Strefa 51 – Naruto, szpiegowskie samoloty i UFO

Do czerwca 2013 roku Strefa 51 nie istniała. Przynajmniej oficjalnie – pytani o nią oficjele nabierali wody w usta. Nieoficjalnie wielu „ufologów” twierdziło, że na terenie tej tajnej bazy amerykańskich sił powietrznych dzieją się „nieziemskie” rzeczy. Jeśli chcecie przyjrzeć się całej sprawie nieco bliżej, zapraszam do lektury.

Strefa 51 – tajne lotnisko CIA

Cofnijmy się do początku lat 50. Trwa właśnie dość gorąca faza zimnej wojny. Wujaszek Sam chce za wszelką cenę dowiedzieć się, jakie niespodzianki szykuje dla niego miłujący pokój ZSRR. Zleca więc Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) opracowanie supernowoczesnego samolotu szpiegowskiego. Przejdzie on do historii jako U2.

samolot U2
U2 / źródło: bbc.com

Smutni panowie z CIA zaczynają się rozglądać za miejscem, w którym mogliby testować swoje nowe, tajne zabawki. Ich wzrok pada na południowo-zachodni skraj Newady. Ten położony obok słynnej Doliny Śmierci kawał pustyni doskonale nada się do ich celów – jest niemal bezludny, położony, jak mówią analitycy Agencji, „in the middle of nowhere”. Nie wzbudza niczyjego zainteresowania. I bardzo dobrze.

W 1955 roku baza jest gotowa. Potocznie nazywa się ją Strefą 51.

Strefa 51 – prototypy i eksperymenty

Przez kolejne dekady XX i XXI wieku w Strefie testuje się supertajne i ultranowoczesne samoloty US Air Force (USAF). Pierwszym oblatywanym tu prototypem był wspomniany już U2 – szpiegowska maszyna mogąca wznieść się na pułap nieosiągalny (do czasu!) dla radzieckich rakiet. Latając tak wysoko mogła bezkarnie fotografować sowieckie instalacje wojskowe.

SR-71 Blackbird / źródło: lockheedmartin.com

Kolejnym bajońsko drogim i ściśle tajnym cackiem CIA, które pojawiło się w Strefie 51, był SR–71 Blackbird, samolot rozpoznawczy mający zastąpić U2. Była to niezwykle szybka maszyna – jej maksymalna prędkość wynosiła ponad 3 Machy (circa 4000 km/h). Możliwości Blackbirda bardzo dobrze ilustruje następujące zdarzenie – w 1986 roku przeleciał on nad terytorium Francji bez zgody tamtejszych władz. Francuskie myśliwce Mirage były bezradne, amerykański cud techniki był poza ich zasięgiem.  

Tak może wyglądać Aurora / źródło: wikipedia

W Strefie 51 miał też pojawić się tajemniczy SR-91, nazywany Aurorą, kolejny  jeszcze szybszy i jeszcze tajniejszy następca SR-71. Jak to z tym było nie wiadomo. Wszystko jest objęte wojskową tajemnicą. Ale jeśli już coś było, to właśnie w Strefie.

F -117 Nighthawk / źródło: konflikty.pl

Nad tajną bazą w Newadzie latał także F-117 Nighthawk – osławiony „niewidzialny dla radarów” bombowiec USAF. Trzeba jednak przyznać, że z tą „niewidzialnością” (a raczej obniżoną wykrywalnością) to różnie bywało. Gdy w 1999 roku Amerykanie bombardowali Serbię, tamtejsza obrona przeciwlotnicza zestrzeliła F-117. Kilka dni później podczas belgradzkiej manifestacji wywieszono wielki transparent z napisem: „Przepraszamy, ale nie wiedzieliśmy, że jest niewidzialny!”. 

Gdzie znajduje się Strefa 51?

Jak już wspomniałem, Strefa 51 znajduje się wśród niedostępnych i niegościnnych pustkowi Newady. Mówiąc ściślej, baza położona jest w hrabstwie Lincoln, jakieś 170 kilometrów na północ od Las Vegas.  Od najbliższej ludzkiej siedziby, górniczej osady Rachel, Strefę dzieli około 46 kilometrów piachu i skał. Przez Rachel przebiega też sławna trasa nr 375, nazwana, nie bez kozery, „Extraterrestrial Highway”. Jak łatwo się domyślić, w osadzie kwitnie biznes związany z wojskowymi tajemnicami i historiami o UFO.

Strefa 51 na mapie / źródło: washingtonpost.com

Strefa 51 – skąd ta nazwa?

