Oto DJI FPV. Propozycja na wskroś ciekawa, bezprecedensowa, jeśli chodzi o komercyjne drony FPV, które do tej pory, jakby to powiedzieć, w zasadzie nie istniały. Tego typu mogliśmy kojarzyć wyłącznie z entuzjastami, którzy konstruowali je od podstaw i modyfikowali samodzielnie. Czy DJI FPV ma szansę stać się dla nich równorzędną konkurencją? Odpowiedzi szukajcie w niniejszej recenzji.
Aż dziwne, że żaden producent dronów, łącznie z DJI, nie zdecydował się wcześniej na spróbowanie sił w segmencie dronów FPV. Cóż, jednym z powodów mógł być fakt, że modelarze pasjonujący się dronami tworzą środowisko, w którym na równi z lataniem ceni się kreatywność (i samodzielność) konstruktorskich rozwiązań.
Nic ma więc dziwnego w tym, w jaki sposób droniarze-modelarze zareagowali na premierę DJI FPV. Najwymowniejszy (a przy okazji najkulturalniejszy) wydaje się chyba ten mem:
Czy jednak DJI FPV rzeczywiście celuje w bycie konkurencją dla „chałupniczych” dronów tego typu? Jako człowiek, który z dronami jako takimi miał już do czynienia, ale z tymi „hardkorowymi” już niekoniecznie, wydaje mi się, że nie. Przede wszystkim jest za drogi, choć tu zdania są podzielone, bo niektórzy twierdzą, że zbudowanie FPV o podobnych możliwościach kosztowałoby mniej więcej tyle samo.
Już w założeniu nie ma tu miejsca na konstrukcyjną kreatywność, bo to gotowiec. Jeśli jednak ktoś ma ten aspekt w głębokim poważaniu (wszak jest to czasochłonne i wymaga odpowiednich kompetencji), dysponuje odpowiednio zasobnym portfelem, a jedynym, czego pragnie, jest zaznanie odrobiny szaleństwa podczas latania dronem, to czemu nie?
Tym bardziej że jest jeden, bardzo mocny argument, żeby pójść tą ścieżką – DJI FPV to naprawdę udany dron.
Jednocześnie z DJI FPV testowałem innego drona producenta – Mavica Air 2S. Informacja jest o tyle warta wzmianki, że mogłem traktować jednego za jakiś tam punkt odniesienia w stosunku do drugiego. Jeśli hobbystycznego Air 2S porównać do bzyczącej pszczoły, tak DJI FPV jest szerszeniem na sterydach.
FPV waży prawie 800 gramów. To widać, czuć i zapewne też słychać, gdy komuś uda się go, w sposób nieplanowany, uziemić (a o to nietrudno, jak pokazuje co druga recenzja na YouTube). Konstrukcja jest zwarta, solidna, wizualnie wręcz pancerna, choć oczywiście mamy tu do czynienia z tworzywami sztucznymi.
Jak to zwykle bywa z dronami DJI, polecamy zakup rozszerzonej wersji Fly More Combo, w której oprócz samego drona znajdziecie takie akcesoria, jak:
Jeśli nie macie w planach rozwalenia drona już pierwszego dnia po zakupie, zdecydowanie polecamy wersję Fly More Combo. To się po prostu opłaca.
Czego możemy dowiedzieć się ze specyfikacji drona?
Latający, quadrocopter
2.4 GHz, 5.8 GHz
GLONASS, GPS, GALILEO
Kontroler + gogle VR
Prędkość maksymalna: 140 km/h
2000 mAh, Li-Polymer
Czas pracy: 20 minut
12 Mpix Matryca: 1/2.3″
CMOS Przysłona: f/2.8
Kąt widzenia kamery: 150°
Stabilizacja kamery: cyfrowa, 1-osiowy gimbal
Rozdzielczość zdjęć: 3840 × 2160
Format zdjęć: JPEG
Pamięć wewnętrzna: brak
Obsługa kart pamięci: microSD (do 256 GB)
Waga: 795 g
Wymiary: 178 x 232 x 127 mm
2 poziomy prędkości,
Automatyczny start,
Automatyczne lądowanie,
Zawis w powietrzu,
System unikania przeszkód,
Transmisja strumieniowa zdjęć i wideo synchronizowana w czasie rzeczywistym,
Oświetlenie LED,
Real Time FPV
Nie będzie zbytnią przesadą powiedzenie, że do pierwszego lotu trzeba się należycie przygotować. Po co, zapyta ktoś. Ano po to, odpowiem, aby mieć szansę na jakikolwiek lot poza pierwszym.
