Ranking filmów o zombie – top 10

Jakie zombie jest, każdy widzi. I filmy o zombiakach pewnie też każdy widział. A że jest ich sporo, postanowiłem troszkę poczytać, poszperać, kilka rzeczy sobie odświeżyć i przygotować dla Was krótki ranking. Wspólnie rzucimy okiem na dziesięć produkcji, które uważam za warte uwagi. Jeśli więc lubicie oglądać szwędające się ulicami żywe trupy, zapraszam do lektury.

Filmy o zombie – z czym się to je?

Zacznijmy od rozgrzewki. Filmy o zombie można z grubsza podzielić na takie, które nakręcono na serio, oraz na te, które z całej konwencji kina grozy najzwyczajniej sobie kpią. Produkcje z pierwszej grupy są, nomen omen, śmiertelnie poważne – zombie wyją, korporacje kłamią, ostatnie reduty cywilizacji upadają, krew sika, a właśnie wypinany z automatu magazynek okazuje się już ostatnim. Koniec końców garstka ocalałych albo chroni się gdzieś za siedmioma górami i siedmioma rzekami albo próbuje się jakoś na ruinach świata urządzić.

lego zombie
źródło: pinterest.com

Drugi z wymienionych subgatunków stoi oczywiście pastiszem, karykaturą, satyrą, groteskowym uwypukleniem oklepanych żywo-trupich lejtmotywów. Mamy tu jeszcze więcej krwi, jeszcze więcej flaków i jeszcze więcej kiczu. Chcąc spotęgować komizm, twórcy często sięgają po chwyty dobrze znane z filmów klasy B. Żonglują przy tym kliszami, bawią się schematami, parodiują ograne tematy. Nieustannie  puszczają do nas zza kadru oczko.

Niektórzy krytycy sądzą, że wiele filmów o zombie to w zasadzie obraz konsumpcjonistycznego społeczeństwa odbity w krzywym zwierciadle. Ot chodzą sobie takie paskudy po ulicach albo centrach handlowych i tylko patrzą, co by tu jeszcze zeżreć. Bezmózgie to i ciągle głodne, nienasycone. Wypisz wymaluj, mówią krytycy, współczesny człowiek. Jak tam z tym naprawdę jest, nie wiem. Zasygnalizowałem tylko taką interpretacyjną możliwość. Resztę zostawiam Wam.

Ale dość już teoretyzowania. Czas na coś bardziej krwistego. Przed Wami ranking filmów o zombie.

10. Resident Evil – film znany, ale niezbyt udany

resident evil
żródło: eyeforfilm.co.uk

Zestawienie otwiera Resident Evil – film oparty na znanej i lubianej serii gier, stworzonej przez japońskie studio Capcom. Na tych, klasycznych już, survival-horrorach wychowało się całe pokolenie graczy. Nie powinno więc dziwić, że filmowcy, dodawszy dwa do dwóch, uznali, że i oni mogą coś z tego azjatyckiego tortu uszczknąć.

A co z tego wszystkiego wyszło? No cóż… Mówiąc bez ogródek, produkcja Paula Andersona nie jest arcydziełem. Niby mamy tu wszystko, co powinno się w takim filmie o zombie znaleźć. Najpierw knowania potężnej korporacji, tajne laboratoria i z pozoru drobny wypadek, a później ociekające krwią korytarze, hordy człapiących umarlaków i walkę o przetrwanie. Nie zmienia to jednak faktu, że Resident Evil jest wtórny i sztampowy, a momentami szmirowaty. 

W pamięć zapadła mi zwłaszcza scena, w której długonoga Mila Jovovich odbija się od ściany i z półobrotu łupie kozakiem odartego ze skóry psa-zombie. Dzielna dziewucha. No ale o Resident Evil wspomnieć musiałem. Choćby przez sentyment do gry.

9. World War Z – film o zombie i o Bradzie Pittcie

world war z plakat
źródło: digitaltrends.com

Na dziewiątej pozycji w tym ranking filmów o zombie umieszczam kolejną adaptację. Tym razem Hollywood wzięło na tapet książkę, a ściślej „World War Z” Maxa Brooksa. Nim przejdziemy do filmu, dwa słowa o tym dziele. Samą apokalipsę zombie Brooks pokazuje w sposób dość zaskakujący – książka jest bowiem zbiorem wywiadów z tymi, którzy ten Armagedon przeżyli. Pełno tu smaczków i intrygujących drobiazgów. Czytając poznajemy losy celebrytów i biedaków, naukowców, polityków i żołnierzy ze wszystkich kultur i kontynentów.

