możesz się dziwować, bo czy zaokrąglenie tu i tam może odmienić wrażenia z użytkowania systemu operacyjnego? Windows 11 jest pełny takich drobiazgów, a diabeł tkwi w szczegółach. Wszystkie – nawet te najmniejsze, pozornie niezauważalne – zmiany powstały po to, by można było korzystać z systemu operacyjnego z czystą, niezachwianą przyjemnością.
Czy takie właśnie odczucia budzi Windows 11? I tak, i nie. Jest całkiem dobrze, ale nie wszystko złoto, co się świeci. To byłby zbyt piękny obrazek, gdyby już teraz, niemal dwa miesiące po wydaniu systemu, był on tak udany, że zachęcałbym do przenosin: bierzcie i korzystajcie z tego wszyscy, bo nic lepszego nie ma i długo nie będzie.
Wyznam szczerze, że podchodziłem do nowego systemu operacyjnego firmy Microsoft jak do jeża, pełny sceptycyzmu, z myślami przesiąkniętymi obawami. W końcu od premiery Windowsa 11 minęło raptem kilka tygodni, a w początkowym okresie każdego OS-a można ułożyć litanię problemów, potem kolejną i… jeszcze jedną. Niemalże niekończąca się opowieść, która mogłaby – i powinna – skończyć się jak najszybciej.
Ot, żadna niespodzianka. Problemy techniczne są zmorą praktycznie każdego Windowsa, jak nie po premierze, to po rozmaitych aktualizacjach, a co dopiero w okresie wieku dziecięcego. Przy takich projektach nie da się skutecznie zapobiec błędom. Czy Windows 11 nie odstaje w niczym od początkowych stadiów poprzednich wersji „okienek” (na dobre i na złe)?
Okazało się, że obawy były nie do końca uzasadnione. Jakże byłem zaskoczony, że nowy system nie taki zły, jak go (nie) malują. Właściwie nie ma on złej prasy, ponieważ – uwaga! spoiler – nie zasługuje na nią. Nie jest to system doskonały, ale czy jakiś kiedykolwiek był lub będzie? Nie. I nie musi być. Ale opowieść trwa, bo jest o czym opowiadać, oj, jest…
Przedtem jednak zerknij, na czym testowałem Windowsa 11, a był to w pełni kompatybilny sprzętowo laptop Acer Nitro 5.
Prywatnie nie spieszyło mi się z przesiadką na Windowsa 11. Z „dziesiątki” jestem względnie zadowolony, mimo rozmaitych technicznych problemów po wybranych aktualizacjach (m.in. związanych z profilami monitora, stabilnością gier czy ogólnie systemu). Najmniej powodów do narzekań do tej pory dość niespodziewanie dostarczył mi – ze wszystkich testowanych przeze mnie Windowsów (od 3.1, przez XP, a skończywszy na 10) – Windows 8.1. Byłem nawet w stanie przełknąć nielubiane kafelki, nie tak subtelne jak w „dziesiątce”.
Z kolei najdłużej korzystałem z legendarnego XP-ka, najlepszego „klasycznego” Windowsa. Dbałem o niego tak, jak on dbał o mnie, nie zaśmiecając go zanadto. Rzadko się uzewnętrzniał i miewał pretensje związane z moimi działaniami w systemie. Nie wydawał zbyt często dziwnych dźwięków za pośrednictwem głośników ani nie komunikował mi, że coś jest nie tak, rażąc moje oczy znienawidzonymi błędami i niebieskimi oknami śmierci. Choć mam dużo sentymentu do Windowsa XP, nie uważam go za najlepszy system w historii Windowsów.
W mojej głowie często krążyła myśl: jaki będzie na tle poprzedników Windows 11? Byłem ciekaw, czy – i jak szybko – nowy system przekona mnie do siebie. Gotowy na testy, zaktualizowałem „dziesiątkę” za pomocą asystenta (dowiedz się więcej o sposobach instalacji Windowsa 11). Okazało się to bezproblemowym i stosunkowo krótkim procesem na laptopie Acer Nitro 5 (nieco ponad pół godziny? Proszę wybaczyć, czasu stoperem nie mierzyłem).
Jako że laptop stanowił moje centrum dowodzenia z Windowsem 11, użytkowałem na nim uprzednio „dziesiątki”, by móc lepiej porównać oba systemy pod kątem szybkości działania. I jak? Pierwsze, co momentalnie rzuca w oczy, po przesiadce na Windowsa 11 to… nie, wcale nie wyśrodkowany pasek zadań. Ale właśnie działanie systemu, o którym usłyszałem dość dobitnie jeszcze przed premierą. Czuć zdecydowanie poprawki optymalizacyjne, przynajmniej na współczesnym, kompatybilnym sprzęcie.
Dopiero potem zacząłem nieśmiało zerkać na wizualne zmiany. Ot, przekonywać się do odmienionego menu Start, nowoczesnych ikon (wreszcie!), nowych funkcji i zmian, z których część niekoniecznie okazała się użyteczna. Mimo to pierwsze wrażenie było całkiem pozytywne. Windows 11 wnosi powiew świeżości w znanym środowisku. Nie wywraca niczego do góry nogami i chwała za to Microsoftowi.
Z Windowsem 11 spędziłem kilka tygodni i wyznam Wam, że pod „jedenastką” kryje się tak naprawdę jedna, ogromna aktualizacja. Największa, jaką do tej pory „otrzymał” Windows 10. Choć cudzysłów chyba zbędny, skoro to uaktualnienie jest de facto darmowe dla użytkowników rzeczonej wersji „okienek” Microsoftu.
Może to wynikać z tego, że firma chciała, aby Windows 11 się wydawał (przesadnie?) znajomy, ale jednocześnie był bardziej przyjazny w obsłudze oraz oferował szybszy i łatwiejszy dostęp do istotnych funkcji. Ułatwiał nam życie – pracę, granie, obcowanie z aplikacjami.
