Retro Geex: 10 najlepszych gier na Commodore 64

Kto powiedział, że samymi nowymi grami człowiek żyje? Dawno, dawno temu, daleko przed erą tytułów wyświetlanych w rozdzielczości 4K i >60 klatkach na sekundę, w branży komputerowej rządziły niepodzielnie komputery Commodore 64. Wczujcie się w klimat retro i poznajcie Top 10 (subiektywnie wybranych) najlepszych gier na C64.

Commodore 64 komputer i joystick

Commodore 64: gimby czasem znają

Na świat przyszedłem o wiele lat za późno, by być czynnym świadkiem złotej ery komputerów Commodore 64. Jednocześnie gdy pierwsi rówieśnicy z mojego otoczenia dostawali od rodziców desktopy, które katowali całymi dniami Simsami, Jazz Jackrabitem czy którąś z prehistorycznych odsłon Fify, ja otrzymałem używaną i częściowo zdezelowaną C64.

Nie będę Was okłamywać mówiąc, że przyjąłem ów prezent z gargantuicznym entuzjazmem, a z wdzięczności dla rodziców postanowiłem poprawić oceny z matematyki. Nie, nie. Przeżywałem wówczas coś na kształt poczucia dziejowej niesprawiedliwości, dziko pobudzającej moją dziecięcą frustrację. Modliłem się do Boga i Maryi o komputer z prawdziwego zdarzenia, przez chwilę nawet rozważałem ucieczkę z domu i zamieszkanie w domu dziecka, ponieważ usłyszałem w telewizji, że w którejś takiej placówce zakupiono właśnie kilka pecetów.

Na swój pierwszy stacjonarny komputer z Windowsem musiałem poczekać jeszcze trzy lata. W międzyczasie, z braku laku, zacząłem sprawdzać gry, które dostałem wraz z Commodore 64. I muszę przyznać, że mimo archaicznej grafiki, dźwięku rodem z polifonicznych dzwonków ściąganych na ceglaste telefony za 2,44 PLN, problemów technologicznych związanych z „ustawianiem głowicy” (obrośniętym legendami rytuałem, który znają tylko posiadacze C64), miało to swój nieopisany urok.

W oceanie niegrywalnego szamba ładowanego do systemu z kaset magnetofonowych udało mi się znaleźć wiele perełek, który skradły moje serce i odkroiły spory kawałek dzieciństwa. Dziś, po wielu, wielu latach, doszedłem do wniosku, że dojrzałem już do tego, aby odświeżyć je i podzielić się nimi z Wami.

Oto subiektywny ranking 10 najlepszych gier na Commodore 64:

Najlepsze gry Commodore 64: Archon (1983)

Zacznę z grubej rury. Archon to bezsprzecznie najlepsza gra, w jaką grałem na C64. Niesamowity koncept, imponująca – jak na tamte czasy – złożoność rozgrywki, konieczność wypracowywania różnych strategii, no i oczywiście multiplayer, w którym można było pojedynkować się ze znajomymi, jeżeli tylko dysponowało się dwoma joystickami.

O co chodzi w Archon? Najprościej rzecz określając – mamy tu do czynienia z osobliwą formą szachów. Naprzeciw siebie stają dwie frakcje – Light i Dark. Każda z nich ma swoje unikalne postaci, posiadające różny zasięg ruchu i określone możliwości bojowe. Łącznie na szachownicy znajduje się 16 typów figur, którymi gracze poruszają się jak podczas standardowej partii szachów.

Sęk w tym, że gdy figury z przeciwnych frakcji zajmą to samo pole, gra przenosi nas do ekranu bitwy, na którym własnoręcznie musimy rozstrzygnąć, czy to nasza, czy przeciwnika postać pozostanie dalej na szachownicy. Warunki zwycięstwa w Archon są dwa: pierwszy zakłada wyeliminowanie wszystkich figur rywala, druga polega na zajęciu wszystkich punktów mocy, których na planszy jest pięć.

Żeby było ciekawiej, obie frakcje posiadają główne postaci, które prócz nieprzeciętnych atutów bojowych potrafią także rzucać czary, m.in.: przywracanie do życia pokonanej postaci, teleportacja, unieruchomienie figury przeciwnika etc. W miarę upływu rozgrywki zmieniają się też pory dnia, dając boost do mocy jednej lub drugiej armii.

Kapitalny tytuł, wciągający i grywalny nawet po 36 latach po premierze.

