Ranking filmów wojennych – poligonowe TOP 15

Wielu mówi, że wojna się nigdy nie zmienia. Jednak filmy o niej zmieniają się nieustannie. W menu mamy patetyczne agitki, „akcyjniaki” à la Rambo lub subtelne, w zasadzie psychologiczne kino, w którym wystrzały i wybuchy stanowią zaledwie tło i pretekst do rozważań o ludzkiej naturze. Na potrzeby tego rankingu filmów wojennych wybrałem piętnaście produkcji, które szczególnie zapadły mi w pamięć. Być może zainteresują i Was.

Ranking filmów wojennych, czyli sprawa dość niewdzięczna

Przed Wami ranking piętnastu najlepszych filmów wojennych. Przyznam, że sporządzanie takich zestawień to rzecz nie dość, że kłopotliwa, to i ryzykowna. I to przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze mając do czynienia z każdym różnorodnym i bogatym gatunkiem filmowym, łatwo coś przeoczyć, zbagatelizować lub nazbyt pochopnie odrzucić. Zawsze więc ktoś może powiedzieć, że takie a takie dzieło jest świetne i go w zestawieniu nie ma, a ta oto nędzna szmira jest i to wysoko. Ergo z autora jest dupa i o filmach guzik wie. Liczę się z taką ewentualnością.

kino

Po drugie ranking, w którym nie stosuje się twardych kryteriów (jak na przykład liczba otrzymanych nagród lub ilość zarobionych przez film pieniędzy) zawsze jest subiektywny, zależny od upodobań i preferencji twórcy zestawienia. Nie ukrywam, że tak będzie i w tym przypadku. Poniższych piętnaście filmów wybrałem, bo mi się po prostu podobały.

15. „Szeregowiec Ryan” – klasyka filmu wojennego

szeregowiec ryan
Źródło: naekranie.pl

„Szeregowiec Ryan”, czyli jak to amerykańscy chłopcy Europę ratowali. Klasyk, że użyję tego wyświechtanego określenia. Zaczyna się od, skądinąd świetnej, sceny lądowania wojsk amerykańskich w Normandii. Później pojawia się lejtmotyw filmu – poszukiwania ostatniego żyjącego syna pani Ryan. Nieszczęśnika z wojennej kabały ma wyciągnąć drużyna twardych jak stal Kruppa rangersów. Rzecz w tym, że niezbyt uśmiecha się im umierać za nieznajomego żołnierza tylko dlatego, że jego bracia mieli pecha. Dowodzący nimi kapitan Miller zamierza jednak wykonać rozkaz. I to właśnie napięcie między lojalnością a wymuszonym poświęceniem będzie osią dramaturgiczną całego filmu.

Nakręcony przez Stevena Spielberga „Szeregowiec Ryan” to dziwne połączenie patosu i naturalizmu. Z jednej strony mamy tu męczący patriotyzm łopoczącej flagi, umierających bohaterów i łzy weteranów. Z drugiej film ukazuje wojnę w całej jej krwawej nagości. Ot, brudne życie i łatwa śmierć.

„Szeregowiec Ryan” otrzymał pięć Oskarów, dwa Złote Globy i szereg innych nagród. Wspomnę jeszcze o nowatorskiej, jak na tamte czasy, pracy kamery i całkiem niezłej roli Toma Hanksa.

14. „Imperium słońca” – wojna oczami dziecka

imperium słońca
Źródło: joemonster.org

Kolejne miejsce w moim rankingu filmów wojenny zajmuje inny obraz Stevena Spielberga. Tym razem przenosimy się na daleki wschód, do ogarniętych wojną Chin. Przez ponad dwie godziny śledzimy losy Jima Grahama, nastoletniego syna majętnego brytyjskiego przedsiębiorcy. Chłopak wychowuje się w szanghajskiej posiadłości, otoczony służbą i wysokim murem, odgradzającym go od brutalnej okupacyjnej rzeczywistości. Jest Europejczykiem i póki co wojna bezpośrednio go nie dotyka.

Wszystko zmienia się 7 grudnia 1941 roku, gdy wojska Cesarstwa Japonii, atakując Amerykę i jej sojuszników, wkraczają do „zachodnich” dzielnic Szanghaju. Jim i jego rodzice próbują uciekać. Rozdziela ich spanikowany tłum. Chłopak zostaje sam. Błąka się ulicami azjatyckiej metropolii, wreszcie trafia na amerykańskich marynarzy. Ci uczą go, jak przeżyć w tym okrutnym świecie. Ale już po kilku dniach wszyscy lądują za obozie.