Windows 11 wydaje się wprowadzać (pozornie) wyjątkowo subtelne zmiany, jak na pełnoprawną odsłonę systemu. Czy to dobrze, czy źle? Co tak naprawdę zmienia Windows 11 i czy jest to na tyle „przełomowe”, by zachęcić do aktualizacji już teraz?
W Windowsie 11 zmieniło się zarazem dużo i mało. Zmiany rzucają się szybko w oczy i obejmują nie tylko pasek zadań z menu Start i ikony, ale też wygląd okien i zarządzanie nimi (i nie tylko nimi). Przybliżę każdą z nich z osobna. Ale już teraz pragnę zwrócić uwagę na nowy, znacznie czytelniejszy interfejs.
System przeszedł również ważne przeróbki „pod maską”. Silny nacisk położono na większe bezpieczeństwo, stąd większe restrykcje co do wymagań sprzętowych (obsługa TPM w wersji min. 1.2, wymuszanie aktywnych funkcji zabezpieczeń opartych na wirtualizacji po czystej instalacji, bezpieczny rozruch oraz brak obsługi starszych procesorów i płyt głównych). Nie obyło się też bez wspomnianych poprawek optymalizacyjnych.
Microsoft wprowadził ograniczenia co obsługiwanych podzespołów nie bez powodu. W końcu sprzęt musi powinien oferować odpowiednie technologie i zabezpieczenia po to, by sam system mógł stać się bezpieczniejszy i działać odpowiednio szybko. Firma zapewne nie chciała powielać błędu z czasów Windowsa Visty, który niekoniecznie stanowił dobry wybór dla użytkowników starszych, mniej wydajnych komputerów w tamtych czasach. Ale po kolei…
Gdy uruchomisz komputer z nowym systemem Microsoftu, jedną z pierwszych nowości, jakie ujrzysz, jest pasek zadań. Przeszedł on sporą metamorfozę, a ta wzbudziła we mnie mieszane odczucia. Od początku pasek znajduje się… na środku, niczym w macOS (pozostałość po skasowanym Windowsie 10X). Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by przywrócić mu domyślną pozycję z poprzednich Windowsów, czyli wyrównanie do lewej. Ale to tyle – Microsoft na więcej nie pozwala, bo… nie.
Nie przestawisz już paska zadań na górę czy na jeden z boków ekranu. Nie są to może najpopularniejsze opcje, ale z pewnością nie brakuje użytkowników, którzy z nich korzystają. Microsoft najwidoczniej miał inną wizję i postanowił się jej trzymać. Nie zniknęła za to opcja jego ukrywania (pojawi się oczywiście wtedy, gdy udasz się kursorem do dolnego obszaru ekranu).
Na starcie pasek zadań w Windowsie 11 powita Cię kilkoma ikonami z przypiętymi domyślnie aplikacjami (np. Microsoft Edge). Najważniejsze z nich to menu Start, widok zadań z wirtualnymi pulpitami, Eksplorator plików czy lupa do wyszukiwania, po której najechaniu wyświetli Ci się małe okienko z ostatnio wyszukiwanymi aplikacjami. Ponadto pasek zadań został zintegrowany z usługą ukrywającą się pod nazwą Rozmowa. Jest to, rzecz jasna, dobrze znana platforma do komunikacji – Microsoft Teams.
Po bogatym menu kontekstowym nie ma śladu. Jest to uproszczenie (jedno z wielu), by nie przytłoczyć mniej zaawansowanego użytkownika mnogością ustawień. W Windowsie 11, gdy klikniesz prawym przyciskiem myszy na pasek zadań, wyświetli Ci się jedna opcja. Przeniesie Cię do ustawień w personalizacji, gdzie możesz wyrównać go do lewej strony lub wyłączyć takie przyciski, jak wyszukaj czy widok zadań. Co więcej, zarządzasz tym, co ma być wyświetlane w prawym rogu.
Nie wyczerpałem jeszcze tematu paska zadań. Z jego prawej strony jest na pierwszy rzut oka klasycznie. Masz dostęp do ważnych funkcji systemowych, np. połączeń z siecią, suwaka głośności czy w przypadku laptopa wskaźnika stanu naładowania akumulatora. Naturalnie nie mogło zabraknąć także bieżącej godziny i daty oraz dostępu do centrum powiadomień (brak skrótu) i kalendarza. Tutaj doszło do kontrowersyjnych zmian, które wydają mi się niezrozumiałe.
Zacznę może jednak od dobrej nowiny. Panel szybkich funkcji, z poziomu których możesz również wyregulować jasność ekranu, zarządzać ustawieniami trybu skupienia czy aktywować Bluetooth, został wydzielony z centrum powiadomień. Pod tym względem nie mam nic do zarzucenia. Dodatkowo szybkie ustawienia możesz bez problemu zmodyfikować i dodać np. tryb nocny.
Schody zaczynają się, gdy zajrzysz do kalendarza, który dla odmiany został zintegrowany z centrum powiadomień. Po pierwsze, kalendarz w tym miejscu został drastycznie ograniczony, bo nie jest on dłużej zintegrowany z systemowym Kalendarzem. Nie tylko uniemożliwia dodanie przypomnień i zdarzeń. Ale także nie wyświetla tych dodanych we właściwej aplikacji. Pełni po prostu funkcję… kalendarza. Niczego więcej.
To jednak nie jest najgorsze. Przez to, że Microsoft zespolił kalendarz z centrum powiadomień, czytelność tego drugiego pozostawia wiele do życzenia. Trudno się dziwić. W końcu kalendarz zajmuje dobre pół ekranu i co za tym idzie – zostawia niewiele miejsca na powiadomienia. Co więcej, gdy użyjesz drugiego wyświetlacza, nie zobaczysz go na drugim ekranie z wieloma innymi elementami paska zadań, czego nie uświadczysz w Windowsie 10.