Najlepsze gry Commodore 64: Bruce Lee (1984)

Ja jestem King Bruce Lee –  karate mistrz. Bruce Lee z 1984 roku to dynamiczna i wciągająca platformówka. Dużo pułapek, wielu wrogów do pokonania (między innymi irytujący wojownicy Sumo), przyjemna grafika. Pamiętam, że na swojej Commodore 64 miałem scrashowaną wersję tej gry, która pozwalała dojść tylko do określonego momentu i ani kroku dalej.

Zapamiętałem również ciągłą presję towarzyszącą rozgrywce. Przeciwnicy bowiem w chwilę po pokonaniu respawnowali się, nacierając na nas od nowa. Walka z nimi nie należała do najtrudniejszych, ale pojawiając się w najmniej oczekiwanym miejscu i momencie, potrafili graczowi napsuć sporo krwi.

Multiplayer polegał na grze „jeden po drugim”. Gdy kierowana postać traciła życie, drugi gracz rozpoczynał osobną rozgrywkę od nowa lub od miejsca, w którym poprzednio zginął. Świetne w Bruce Lee było to, że jeśli akurat była kolej Waszego znajomego na sterowanie najsłynniejszym karateką w dziejach, mogliście mu przeszkadzać (lub pomagać) sterując respawnującym się raz po raz zawodnikiem sumo.

Gra Bruce Lee po dziś dzień jest ciepło wspominana przez wielu fanów tego platformowego arcydziełka. Jeśli nie wierzycie, poszukajcie w sieci fanowskich remake’ów gry i rzućcie okiem (oraz uchem) na poniższy utwór:

Najlepsze gry Commodore 64: International Karate Plus (1987)

Jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza, bijatyk na Commodore 64. Nietrudno się domyślić, że „plus” w tytule pojawia się nieprzypadkowo. IK+ jest bowiem bezpośrednią kontynuacją gry International Karate, a główna zmiana w porównaniu do prequela polega na zwiększeniu liczby walczących zawodników z dwóch do trzech.

Mała zmiana? Gdzie tam, boost do dynamiki był ogromny. Były co prawda momenty, kiedy nie wiedziałem do końca, co się dzieje na ekranie, czy jestem bity, czy mnie biją, ale satysfakcja z gry w International Karate Plus była niesamowita. Jako dziesięcio-, jedenastolatek byłem na etapie fascynacji wszystkim, co związane ze sztukami walki. Z wypiekami na twarzy oglądałem Power Rangers, bawiłem się w Chucka Norrisa, więc taka efektowna bijatyka jak IK+ była miodem na moje dziecięce serce karateki.

Twórcy zadbali w tej grze niemal o wszystko. Mamy tu do czynienia ze świetnym gameplayem, widowiskowymi ciosami, a w tle majaczą dynamiczne, piękne scenerie. Do tego ciekawa 8-bitowa muzyka, skomponowana przez Roba Hubbarda. No i te przerywniki zręcznościowe między pojedynkami… cudo.

Nie jestem w stanie odgadnąć, jak wiele godzin z życia zabrała mi ta gra..

Najlepsze gry Commodore 64 – Barbarian: The Ultimate Warrior (1987)

Nie tak widowiskowa i dużo bardziej monotonna niż International Karate, ale jednak bijatyka, o której nie wspomnieć to grzech. Nazywałem ją roboczo „Conanem”, bo stylistyka raczej nie pozostawiała wątpliwości co do inspiracji twórców Barbarian.

Jaka była to gra? Na pewno na wskroś brutalna. Odcinane głowy latały po arenie jak futbolówka podczas meczu piłki nożnej. Sama walka była natomiast dość toporna. Można było wymieniać się ciosami aż do ostatniej kropli krwi, co trochę czasu zajmowało, a czasem zakończyć wszystko jednym celnym uderzeniem, po którym mały zabawny goblin kopał odciętą głowę przeciwnika i zabierał jego ciało z areny.

Słabe było to, że postać, którą sterowaliśmy, różnił od postaci, z którą się pojedynkowaliśmy, ledwie kolor odzienia. Nic poza tym. To wprowadzało sporo monotonii do rozgrywki i sprawiało, że ta względnie szybko się nudziła.