Mocne strony „Imperium słońca” to sugestywna scenografia, ujęcia i intrygujący świat orientalnych miast, w których wschód spotyka się z zachodem. Momentami miałem jednak wrażenie, że film jest jednak zbyt odrealniony, baśniowy. Zwłaszcza obozowe perypetie Jima, jego zuchwalstwo i spryt, jakoś trudno mi pogodzić z gorzkimi realiami życia za drutami. Choć może tak miało być? To przecież film o wojnie widzianej oczami dziecka. Na uwagę zasługuje grający chłopaka młodziutki Christian Bale i John Malkovich, wcielający się w zagadkowego Basiego.

13. „Przełęcz ocalonych” – film wojenny Mela Gibsona

przełęcz ocalonych
Źródło: cdn.ug.edu.pl

I znów trafiamy na daleki wschód. Tym razem na zdobywaną przez Amerykanów Okinawę. Reżyserujący film Mel Gibson przybliża nam postać Desmonda Dossa, pacyfisty i gorliwego adwentysty, który poprzysiągł, że nigdy nie pozbawi nikogo życia. I nawet wojna nie zmusi go do tego. Zostaje więc sanitariuszem i w czasie krwawych walk na Pacyfiku wykazuje się nieprawdopodobnym wręcz bohaterstwem, ratując wielu towarzyszy broni (choć w wypadku Dossa nie jest to chyba najzręczniejsze określenie).

Gibson nakręcił film o człowieku próbującym odnaleźć sens w wojennym bezsensie, a zarazem szaleńczo odważnym i wiernym własnym zasadom. Nie porzuca ich nawet pod przemożną presją otoczenia. „Przełęcz ocalonych” jest też dziełem krwawym, ukazującym okrucieństwo wojny w całej pełni, a Gibson czerpie ze spielbergowskiego „Szeregowca Ryana” całymi garściami.

12. „Jarhead” – film o „dziwnej” wojnie

jarhead
Źródło: kinokoneser.pl

Nakręcony przez Sama Mendesa „Jarhead” to film o Anthonym Swoffordzie, żołnierzu amerykańskiej piechoty morskiej, który trafia na wojnę, której w zasadzie nie ma. Cała ta sytuacja bardzo naszego bohatera rozczarowuje, bo Swofford chce, aby wojna, nazwana później pierwszą wojną w Zatoce Perskiej, była. I to na całego, na cztery fajerki. Jest przecież marines, maszyną do zabijania, którą stworzono, by kopała po tyłkach różnych bydlaków i nicponiów pokroju Saddam Husseina.

A tu co? Dzień do dnia podobny. Nuda obozowego życia, urozmaicana przez pijaństwo i świerszczyki. Jedyny ekscytujący moment to wieczorny seans, na którym puszczają „Czas apokalipsy”. No a jak się już coś zaczęło, to się zaraz skończyło i nawet za bardzo postrzelać nie pozwolili. Tylko trochę na wiwat.

„Jarhead” to film tyleż groteskowy, co absurdalny. Nie ma w sobie nic z grzecznej bajki o Indianach i kowbojach, ani z heroicznego hollywoodzkiego eposu. Zamiast tego mamy tu indoktrynację, monotonię służby, tłumioną agresję i pragnienie zabijania. Mendes, czerpiąc ze wspomnień Swafforda, nakręcił wiarygodny i przejmujący film o wojnie, która zmienia człowieka. Sceny, w których żołnierze okopują się w deszczu ropy lub wchodzą na „autostradę śmierci” zapadają w pamięć.

11. „Helikopter w ogniu” – Ridley Scott kręci film wojenny

helikopter w ogniu
Źródło: gameplay.pl

O tym filmie już pisałem. Nie chcę się powtarzać. Powiem więc krótko – rasowy, pełnokrwisty amerykański film wojenny. Zasadniczo wiarygodny i pozbawiony nużących pogadanek o „wolności i demokracji”.

10. „9 kompania” – rosyjski film wojenny o Afganistanie

9 kompania
Źródło: twitter

Zostawmy na moment żujących gumę amerykańskich chwatów i skierujmy wzrok na wschód, ku bezkresnej Azji, ku zaśnieżonym szczytom Hindukuszu. Tam bowiem rozgrywa się akcja „9 kompanii”, całkiem niezłego filmu wojennego nakręconego przez naszych słowiańskich braci.

