„Czas apokalipsy” – podróż do serca nocy

„Pora – mówi mój szef – na jakąś klasykę. Weźmiemy na ruszt hmm… Czas apokalipsy”. I ja już wiem, już mam pewność. To ja będę musiał coś o tym „klasyku” napisać. Będę musiał rozsupłać gordyjski węzeł odniesień, powiązań i symboli. Nurkować w poszukiwaniu drugiego, a może i trzeciego dna. Móżdżyć przez długie godziny, układać to w jakąś spójną całość. „Ene due rike fake” – kieras zaczyna wyliczać. Jego palec zatrzymuje się wreszcie. Oczywiście wskazuje mnie.

Czas apokalipsy – klasyka kina antywojennego

Od czego mam zacząć? Najlepiej od początku, czyli od „zaszufladkowania” filmu. Czas apokalipsy to, obok m.in. Full metal jacket, Plutonu czy Łowcy jeleni, obraz należący do antywojennego kina „wietnamskiego”.

wojna to piekło

 Każdy z tych filmów, przy wszystkich dzielących je różnicach, jest próbą wyrażenia i „przetrawienia” wojennego doświadczenia całego pokolenia Amerykanów – tych setek tysięcy młodych ludzki, którzy zostali rzuceni w wir wojny. I to wojny, którą, pomimo wielkiej materiałowej i technicznej przewagi, przegrali.

Ich klęska była krwawa i upokarzająca. Okaleczyła i straumatyzowała całą  generację. Wietnam stał się dla Amerykanów symbolem bezsensownej jatki; tropikalną maszynką do mielenia mięsa – lepką od potu, duszną, pełną strachu, otępienia i gwałtownej, brutalnej śmierci.

wietnam
Wietnam / źródło: nytimes.com

Czas apokalipsy, czyli nie do końca ten Hollywood, o którym myślicie

Ale Czas apokalipsy nie jest takim ot, zwykłym wojennym filmem. Jego główną treścią nie są świszczące szrapnele, kule rykoszetujące od hełmów, krzyki rannych i modlitwy konających. Próżno szukać tu błyskotliwych generałów, ryczących bohatersko dowódców lub dzielnych żołnierzy, umierających z radością i werwą. To raczej studium psychologiczne, które obnaża pewną skrywaną, niewygodną prawdę – wojna nie tylko nas przeraża, ale i fascynuje.

żołnierz w hełmie
żródło: military.com

Walkirie w służbie wuja Sama

Oczywiście, w filmie Coppoli z łatwością odnajdziemy elementy charakterystyczne dla klasycznego kina wojennego. Zwłaszcza sławna scena „kawaleryjskiej szarży” śmigłowców przeszła do  kanonu i uchodzi za perełkę „militarnej” kinematografii. Jest świetnie skomponowana, nakręca i działa na wyobraźnię. Wprost mówi o tym choćby Anthony Swofford i jego zekranizowana książka – Jarhead.

Przyznaje to też John Milius, autor scenariusza do Czasu apokalipsy, a więc człowiek, który na to wszystko wpadł. W ciekawym wywiadzie, który przeprowadził sam Coppola, twierdzi, że amerykańska armia wykorzystuje jego wagnerowski motyw do dziś i często, tuż przed atakiem, „puszcza” przeciwnikowi Cwał Walkirii. Czasem to załatwia sprawę – nieprzyjaciel, znający przecież popkulturę i przeczuwający co się święci, chybcikiem „wycofuje się na z góry upatrzone pozycje”.

Gra symbolami

Ale nie o realistyczne, czy wręcz naturalistyczne przedstawienie wojny tu idzie. Dla Coppoli wojna w Wietnamie jest tylko pretekstem, okazją. Czas apokalipsy, wykorzystując symbole i toposy kultury, ma nam pokazać coś uniwersalnego i powiedzieć o czymś zawsze aktualnym. A o czym? – być może spytacie. Oczywiście o wojnie. Ale przede wszystkim o nas samych. Już za moment wyjaśni się, co mam na myśli.

