„Jeszcze tylko jeden odcinek i idę spać”. Czym jest binge-watching?

Rozwój streamingowych platform VOD zmienił nie tylko audiowizualne treści popkultury, ale też sposób, w jaki je konsumujemy. Jednym z najbardziej charakterystycznych zjawisk z tym związanych, choć starszych niż Netfliksy i inne HBO GO, jest binge-watching, znany też jako binge-viewing czy marathon-viewing. Co to takiego? Czym może skutkować? Jak z nim walczyć? Odpowiedzi na te i kilka innych pytań znajdziecie w poniższym tekście.

Binge-watching – co to takiego i na czym polega?

Terminem Binge-watching określa się zjawisko kompulsywnego oglądania filmów lub odcinków seriali podczas jednej sesji lub w krótkim czasie. Jeśli zasiadacie przed Netfliksem, by rozpocząć nowy sezon, dajmy na to, Stranger Things, i odrywacie się od ekranu dopiero po kilku odcinkach, możecie śmiało nazywać się binge-watcherami.

Nie ma określonego minimum epizodów, które trzeba obejrzeć, aby uprawiać binge-watching. W 2013 roku platforma Netflix przeprowadziła wśród swoich subskrybentów ciekawą ankietę. 73% uczestników stwierdziło, że o binge-watchingu można mówić w przypadku jednorazowego obejrzenia od dwóch do sześciu odcinków tego samego serialu bądź programu. 61% ankietowanych przyznało się do regularnych maratonów serialowych, a 73% stwierdziło, że z binge-watchingiem ma same pozytywne odczucia.

netflix logo

Nowe media oferują pokusy, które zachęcają do marathon-viewingu?

Klasyczna telewizja robiła z nas „niewolników”, dawkując ulubione programy w porcjach, np. jednego odcinka na tydzień, i wymagając, byśmy zasiadali przed telewizorami w określonym dniu o określonej z góry porze. Platformy VOD robią z nas niewolników, dając niemal nieograniczoną swobodę. Z Netfliksem jesteśmy jak wyposzczone dzieci, które ktoś zamknął w fabryce słodyczy i powiedział: „smacznego”.

Wspomniany Netflix jest w tym mistrzem

Po pierwsze dlatego, że seriale, pod którymi podpisuje się własnym logotypem, dodaje na platformę od razu z wszystkimi odcinkami danego sezonu. To tak, jakby idea kalendarzyków adwentowych pozwalała na otwarcie wszystkich okienek od razu i zjedzenie wszystkich słodkości, jak leci. Bez oglądania się na kartki z rzeczywistego kalendarza (tak, wiem, i tak każde dziecko tak robiło). A że dobre seriale mają to do siebie, że kończą swoje odcinki fabularnym niedosytem, który zaspokoić może jedynie… włączenie kolejnego odcinka, bardzo łatwo wpaść w pułapkę wielogodzinnego binge-watchingu.

Kolejna rzecz – Netflix domyślnie nie pozwala wziąć głębszego oddechu po obejrzanym odcinku i odpala kolejny jeszcze przed końcowymi napisami lub wtedy, gdy się zaczynają. W ten sposób znacznie łatwiej przekonać nasz mózg do tego, że „no dobra, jeszcze jeden odcinek i idę spać”.

Pamiętać trzeba również o tym, że Netflix ma w swoim portfolio naprawdę wiele ciekawych produkcji, na które ludzie czekają jak na gwiazdkowe prezenty, wypatrując nowinek o nowych sezonach na długo przed ich premierą. Kiedy natomiast już dostaną to, na co tak czekali, zwykle konsumują całość od razu. Przykład? Według Nielsena aż 361 tysięcy subskrybentów Netfliksa obejrzało cały drugi sezon Stranger Things jeszcze w tym samym dniu, w którym trafił na platformę.

netflix tv

Kochaj, a potem rzuć

Oczywiście, mało kto byłby w stanie „połknąć” cały sezon takiego Domu z Papieru przy jednym posiedzeniu, gdyby serial był chłamem (choć niektórzy przekonują, że jest, ale to temat na inną dyskusję).