Wszystko zaczyna się klasycznie. Oto mamy obóz szkoleniowy, grupę zdezorientowanych poborowych i twardego chorążego. Najpierw strzyżenie, potem obowiązkowe mieszanie rekruta z błotem. Tak zaczyna się proces obróbki, hartowania ludzkiej stali. Później to już tylko wojskowa rutyna – bieganie, strzelanie, czołganie, rozgawory z politrukiem, pijackie awantury przełożonego. Szkolenie kończy się spotkaniem z niejaką Królewną Śnieżką. Następnie lot do Afganu. A tam patrole, biwaki, wizyty w kiszłakach. I krwawa łaźnia na wzgórzu 3234.

„9 kompania” to film wyrazisty, mocny, ale w swojej warstwie wizualnej i fabularnej dość hollywoodzki. Fiodor Bondarczuk nie filozofuje, nie operuje moralnym światłocieniem, nie kreśli subtelnych portretów psychologicznych. Zamiast tego rzuca w sam środek wojennej zawieruchy. Robi to sugestywnie i zręcznie. Dostajemy więc to, czego chcieliśmy.

9. „1917” – film o pierwszej wojnie światowej

1917
Źródło: imdb.com

Czas, aby w tym rankingu wspomnieć o wielkiej wojnie. Mam wrażenie, że jest to w kinematografii konflikt nieco zapomniany. A przecież jego ogrom, okrucieństwo, wpływ na „morale” i historię zachodnich społeczeństw był niemniejszy, niż drugiej wojny światowej.

O tym wszystkim chce opowiedzieć Sam Mendes. Zabiera nas więc do piekła. Do cuchnącego ludzkim ścierwem, rwanego szrapnelami i przewiercanego kulami inferno; do tonącej w błocie rzeźni, w której doskonali się sztukę zorganizowanego, masowego zabijania. Na tle tej apokaliptycznej scenerii widzimy dwóch żołnierzy, wykonujących rozkaz, który może uratować tysiące istnień.

Oglądając „1917” w oczy rzuca się szlachetna prostota scenariusza oraz kunszt operatorów. Film to w zasadzie jedno ujęcie – kamera podąża stale za aktorami, śledzi ich emocje, gesty, reakcje i odruchy. To wszystko wciąga nas, zanurza w brud świata przedstawionego. Obrazy są plastyczne, niepokojące, silnie oddziałują na zmysły. Przynajmniej na moje.  

8. „Ziemia niczyja” – film wojenny w słodko-gorzkim sosie

ziemia niczyja
Źródło: pelnasala.pl

Ósme miejsce w moim rankingu filmów wojennych zajmuje „Ziemia niczyja”, debiutancki film Danisa Tanovicia.

Trwa wojna w Bośni. Splot niefortunnych zdarzeń sprawia, że w położonym na ziemi niczyjej okopie lądują trzej żołnierze – Serb i dwóch Bośniaków, z których jeden leży… na minie. Nie mogąc się wydostać, dyskutują o polityce lub celują w siebie z automatów. Po jakimś czasie zaczynają jednak współpracować. Wkrótce przybywa pomoc. Choć nie do końca taka, jakiej się spodziewali.

„Ziemia niczyja” to obraz gorzki. Obecny w produkcji humor tylko podkreśla absurdalność całej sytuacji. Bośniacy i Serbowie przerzucają się oskarżeniami, żołnierze z „błękitnych hełmów” kręcą się w kółko, ich cyniczni dowódcy zamiatają sprawę po dywan, dziennikarze tylko czekają na jakiegoś trupa. A mina, na której leży nieszczęsny Bośniak, została wyprodukowana w EU. Wymowne.

Za swój obraz Tanović dostaje Oscara i Złoty Glob. Zasłużenie. „Ziemia niczyja” to film wojenny godny polecenia, zwłaszcza w naszej części świata.

7. „Idź i patrz” – obraz przejmujący do szpiku

idź i patrz
Źródło: ponaipsach.pl

Białoruś, 1943 roku. Nastoletni Flora wygrzebuje z pobojowiska broń i dołącza do oddziału partyzanckiego. Chłopak, w całej swojej dziecięcej naiwności, chce walczyć z najeźdźcami, jednak dowódca partyzantów nie bierze go na kolejną akcję. Gdy rozgoryczony włóczy się po lesie, Niemcy atakują opustoszały obóz. Zdezorientowany młodzieniec ucieka do rodzinnej wsi. Ta jednak została już „spacyfikowana” przez Einsatzkommando. Flora postanawia odnaleźć swoich bliskich.