Czas apokalipsy, czyli Homer, Josef Conrad…

Pisząc scenariusz Czasu apokalipsy John Milius (reżyser m.in. Conana Barbarzyńcy) inspirował się, jak sam przyznaje, dwoma klasycznymi dziełami zachodniej literatury: Odyseją i Jądrem ciemności. Z pierwszego zaczerpnął mitycznych cyklopów i syreny; z drugiego motyw żeglugi w górę rzeki, aż do „serca mroku”, symbol dżungli oraz postacie Kurtza i Marlowa.

josef conrad korzeniowski
Józef Teodor Korzeniowski vel Josef Conrad, autor „Jądra ciemności"

…i Storaro

Ale film Coppoli to nie tylko treści, to także forma. To charakterystyczny styl wizualny stworzony przez zdjęciowca Vittorio Storaro. Jeśli więc chcę opowiedzieć Wam o tym filmie, muszę wspomnieć o grze barwami, operowaniu światłem i cieniem, kadrowaniu i efektach specjalnych. To integralne elementy opowieści. Omawiając poszczególne sceny skupimy się więc i na nich.  

Jeszcze jedna, techniczna uwaga. Na warsztat wezmę wersję kinową. Nie ma w niej kilku scen, które dodano w odsłonie z 2001 roku.

plakat z "czasu apokalipsy"
źródło: imdb.com

Kapitan Willard i jego czas apokalipsy

Grany przez Martina Sheena Benjamin Willard to filmowy odpowiednik conradowskiego Marlowa. To on, niczym Wergiliusz, pokazuje nam kolejne kręgi wojennego piekła. To jego oczami patrzymy na wszystkie jej szaleństwa. Pierwszoosobowa narracja Jądra ciemności w Czasie apokalipsy przybiera formę wewnętrznego monologu Willarda. Kapitan dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, komentuje wydarzenia, wspomina.

kapitan willard
Martin Sheen jako kapitan Benjamin Willard

O przeszłości Willarda wiemy niewiele. Ma około trzydzieści pięć, może czterdzieści lat. Jest żołnierzem sił specjalnych, który już wałczył, który „już był w dżungli”. I który chce tam wrócić. Wojna staje się jego obsesją, przekleństwem, narkotykiem – będąc w Wietnamie, rozmyśla o domu, będąc w domu przekonuje się, że dla niego istnieje już tylko Wietnam.

W pierwszych scenach, gdy siedzi zamknięty w jakiejś sajgońskiej hotelowej klitce, zachowuje się niczym trzymane w klatce, ogłupiałe zwierzę. Miota się, obija od ścian, pije na umór. To tkwiąca w nim dżungla przyzywa go.

Misja

Wreszcie dostaje to, czego chciał. Wezwany do kwatery COMSEC-u w Nha Trang otrzymuje swoje zadanie. Ma odnaleźć Waltera Kurtza, zbuntowanego pułkownika armii amerykańskiej, który gdzieś na wietnamsko-kambodżańskim pograniczu prowadzi swoją prywatną wojnę.

walter kurtz
Pułkownik Walter Kurtz

Kurtz ma tylko jeden cel – chce utopić komunistów w ich własnej krwi. Odrzuca więc wszelkie humanitarne sentymenty i staje się szalonym bogiem wojny, dowodzącym armią złożoną z maruderów, dezerterów i zamieszkujących dżunglę tubylców. Buntownik przekracza kolejne ganicie bezwzględności i okrucieństwa. Ostatnią z nich jest zamordowanie czterech agentów południowowietnamskiego wywiadu. Mieli informować komunistów o zamierzeniach i ruchach Amerykanów.

Rozmawiający z Willardem generał nie pozostawia wątpliwości – metod Kurtza nie można dłużej tolerować. Rozkaz COMSEC-u jest jasny – zwariowanego pułkownika należy zlikwidować. Willard tak to komentuje: „oskarżać faceta o morderstwo tutaj, to jak wlepiać na wyścigach mandaty za prędkość”. Przyjmuje jednak misję. I tak rozpoczyna się jego wietnamska odyseja.