+10 punktów do możliwości przetrwania mają ci, którzy wcześniej mieli już do czynienia z aplikacją DJI i będą pamiętać, by swoją przygodę rozpocząć od trybu normalnego. Do latania w goglach należy przywyknąć, a tego nie sposób zrobić, gdy na start rozpędzimy drona do 140 km/h w jakieś 2 sekundy. DJI zresztą Wam na to nie pozwoli, bo aby przejść do „manuala”, konieczne będzie wejście do ustawień i przestawienie odpowiedniej „wajchy”.
Kiedy już wystartujecie w manualu, dość szybko powinniście odnaleźć się w tym, gdzie, co i jak. Po kilku minutach lotu i opanowaniu podstawowych manewrów człowiek nie wyobraża sobie już, że można latać inaczej, niż obserwując lot z perspektywy drona. Już samo to czyni z obsługi DJI FPV wyjątkowe przeżycie.
Co najbardziej zaskakuje przy pierwszym starcie? Zdecydowanie zwrotność drona, która stoi na niebywale wysokim poziomie. Nie ma porównania z Mavicami Air czy Pro. DJI FPV manewruje w powietrzu ze zwinnością kota, którego ktoś wrzucił do wanny z wodą. Innymi słowy – od czasu do czasu może zakręcić się w głowie.
Co natomiast może delikatnie irytować, to widok śmigieł po obu krańcach podglądu. Niepotrzebnie przypominają nam o tym, że nie jesteśmy krukami w Assassin’s Creed: Valhalla, lecz po prostu wykonujemy tak przyziemną czynność, jak obsługa latającej maszyny. Ach, no i potem te śmigła trzeba jeszcze wywalać w postprodukcji.
Warto zwrócić uwagę na to, że w trybie normalnym, nawet gdy latacie po raz pierwszy, szybko można poczuć się w miarę komfortowo. Nie lata się z niepokojem, że jeśli za sekundę nie zaliczymy gleby, to zrobimy do za dziesięć sekund, a przy dobrych wiatrach – dwadzieścia. Puszczając drążki, dron się zatrzyma, utrzymując stabilną pozycję w „zawisie”. No i jeszcze mamy czujniki, które ostrzegają przed bliskim kontaktem z podłożem.
To wszystko (plus inne opcje) sprawia, że na podstawowym poziomie DJI FPV jest wrzalikoodporny (lub bardziej dosadnie – idiotoodporny). Podoba mi się ten zamysł, bo obniża próg wejścia na tyle, by można było opanować podstawy i kroczek po kroczku przechodzić na coraz to wyższe szczeble drabinki trudności, gdzie na ostatnim levelu czeka na nas śmiganie w trybie manualnym, a gdzieś po środku – sportowym.
DJI deklaruje 20 minut lotu na jednym ładowaniu. Być może ktoś poczuje się zaskoczony, ale faktycznie da się osiągnąć wynik zbliżony do deklarowanej wartości. Od razu jednak muszę dodać, że nie ma w tym żadnej frajdy, bo chcąc wylatać wspomniane 20 minut, trzeba utrzymywać prędkość rannego gołębia.
Im więcej manewrów, sprintów, wlotów i pikowań, tym większe zapotrzebowanie na energię. Nie bez znaczenia jest tu także aura, w której latamy. Wietrzna pogoda potrafi skrócić czas pracy na baterii o dobre kilka minut.
Jaki jest więc realny czas, który musi nam wystarczyć do wyżycia się w manualu? W optymistycznym wariancie – 10 minut, w mniej optymistycznym – nawet 6.
Żeby latać w trybie manualnym DJI FPV, potrzeba trzech rzeczy: jaj (oczywiście tych mentalnych), umiejętności i doświadczenia. Osobiście nie mam żadnej z tych cnót, więc siłą rzeczy muszę posiłkować się wrażeniami bardziej zaawansowanych użytkowników, których mogłem zapytać o opinię.