Na 15,6-calowym laptopie Acera wyświetlało mi co najwyżej dwa i kolejne musisz rozwijać. Możesz oczywiście zwinąć kalendarz, uwalniając tym samym miejsce na powiadomienia. Tylko to nie jest optymalne rozwiązanie i wymaga dodatkowych, kompletnie zbędnych działań ze strony użytkownika. Nie rozumiem, co stało za tą decyzją. Jest to krok wstecz względem Windowsa 10.
Wreszcie mogę przejść do najważniejszej części paska zadań, czyli odświeżonego menu Start. Czym różni się do tego z Windowsa 10? Tutaj Microsoft wprowadził duże zmiany. Na samej górze możesz szybko przejść do wyszukiwania plików i aplikacji, a na samym dole widnieje dostęp do konta, jego ustawień i wylogowania czy opcje uśpienia lub wyłączenia komputera. Te części nowego menu Start podobają mi się najbardziej.
Nie one są jednak najważniejsze. Z menu Start rozpłynęły się charakterystyczne kafelki znane z Windowsa 10 i Windowsa 8 (8.1). Znajdziesz w nim za to przypięte aplikacje w postaci… ikon. Tylko tyle albo aż tyle. Możesz je odpinać lub dodawać skróty własnych aplikacji i gier. Jeśli chcesz uzyskać dostęp do rozwijanej listy wszystkich aplikacji (na wzór tej z „dziesiątki”), to jest ona schowana. Nie wymaga wiele zachodu. Wystarczy, że klikniesz na opcję wszystkie aplikacje.
Mam jednak spory problem z podstawowym menu z aplikacjami. Ta część jest po prostu mało czytelna, a w dodatku wypchana oprogramowaniem, z którego niekoniecznie chcę korzystać. Są tam nie tylko programy Microsoftu, ale też np. Facebooka Meta. Możesz je (od)instalować, nie wchodząc do sklepu, co jest plusem, ale mimo wszystko niesmak pozostał od samego początku.
Niżej możesz zobaczyć pole proponowane, czyli listę np. ostatnio uruchamianych czy edytowanych plików. Ta część również nie poprawia czytelności menu Start, które wydaje się nieprzemyślane, mało przejrzyste i wprowadza niepotrzebny chaos tam, gdzie nie ma na niego miejsca.
Koniec końców najchętniej wróciłbym do kafelków z Windowsa 10, które dodatkowo mogłem sobie pogrupować wedle własnego widzimisię, a rozmiar menu Start dopasowywać odpowiednio do jego wypełnienia. Mimo ogólnie nie najlepszego ich przyjęcia w poprzednich systemach Microsoftu, osobiście zaliczam się do zwolenników tego rozwiązania. Może nie tych z Windowsa 8, ale kompromis w „dziesiątce” bardzo mi przypasował.
W każdym razie zdecydowanie mniej polubiłem się z menu Start Windowsa 11 i bynajmniej nie jest to kwestia przyzwyczajenia. Jest on bardziej funkcjonalny tylko częściowo, bo cała reszta zmian raczej mnie zniechęciła, niż zachęciła. Jest to jedna z najgorszych zmian w nowym systemie.
Microsoft postawił w nowym systemie jeszcze większy nacisk na wielozadaniowość. Jest to zasługa m.in. funkcji Snap Layouts czy Snap Groups. Grupowanie okien to nie są de facto nowości, ale w Windowsie 11 nie tylko korzysta się z nich z jeszcze większą łatwością, ale też poprawiła się funkcjonalność. Opcje pozwalają zoptymalizować obszar pracy na ekranie. Zamiast dwukolumnowego zestawu okien możesz utworzyć na większym ekranie trzy ustawione obok siebie kolumny.
Z menedżera okien możesz skorzystać w bardzo szybki sposób. Wystarczy, że skierujesz kursor na ikonę powiększenia okna i na wyświetlaczu pojawi się kilka różnych schematów, według których system wypełni Twoją przestrzeń roboczą. Okienka są grupowane za pomocą jednego kliknięcia. Takie to proste! A co warto jeszcze podkreślić, układy są nareszcie zapamiętywane.
Na ekranie laptopa mogłem zmieścić maksymalnie cztery różne okna ściśnięte według ustalonego wzoru, ale na większym monitorze może być ich sześć. Bardzo miłe udogodnienie, które w połączeniu z wirtualnymi pulpitami, o której szerzej za chwilę, ułatwia i uporządkowuje wielozadaniową pracę. Sam regularnie korzystam w copywriterskiej pracy z podziału okien, zwłaszcza gdy opieram się na (wielu) źródłach i rezygnuję z drugiego monitora.
Pomocne w wielozadaniowości są również tzw. wirtualne pulpity. Jest to funkcja, która została domyślnie zintegrowana w Windowsie 11 z paskiem zadań. W związku z tym możesz błyskawicznie z niej skorzystać. Ale to również nihil novi, bo jest ona z nami od lat. Niemniej jednak nawigowanie pomiędzy pulpitami odbywa się sprawniej na nowym systemie, opcja jest bardziej funkcjonalna i prezentuje się lepiej dzięki odświeżonemu interfejsowi.
Funkcja usprawnia pracę i pozwala szybko przełączać się pomiędzy pulpitami przygotowanymi do innego celu. Przestrzenie robocze możesz sobie podzielić na różne zadania w czasie pracy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by na jednej dominował Excel, a na drugiej PowerPoint, a na trzeciej – Word. Możesz również utworzyć sobie pulpit ze skrótami gier. W ten sposób nie będą Cię rozpraszać w pracy, a w czasach home office mogą kusić, by oderwać chociażby na chwilę od obowiązków.
W Windowsie 11 dostęp do wirtualnych pulpitów jest jeszcze bardziej ułatwiony i przyjemniejszy w obsłudze niż w Windowsie 10. Co więcej, możesz zmienić sobie nawet tapetę na każdym z nich (ale np. odrębnego trybu jasnego/ciemnego już nie), a nie tylko nazwę. Wiem, dla wielu nieznaczący szczegół, ale dla niektórych może jednak być ważny. I pozwala bardziej odgraniczyć jeden obszar roboczy od drugiego, więc może być pomocne nawet przy zwykłym przełączaniu. Spojrzysz i już wiesz.