Ale spróbujcie wyobrazić sobie taką sytuację. Spędzacie wspaniałe chwile z osobą, która rozkochała Was w sobie do czerwoności. Wspólne posiłki, spacery, rozrywki, masa czułości. Czujecie, że więź między Wami a tą osobą stanowi wyjątkowe zjawisko. Drżycie na samą myśl choćby o kwadransie spędzonym bez niej.

A potem ta osoba odchodzi, nagle, niespodziewanie, zostawiając na szafce nocnej kartkę z napisem: „do zobaczenia za rok”. Co można w takiej sytuacji poczuć? Przygnębienie, żal, w skrajnych sytuacjach rozpacz. Na pewno poczucie pustki.

Mniej więcej tak samo (przy zachowaniu odpowiednich proporcji) mogą oddziaływać na nas maratony serialowe. Brutalnie odcinając nasze mózgi od dostaw dopaminy i pozostawiając z uczuciem serialowego albo Kulturalnego Kaca. Warto mieć na uwadze również aspekt fizycznego wyczerpania, który jeszcze bardziej uwypukla negatywne emocje. Wszak sześć czy osiem godzin przed telewizorem to nie byle wyczyn dla naszego organizmu.

Okej, ale co w związku z tym? Cóż, taki gorzki emocjonalnie koktajl może prowadzić – i to nie jest żart – do stanów depresyjnych. Szczególnie, gdy kompulsywna konsumpcja treści filmowych czy serialowych jest odpowiedzią naszego mózgu na inne problemy (na przykład stres) lub czymś, co te problemy nawarstwia (jak choćby wtedy, gdy obwiniamy się za to, że przez nocne seanse zawalamy pracę, obowiązki domowe i rodzinne czy relacje z innymi osobami).

popcorn przy oglądaniu tv

W związku z tym wszystkim rodzi się istotne pytanie:

Czy binge-watching to uzależnienie?

Do tej pory binge-watchingu nie zakwalifikowano jako uzależnienia. Nie zmienia to jednak faktu, że oba terminy mają – lub mogą mieć – ze sobą sporo wspólnego. Wiele zależy od świadomości użytkownika i tego, czy regularne uczestnictwo w marathon-viewingu nie wpływa destrukcyjnie na inne sfery życia.

Jest jednak coś w tym, że binge-watching porównuje się często z braniem narkotyków. Wspólny punkt jest w tym przypadku łatwy do odnalezienia.

Jest nim przyjemność.

Branie narkotyków jest przyjemne. Picie alkoholu jest przyjemne (oczywiście pomijam średnio przyjemne konsekwencje korzystania z tych używek). Przyjemne jest również oglądanie seriali. Wszystkie wymienione czynności stymulują mózg do wytwarzania dopaminy, która jest dla niego nagrodą, ale też sygnałem, żeby je wzmacniać, powtarzać, bo to jest coś dobrego.

I tak kiedy „upijamy się” ulubionym serialem, nasz organizm doświadcza czegoś w rodzaju haju, a w dalszej kolejności również – pseudouzależnienia, wynikającego ze zwiększającego się apetytu na dopaminę.

Według psycholożki klinicznej dr Renee Carr „ścieżki neuronalne, które powodują uzależnienie od heroiny czy seksu, są takie same, jak w przypadku binge-watchingu”. Nasze ciała mogą uzależnić się od każdej aktywności lub substancji, które przyczyniają się do wytwarzania dopaminy.

tv netflix

Binge-watching pozwala realnie przeżywać nieswoje życie

Im dłużej oglądamy dany serial, tym bardziej przywiązujemy się do postaci. Tymczasem, jak przekonuje dr Gayani DeSilva, psychiatra z Laguna Family Health Center w Kalifornii, „nasze mózgi kodują wszystkie doświadczenia, czy to oglądane w telewizji, czytane w książce, wymyślone czy doświadczane na żywo, jako prawdziwe wspomnienia”.

Kiedy więc oglądamy ulubiony serial, aktywujemy te same obszary mózgu, jak wtedy, gdy przeżywamy jakieś wydarzenie na żywo. Dzięki temu dajemy się „wciągnąć” w wydarzenia, odczuwamy więź z postaciami, a rozwiązanie konfliktu fabularnego nie jest nam obojętne. Doskonale było to widać chocażby przy okazji ostatniego sezonu Gry o Tron, gdzie fani byli wręcz oburzeni tym, jak HBO rozwiązało wątki ich ulubionych bohaterów.