W tym zapadającym w pamięć filmie wojennym Elem Klimow pokazuje nam dość nieoczywiste obliczone wojny. W „Idź i patrz” nie ma ani krzty heroizmu. Na dobrą sprawę nie ma tu nawet walki. Jest tylko kaźń. Zwłaszcza scena kulminacyjna przypomina makabryczny spektakl, krwawą zabawę, w czasie której kat pogrywa ze swoją ofiarą, napawa się jej cierpieniem, bawi strachem. Na ekranie widzimy sadystów, którzy z rzezi uczynili show. Nie muszę chyba dodawać, jak duże wrażenie robi to na widzu.

6. „Stalingrad” – tym razem niemiecki film wojenny

Stalingrad
Źródło: twitter

Na kolejnej pozycji w moim rankingu filmów wojennych ląduje film zza naszej zachodniej granicy. 

Front wschodni po raz wtóry, tym razem widziany z niemieckiej perspektywy. Batalion pionierów (saperów szturmowych) wprost ze słonecznej Italii trafia do ruin przemysłowej dzielnicy Stalingradu. Tam, wśród betonowych szkieletów fabrycznych hal, żołnierze muszą wydzierać nieustępliwym Rosjanom dosłownie każdy metr. Płacą za to niemałą cenę. Widzimy, jak walczący ścierają się w brutalnej walce wręcz, palą miotaczami ognia, rozrywają granatami. Te sceny, pełne ognia, śmierci i spowijającego wszystko dymu, przywodzą na myśl malowidła Hieronima Boscha.

Koła wojennej fortuny obracają się jednak, i wkrótce to Niemcy walczą o przeżycie. Wokół ich pozycji zaciska się sowiecka pętla, głód i zimno dziesiątkują szeregi. Zmienia to zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i całą walczącą w mieście armię. Zdobywcy, tak do niedawna butni i pewni siebie, stają się zaszczutymi i wynędzniałymi łachmaniarzami, czekającymi na ostatni już cios.  

„Stalingrad” Josepha Vilsmaiera to sprawnie nakręcony film wojenny. Szczególnie sceny batalistyczne są przekonywujące – brak tu taniej widowiskowości i płytkiej bohaterszczyzny. Tamta okrutna wojna faktycznie mogła tak wyglądać.

5. „Das Boot” – kolejny niemiecki klasyk

okręt
Źródło: telemagazyn.pl

„Wielką piątkę” mojego rankingu filmów wojennych otwiera „Okręt” Wolfganga Petersena – majstersztyk kina „marynistycznego”.

W październiku 1941 roku okręt podwodny U-96 wychodzi z portu w La Rochelle i kieruje się na północny Atlantyk. Przez pierwsze dni marynarze zmagają się jedynie z nudą i kaprysami oceanu. Potem polują na alianckie frachtowce lub bawią się w kotka i myszkę z brytyjską flotą. Po kilku męczących tygodniach otrzymują rozkaz przejścia do włoskiego portu La Spezia. Zawijają więc do iberyjskiego Vigo, uzupełniają prowiant. Teraz U-96 musi „przeskoczyć” przez cieśninę gibraltarską – wąskie gardło pilnie strzeżone przez Royal Navy. Nie będzie to łatwe zadanie.

„Okręt” to film wojenny, który naprawdę warto zobaczyć. Petersen pokazuje kilkudziesięciu zamkniętych w stalowej puszce ludzi, myśliwych i zwierzynę, których monotonną codzienność przerywają alarmy bojowe, ataki na konwoje, ucieczka przed bombami głębinowymi, wycieńczająca wojna nerwów. Oto życie w trzewiach mechanicznego robaka; w krecich tunelach okrętu, wśród łomotu dieslów i smrodu niemytych ciał. Film jest przy tym świetne nakręcony. Scena „dobicia” tankowca lub przejścia przez Gibraltar należą do najlepszych w swoim gatunku. No i ta muzyka Klausa Doldingera. Palce lizać.

4. „Kanał” – polski film wojenny, który zadziwił świat

kanał
Źródło: akademiapolskiegofilmu.pl

Któż nie zna „Kanału” Andrzej Wajdy. To sztandarowe dzieło polskiej szkoły filmowej nie jest wzniosłym moralitetem, nie jest pochwałą tragicznego bohaterstwa, lecz gorzką i wyrazistą alegorią.

Jest rok 1944, wrzesień. Powstanie warszawskie zbliża się do końca. Naciskana przez Niemców grupa polskich żołnierzy decyduje się przejść z Mokotowa do Śródmieścia. Jedyną drogę ewakuacji stanowią kanały. Powstańcy schodzą więc do tonących w mroku korytarzy. Brną wąskimi tunelami, po pas w szlamowatej wodzie. Odór dławi, strach i duchota wyczerpują siły. Jedni chcą wracać, inni iść naprzód. Wielu nie znajdzie jednak wyjścia z tej matni.    

„Kanał” nie jest typowym filmem wojennym. Niemniej wywarł na mnie tak duże wrażenie, że nie mogłem o nim w tym rankingu nie wspomnieć. Czym ten film jest? Lekcją historii i polityki? A może egzystencjalną parabolą? Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Chyba i tym, i tym. Tak czy owak, musicie go zobaczyć.

3. „Mandarynki” – film o zapomnianej wojnie

mandarynki
Źródło: polityka.pl

No to mamy podium. Na trzecie miejsce mojego rankingu filmów wojennych trafiają „Mandarynki” Zazy Urushadze.

Rok 1992 roku, podnóża zachodniego Kaukazu. W jednej z malowniczych górskich dolin, wśród zalesionych szczytów i plantacji cytrusowych drzewek, mieszka dwóch estońskich imigrantów. I choć wokół Abchazi walczą z Gruzinami, to nasi bohaterowie próbują żyć normlanie. Magnus nadal hoduje swoje mandarynki, Ivo pracuje w stolarni. Pewnego dnia idylla się kończy. W dolinie dochodzi do strzelaniny. Przeżywa ją tylko dwóch ludzi – gruziński żołnierz i czeczeński najemnik. Obaj są ranni i obaj trafiają pod opiekę Iva. Ale dla pałającego żądzą zemsty Czeczena wojna jeszcze się nie skończyła. Przysięga, że zabije Gruzina przy pierwszej sposobności.

„Mandarynki” to film o wojnie, która dotyka zwykłych ludzi; o odwadze i przyjaźni, które pomagają ją przetrwać; wreszcie o człowieku przeciwstawiającym się nie tylko chaosowi, jaki wojna niesie, ale i rodzącemu ją pragnieniu dominacji. Naprawdę warto obejrzeć.

2. „Full metal jacket” – nie tylko o Wietnamie

full metal jacket
Źródło: filmweb.pl

Już prawie koniec. Na drugie miejsce mojego rankingu filmów wojennych trafia „Full metal jacket” Stanleya Kubricka – jeden z kultowych filmów „wietnamskich”.

Reżyser dzieli obraz na dwa akty. Pierwszy rozgrywa się w obozie szkoleniowym. Kubrick pokazuje nam, jak rekruta urabia się do pożądanej, regulaminowej konsystencji; jak odziera się go z tożsamości i godności; jak poprzez trening fizyczny i indoktrynację kształtuje się nowe odruchy i reakcje. W efekcie młody człowiek ma się stać maszyną do zabijania – programowalną, skuteczną i prostą w obsłudze. Niby nic odkrywczego, ale Kubrick świetnie to wszystko pokazuje. Niemała w tym zasługa sierżanta Hartmana, w którego wcielił się R. Lee Ermey.

Akt drugi, wietnamski, to w zasadzie kolaż scen, z których wiele ma purnonsensowy posmak. W pamięć zapada rozmowa „Jockera” ze „Zwierzem” lub lot helikopterem w towarzystwie strzelca pokładowego, który nieustannie pruje z karabinu do zbierających ryż Wietnamczyków. Wojna, mówi nam Kubrick, potrafi człowieka zafascynować. A są i tacy, dla których jest po prostu fajną zabawą.

1. „Czas apokalipsy” – arcydzieło kina wojennego

czas apokalipsy
Źródło: elleman.pl

Na szczycie tego rankingu filmów wojennych ląduje „Czas apokalipsy”. O tym arcydziele Francisa Forda Coppoli nie będę się jednak rozpisywał. Poświęciłem mu sążnisty artykuł. Kto ciekaw, niech zajrzy. Tu napiszę tylko, że jest to film doskonale nakręcony, świetnie zagrany i odwołujący się do klasycznych motywów europejskiej literatury. No i ta muzyka „The Doors”… Nec plus ultra, jak mawiali Rzymianie. Nic lepszego nie widziałem.

Jeśli interesuje Was wojna widziana przez popkulturowy pryzmat, rzucicie też okiem na ten tekst.