Warto wspomnieć o kontrowersyjnej otoczce Barbarian: The Ultimate Warrior. O przemocy i brutalności już co prawda wspomniałem, ale nie dodałem, że wzbudziła ona skrajnie różne uczucia w branży. Do tego dochodziła golizna, wszak okładkę gry firmowała niewiasta tak skąpo odziana, że aż dziw, że okładka nie trafiła potem w formie plakatu lub kalendarza do warsztatów samochodowych (pozdro dla kumatych).

Najlepsze gry Commodore 64: Bubble Bobble (1989)

Sympatyczna zręcznościowa platformówka, pierwotnie zaprojektowana z myślą o automatach do gier. Swoją premierę Bubble Bobble miało w 1986, jednak dopiero trzy lata później twórcy wypuścili na rynek wersję przeznaczoną na komputery osobiste, w tym także na Commodore 64.

Gra oferuje tryby single i multiplayer, jednak moim zdaniem tylko ten drugi pozwalał wyciskać z rozgrywki absolutne maksimum frajdy. W Bubble Bobble wcielamy się w… dwa brontozaury (Buba i Boba), które, przemierzając niebezpieczną, rozległą jaskinię, pragną zaimponować swoim dinozaurowym partnerkom.

Jaskinia składa się ze stu plansz, więc niewątpliwie w grze jest co robić. Na każdej z nich mierzymy się z trudnymi do nazwania stworami, a jedyną bronią, jaką dysponujemy, są bańki powietrza. Aby wyeliminować przeciwnika, trzeba go w nią złapać, a potem strącić. Pamiętam, że co jakiś czas w Bubble Bobble pojawiają się bonusowe poziomy, ograniczające się wyłącznie do jak najszybszego zbierania owoców.

Smaczku rozgrywce dodawał duch, pojawiający się na planszy, gdy nie potrafiliśmy poradzić sobie z przeciwnikami w określonym czasie. Oczywiście nie miał wobec naszych brontozaurów przyjaznych zamiarów, więc trzeba było przed nim uciekać, a w międzyczasie realizować założenia danej planszy.

Najlepsze gry Commodore 64: Koło Fortuny (1987)

Gra w polskiej wersji językowej, opierająca się na formule popularnego teleturnieju, niedawno odgrzanego po wielu latach przez telewizję polską. Zasad nikomu chyba przedstawiać nie trzeba, sama gra natomiast na C64 była zrealizowana bardzo dobrze, choć im więcej czasu się przy niej spędzało, tym częściej pojawiały się te same hasła.

Co charakterystycznego zapamiętałem z commodore’owego Koła Fortuny? Prymitywny i szczątkowy syntezator mowy. Po wpisaniu swojego imienia na początku rozgrywki, gra wypowiadała je na głos. Jarałem się tym przeokrutnie i jak na głupkowatego dzieciaka przystało – wpisywałem w polu imienia różne dziwne słowa, włączając w to te wulgarne (ubaw był przedni).

Zdarzały się hasła zaimplementowane do gry z błędami. Psuło to trochę rozgrywkę, bo mimo odgadnięcia frazy, można było stracić swoją kolejkę. Tak czy inaczej frajdy z gry w Koło Fortuny było całkiem sporo, przede wszystkim wtedy, gdy grało się w trójkę. No i był to tytuł, który zmuszał do pomyślunku.

Najlepsze gry Commodore 64: Battleships (1987)

Przeniesienie klasycznych „statków”, w które większość z Was grywała zapewne na nudnawych lekcjach w szkole, bo wymagania sprzętowe ograniczały się do papieru i długopisu. Na Commodore 64 Battleships wyglądało imponująco, a sama rozgrywka wzbudzała tak ogromne emocje i tak wiele oskarżeń „o podglądanie”, że nie mogę o tej grze nie wspomnieć w niniejszym zestawieniu.

Podczas ustawiania swojej floty, drugi gracz obowiązkowo musiał opuścić pomieszczenie, w którym rozgrywana była batalia, najbezpieczniej było po prostu zamknąć go w toalecie i pilnować, aby nie wychodził, zanim nie rozmieścimy wszystkich statków. Potem była zmiana i sami szliśmy zamknąć się w toalecie, aby tam przeczekać strategiczne manewry naszego przeciwnika.

A potem były utarczki słowne podczas zgadywania, kto gdzie poustawiał swoją flotę statków. Na jedną kolejkę przysługiwało nam, w zależności od ustawień, kilka strzałów. Gdy już je wykonaliśmy, pojawiał się ekran z graficznym przedstawieniem ostrzeliwania. Borze leśny, ileż radości i satysfakcji sprawiał każdy celnie wymierzony pocisk… kapitalna gra, którą z powodzeniem możecie odświeżyć sobie (lub w ogóle poznać) także dzisiaj, do czego zresztą gorąco zachęcam.