Zacznę od tego, że w przeciwieństwie do klasycznych dronów FPV, tutaj w każdej chwili możemy ratować się wciśnięciem tzw. „hamulca bezpieczeństwa”, czyli przycisku na kontrolerze, który pomaga nam wyhamować drona i ustabilizować jego lot. W teorii super sprawa i czasami rzeczywiście może nas uratować. Z drugiej strony specyfika DJI FPV sprawia, że na kolizje jesteśmy narażeni najbardziej przy ewolucjach, w których „emergency brake” raczej w niczym nie pomoże. Ba, nawet nie zdążymy pomyśleć o tym, by go wcisnąć.
Przyspieszenie od 0 do 140 km/h to kwestia około dwóch sekund. Nie można zapominać o tym choćby na sekundę, a już w szczególności, gdy latamy na wietrze. Ten bowiem potrafi „wyprowadzić drona z równowagi”, co przy dużej prędkości i terenie naszpikowanym przeszkodami może mieć fatalne skutki.
Tak, DJI FPV średnio radzi sobie w konfrontacji z wiatrem. Nawet lecąc po linii prostej, może mieć problemy z utrzymaniem kursu, gdy jest poddawany podmuchom powietrza, szczególnie tym bocznym. To oczywiście nie pozostaje bez wpływu na stabilizację obrazu, a tym samym jakość wykonywanych ujęć.
Czy latanie w manualu jest satysfakcjonujące? Jeśli tylko macie skilla, to tak. DJI FPV jest tak samo szybki i zwrotny jak najlepsze drony spod znaku „zrób to sam”. Już sam fakt sterowania dronem FPV, z goglami na oczach i niesamowitą swobodą poruszania się w powietrzu, jest czymś, czego nie da się porównać z lataniem „tradycyjnymi” komercyjnymi dronami pokroju chociażby tych z serii Mavic Pro czy Mavic Pro. Tym bardziej że DJI FPV jest mistrzem, jeśli chodzi o przesyłanie obrazu w czasie rzeczywistym. Nawet jeśli oddalicie się dronem na znaczącą odległość, nie powinniście doświadczyć lagów.
Dużym plusem jest to, że latanie w manualu jest prostsze niż w dronach modelarskich, gdzie podstawy nauki latania mogą zająć wiele godzin i wiązać się z niejedną kraksą. Tymczasem gotowiec DJI ma tę przewagę, że działa na inteligentnym systemie, który bywa pomocny i pomaga unikać przykrych niespodzianek. Dla początkujących droniarzy-wyczynowców może stanowić ledwie punkt wyjścia do zainteresowania się dronami FPV i pomost między sprzętem komercyjnym a modelarskim DIY.
Zdecydowanie nie jest to dron stworzony z myślą o filmowcach, aczkolwiek przy wysokich umiejętnościach i odrobinie szczęścia można wykonać nim ujęcia zapierające dech w piersiach. Największym mankamentem, o którym zresztą już wspomniałem, nie jest matryca drona, ale problemy z jego stabilizacją przy silniejszych podmuchach wiatru.
Sytuacji nie ułatwia też ledwie jednoosiowy gimbal. DJI usprawiedliwia się, że zastosowanie 3-osiowego gimbala nijak by się miało do wyścigowego charakteru DJI FPV, którego wyróżnia nieprzeciętna szybkość i zwrotność.
W zamian dostajemy autorską cyfrową stabilizację obrazu od DJI, nazwaną RockSteady. Niestety nie jest ona w stanie zrekompensować jeden do jednego braku gimbala z trzema osiami. Tutaj warto wspomnieć o tym, że RockSteady nie stabilizuje obrazu wyświetlanego w czasie rzeczywistym w goglach VR, lecz w samym dronie. Tym samym nagranie zarejestrowane przez drona może się nieco różnić od tego, co widzieliśmy podczas lotu.
W 4K wideo rejestrować możemy w 60 lub 50 klatkach na sekundę. Niższy klatkaż, niestety, nie jest dostępny. W FullHD jest to już 120 lub 100 fps. Pełną szerokość obrazu, a więc 150 stopni, w 4K uzyskamy przy 50, a FullHD – 100 klatkach na sekundę. Na wyższych klatkażach pole widzenia zawęża się do 142 stopni. Pomaga to usunąć z kadru wirujące śmigła drona, choć nie zawsze. W tym przypadku raczej nie obędzie się bez postprodukcji.
