Wojna informacyjna w wykonaniu KGB – Sun Tzu i dywersja ideologiczna

Jakie obrazy pojawiają się w Waszej wyobraźni, gdy myślicie o wojnie? Szarżujące bataliony pancerne? Lufy karabinów plujące paciorkami smugowych pocisków? Odpadające od kadłubów samolotów cienie termobarycznych bomb? Żołnierze maszerujący dziarskim defiladowym krokiem wśród dopalających się ruin wrogiej stolicy? Trafiłem? Pewnie tak. Ale już w VI wieku przed Chrystusem osławiony chiński strateg, Sun Tzu, uznaje, że najwyższym osiągnięciem sztuki wojennej, prawdziwym majstersztykiem, jest coś zupełnie innego. Coś, co dzisiaj nazwalibyśmy wojną informacyjną.

Wojna informacyjna i rady starego mistrza

Zaraz, zaraz, momencik, ale jak to tak, wojna bez mordobicia? – pewnie zapytacie. Bez krwi, flaków, szczęku żelaza, świstu kul, zapachu napalmu o poranku? Ano właśnie tak – odpowie stary mistrz – bez tego całego barbarzyńskiego okładania się oślimi szczękami, za to subtelnie, z finezją i wyrachowaniem. Raczej głową, niż pięścią.  

Istota każdej wojny

Chcąc zrozumieć, co pan Tzu miał na myśli, musimy przede wszystkim odpowiedzieć na jedno zupełnie zasadnicze pytanie – co jest istotą wojny? Czym wojna w zasadzie jest? Zastanawialiście się kiedyś, czemu służyły i służą te wszystkie zabawki: pancerne zagony, szwadrony rajtarów, legiony, warownie na wzgórzach, bomby atomowe, rakiety Tomahawk? Otóż istnieją one tylko w jednym celu – by móc narzucać innym naszą wolę, by ich sobie podporządkować, zmusić lub skłonić do pożądanego przez nas działania. O to w całej tej grze chodzi. Reszta może nie jest milczeniem, ale ledwie rekwizytem.

sun tzu
Sun Tzu, zwany też Sun Zi

Wojna informacyjna – bez ryzyka i niepewności

Teraz już wiemy, co staruszek Sun miał na myśli. Gdyby dziś wstał z grobu, powiedziałby nam tak: chcecie zwyciężyć, nie babrając się we krwi? Bez kamer nagrywających stosy trupów, łkające matki, płonące miasta i kalekie sieroty? Bez ryzyka i niepewności, tych nieodłącznych towarzyszy każdej „klasycznej” wojny? No i bez niebotycznych gór pieniędzy, które będziecie musieli na to wszystko wydać? 

Chcecie? To otoczcie waszego przeciwnika iluzjami. Niech szuka tam, gdzie niczego nie znajdzie i niech trwoni siły walcząc z wiatrakami. Zaplączcie go w misterną siec kłamstw, zdezorientujecie, otumańcie. Sprawcie, by nie mógł odróżnić dnia od nocy, przyjaciela od wroga, zwycięstwa od klęski. Jeśli się wam uda, wygraliście. I to bez choćby jednego wystrzału.

„Czekista"

Wojna informacyjna made in USSR

W Rosji, zwłaszcza sowieckiej, traktaty Sun Tzu studiuje się bardzo pilnie. Towarzysze radzieccy doskonale zdają sobie sprawę, że bez dezinformacji, maskirowki i gry pozorów nie zdołają pokonać znacznie silniejszych gospodarczo „mocarstw imperialistycznych”. Uważni obserwatorzy szybko to dostrzegają. Polski sowietolog, Włodzimierz Bączkowski, w artykule z 1938 roku tak ujmuje istotę rosyjskiej siły:

Głównym rodzajem broni rosyjskiej, decydującym o dotychczasowej trwałości Rosji, jej sile i ewentualnych przyszłych zwycięstwach, nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową. W tej też dziedzinie twórczości obronnej Rosji skupia się gros wysiłków rosyjskich umysłów, tych wysiłków, które w Europie ograniczają się głównie do dociekań na tematy manewrowo-operacyjne.

Wojna informacyjna, czyli rząd dusz

Jednym słowem Związek Radziecki – podobnie jak współczesna Rosja, jego dziedziczka – tworzy złożony i wyrafinowany system „intoksykujący” masową świadomość. Jego czekistowscy architekci tocząc swoją informacyjną wojnę grają na wielu fortepianach. Czasem słuchać tu nutę narodowo-wyzwoleńczą, innym razem antykolonialną lub antykapitalistyczną. Jedne melodie mają wpaść w ucho prostym robotnikom, inne „subtelnym” intelektualistom. Część wzmacnia „jedność ideowo-polityczną” własnego obozu, pozostałe dezinformują, konfundują i destabilizują „zgniły Zachód”.

propaganda

Choć tę maszynkę do mielenia mózgów w ruch wprawiają zawodowi bezpieczniacy i szpicle, to w biegu podtrzymują ją najróżniejsi agenci wpływu, „pożyteczni idioci” i poputczicy. Ten cały subtelny aparat stworzono, rzecz jasna, tylko w jednym celu – ma on pomóc w realizacji długofalowych geopolitycznych interesów ZSRR.