Nie korzystałem z wirtualnych pulpitów w Windowsie 10, ale być może zacznę w „jedenastce”. Przydałaby się jeszcze opcja szybkiego zamknięcia kilku pulpitów naraz, może kiedyś.
Menedżer plików stanowi niezwykle istotną część pracy w systemie. Ten został nieco usprawniony i zmodyfikowany w Windowsie 11. Nie tylko wygląda nowocześniej dzięki nowym ikonom, ale także zyskał na spójności (z jednym wyjątkiem). Co jednak ważniejsze, zmiany dotknęły także jego funkcjonalności i widać tutaj przede wszystkim naleciałości z Microsoft Office 365.
Zniknęły w górnej części Eksploratora plików bogate narzędzia na rzecz uproszczonego (dynamicznego) menu. Microsoft zrezygnował bowiem z tzw. wstążki z rozbudowanymi opcjami i poleceniami na wierzchu. Dynamiczne menu w Windowsie 11 dostosowuje się do kontekstu, czyli w zależności od zawartości folderu otrzymasz dostęp do takich czynności, jakich możesz potrzebować. W końcu użyjesz innych opcji do zdjęć, a innych do prezentacji czy plików tekstowych.
Otrzymujesz zatem łatwiejszy i szybszy dostęp do różnych działań i nie czujesz się przytłoczonymi możliwościami. Całość jest przejrzysta, chociaż bardziej zaawansowani użytkownicy mogą narzekać na niepotrzebne uproszczenia.
Wrażenie całkowitej spójności psują zaawansowane ustawienia w Eksploratorze plików, które wyglądają po staremu. Okienko nawet nie dostosowuje się do ciemnego trybu systemu. Zaokrąglone rogi czy odrobinę odświeżone ikony to jednak ciut za mało…
Menu kontekstowe to ogólnie zmiana dla niekoniecznie obytych z systemem operacyjnym użytkowników. Funkcjonalność na pierwszy rzut oka została ograniczona, ale pod maską przejrzystych funkcji (kopiowanie czy wycinanie plików odbywa się za pomocą przycisków w formie ładnych ikon) kryje się zestaw bogatszych opcji. Przedstawionych tradycyjnie w formie tekstowej, która uzupełnia stosowną ikonę.
Nic nie stoi na przeszkodzi, by uruchomić ukryte polecenia znane z poprzedniego Windowsa. Uproszczenie uważam za udany pomysł – jest to zdecydowanie ukłon w stronę mniej zaawansowanych użytkowników. Dostęp do rozbudowanych, okraszonych tekstem opcji wymaga więcej klikania, ale nie jest to drastyczna różnica. Odkryjesz do nich dostęp, klikając na dole rozwiniętej listy pokaż więcej opcji i voila. Powita Cię przyjazne, dobrze znane menu.
Przy tej okazji warto też wspomnieć o możliwości zaznaczania plików, które „ptaszkujesz”, dzięki czemu cały proces wycinania czy kopiowania jest szybszy i przyjemniejszy.
Widżety, które są przypisane do paska zadań, nie są żadnym novum, ale zostały one nieco odmienione w Windowsie 11. Masz w nich szybki dostęp do informacji ze świata, pogody, zdjęć z OneDrive’a czy kalendarza. Możesz zmienić ich rozmiar, poprzestawiać je, a także dodać lub usunąć określone widżety, wedle własnego widzimisię. Nie byłem fanem widżetów w Windowsie 10, nie stanę się nim także za sprawą Windowsa 11.
Microsoft chwalił się wieloma nowości, ale nie wszystkie są de facto nowościami albo nie są zarezerwowane wyłącznie dla Windowsa 11, albo po prostu… ich nie ma, jeszcze.
Na przykład odmieniony Microsoft Store, który został rozszerzony o nowe aplikacje (jest nawet niedostępny jeszcze w Polsce Disney+), funkcjonuje także na „dziesiątce”. Doczekał się on również nowocześniejszego wyglądu (efektowniejsze animacje, czytelniejsze karty i szybsze działanie sklepu). Za to tylko w Windowsie 11 nieco odświeżono Painta czy narzędzie Zdjęcia.
Na tym Microsoft naturalnie nie poprzestał. W drodze jest także odnowiony Windows Media Player, który jest dostępny w ramach programu Windows Insider. Powinien być on wkrótce dostępny dla wszystkich użytkowników Windowsa 11.
Warte wzmianki jest Dynamic Refresh Rate, czyli dynamiczne odświeżanie obrazu. Jest to funkcja, która pozwala wydłużyć czas akumulatora w laptopie, czyli rzecz zaczerpnięta ze smartfonów i tabletów. System automatycznie dostosowuje odświeżanie. Wysokie wartości załączają się tylko wtedy, gdy ich potrzebujesz, obniżając zużycie energii w urządzeniach przenośnych. Gdy czytasz artykuł i nie scrollujesz odświeżanie obrazu zmniejsza się do minimum, bo zwyczajnie nie potrzebujesz w tym czasie 144 Hz.
Na część zmian trzeba jeszcze niestety poczekać. Jedną z największych ma być dostęp do (wybranych) aplikacji Android w Microsoft Store, który będzie efektem współpracy z Amazon Appstore. Pojawi się on jednak najwcześniej na początku 2022 roku… Nie za szybko ta premiera?
Microsoft chwalił się zmianami przyspieszającymi działanie systemu, który miał wykorzystywać o o ponad 30% mniej zasobów procesora. Windows 11 lepiej zarządza pamięcią (również o przeszło 30% niższe zużycie) i ustala priorytety (mają je okna na pierwszym planie). Jak już wspomniałem na początku recenzji, to widać już przy pierwszym kontakcie. System faktycznie wybudza się też szybciej z trybu uśpienia (według Microsoftu o 25%).