Budowa Czasu apokalipsy

Pomijając opisany właśnie wstęp, Czas apokalipsy możemy z grubsza podzielić na cztery kolejne epizody. Trzy pierwsze to podróż w górę rzeki, w gęstniejący, dławiący i odzierający z nadziei mrok. Czwarty przedstawia konfrontację z Kurtzem, szafarzem wojennej grozy. Teraz przyjrzymy się czterem stopniom prowadzącym do jądra ciemności.

łódź na rzece
PBR – taką łódź wykorzystywała ekipa Coppoli

Surfujący cyklop

Aby dotrzeć do renegata Willard musi popłynąć „setki mil w górę rzeki (Nung) wijącej się przez piekło niczym drut pod napięciem”. Dołącza więc do załogi, która „składała się prawie z samych dzieciaków. Rockandrollowców jedną nogą w grobie”. Wspólnie zanurzają się w dżunglę, w „bujną, pogmatwaną masę pni, gałęzi, liści, konarów i lian”.

Podpułkownik Bill Kilgore

Niebawem po wyruszeniu załoga łodzi spotyka pierwszą „kultową” i arcycharakterystyczną dla Czasu apokalipsy postać – granego przez świetnego Roberta Duvalla podpułkownika Billa Kilgore’a (kill i gore… wszystko staje się jasne). Jest on bombastyczny, groteskowy i uosabia to, na co Coppola chce zwrócić naszą uwagę – dwoistą naturę wojny.

Podpułkownik „uwielbia zapach napalmu o poranku”, chce surfować i puszcza swoim żołnierzom Wagnera. Ta wojna to dla niego rodzaj fascynującej, wciągającej gry, w której hurtowo posyła się do piachu „dzikusów” i „żółtków”. Kilgore ewidentnie bawi się nią, reżyserując swój własny spektakl. Moralne i materialne koszty tych igraszek niezbyt go interesują.

Czas apokalipsy i dualizm wojny

Ale nam, widzom, pomimo oczywistego surrealizmu całej tej postaci i tej wojny, może się to wszystko podobać. Przypomnijcie sobie, co napisałem wyżej o Jarheadzie i  „Cwale Walkirii”. Fascynacja miesza się tu z odrazą, wojna jednocześnie pociąga nas i odrzuca. Oto dualizm, o którym wspomniałem. To jeden z lejtmotywów dzieła Coppoli.

bill kilgore
Podpułkownik Bill Kilgore grany przez Roberta Duvalla

Tę dwoistość widać nawet w warstwie wizualnej. Scena ataku kawalerii powietrznej na wioskę, z jej panoramicznymi ujęciami, nasyconymi „radosnymi” kolorami, światłem, błękitem morza i żywą, soczystą zielenią dżungli uwodzi nas. Dodajmy do tego muzykę i dynamikę, a obraz zniszczenia i śmierci zaczynie nas wprost urzekać.

Charlie don’t surf

Ale wróćmy do filmu. Kilgore to, jak twierdzi wspomniany już John Milius, mityczny cyklop, którego Odyseusz-Willard musi zwieść, przechytrzyć. I robi to, wykorzystując słabość naszego zucha – jego miłość do surfingu. Koniec końców kapitan trafia tam, gdzie chciał. I płynie dalej.  

Syreny z rozkładówek

Willard zanurza się w dżunglę. Jej symbolika staje się już jasna. Nadbrzeżna gęstwina – splątana, odwieczna i nieprzenikniona – to wszystkie drzemiące w nas atawistyczne odruchy i irracjonalne impulsy. To nieukierunkowana biologiczna energia, dzikość. To freudowski Eros i Tanatos – popęd życia i popęd śmierci.

Hau Phat

Łódź pokonuje kolejny rzeczny zakręt, a oczom zdumionej załogi ukazuje się rozświetlona przystań i unosząca się na wodzie, otoczona rzędami trybun estrada. Już za moment wyląduje na niej helikopter, a oczom setek napalonych żołnierzy ukarzą się uwodzicielskie, roznegliżowane króliczki playboya.

playboy girl
Jeden z króliczków / źródło: playboy.com

To miejsce nazywa się Hau Phat (a może how fat?). Pełno tu najróżniejszego, nikomu niepotrzebnego sprzęt. Wszędzie piętrzą się więc palety z kartonami, beczki, stosy opon. Tu stoją przykryte folią nowiutkie motocykle, tam ułożono stalowe pudła klimatyzatorów. Ściany oblepiono rozkładówkami ze „świerszczyków”.

