Trochę historii, czyli po co komu był Voyager 1
W chwili pisania tego tekstu sonda Voyager 1 znajduje się 23.286.881.756 km od ziemi. W sumie po napisaniu poprzedniego zdania oddaliła się o jakieś 50 kilometrów więc precyzyjna wartość nie ma większego sensu. Widać jednak, że jest dość daleko, w zasadzie jest najdalej oddalonym od ziemi przedmiotem, który wyekspediowaliśmy w kosmos.
Jeszcze trochę sobie polata i sygnał z sondy będzie leciał na Ziemię całą dobę. W związku z tym, gdy naukowcy wysyłają jakąś komendę, to „leci” ona niemal 24 godziny. Odpowiedź o jej realizacji również potrzebuje tyle czasu, by dotrzeć na Ziemię. Można wypić skoro kawy, czekając, aż coś się wydarzy.
Kawa kawą, ale jak to możliwe, że sonda Voyager 1 i bliźniak o numerze 2 zaleciały tak daleko? Nie sposób było zabrać dostatecznie dużo paliwa na tak małą sondę. Skorzystano więc z chytrego planu przyspieszania w polu grawitacyjnym mijanych planet i tak to się jakoś kula po tym kosmosie od bardzo, bardzo wielu lat. Dużo dłużej niż pierwotnie zaplanowano, by być bardziej precyzyjnym.
Gdy rakieta nośna startowała z przylądka Canaveral na Florydzie, zakładano, że Voyager 1 odwiedzi Saturna i Jowisza oraz zbada ich księżyce. Sprawy szły tak dobrze, że wysłano ją dalej na badanie krańcowych obszarów heliosfery oraz pomiary właściwości przestrzeni międzygwiezdnej.
Niestety jak każda podróż, tak i ta kiedyś musi dobiec końca. Naukowcy zakładają, że około roku 2025 ostatecznie skończy się zasilanie i sonda stanie się już li tylko zimnym kawałkiem stali szybującym w otchłań kosmosu. W sumie, jeśli spojrzymy na kalendarz, to niewiele jej „życia” zostało, ale na sam koniec postanowiła nas jeszcze czymś zaskoczyć.