Pod względem wydajności nie jest jeszcze tak dobrze, jak może być. Microsoft zdaje sobie z tego sprawę i zamierza w 2022 roku jeszcze bardziej przyspieszyć Windowsa 11. Obecnie problemy występują przy renderowaniu wybranych elementów interfejsu. Wolniejsze działanie można czasem zauważyć chociażby przy otwierającym się za pomocą PPM menu kontekstowym, co mogę potwierdzić osobiście.
Szybko, szybciej, ale czy stabilnie i bez problemów technicznych? Windows 11 jest tak naprawdę ulepszoną „dziesiątką”, więc pod tym względem jest dobrze. W czasie użytkowania nie miałem poważniejszych kłopotów z rozmaitymi aplikacjami, także z grami.
Co nie oznacza, że ich nie ma. Mogą nadal występować w wybranym oprogramowaniu, zwłaszcza jeśli używasz czegoś bardziej zaawansowanego niż prostych i powszechnie znanych aplikacji. Problematyczny może okazać się sprzęt niewspierany już nowymi sterownikami (np. karty dźwiękowe). Pojawiły się też doniesienia o problemach z kompatybilnością systemu z wybranymi sterownikami (patrz Intel Smart Sound Technology, które mogą doprowadzić do BSOD-ów, czyli inaczej czarnych/niebieskich ekranów śmierci).
Microsoft na bieżąco „łata” system i cześć odnotowanych problemów już została zlikwidowana. Ile można czekać na poprawki? Na likwidację błędów związanych np. z mniejszą wydajnością wybranych procesorów AMD musieliśmy czekać ok. dwa tygodnie. Chwilę to trwało, przy czym naprawa tych niedogodności była zależna nie tylko od Microsoftu.
Korzystanie z Windowsa 11 nie było pozbawione całkiem problemów w moim przypadku. Zdarzyło się parę razy, że ni stąd, ni zowąd zamknęły mi się uruchomione programy, włącznie z Eksploratorem plików, a sam laptop złapał chwilową „zawieszkę”. Doszło też do sytuacji, w której „przycinało” podczas normalnego użytkowania, ale to rzadkość. Wyjątkowo nienaturalnym zjawiskiem był efekt „przymulenia”, ale nie znalazłem przyczyny tego stanu rzeczy. Nie odnotowałem dziwnego skoku wykorzystania jakiegokolwiek podzespołu w tym czasie.
Z innych problemów: czasem występowały błędy przy instalacji aktualizacji systemu. Widać jeszcze niedoskonałości, których mam nadzieję nie będzie przybywać.
Za to bezproblemowo było przy wykrywaniu i działaniu zewnętrznego sprzętu, np. klawiatury na Bluetooth, drukarki i bezprzewodowej myszki. Bez jakichkolwiek komplikacji udała się także operacja podłączenia monitora do laptopa. Nie jest to może nic znaczącego, ale skoro Windows 10 potrafił mieć po aktualizacjach problemy z takimi drobnostkami, jak wybrane kamerki internetowe czy drukarki, można uznać to za sukces.
Ostatecznie uważam, że jak na stosunkowo krótki okres od premiery Windows 11 pod względem technicznym wypada zaskakująco dobrze. Albo mam – czy raczej testowany laptop ma – szczęście.
Koncern Microsoft jeszcze przed premierą Windowsa 11 reklamował swój nowy system jako stworzony do grania. To hasło było i nadal jest integralną częścią kampanii marketingowej. To, jak ważny dla firmy jest gaming na PC, widać w jej działaniach na przestrzeni ostatnich lat. Odkąd Satya Nadella, obecny dyrektor generalny (CEO) Microsoftu, przejął stery w 2014 roku, stopniowo nadchodziły pozytywne zmiany dla komputerowych graczy.
Nadella wraz z Philem Spencerem, szefem działu Xbox, tworzą nową erę gamingu. Windows 11 nie jest początkiem tych zmian, ale w końcu system stanowi centrum dowodzenia. Co takiego oferuje?
Auto HDR, które opiera się na algorytmach uczenia maszynowego, udaje natywne HDR podobnie jak NVIDIA DLSS udaje natywną rozdzielczość. Myślę, że jest to ciekawa alternatywa dla użytkowników odpowiednich wyświetlaczy. Szeroki zakres tonalny, który gwarantuje żywsze kolory, jest dostępny dla ponad 1000 gier DirectX 11 i 12, które nie obsługują domyślnie HDR.
Zdecydowanie ciekawiej zapowiada się DirectStorage. Zapowiada, bo trzeba czekać na gry, które wykorzystają tę nowość na PC. Jest to API, które czerpie pełnymi garściami z możliwości nowoczesnych nośników SSD NVMe (minimum PCIe 3.0). Nie jest to funkcja zarezerwowana wyłącznie dla Windowsa 11, bo Microsoft potwierdził ją także dla Windowsa 10 (wersja 1909). Ale w nowej wersji „okienek” będzie ona korzystać ze zaktualizowanego stosu pamięci masowej systemu, co powinno przełożyć się na lepsze korzyści.
DirectStorage niweluje efekt tzw. wąskiego gardła, które występuje w komunikacji między pamięcią masową a kartą graficzną (kompatybilną z DirectX 12 i Shader Model 6, czyli GeForce GTX 400, Radeon HD 7000 lub nowsze). Nie musi czekać na odpowiedź, by wysłać kolejną serię zapytań (są obsługiwane równolegle zamiast sekwencyjnie). Dane są przetwarzane szybciej, a w procesie odciążony jest procesor, bo po prostu w nim nie uczestniczy.
Co to oznacza? Szybsze ładowanie się gier i sprawniejsze wczytywanie się tekstur i środowiska podczas rozgrywki. W przyszłości przełoży się to także na możliwość tworzenia przez deweloperów bardziej złożonych obiektów, a więc i całych wirtualnych światów. Pachnie nową generacją, nieprawdaż? Bo to jest nowa generacja – w końcu funkcja pojawiła się w Xboksach Series X/S.
Co jeszcze? Microsoft postanowił zintegrować system z aplikacją Xbox Game Pass, usługą abonamentową. Oferuje ona dostęp do bogatej oferty gier, w tym do tytułów sygnowanych szyldem Xbox Game Studios w dniu premiery, a w przypadku subskrypcji Ultimate także do chmury Xbox Cloud Gaming.
Nie musisz już więcej pobierać aplikacji ze sklepu Microsoftu. Jest to kolejny przykład nowego podejścia firmy, która chce, by użytkownik miał w Windowsie 11 pod ręką dostęp do najważniejszych funkcji i usług.
Windows 11 to system dla graczy, więc nie omieszkałem przetestować kilku wybranych gier. Biorąc pod uwagę, że nowa wersja „okienek” jest dość zbliżona pod wieloma względami do „dziesiątki”, nie liczyłem na wielkie różnice w działaniu.
Na laptopie Acer Nitro 5 nie miałem żadnych powodów do narzekania: ani odnośnie do płynności, ani do stabilności. Ani razu nie powitał mnie podczas rozgrywki pulpit z komunikatem o błędzie. Nie miałem też przykrego zawieszania się gier ani żadnych innych niedogodności. Nie ma chyba większej zmory dla gracza, któremu ciągle wysypuje się dany tytuł, co uniemożliwia jakąkolwiek zabawę.
Wydajność również utrzymywała się na stałym poziomie. Na potwierdzenie wykonałem testy. Uwzględniłem w nich nie tylko średni fps, ale także 1% low, który wykrywa krótkotrwałe „czkawki” w płynności animacji. Tutaj nie uświadczyłem ich w żadnym tytule, nawet w dość wymagającym Control Ultimate Edition.
Chcesz dowiedzieć się, jak działają gry na Windowsie 11 w porównaniu do Windowsa 10? Sprawdź nasz test wydajności w grach: Windows 11 vs Windows 10.
W tej beczce miodu musi być łyżka dziegciu, a nawet więcej niż jedna czy dwie. Windows 11 do żadnych wyjątków się nie zalicza. Co jeszcze rozczarowuje, oprócz chociażby menu Start? Wbrew pozorom nie ma tego tak wiele, jak przypuszczałem przed testami.
Ogólnie Windows 11 sprawia czasem wrażenie trochę wybrakowanego i niedopieczonego ciasta. Ot, został wydany nieco przedwcześnie i opóźnienie premiery o kilka miesięcy pozwoliłoby zespołowi Microsoftu dodać te funkcje, których teraz brakuje w nowym systemie. Przy okazji byłaby to także szansa na poprawę większej liczby bolączek czy usprawnienie jeszcze bardziej wydajności systemu.
Windows 11 jest trochę jak… zapowiedź zmian, więc recenzja systemu jest de facto jedynie wstępną oceną nieskończonego dzieła, które będzie regularnie aktualizowane i rozbudowywane o nowe funkcje. Same uaktualnienia systemu mają być mniej obciążające dla dysków i trwać krócej. Aktualizacje mają być bowiem mniejsze nawet o około 40%, niż gdyby były przeznaczone dla Windowsa 10. Mam nadzieję, że działania Microsoftu przełożą się również na szybsze reagowanie na wszelkie błędy i problemy techniczne.
Można polemizować, czy Windows 11 jest czymś więcej. Nie jest to zupełnie nowa jakość. Z kolei przypudrowany niekoniecznie w złym znaczeniu, bo sporo zmian, jakie wprowadziła „jedenastka”, zaliczam na plus. Przejrzystszy interfejs, wygodniejsza obsługa wielu funkcji, które dobrze uzupełniają nowe możliwości, szybsze działanie systemu i nacisk na integrację z aplikacjami to są rzeczy, wobec których nie można przejść obojętnie.
Cieszy mnie również podejście Microsoftu do środowiska graczy. Najwięcej obiecuję sobie po DirectStorage. Szkoda, że nie było mi dane tego przetestować, ale jak tylko pokażą się pierwsze obsługiwane gry na PC, na pewno wrócę do tematu.
Szczerze mówiąc, wstrzymałbym się z przejściem na Windowsa 11 jeszcze przynajmniej kilka dobrych tygodni albo nawet miesięcy. Część funkcji nie jest dostępna, a system nie jest pozbawiony bolączek technicznych. Jeśli system służy Ci do grania, oglądania filmów i seriali, przeglądania internetu, używania programów graficznych czy edytorów tekstu, możesz zaryzykować. W innych przypadkach poczekałbym przynajmniej do początku 2022 roku albo dowiedział się, czy w określonych zastosowaniach Windows 11 może napsuć Ci krwi.
System po kilku tygodniach użytkowania spełnia oczekiwania, może dlatego, że wiedziałem wcześniej, czego nie ma lub nie będzie mieć (albo przynajmniej niezbyt prędko). Nie da się jednak ukryć, że Windows 11 to de facto nakładka na Windowsa 10. Ładna, zgrabna i rozbudowana, ale nadal nakładka. Mimo to po testach wypełniło mnie uczucie raczej (umiarkowanego) zadowolenia, że kusi, by zainstalować go na prywatnym komputerze. To o czymś chyba świadczy?
Windows 11 jest daleki od ideału, przynajmniej teraz. Jest to jednak dobry system z wieloma pomniejszymi usprawnieniami i nowymi obiecującymi rozwiązaniami. Szkoda tylko, że nie wszystkie udało się sprawdzić w praniu. Mimo to rokowania są pozytywne. Niemniej jednak trudno oceniać system po samych zapowiedziach, więc w tej chwili wszelkie braki wpływają na ostateczny odbiór. Na szczęście zalety – i ich wartość – przeważają na korzyść Windowsa 11.