I tak, i nie. Na pewno jest na tyle ekscytujące, że – uwaga, uwaga, będzie patetycznie – można poczuć jedność ze sterowanym dronem. Jedyną niewygodą jest fakt, że gogle VR zasilane są za pomocą zewnętrznego akumulatora. Jedno z drugim łączy się przy pomocy kabla, co momentami może być niewygodne dla operatora drona. Tak jakby nie dało się go wbudować gdzieś wewnątrz gogli. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że kolejny dron FPV od DJI, jeśli w ogóle powstanie, wykona w tej materii zauważalny progres.
Poza tym jest naprawdę świetnie. Obraz jest stabilny, opóźnienia praktycznie niewyczuwalne, więc można skupić się wyłącznie na precyzji latania, bez obawy o to, że problemy z połączeniem mogą skutkować zaliczeniem gleby. Pomocne są również komunikaty, które pojawiają się na widoku generowanym przez gogle. Czy widać piksele? Tak. Ale nie na tyle, by zakłócało to uczucie wychodzenia poza własne ciało i przemierzania okolicy z prędkością do 140 km/h.
Generalnie gogle VR generują nieporównywalnie mocniejsze doznania niż smartfon połączony z kontrolerem, np. w DJI Mavic Air 2. Z początku może to być uciążliwe, szczególnie jeśli wcześniej nie mieliście styczności z dronami FPV. Od czasu do czasu, przy szybkich manewrach, pętlach, zwrotach na pewno zakręci Wam się w głowie. Ale można przywyknąć. I uzależnić się. To naprawdę wciąga.
Jeden rabin powie „tak”, inny rabin powie „nie”. Dla tych bardziej ortodoksyjnych modelarzy DJI FPV stanowić będzie herezję, choć uczciwie trzeba przyznać, że są też tacy, którzy potrafią podejść do niego z maksymalnym obiektywizmem.
Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, dla kogo jest ten dron. Na pewno nie dla profesjonalistów, którzy nie uprawiają „sztuki dla sztuki”, lecz swoje umiejętności przekładają na efektowne, kinowe kadry. Tutaj DJI FPV może być niewystarczający.
Usatysfakcjonowani nie będą również ci, którzy do latania dronami podchodzą frywolnie, kierując się zasadą, że wszystko „da się wyklepać”. Na YouTube nie brakuje recenzji i testów DJI FPV, na których uwieczniono kraksy z jego udziałem. Te dość dobitnie udowadniają, że stosunkowo łatwo go „skrzywdzić”, a solidnie wyglądające plastiki bywają niewystarczającym zabezpieczeniem w zderzeniu z drzewem, słupem albo elewacją budynku.
Najbliżej jest mi do stwierdzenia, że to dron dla tych, którzy mają za sobą doświadczenia z Mavicami od DJI (znajomość aplikacji jest tu istotna), chcieliby spróbować sił w FPV, ale niekoniecznie uśmiecha im się składanie drona od podstaw, dlatego woleliby gotowca. DJI FPV stanowi tu znakomitą propozycję. Nie tylko z uwagi na brak konkurencji, ale też dlatego, że pozwala uczyć się hardkorowego latania metodą małych kroków, a gdy już wzbijemy się w powietrze, nowoczesne systemy od DJI poprowadzą nas za rączkę, by nasza przygoda z FPV nie skończyła się zbyt szybko.
Podsumowując: można go hejtować, kwestionować zasadność jego stworzenia, porównywać do ekspresu na kapsułki i niszczyć porównaniami z modelarskimi FPV. Nie zmieni to jednak faktu, że DJI tym dronem zrobiło coś, czego żaden producent dotąd nie zrobił. DJI FPV z pewnością znajdzie swoich entuzjastów, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, bo to naprawdę świetny i przemyślany dron. Bardziej ciekawi mnie co innego, mianowicie, czy DJI znajdzie swoich naśladowców wśród innych firm tworzących komercyjne drony, no i co przyniesie kolejne wcielenie DJI FPV.
Na odpowiedź na te pytania przyjdzie nam jednak poczekać.