Czemu ma to służyć?  W jakim celu zwieziono tu to wszytko? Pewnie w żadnym. Ot po prostu, taki nawyk konsumpcjonistycznej, technologicznej cywilizacji. Swoje zabawki zwlecze nawet na drugi koniec świata, choćby miał je tam trafić szlag. A może mają one uprzyjemnić wojnę? Pomóc zapomnieć o dżungli”? 

Apokaliptyczny show

Show zaczyna się, gdy helikopter z playmates siada wreszcie na scenie. Dziewczyny wyskakują z kabiny, tanecznym krokiem zbliżają się do trybun. Żołnierze gwiżdżą, wyją, drą się, proszą, błagają o więcej. W końcu nie wytrzymują, wbiegają na estradę. Konferansjer, długo się nie namyślając, zawija ślicznotki do śmigłowca. Maszyna wzbija się w powietrze.

Tylko Willard przygląda się temu szaleństwu nieporuszony. Jego nie zwiódł syreni śpiew.

Granica

Trzeci epizod to most w Do-Lung – ostatni przystanek przed królestwem Kurtza, wrota do jego krainy. Na tym wysuniętym przyczółku amerykańskiej armii, na tym końcu świata i cywilizacji, wojenne szaleństwo jest już tak spotęgowane, tak surrealistyczne, że zaczyna przypominać senny majak, malaryczne urojenie, jakąś psychodeliczną narkotyczną wizję. Psychika ludzi, którzy w tym wszystkim ugrzęźli dosłownie rozpada się. Napór tej dziwacznej rzeczywistości, tej „dżungli”, jest zbyt silny.

Wszystko tonie tu w chaosie i anarchii – dezerterzy i żołnierze bez dowódców, nieustanna kanonada, eksplozje, krzyki, dezorientacja, bieganina. Most jest codziennie burzony i codziennie odbudowywany. Żołnierze są albo pogrążeni w bitewnym szale albo tak zaćpani, że jest im już wszystko jedno. „Witajcie w samej dupie świata” – mówi do Willarda i jego załogi jeden z nich.

Dalej jest już tylko Kurtz.

most do-loung

Gra świateł

I tu klimat sceny buduje gra świateł i barw, niepokojąca, cyrkowa muzyka i falujący nad mostem dym. Vittorio Storaro doskonale ukazał gęstniejący, wdzierający się do umysłów i serc mrok. Twarze i sylwetki to wyłaniają się z niego, to znów w nim zanurzają. Psychodeliczny klimat poszczególnych ujęć sprawia, że czujemy się jak w makabrycznym wariatkowie. Ale to jeszcze nie koniec.

Apokalipsa w sercu mroku

Czas na grand finale. Willard dopływa wreszcie do jądra ciemności, do zamku szalonego króla. A może raczej czarnoksiężnika? Kurtz bowiem wywiera na swoje „dzieci” jakiś magiczny, hipnotyczny wpływ. Ta zbieranina wymalowanych, poubieranych w spódniczki z trawy lub strzępy mundurów ludzi uważa go, jak wspomniałem, za boga. Chce dla niego umierać i zabijać. Wszędzie walają się zresztą trupy, poodcinane kończyny i głowy. „Ten zapach powolnej śmierci. Malaria i koszmary. Tak, tu kończyła się rzeka”.

czas apokalipsy
Świątynia Kurtza

Poza dobrem i złem

Ale w co Kurtz „wierzy”, jak brzmi jego credo?