Najlepsze gry Commodore 64: Boulder Dash (1984)

O Boulder Dash wspominał już Maciej w tekście opisującym retro replikę Commodore 64 – C64 Mini, bo gra ta znalazła się na liście tytułów, w które możecie zagrać po zakupie tego urządzenia. BD to logiczna zręcznościówka, w której zbieramy diamenty, po drodze unikając spadających kamieni i goniących nas insektów.

Gra momentami wymaga kreatywnego podejścia, dobrego planowania kolejnych ruchów i refleksu. Każdy, nawet najmniejszy błąd, może nas dużo kosztować. W Boulder Dash świetnie gra się i dzisiaj, jeśli tylko przymkniemy oko na archaiczną oprawę graficzną. Wiem to, bo sam pokusiłem się niedawno o odświeżenie tego tytułu. Wie to również niejaki Paweł Ruczko, pseudonim V-12, który w sierpniu tego roku pobił rekord świata w liczbie zdobytych punktów w Boulder Dash.

Najlepsze gry Commodore 64 – Fiendish Freddie: Big Top O’ Fun (1989)

Tę grę zapamiętałem szczególnie dobrze, bo to był jeden z ledwie czterech posiadanych przeze mnie tytułów, które odpalałem nie z kasety magnetofonowej, ale z kartridża. Nie trzeba było ustawiać głowicy, czekać na załadowanie gry, bo ta odpalała się natychmiast.

Kolejna rzecz, którą zapamiętałem, absurdalny humor Fiendish Freddie: Big Top O’ Fun. Generalnie cały koncept opierał się na wykonywaniu konkurencji cyrkowych. I tak na przykład skakaliśmy z trampoliny kilkadziesiąt (czy nawet kilkaset metrów), celując w locie do szklanki z wodą. Albo rzucaliśmy nożami w obracającą się tarczę, do której przywiązana była roznegliżowana kobieta. Było też żonglowanie piłeczkami na monocyklu, chodzenie po linach czy wystrzeliwanie ludzi z armat. W przerwach między konkurencjami oglądaliśmy werdykty jury w składzie: klaun, klaun, klaun, klaun i klaun. Wypada nadmienić, że sędziów interesowało głównie okładanie się po pyskach.

Z perspektywy czasu widzę w tej produkcji protoplastę gier imprezowych, takich jak Wii Party na Nintendo Wii. Świetna gra.

Najlepsze gry Commodore 64: Choplifter (1982)

Krótka gra, na pierwszy rzut oka może trochę monotonna, ale gwarantująca dużą satysfakcję z rozgrywki. W Choplifter wsiadamy za stery helikoptera, którym wylatujemy na tereny objęte wojną, aby bezpiecznie przetransportować cywilów do naszej bazy. Oczywiście przeszkadzają nam w tym okupanci, wykorzystując do walki z nami czołgi, śmigłowce, a nawet niezidentyfikowane pojazdy latające.

Z każdym kolejnym wylotem zwiększa się poziom trudności i liczba zagrożeń. Co gorsza, wojsko okupanta nie patyczkuje się z cywilami, więc uratowanie wszystkich, którzy potrzebują pomocy, jest praktycznie niemożliwe (chociaż poniższy gameplay dowodzi, że ja po prostu nie potrafiłem w to grać).

Najlepsze gry na Commodore 64 – podsumowanie

Wyprzedzając wszelkie komentarze – mam świadomość, jak wiele klasyków pominąłem w swoim zestawieniu, na czele chociażby z Commando, Pirates, Ghosts & Goblins czy Rick Dangerous. Niemniej raz, że nie w każdą grę miałem okazję zagrać, a dwa – zestawienie, jak wspominałem na początku, jest czysto subiektywne.

Mam nadzieję, że u tych, którzy, tak jak ja, spędzili z Commodore 64 wiele długich godzin, udało mi się wzbudzić nostalgiczne wspomnienia związane z tym sprzętem i tytułami, które się na niego ukazywały. Natomiast tym wszystkim, którzy chcieliby poznać bliżej olbrzymi kawał gamingowej historii, jaką napisało C64, polecam zapoznanie się z kilkoma grami. Jeśli nie na oryginalnym sprzęcie, to przynajmniej na emulatorach, których w sieci jest pełno.