Śmierć przyszła nagle. Nie miałem nawet szans na wygranie tej walki. Mój pasek życia znikł w mgnieniu oka, po zaledwie trzech ciosach. To jednak nie był koniec. O nie, to był dopiero początek.
Ten fragment, jak i cała pierwsza lokacja po, której przyszło mi się poruszać, jest w zasadzie samouczkiem. Chociaż to też nie jest do końca prawda, ponieważ nie otrzymujemy żadnych konkretnych wskazówek, co mamy zrobić, czy gdzie się udać. Mało tego, właściwie do końca gry, o ile nie szukamy żadnych informacji o świecie i nie czytamy opisów przedmiotów, nie mamy pojęcia, co się tutaj dzieje.
Nie kierują nas żadne strzałki, nie ma dziennika, w którym sprawdzilibyśmy aktualne zadania. Jesteśmy pozostawieni sami sobie, musimy odkryć, jak się walczy z każdym przeciwnikiem i co robią poszczególne przedmioty. Nawet mechaniki walki musimy nauczyć się metodą prób i błędów. Każda broń ma inny zestaw ciosów i combosów, jak i wersję alternatywną. I tak, oczywiście je też musimy sami odkryć.
Śmierć w Bloodborne to tylko droga do zwycięstwa
We wspomnianej wyżej pierwszej lokacji, czyli Centralnym Yharnam, wyodrębniłem trzy najważniejsze lekcje. Przykazania te znajdują zastosowanie aż do samego końca i stanowią swoisty klucz do sukcesu w Bloodborne.
Lekcja nr 1. Nie lekceważ nawet najmniej znaczącego przeciwnika
Niby jest to stwierdzenie, które można odnieść do bardzo wielu różnych tytułów i antagonistów w nich występujących. Tu ma to jednak szczególne znaczenie. Nawet “pierwszopoziomowy” NPC potrafi wielokrotnie napsuć nam krwi. Wystarczy chwila nieuwagi, zignorowanie w oddali snującego się psa czy odwróconego do nas tyłem ptaka i po chwili znów widzimy ekran z krwistoczerwonym napisem “NIE ŻYJESZ”.