A co mamy w filmowej wersji „World War Z”? Brada Pitta ratującego świat, rzecz jasna. I górę forsy na efekty specjalne. Marc Foster, reżyser „WWZ”, przedstawia nam losy Gerrego Lane’a, latającego po całym świecie pracownika ONZ-u, który  stara się jakoś uporać z „zombifikującym” ludzi bakcylem.

Jak wspomniałem, film miał spory budżet, więc efekty i rozmach niektórych scen mogą robić wrażenie. Na uwagę zasługuje też dość nieszablonowe przedstawienie zombiaków – nie są już powolnymi, tępymi „szwędaczami”, lecz instynktownie koordynującym działania rojem.  

8. Zombieland – film o zombie na wesoło

zombieland plakat
źródło: vodkaster.fr

Co mamy tym razem? A taką sobie ot komedyjkę, nic zobowiązującego. Przez półtorej godziny śledzimy losy dwójki bohaterów – nieco nieporadnego, nieśmiałego chłopaka i wąsatego twardziela w kowbojskim kapeluszu, który szuka… ostatniego pudełka Twinkies. Wokół niezbędna scenografia – chmary żywych trupów, zrujnowane sklepy, zatarasowane wrakami ulice.

Mamy tu po trosze wszystkiego – drobną wojnę płci, parodię kina dla nastolatków, kpinę z maczyzmu, sporo wylewających się z ciał flaków i stary jak świat motyw drogi. Słowem, Ruben Fleischer, reżyser-debiutant, natrząsa się ze schematów i gra trochę konwencją, puszczając do widza oko. Komedia dobra na sobotni wieczór.

7. Zombie express – film o zombie, tym razem na poważnie

Siódmą pozycję w niniejszym rankingu filmów o zombie zajmuje produkcja wprost z dalekiej Korei. Dobrze przyjęta na Zachodzie, przez wielu krytyków została uznana za jeden z najlepszych horrorów ostatniej dekady.

Fabuła jest w prosta jak drut. Oto zapracowany i skupiony na karierze ojciec odwozi córkę do mieszkającej w innym mieście matki. Wsiadają do pociągu, a zaraz za nimi do środka wślizguje się zakrwawiona dziewczyna. Desperacko próbuje opatrzyć sobie rany. Pociąg rusza, a ona traci przytomność. Dalszy ciąg dopowiedzcie sobie sami.

zombie-express plakat
źródło: nme.com

„Zombie express” to nie tylko świetny makeup aktorów, widowiskowe przepychanki z truposzami i umiejętnie budowane napięcie. Mamy tam jeszcze coś, co nieco szumnie można by nazwać przesłaniem. Prostym, ale klarownym i treściwym – żeby zyskać coś cennego, trzeba nieraz wiele poświęcić. Powiecie, że to banalne. Może i tak. Ale niewątpliwie prawdziwe.   

6. [REC] – film o zombie na bardzo poważnie

[REC] Manuela Velasco
źródło: screenanarchy.com

Przed Wami rzecz rzadka i przez to warta uwagi. „[REC]” to film o zombie, który wzoruje się na głośnym „Blair Witch Project”. Brzmi intrygująco, prawda? Bo i pomysł jest ciekawy. Jaume Balagueró i Paco Plaza, reżyserzy tej produkcji, postanowili pokazać nam żywe trupy z niecodziennej perspektywy, czyli zza obiektywu telewizyjnej kamery.

Zaczyna się, jak to zwykle w horrorach, niewinnie. Dziennikarka (w tej roli świetna Manuela Velasco) nagrywa w remizie reportaż o straży pożarnej. Robi więc wywiady, pokazuje warunki pracy strażaków, ich wozy, sprzęt. Wszystko wygląda bardzo naturalnie – kobieta przejęzycza się, prosi o powtórki, szuka lepszego ujęcia. W końcu dołącza do jednej z ekip i jedzie na akcję. Zupełnie rutynową.

A potem, gdy coś zaczyna się dziać, gdy dom, do którego trafiają zostaje odizolowany, widzimy już tylko chaotyczną bieganinę, rozmazany, migoczący obraz, twarze wykrzywione strachem lub zniekształcone przez tajemniczą chorobę. W głośnikach krzyki, przekleństwa, przyspieszone oddechy. A to dopiero początek. Ogólnie rzecz biorąc, efekt jest ciekawy, a film wart polecenia.

5. Martwica mózgu, czyli kino gore w czystej postaci

martwica mózgu plakat
źródło: reelgood.com

Wiecie, czym zajmował się Peter Jackson zanim nakręcił „Władcę Pierścieni”? Między innymi „Martwicą mózgu”. A cóż to takiego, być może zapytacie. Ano hektolitry juchy, tony flaków, strzępy mózgów, dwunastnic i okrężnic. Całe to paskudztwo, w absurdalnych wręcz ilościach, wylewa się z ekranu wprost na Wasz wykrochmalony obrus. Kicz goni tu tandetę i obrzydliwością pogania. Ale o to przecież chodziło, taki był plan.