A skąd wzięła się nazwa tajemniczej bazy? Choć „Strefa 51” brzmi jak jakiś wojskowy kryptonim, to na dobrą sprawę nie wiemy, dlaczego ten obiekt właśnie tak ochrzczono. Na pewno nie jest to nazwa urzędowa. Niektórzy domniemają, że ma ona związek z siatką numeracyjną wykorzystywaną przez nieistniejącą już amerykańską Komisję Energii Atomowej. Na tworzonych przez siebie mapach KEA umieściła obszar bazy w kwadracie nazwanym „Area 15” (angielska nazwa Strefy to oczywiście Area 51).  

Droga nr 375, czyli „Extraterrestrial highway" / źródło: airforcetimes.com

W dokumentach wojska i CIA bazę określa się jako Homey Airport lub po prostu Groom Lake (tak nazywa się leżące na terenie Strefy 51 wyschłe jezioro, będące, co ciekawe, naturalnym pasem startowym).

W obiegu funkcjonuje też kilka nazw nieoficjalnych, m.in. Dreamland i Paradise Ranch. Takie przydomki nie powinny nas dziwić, Strefa 51 to dla wielu istna kraina cudów.

Strefa 51, czyli ani kroku dalej

Przyznam, że Amerykanie strzegą swoich sekretów lepiej, niż niejeden polityk stanu prywatnego konta. Baza lotnicza w Strefie 51 i otaczający ja kilkunastu kilometrowy pas skalistej pustyni są nieustanie patrolowane przez tzw. cammo dudes – cywilnych ochroniarzy. Teren naszpikowano też kamerami i detektorami ruchu.

Brama prowadząca do Strefy 51 / źródło: bbc.com

Granicę Strefy 51 wyznacza ułożona z plastikowych kafelków linia oraz rozstawione w równych odstępach tablice, informujące, że każdego, kto zrobi o jeden krok za daleko czeka grzywna. Nieco mniejszym drukiem dodano poważniejsze ostrzeżenie – ochrona może użyć „deadly force”, środków ostatecznych. Jednym słowem, żartów nie ma.

Tablica w Strefie 51
Jedna z tablic na granicy Strefy / źródło: ruta-patagonia.com

O tym, jak poważnie Jankesi podchodzą do Strefy i jej tajemnic mogą świadczyć następujące wydarzenia. Pierwsze z nich miało miejsce w 1974 roku, gdy członkowie misji kosmicznej Skylab nieumyślnie sfotografowali bazę Groom Lake. Niektórzy członkowie CIA domagali się zniszczenia zdjęć twierdząc, że nie ma na całej Ziemi równie tajnego miejsca. Druga sprawa jest znacznie świeższa i tyczy się wspomnianej „deadly force”. Oto w 2019 roku ochrona Strefy 51 zastrzeliła mężczyznę, który usiłował wedrzeć się na teren bazy. Tak jak mówiłem, żartów tu nie ma i płazem nic nie uchodzi.

Strefa 51 – latające spodki i bliskie spotkania trzeciego stopnia

Znamy już oficjalną historię Strefy 51. Ale oprócz niej istnieje też jej historia „tajemna”, wykładana i studiowana przez rozmaitych „ufologów”. Najgłośniejszym z nich jest niejaki Bob Lazar. Człowiek ten utrzymuje, że w końcówce lat. 80 został zatrudniony w Groom Lake, gdzie zajmował się inżynierią odwrotną pozaziemskich pojazdów kosmicznych. Czytaj latających spodków.

UFO

S-4

Lazar utrzymuje, że pracował w placówce S-4 – podziemnym kompleksie hangarów i laboratoriów, położonych w sąsiedztwie wyschniętego jeziora Papoose, jakieś 16 kilometrów na południowy zachód od lotniska Homey. Badał tam m.in. wykorzystywany przez „obcych” napęd antygrawitacyjny. Zacytujmy jego wspomnienia:

Wiem, że statki obcych tu są. Byłem wewnątrz jednego. Wiem, że nie został stworzony na Ziemi. Wiem, że nie został stworzony z ziemskich materiałów, bo nie potrafimy ich odtworzyć. Źródło zasilania jest tak zaawansowane technologicznie, że możemy tylko pomarzyć o stworzeniu czegoś takiego. Gęstość tej energii to coś, czego nie spodziewałem się zobaczyć.