Jeszcze nie została poruszona funkcja TPM I Secure Boot gdzie na wielu komputerach zgłaszane są zbrickowane płyty główne przez użytkowników po zmianach w ustawieniach które wymaga Windows do włączenia według mnie to jest głównym strzałem w kolano. (Prowadzę serwis i coraz więcej ludzi przychodzi z komputerami które się nie włączają i co najlepsze nic z nimi się nie da robić reset gipsu nie pomaga jedynie można wysłać na gwarancje) powód? (Chciałem zainstalować winodwsa 10)
Próbowałem już 2 razy przejść na 11 i za każdym razem się odbijam. Ten system ma coś w sobie co nie pozwala go wygodnie używać komuś kto siedzi na Windowsie od czasów XP. Mam wrażenie, że prędzej przyzwyczaiłbym się do macOS, niż do 11. A o tym o ile krócej trzyma mi na nim bateria to szkoda gadać, powrót do 10 odczułem jakbym wymienił starą baterię na nową, a to była tylko zmiana systemu. Może go połatają, ale wg mnie obecnie to jest nowa Vista.
Mateuszu, a co konkretnie Cię tak zniechęciło do Windowsa 11 poza wspomnianym czasem pracy na akumulatorze? Microsoft nie tylko poprawia bolączki techniczne, ale wprowadza cały czas zmiany w systemie. Na przykład w nadchodzącej aktualizacji przejdzie je menu Start, z którym osobiście niezbyt się polubiłem.
Przecież napisał: ten system ma coś w sobie… Takie ogólne wrażenie 😉 A czas pracy na baterii, to dla wielu użytkowników, w tym dla mnie, sprawa podstawowa. W recenzji o tym ani słowa, a warto by wiedzieć, czy sprawa jest poważna.
Po przeczytaniu recenzji mam więcej negatywnych odczuć niż pozytywnych, a na sprawdzam ocenę na końcu 8/10 WOW
Jakubie, nawet jeśli na coś narzekam, to ostatecznie, cytując ostatnie zdanie z recenzji, „na szczęście zalety – i ich wartość – przeważają na korzyść Windowsa 11.” 🙂
Windows 11 jest (bardzo) dobrym systemem – w końcu to usprawniona pod wieloma względami „dziesiątka”, stąd taka, a nie inna ocena. Wszelkie niedoskonałości i nietrafione moim zdaniem pomysły nie przysłaniają wielu zalet. Marudzę tylko na wybrane elementy składowe, które mają mniejszy wpływ na ocenę końcową niż pozytywne zmiany.
Windows 11 bez sprawdzenia wypuścili na rynek z problemem, podczas drukowania zdjęć 78 MB program podpija do 130 MB i nowoczesna drukarka nie drukuje. Drukarka nowa, sterowniki nowe, pamięć wystarczająca i nic.
Grzegorz Pęcherzewski Łódź.
Próbowałem… Nie dam rady. Na 10 gdy chciałem zainstalować problematyczny program mogłem wybrać funkcje „jako administrator” i było po problemie. Wyłączenie programu antywirusowego przy instalacji programów, zwłaszcza starszych nie pomaga. A windows defender? Nawet siekierą nie da się go wyłączyć. Notoryczne blokowanie każdej nie sprawdzonej aplikacji ponieważ znajduje „malwera”. Era windowsa dobiega końca. To już nie jest system dla zwykłego Kowalskiego. Zostaję przy 10. Trzeba będzie zapoznać się z linuksem.
Dla mnie całkowita porażka.
Windows 11 to nakładka na windows 10 przeznaczona dla graczy. Na pewno nie należy przesiadać się na 11 gdy chodzi o produktywność. Cztery problemy: 1) ikony w paskach narzędzi exploratora plików oraz w menu kontekstowym są dwukolorowe. Ślepcowi (jak ja) trudniej jest je zidentyfikować. Dochodzą milisekundy na zastanowienie się. 2) Wejście do wielu rzeczy w menu start oraz do podmenu kontekstowych wymaga dodatkowych kliknięć. Lecą milisekundy. 3) Całkowicie nowe menu start bez nadziei na łatwą konfigurację, czyli wszystko od nowa. 4) Tragiczny dolny pasek: muszę zgadywać gdzie jest jaka aplikacja, bo nie ma już widocznych tytułów okien. Lecą na te zgadywanki całe sekundy. Jeśli mamy zwalczyć tyle nawyków i uczyć się tych nowości po to, by wykonać tę samą robotę co w win 10, to nie ma sensu, nawet najlepszym obsługa 11 (=praca na 11) pójdzie wolniej.
Okropnie nie podoba mi się wygląd nowego systemu – nie tego oczekiwałem, jest taki okrągły, że wygląda jak stoły dla niemowląt, jakby twórcy myśleli, że skaleczą nas kanty. Oprócz tego negatywne zmiany widoczne są nawet po kliknięciu prawego przycisku myszy na klawiaturze, trzeba wybrać opcję z paska aby otworzyć kolejny pasek, który w 10 otwieraliśmy jednym kliknięciem. Wszystkie te negatywne zmiany wyczułem już po 20 minutach użytkowania, więc nie mam pojęcia jak zły może ten system być w całości. Mocne 5/10, zmiana wyglądu na siłę.
A będzie kiedyś system operacyjny dla ludzi pracy ? Wciskam power, odpalam maxa, pakiet adobe, zbrusha, blu maila i mam gdzieś jakieś przeszkadzajki.
Ja jestem oburzony Win11 i każdemu odradzam. Wszystkie produktywne rzeczy zostały ukryte / usunięte / zastąpione dodatkowym kliknięciem.
1) Zajmuję się taką profesją, że mam włączone okno główne programu + 5-10 dodatkowych okien. Win11 na siłę każde mi je grupować. Jeśli zaznaczę, że mam dwa takie programy włączone, to przełączanie po grupach okien zajmuje dużo czasu. Nie mówiąc np. o tym, że przy zmianie muzyki są dodatkowe kliknięcia. Ogólnie Win11 kojarzy mi się z dodatkowymi kliknięciami.