Dla wielu „Martwica mózgu” to majstersztyk kina gore. Bezwstydna i radosna jatka, grająca konwencją, podana z zaskakującą swobodą i lekkością. I ja też ją polecam. Tylko uważajcie, żeby podczas seansu nie nabawić się martwicy mózgu.

4. Powrót żywych trupów – film o zombie znany i lubiany

powrót żywych trupów
źródło:

Na czwartym miejscu mojego rankingu filmów o zombie pojawia się kolejna komedia grozy i kolejny film uznany za klasykę swojego gatunku. Reżyser, Dan O’Bannon, łączy motyw żywych trupów z muzyką i estetyką lat 80. Tworzy też kilka motywów, które dziś uchodzą za klasyczne. Po pierwsze jego zombiaki rozsmakowały się w ludzkich mózgach. Po drugie o’bannonowskie umarlaki są zwinne, dość inteligentne i wygadane. 

Jeśli więc macie już dość ponurych i niezbyt rozgarniętych „szwędaczy”, rzućcie na ten film o zombie okiem.

3. 28 dni później – nowy pomysł na film o zombie

28 dni później
źródło: horrorfuel.com

Przed nami „28 dni później”, pozycja nowsza, już XXI-wieczna, i mająca opinię naprawdę udanej. Reżyser Danny Boyle odświeża koncepcję twórcy gatunku, Georga Romero. 

Reżyser przedstawia nam nie tyle zombie, ile ludzi zarażonych tajemniczym wirusem. Zainfekowani w ciągu kilkunastu sekund przeobrażają się w oszalałe monstra, chcące rozszarpać każdego, kto pojawi się w zasięgu wzroku. Jak łatwo się domyślić, uporządkowany społeczny świat szybko trafia szlag. Jednym z niewielu niezarażonych jest główny bohater, który po 28 dniach śpiączki budzi się w szpitalu. Zdezorientowany wychodzi na ulice opustoszałego Londynu.

„28 dni…” to nie tylko dynamiczne kino grozy. To także polityczna alegoria. I opis odwiecznych ludzkich lęków, dziś uwypuklonych i spotęgowanych przez covidową pandemię.

2. Wysyp żywych trupów – nie taki zombiak straszny, jako go malują

wysyp żywych trupów
źródło: imdb.com

W moim rankingu filmów o zombie kolejna komedia. Tym razem nieco powściągliwa i zdystansowana, ale satyryczna i uszczypliwa. Jednym słowem, taka angielska. 

Mamy tu bezrobotnego nieudacznika; mamy głównego bohatera, który nie zauważa, że pojękujący sprzedawca jakoś tak łakomie na niego zerka, że na sklepowej chłodziarce są ślady krwi i że w ogólne po ulicach snują się jakieś pobladłe i postękujące dziwadła. A potem są walki, ucieczki, noc w pubie i całe mnóstwo innych atrakcji. Niby kolejny film o zombie, ale rześki i zabawny. Polecam.

1. Świt żywych trupów (wersja z 1978!), czyli arcyklasyczny film o zombie

świt żywych trupów
źródło: imdb.com

Na pierwszym miejscu tego rankingu filmów o zombie ląduje „Świt żywych trupów” George’a Romero. Sami rozumiecie, innego wyjścia nie było. Romero to przecież ojciec gatunku, to od jego „Nocy żywych trupów” wszystko się zaczęło i to do niego wszyscy miłośnicy filmów o zombie po dziś dzień nawiązują. Cześć mu więc i wieczna chwała.

A teraz dwa słowa o samym filmie. Podobnie, jak wyżej wspomniany „Wysyp…”, „Świt żywych trupów” jest w niemałej mierze satyrą. Pamiętacie uwagę ze wstępu, tę o konsumpcjonizmie? No właśnie. Zombie służą Romero jako ciekawy rekwizyt i wymowny symbol, który ma zwrócić naszą uwagę właśnie na tę kwestię.

Akcja filmu nie bez kozery dzieje się w centrum handlowym. W pewnym momencie bohaterowie zauważają nawet, że truposze ganiają ich jakoś tak ospale, bez ikry, że kręcą się tylko w tę i we w tę korytarzami, dysząc, sapiąc i pojękując żałośnie. Ocaleni uznają, że to jakaś tajemnicza siła pcha umarlaki w miejsca, które były dla nich za życia szczególnie ważne. No cóż, przyzwyczajenie to druga natura człowieka. Zombiaka najwyraźniej też.