W 1992 roku niejaki Francis Fukuyama ogłosił wszem i wobec, że historia właśnie się skończyła. Zamiast wojen czeka nas wieczna prosperity i zwycięski pochód demokracji liberalnej. To złudzenie trwało ledwie dwie dekady, do czasu, gdy światowym rynkiem wstrząsnął kryzys finansowy roku 2008. Na dokładkę USA ugrzęzły w Iraku i Afganistanie, a Chiny przestały udawać potulnego wyrobnika i zaczęły coraz śmielej podważać amerykańską hegemonię. Jednym słowem, historia wróciła z emerytury. Towarzyszył temu renesans geopolityki. Ale czym ta geopolityka w zasadzie jest?