Dywersja ideologiczna, czyli KGB na wojnie informacyjnej

W 1984 roku dysydent i były agent KGB Jurij Bezmienow udziela wywiadu jednej z amerykańskich telewizji. Opowiada w nim o swoim „fachu”; o współpracy indyjsko-sowieckiej; o moskiewskim Uniwersytecie Lumumby i jego „rewolucyjnych” absolwentach; o progresywnych intelektualistach i bzdurach, którymi karmił ich radzieckie służby. Oraz o rzeczy, która nas szczególnie interesuje – o tzw. dywersji ideologicznej.

odznaka KGB

Zdaniem Bezmienowa KGB na klasyczny wywiad (czytaj szpiegostwo) przeznacza ledwie 15% swoich zasobów. Resztę pochłania „powolny proces, który nazywamy dywersją ideologiczną lub środkami aktywnymi… lub wojną psychologiczną” (stary Sun Tzu w zaświatach kiwa z uznaniem głową). A czym jest ta dywersja? Mówiąc wprost wielkim praniem mózgów. Żmudnym kształtowaniem pożądanych przez Moskwę wyobrażeń i przekonań. Powolną obróbką świadomości.

Bezmienow dzieli całą operację na cztery główne fazy. Oto i one.

 Demoralizacja – pierwsza faza wojny informacyjnej

Trwa od 15 do 20 lat i jest niczym innym, jak tylko ideową krecią robotą. KGB (i jego klony spod każdej szerokości geograficznej) powinno wtedy wspierać wszystkie wywrotowe ruchy, odśrodkowe tendencje, wszelką postać anarchii, „walki z system”, „odmowy, niezgody i uporu”. Do każdego ogniska tlącej się rewolty lub buntu powinno dolewać kanistry ideologicznej (i/lub finansowej) benzyny.

zamieszki

Niech wróg przestanie wierzyć w to, w co wierzy, niech drwi z własnej ojczyzny i tradycji, z własnego państwa i jego służb. Niech przestanie się uczyć rzeczy pożytecznych i niech pogrąży się we frakcyjnej wojnie domowej. Jak mu w tym pomóc? Modus operandi jest tu prosty – należy rozmontować system podzielanych przez wrogie społeczeństwo wartości, a jego członków podzielić i skłócić. Pamiętacie rzymską maksymę divide et impera? No właśnie.

Jeśli się to powiedzie, ofiara znajdzie się w trudnym położeniu. Ciągłe spory i przepychanki zaciemnią jej obraz wydarzeń, utrudnią, a wręcz uniemożliwią ocenę faktów. W końcu przestanie ona nawet wierzyć w ich istnienie. I o to właśnie chodzi. Teraz czas na etap drugi.

Destabilizacja – druga faza wojny informacyjnej

Trwa on od 2 do 5 lat. Teraz, gdy przeciwnik jest podzielony i zdezorientowany, należy skupić się głównie na ekonomii i polityce. Bezpardonową walkę o władzę i pieniądze trzeba więc przedstawiać jako coś pożądanego, a rozdzierające społeczeństwo antagonizmy jako rzecz zupełnie naturalną.

płonący samochód
Źródło: times.com

Wszelkie polityczno-ekonomiczne napięcia powinny zostać zaognione. Na czele ekstremistycznych grup należy więc, w miarę możliwości rzecz jasna, stawiać „swoich ludzi”. Niech podjudzają i radykalizują. A gawiedź niech skacze sobie do oczu. A nawet niech je sobie wyłupie. Jest to bowiem najprostsza droga do trzeciej fazy całej operacji.

Kryzys – trzecia faza wojny informacyjnej

Wykluczających się żądań nie można oczywiście spełnić. Ale ci, którzy je stawiają, nie dają za wygraną. Po swoje „prawa” sięgają siłą. Wewnętrzne tarcia przeradzają się w otwartą walkę. Państwo przestaje funkcjonować, kryzys pogłębia się. Nie może to jednak trwać wiecznie. Prędzej czy później tysiące zmęczonych ludzi zacznie wychodzić na place głównych miast. Będą domagać się silnej, scentralizowanej władzy, która ukróci nadużycia i zakończy walkę frakcji. I przywróci normalność.

czołgi w Budapeszczie
Radzieckie czołgi na ulicach Budapesztu. Oto jeden z przykładów „normalizacji" / źródło: teol.hu

Normalizacja – ostatnia faza wojny informacyjnej

Nowa władza może zostać przywieziona na pancerzach obcych czołgów. Może też wyłonić się spośród lokalnych przedstawicieli „ludu pracującego miast i wsi”. Albo jakiegokolwiek innego „ludu”. Tak czy inaczej musi ona przywrócić porządek. I robi to tak, jak umie. „Wichrzyciele i podżegacze”, a więc wszyscy, których nowa warstwa przywódcza uzna za niewygodnych, kończą w więźniach lub dołach śmierci. Polityczne zatargi natychmiast wygasają. Na ulicach znów panuje spokój – l’ordre règne à Varsovie

I tylko kilku naiwniaków dziwi się, że pierwszą stolicą, którą odwiedzają „wybrańcy narodu” jest Moskwa. 

Bezmienow w zajawce Call of Duty

Co ciekawe, fragmenty wywiadu z Bezmienowem wykorzystano w zajawce Call of Duty Black Ops: Cold War. Rzuccie okiem, wygląda to ciekawie:

Wojna informacyjna toczy się stale

Nie łudźmy się, w drugiej dekadzie XXI wieku wojna informacyjna trwa w najlepsze. Po stworzone na jej potrzeby instrumenty sięga nie tylko Rosja. Używa ich każde poważne państwo, chcące kształtować swoje międzynarodowe otoczenie i realizować własne interesy. 

I choć metody informacyjnego wpływu na rywali i konkurentów są przeróżne, ich istota jest niezmienna. Tak wyraził ją stary Sun Tzu – osiągnąć sto zwycięstw w stu bitwach nie jest szczytem umiejętności. Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki.