Nie tylko Dark Soulsy. Najtrudniejsze gry w historii

Z gąszcza gier mniej lub bardziej wymagających od czasu do czasu wyłowić można tytuły, które potrafią doprowadzić człowieka do rozpaczy. Sztandarowym przykładem jest seria Dark Souls, która doczekała się nawet podgatunku nazwanego na jej cześć. Souls-like stał się terminem oznaczającym grę akcji RPG wyróżniającą się tym, że gracz w ginie w niej co chwila, a każdy postęp okupiony jest serią prób i błędów. To jednak nie jedyny przykład, o którym warto wspomnieć. Zobaczcie zestawienie najtrudniejszych gier na świecie.

Poziom trudności kwestią wyboru gracza? Nie zawsze

Większość popularnych gier daje możliwość wyboru poziomu trudności. Weźmy takiego Wiedźmina 3. Gracze, którym niestraszne wyzwania, mogą spróbować przejść go na najtrudniejszym z czterech poziomów, sugestywnie nazwanym „drogą ku zagładzie”. Wybór ten oznacza, że pierdnięcie byle utopca jest w stanie rozłożyć Geralta na łopatki.

Z drugiej strony każda wygrana walka, do której trzeba się odpowiednio przygotować, daje nieporównywalnie więcej satysfakcji niż na poziomie „po prostu opowieść”. Jak sama nazwa sugeruje, najniższy poziom przygotowany został dla graczy, którzy chcą po prostu cieszyć się fantastyczną historią Dzikiego Gonu, a pojedynki stanowią dla nich męczącą konieczność, odrywającą od kolejnych wątków fabularnych.

Ani gamingowych hardkorowców, ani niedzielnych graczy nie ma co potępiać. Każdy ma prawo szukać w grach czego innego, a jeśli deweloperzy decydują chcą wkupić się w łaski i tych, i tamtych, i jeszcze innych, którzy sytuują się po środku obu skrajności, to należy ich tylko chwalić.

W historii branży zdarzały się jednak gry o poziomie trudności tak wyśrubowanym, że przejść je zdołały nieliczne jednostki, prawdopodobnie pozbawione układu nerwowego. Część takich tytułów z premedytacją tworzona była jako gry arcytrudne, w pozostałych wysoki poziom trudności wynikał… z nieudolności twórców, najczęściej na poziomie projektowanie leveli lub optymalizacji sterowania.

Tak czy inaczej w naszym subiektywnym zestawieniu najtrudniejszych gier w historii nie przyjęliśmy żadnych podobnych podziałów, uznając, że trudna gra to trudna gra. Czy tego chcieli twórcy, czy nie.

Uzależnienie od gier wpisane na listę chorób WHO

Najtrudniejsze gry w historii. 10 tytułów, które doprowadzały graczy do płaczu

Różnorodność tytułów, jakie znalazły się w naszym TOP 10, jest przeogromna. Znajdziecie w nim gry sprzed kilkudziesięciu lat, ale też te całkiem świeże.

Podobnie rzecz ma się z platformami. Miejsce znalazło się zarówno dla staroci rodem z Commodore 64, jak również dla gier z windowsowych pecetów i konsol nowszych generacji.

gracz krzesło

Ghost’n Goblins (1985)

Szczerze nienawidziłem tej gry. Miałem wątpliwą przyjemność ogrywania jej na Commodore 64, co dolewało do oliwy do ognia, ponieważ moim kontrolerem był standardowy joystick. Z perspektywy czasu – fajny gadżet, ale precyzją pracy pozostawiał wiele do życzenia.

O czym jest Ghost’n Goblins? Najogólniej – to platformówka, w której wszystko dokoła chce nas zabić. I na nic skupienie, na nic refleks. W tej grze przeciwnicy pojawiają się znikąd, a otuchy bynajmniej nie dodaje upływający na liczniku czas.

W grze wcielamy się w rycerza, który nie ma żadnych atutów. Jest dwustrzałowcem, tj. wystarczy dotknąć go dwa razy, aby zaliczył zgon.

Żyć też nie ma przesadnie dużo, a każda porażka przenosi go na sam początek poziomu. Średnia długość pojedynczej rozgrywki? W moim przypadku były to jakieś trzy minuty.

Na szczęście dla najwytrwalszych – Ghost’n Goblins można było nauczyć się na pamięć. Ale kto by chciał to zrobić?

Ta grę zaprojektowali Iluminaci. Chcieli zmniejszyć populację ludzi na świecie, nakłaniając sfrustrowanych graczy do popełniania samobójstw. Tak było. Nie zmyślam.

Contra (1987)

Tak, domyślam się, że właśnie szepczecie pod nosem: „Jak Contra trudna, skoro ja ją przeszedłem/przeszłam”. Być może rzeczywiście tak było, wszak na Pegasusach gra dostępna była pirackich w wersjach z wieloma życiami. Mogliście też po prostu znać sekwencję przycisków, która uruchamiała tryb wielu szans.

Oryginalnie jednak żyć było ledwie trzy (albo dwanaście, jeśli dodać trzy możliwości kontynuowania rozgrywki po „Game Over”). Przy ośmiu wymagających poziomach wprost nie dało się ukończyć gry.

O ile trudność poprzedniej pozycji była irracjonalna i nieprzemyślana, tak w przypadku Contry twórcy doskonale wiedzieli, co robią. Dlatego ta gra, mimo że wymagająca, jest tak dobra nawet po ponad trzech dekadach.

Fire Emblem: Radiant Dawn (2007)

Strategia turowa, która przed trzynastoma laty zadebiutowała na konsolach Nintendo Wii. Generalnie Fire Emblem: Radiant Dawn nie ma w sobie nic odkrywczego, jeśli mowa o mechanikę rozgrywki. Ot, klasyczny przedstawiciel gatunku.

Początkowe misje nie wskazują również na to, by miał to być tytuł przesadnie trudny. Trzeba je jednak rozpatrywać w charakterze samouczka, który pomaga graczowi zaaklimatyzować się w świecie gry i poznać zasady, jakie w nim obowiązują.

W którymś momencie jednak zaczyna się jazda bez trzymanki. Przede wszystkim stajemy naprzeciw wrogom, którzy są od nas znacząco silniejsi. Aby ich pokonać, trzeba stosować zmyślne fortele i liczyć na odrobinę szczęścia.

Rozgrywki nie ułatwia również system permadeth; jeśli nasza postać zginie, to definitywnie. Drugiej szansy nie ma.

Seria Dark Souls

Bodaj najgłośniejsze z wszystkich souls-like’ów. Seria, która stanowi synonim wręcz wyśrubowanego poziomu trudności. Pierwsza odsłona wyszła spod skrzydeł studia From Software w 2009 roku, debiutując na konsolach PlayStation 3. Gra nazywała się Demon’s Souls i bez cienia wątpliwości można ją dziś nazywać prekursorem podgatunku souls-like’ów.

Dwa lata później na rynku pojawił się duchowy następca, choć już o nieco zmodyfikowanym tytule – Dark Souls. W 2014 From Software wydało sequel gry, natomiast w Dark Souls III możemy grać od 2016 roku.

Co ciekawe, Demon’s Souls już wkrótce doczeka się remake’u na konsole PlayStation 5.

Najogólniej rzecz biorąc, mamy tu do czynienia z trzecioosobowymi fabularnymi grami akcji, osadzonymi w świecie dark fantasy. Fabuła podobno jest, ale mało kto zwraca na nią uwagę. Najważniejsze jest pokonywanie kolejnych bossów, którzy są zmorą świeżaków i osób z takimi umiejętnościami jak moje.

Gra nie wybacza błędów, wymagając perfekcyjnego przygotowania do każdego starcia. Świadomie piszę „każdego”, bo pokonanie jednego bossa bynajmniej nie daje Wam przepustki do pokonania kolejnego.

System walki jest niezwykle rozbudowany, tempo – dynamiczne, a satysfakcja z pokonania wrogów – nieziemska.

Warto wspomnieć, że Dark Souls z 2011 roku znalazło się wśród najlepszych gier minionej dekady według Sony i Metacritic, więc w parze z nieprzeciętnym poziomem trudności idzie również niekwestionowana jakość.

Bloodbourne (2015)

Gra ponoć trudniejsza niż Dark Soulsy. Nie wiem, sam nie grałem, grał za to Igor, który nawet sporo się rozpisał na temat Bloodborne. Nie będę się więc wymądrzać, po prostu odeślę Was do tekstu Igora. W końcu wbił platynę, więc coś tam wiedzieć musi.

Flappy Bird (2014)

Jedyny w zestawieniu tytuł na urządzenia mobilne. Gra ukazała się sześć lat temu i mimo łopatologicznie prostego w założeniu gameplayu, okazała się nadzwyczaj… trudna.

Prawdę mówiąc, to produkcja amatorska. Stworzył ją niejaki Dong Nguyen, który wkrótce po opublikowaniu gry w Google Play i AppStore zaczął zarabiać niemałe pieniądze.

Większość byłaby zachwycona takim obrotem spraw, ale Wietnamczyk oznajmił, że pieniądze z gry nie czynią go szczęśliwszym. Samo Flappy Bird w zamierzeniu Nguyena miało być amatorskim projektem stworzonym po to, by umilić ludziom czas.

Gdy zaś do autora dotarły wieści o tym, że część graczy wręcz uzależniła się od jego tworu, druga zaś wyrywała włosy z frustracji po kolejnym „game over”, wycofał on Flappy Birds ze wspomnianych sklepów, rezygnując tym samym z zysków, jakie spływały na jego konto.

Sekiro: Shadows Die Twice (2019)

Wymagający poziom trudności nie przeszkodził Sekiro: Shadows Die Twice w sięgnięciu po tytuł gry roku 2019. Tytułowy bohater, choć nieśmiertelny, lekkiego życia nie ma. Aby dojść do fabularnej mety, musi pokonać łącznie ponad 50 bossów i mini bossów. A przecież nie ma jednej ręki, którą zastępuje mu mechaniczna proteza.

Każda walka stanowi trudne wyzwanie, bez opanowania umiejętności parowania można szybko się zniechęcić, rzucić grę w kąt i zapomnieć o niej na długie miesiące.

Ja tak zrobiłem. Tyle, że nie wróciłem już. Grę sprzedałem i chyba nie żałuję. Jestem za stary na ataki dzikiej frustracji przed konsolą.

Cuphead (2017)

Niepozorna platformówka o uroczej stylistyce, przywodzącej na myśl przedwojenne kreskówki. To jedna strona medalu. Po drugiej znajdziemy tonę frustracji i setki podejść potrzebnych, aby grę ukończyć.

W przypadku Cuphead dotrwałem do samego końca i bez wątpienia mogę sobie wpisać ten fakt do CV. Po prostu strasznie mi ta gra siadła, jest urocza, pełna nieoczywistego humoru, wyrazista.

Ale wspomnienie walk z bossami sprawia, że raczej do niej nie wrócę.

Metal Slug (1996)

Zaprojektowany z myślą o automatach Metal Slug szybko przeniósł się na inne platformy. Sam grałem m.in. na Game Boy Advance oraz na Wii. Kocham tę grę za pikselową warstwę wizualną, nienawidzę za to… że nie umiem w nią grać.

Poziomów jest ledwie sześć, ale trzy ostatnie widziałem tylko na YouTube’ie. Poziom trudności jest ekstremalny. Bywają momenty, gdy wręcz nie wiadomo, co dzieje się na ekranie, a gracza otrzeźwia dopiero komunikat o zgonie protagonisty.

Podobno ktoś kiedyś przeszedł.

Battletoads (1991)

Przez sporą część graczy uznawane za najtrudniejszą grę w historii. Doskonale znana zapaleńcom Pegasusa z Kraju Kwitnącej Cebuli. W trybie kooperacyjnym do przejścia, o ile obaj gracze są zaprawieni w tytule. Solo – mission impossible.

Niektórzy sądzą, że Battletoads w zamierzeniu twórców powstało jako gra „na dwóch”. Ktoś jednak wpadł na pomysł dodania opcji gry singleplayerowej i tak narodziła się legenda.

Co ciekawe, w zeszłym miesiącu na pecetach i Xbox One zadebiutowała kontynuacja gry: Battletoads: Anarchic Amphibian. Jeśli jesteście abonentami Game Passa, możecie za darmo sprawdzić, czy po niespełna trzydziestu latach wciąż jest tak samo trudno, czy jednak tym razem twórcy trochę zluzowali.