2) Pasek zadań miałem rozgrupowany i dwupoziomowy (dzięki temu wszystko wiedziałem, co i jak) + wtedy fajnie mi się wyświetlała data, bo w formie: godzina, nazwa dnia, data, a obecnie to zostało zmniejszone do godziny + niekorzystnego kalendarza, o czym zostało wspomniane w artykule.
3) Korzystam ze skrótu klawiszowego [Lewy Shift] + [WinKey] + [S], który obecnie mi się wydłużył do kilku sekund (nowy komputer, ze stycznia 2021, na którym Win10 śmigał idealnie).
Win11 dla mnie nie ma, ani jednego plusa i same minusy.
A wartość wizualna mnie nie interesuje. Jak chcę sobie popatrzeć na ładne widoki, to idę, albo na plażę, albo do muzeum. Na siłę mi są wciskane jakieś nowe widoki okien, gdzie w każdym Windowsie, jak najszybciej zmieniałem do najwygodniejszych i klasycznych widoków. Teraz nie mogę.
Ocena ode mnie 1/10.
W pełni zgadzam się z krytycznymi opiniami na temat Win 11 . I nie chodzi tylko o koszmarne menu Start i kilka innych zepsutych elementów . Cały Win11 jest jakiś udziwniony , niefunkcjonalny i „odpychający”. Wielokrotnie próbowałem przekonać się i polubić go . NIE DA RADY !!! Póki co , Win10 jest niezastąpiony ! Pozdrawiam .
Po uaktualnieniu z Windows 10 na Windows 11 nie działa mi klawiatura w laptopie.Firma nie powinna udostępniać aktualizacji bez kodeka po której nie działa klawiatura. Na Windows 10 jest ok.
Pierwsze pół artykułu to klasyczne lanie wody. Aż dziw mnie brał, że nie znalazłem tam wzmianki typu: „usiadłem sobie do laptopa z biszkoptami i ulubioną kawą zbożową wykonaną w idealnych proporcjach, które wynoszą…” i tym podobnych tekstów. Nim dotarłem do połowy na zmianę odczuwałem chęć zabicia siebie i autora, stąd moja prośba. Wyłącz komputer i nie pisz nic więcej.
Po miesiącu użytkowania: Boże niech mi ktoś przywróci 10 na kompie. Można się zaklikać na śmierć! Te posklejane menu, kiedyś tak się działo gdy pasek zadań był przepełniony. Teraz nie można tego ustawić. 5 otwartych wordów i 3 excele i człowiek szuka w ikonce, który jest, który. Po upgradzie nie chce się dogadać z drukarką canonaTS8000. Buforuje, drukuje 1 kartkę a potem przestaje. Za to zaczyna się drukować znienacka jak kolejnego dnia odpalam komputer… Żeby przeciągnąć coś miedzy okami, trzeba mieć częściowo zminimalizowane okno (nie działa przeciąganie do ikony na pasku zadań). Żeby kliknięciem myszy wysłać plik, trzeba wejść w opcje i w opcjach znaleźć ukryte stare menu z 10. Nie wiem dla kogo ten nowy Windows…
U mnie wywala za słaby procek a mam intela i5 6200u 2,3 GHz z turbo boost up to 2,8 GHz. Za słaby czy wina win11 ?
Windows 11 wymaga CPU Intel 8 generacji (wspiera go też kilka procesorów 7 generacji) i wsparcia przez układ TPM 2.0.
Dzięki.
Szczerze odradzam tego Windowsa. Problemów jest dużo, wymienię najgorsze, które są po prostu niesamowicie frustrujące, że postanowiłem tutaj napisać jak najgorszą opinie. Przy szybkim pisaniu, oraz używaniu skrótów wyłączają się polskie znaki. Czasami robi się tak, że pisząc przerywa mi w połowie i włącza „znajdź na stronie” np. w przeglądarce, ale również w notatniku i podobnych. Tego nie mogę wyłączyć ani naprawić, nigdzie nic nie pisze, nic ze sposobów które próbowałem nie działa. Ponadto są częste problemy z przerzucaniem dużych plików miedzy folderami. Nie raz zdarzyło mi się, że plik nie chciał przejść, zostaje tylko okno z wiecznym 0% którego nie da się wyłączyć. Nigdy wcześniej nie miałem takich problemów! Frustrujące jest również to, że aby zmienić nazwę pliku musze klikać dwa razy, rozwijać menusy itd. Jednak to nic w porównaniu z tym co wymieniłem wcześniej. Jeśli chodzi o zalety to właściwie nie ma żadnych. Nawet kalendarz okroili, nie wiadomo po co, nie da się w nim dodać wydarzeń jak wcześniej. Ten windows to jest po prostu cofniecie w rozwoju.
Ten windows jest fatalny, to regres. Może za 2-3 lata będzie ok, ale na chwile obecną jest tragedią przed którą przestrzegam. Piszę ten komentarz w sytuacji w której od 3 minut nie potrafi wyrzucić pliku 500mb do kosza, ani go opróżnić i po prostu frustracja sięga zenitu. Komputer mam nowy i drogo kupiony więc to nie jego wina. To zresztą nic, bo potrafi robić gorsze rzeczy: ciągle przełączać klawiaturę na zagraniczną, albo wyświetlać scamerskie reklamy, nie pokazuje formatów plików bez wchodzenia we właściwości. Niektóre programy w ogóle nie działają poprawnie np, Libre Office. Do przeglądania Internetu może być dobry ale w pracy jest gorszy od starszych wersji.
Ten windows to totalna porażka, może za kilka lat będzie lepiej, to przejdę do 11, ale teraz wolę pozostać na 10, który pod kątem pracy jest lepszy. Nawet windows 7 i 8 był ok. Za dużo klikania ,co powoduje stratę czasu, Dolny pasek mało przejrzysty,trzeba zgadywać gdzie jest aplikacja, wyglą nowego systemu nie podoba mi się.