Kosmici

Ale to nie wszystko. Lazar utrzymuje, że w Strefie 51 widział obcych we własnych kosmicznych osobach. Raz jeszcze oddajmy mu głos:

[W Strefie 51] badali albo byli w posiadaniu ciał obcych. Mówimy o fizycznym dowodzie, fizycznej styczności z inną inteligencją. To jedno z największych wydarzeń w historii.

Pozaziemscy przybysze, nazywani przez Lazara „szarymi obcymi” mieli pochodzić z planety należącej do systemu Zeta Reticuli. Dodam tylko, że w 2019 roku stwierdzono, że w tym systemie nie ma żadnych planet…

Wątpliwości

Bob Lazar to dość podejrzane indywiduum. Miał jakoby studiować fizykę na prestiżowych MIT i Caltech. Miał też pracować w rządowym laboratorium w Los Alamos. Nie sposób jednak tego potwierdzić, w archiwach wspomnianych instytucji nie ma po Lazarze śladu.

Nasz niby-inżynier wspominał też o tajemniczym pierwiastku, nazwanym, z uwagi na liczbę atomową, E115 lub ununpentium. Pierwiastek miał stanowić paliwo dla antygrawitacyjnych reaktorów napędzających badane w laboratoriach kompleksu S-4 spodki. Lazar opisał go jako ciężki i stabilny metal o pomarańczowej barwie. Co ciekawe, w 2003 roku Rosjanom udało się syntetyzować E115 (nazwano go nawet Moskow). Ma on jednak zupełnie inne właściwości, niż te, które opisał inżynier Bob – jest bardzo radioaktywny i nietrwały (rozpada się w kilka milisekund). Na żadne paliwo się więc nie nada.

Dodam, że Lazar ma na koncie konflikty z prawem. Zarzucano mu stręczycielstwo i handel nielegalnymi substancjami chemicznymi. Co więc sądzić o tym człowieku? Czy faktycznie zetknął się z pozaziemską technologią? A może to poszukujący sławy i poklasku cwaniaczek? Rozstrzygnijcie to we własnym sumieniu.  

Strefa 51, a w niej istne cuda

„Ufolodzy” są przekonani, że w tajnych wojskowych laboratoriach Strefy 51 badano nie tylko latające spodki. Pracowano tam m.in. nad urządzeniami kontrolującymi pogodę i podróżami w czasie.

Szturm na Strefę 51, czyli Naruto szybszy od kul

Na zakończenie wspomnę o intersującym zdarzeniu. We wrześniu 2019 roku Matty Roberts, dwudziestojednolatek z USA, utworzył na Facebooku wydarzenie. Nazwał je „Storm Area 51, They Can’t Stop All of Us”. W swoim poście namawiał, by gromadnie wtargnąć na teren tajnej bazy i przybić piątkę z przetrzymywanymi tam kosmitami. Pisał tak: „if we naruto run, we can move faster than their bullets. Lets see them aliens”.

Roberts nie spodziewał się, że jego żart szybko stanie się memem, „rozviraluje się” i przyciągnie całe rzesze internetowych kawalarzy oraz zupełnie poważnych miłośników teorii spiskowych. Już po kilku dniach w szturmie chciało wziąć udział 2 miliony(!) użytkowników Facebooka, a 1,5 miliona interesowało się nim. Trzeba jednak przyznać, że projekt był nieco ryzykowny. Wspominałem już, że rząd amerykański nie lubi, jak ktoś przygląda się z bliska jego ściśle tajnym zabawkom. Roberts uspokajał jednak zainteresowanych twierdząc, że przecież „wszystkich nas nie zabiją”.

Uczestniczki jednego z festiwali / źródło: katv.com

Alienstock i Area 51 Basecamp

Sprawa zrobiła się jednak poważna, gdy rzecznik prasowy USAF stwierdził, że siły powietrzne będą „chronić Amerykę i jej zasoby”, a FBI uznało, że może warto przyjrzeć się bliżej organizatorom akcji. Tak jednoznaczne deklaracje skłoniły Robertsa do wymiksowania się z całego zamieszania i odwołania szturmu.

Ostatecznie wszystko rozeszło się po kościach – w okolicy miasteczka Rachel odbyły się po prostu dwa festiwale muzyczne, Alienstock i Area 51 Basecamp. Wzięło w nich udział może kilka tysięcy ludzi. Nikt nie odważył się przekroczyć granicy Strefy 51.

A co w tym czasie robił Matty Roberts, przyczyna całego zamieszania? Ano bawił się w Las Vegas, podobno na „nieziemskiej” imprezie.