Po pierwsze pogardza wojną humanitarną. Uważa ją za wielkie kłamstwo, za samoułudę ludzi słabych i miękkich. I, co gorsza, za gruby błąd. W pewnym momencie mówi Willardowi, że „koszmar i terror moralny są twoimi przyjaciółmi. W przeciwnym razie stają się wrogami, których należy się bać. Prawdziwymi wrogami”. Gdy więc walczysz, musisz stanąć „poza dobrem i złem”, i swoje cele realizować z absolutną bezwzględnością. Tylko to daje jakiekolwiek gwarancje powodzenia.

W trakcie słynnego monologu słyszymy, że „trzeba nam żołnierzy głęboko moralnych, a jednocześnie zdolnych rozbudzić w sobie pierwotny instynkt zabijania, bez uczuć, sentymentów, bez osądzania”. Zabijać trzeba z chłodnym umysłem.

Po drugie pułkownik drwi też z fałszu i obłudy, którymi wojnę faszerują jakieś pruderyjne ciotki z Waszyngtonu: „uczymy młodych palić ludzi żywcem, a nie pozwalamy napisać słowa ‘pier…ć’ na samolotach, bo to nieprzyzwoite”.

kapitan willard
Willard na chwilę przed zamordowaniem Kurtza

Mistah Kurtz – he dead

Podczas nocnego rytuału Willard zakrada się do komaty Kurtza. Ten nie broni się, czeka na niego. W tle „The End” Doorsów. Nim zabójca zada śmiertelny cios, słyszymy jak mówi:

Wszyscy chcieli żebym to zrobił. On przede wszystkim. Czułem, że czeka, aż ulżę jego cierpieniom. Chciał umrzeć jak żołnierz. Z godnością. Nie jak jakiś nędzny wyrzutek. Nawet dżungla chciała jego śmierci. Zresztą i tak tylko jej słuchał.

pułkownik kurtz
„Groza, groza..."

Kapitan odrzuca pokusę zastąpienia Kurtza i odpływa. Wykonał swoje zadanie. „To była wyjątkowa misja. Po jej zakończeniu miałem już nigdy nie chcieć następnej”.

Genialny Marlon Brando

W tej finałowej sekwencji Czasu apokalipsy pojawia się grający Kurtza Marlon Brando. Na plan przybył ze znaczną nadwagą, nijak więc nie przypominał weterana sił specjalnych. Coppola i Storaro sporo się nagimnastykowali, by ukryć jego tuszę. Wszechobecna w końcowych scenach gra cieniem służy więc nie tylko oddaniu atmosfery „serca mroku”, ale i ukryciu zbędnych kilogramów gwiazdora.

pułkownik kurtz
Marlon Brando jako pułkownik Kurtz

Nie zmienia to faktu, że Brando gra tu wybornie. Sławny „monolog grozy” to prawdziwy majstersztyk aktorstwa.

Czas apokalipsy i dno ludzkiej duszy

Kim więc jest Benjamin Willard, a kim Walter Kurtz? I jak rozumieć rejs w górę rzeki, w ciemność i grozę? Możliwych interpretacji jest oczywiście bez liku. Ja przedstawię tylko jedną, która wydała mi się szczególnie intrygująca.

Czas apokalipsy to symboliczna podróż w głąb siebie. To schodzenie coraz głębiej i głębiej i stopniowe odkrywanie, że przemoc, a nawet okrucieństwo, może fascynować, pociągać, przyzywać. Że wojna może stać się emocjonującą zabawą w zabijanie, upajającą grą ze śmiercią w chowanego. Że gdzieś na dnie naszej duszy prędzej czy później ujrzymy twarz Kurtza. 

Michael Herr, korespondent wojenny i współscenarzysta Czasu, tak to ujmuje w swoich wietnamskich wspomnieniach:

Może faktycznie nie da się w jednej i tej samej chwili kochać wojny i jej nienawidzić. Ale czasem te uczucia następowały po sobie tak szybko, że zlewały się jak na rozwirowanym krążku Newtona. I w końcu rozumiałeś ten napis z hełmów: wojna to haj.

kino moskwa stan wojenny
14 grudnia 1981 roku. Warszawskie kino „Moskwa" puszcza „Czas apokalipsy"

No ale to Willard zabija Kurtza. Więc może nie wszystko jeszcze stracone.