Tak czy inaczej, przywiązując się do postaci, stajemy się bardziej skłonni do tego, by jak najszybciej poznać ich dalsze losy. Oglądamy więc tyle odcinków, ile tylko w danej chwili się da, jak gdyby od tego miał zależeć rozwój fabuły.

retro tv

Im więcej widzimy w bohaterach siebie, tym bardziej angażujemy się w ich perypetie

Nie ma tajemnicy w tym, że niektóre seriale oglądamy głównie dlatego, że jest w nich postać, z którą możemy się identyfikować. Świetnym przykładem, jaki przywołano w tekście nbcnews (odsyłam do źródeł na końcu) jest Współczesna Rodzina (ang. Modern Family). Mamy tam bowiem zadziwiająco dużo możliwości identyfikacji. W serialu bowiem znajdziemy choćby jedną postać, która jest:

  • gejem,
  • rodzicem geja,
  • teściem geja,
  • córką dominującego ojca,
  • ojczymem
  • imigrantką związaną z dużo starszym Amerykaninem,
  • mężczyzną związanym z dużo młodszą kobietą,
  • nastoletnią prymuską, która wiele oczekuje od siebie i od której inni wiele oczekują,
  • kobietą, która zawsze wraca do tego samego faceta,
  • perfekcjonistką, próbującą ogarnąć na „tip-top” sprawy zawodowe i rodzinne,
  • facetem, który bezskutecznie dąży do zyskania akceptacji u swojego teścia.

I jest tego znacznie więcej. I choć Współczesna Rodzina ma znacznie więcej atutów, mnogość możliwości identyfikacji z poszczególnymi postaciami jest tym największym.

Jako inny przykład serialu z postaciami napisanymi tak, by można było się z nimi łatwo identyfikować, można wskazać Sex Education.

Inną formą zjawiska jest „identyfikacja życzeniowa”. To coś, co pozwala nam zanurzyć się w świecie, którego na co dzień nie znamy, ale w którym bardzo chcielibyśmy żyć. Przykładem może być tu Szkoła dla Elit, czyli serial o tym, że obrzydliwie bogaci nastolatkowie również mogą mieć swoje problemy.

retro telewizory

Każda popijawa wiąże się z ryzykiem kaca

Wspomnieliśmy już co nieco na ten temat, teraz czas go rozwinąć. Szczególnie, że wiemy już, iż seriale mogą być dla nas – a zwłaszcza dla naszego mózgu – czymś w rodzaju życia zastępczego, któremu towarzyszą te same emocje, co w rzeczywistości „przeżywanej”.

Już samo to implikuje szereg ciekawych konsekwencji. Na przykład przeżywanie żałoby po postaci, która straciła życie. Ale żałobę możemy przeżywać również wtedy, gdy kończą nam się odcinki nowego sezonu i przymusowo tracimy kontakt z ulubionymi bohaterami i ich perypetiami. Łatwo wówczas wpaść w stan, który nazywa się „depresją sytuacyjną”. Choć serial przedstawia fikcyjne wydarzenia, strata jest rzeczywista, namacalna, możliwa do zidentyfikowania. Stymulacja mózgu obniża się, zupełnie tak, jak w innych formach depresji.

Zwyczajowo mówi się wtedy o „kacu serialowym”, wskazując na to, że dana produkcja zrobiła na nas tak duże wrażenie, że po jej obejrzeniu nie wiemy, co ze sobą zrobić. Podobnie zresztą jest w przypadku gier. Sam niedawno przeżywałem coś podobnego. Będąc na zwolnieniu lekarskim i leżąc w łóżku, grałem kompulsywnie w Red Dead Redemption 2. Gdy ukończyłem grę, czułem ogromną pustkę, którą próbowałem zrekompensować inną grą. Ale po RDR2, które uwielbiam, żadne gry już mi się nie podobały.

Binge-watching może potęgować uczucia samotności i izolacji

Rzecz dotyczy szczególnie tych binge-watcherów, którzy brną przez serialowe maratony w pojedynkę. Szukając na ekranie telewizora rzeczywistych emocji, zapominamy o tym, że te prawdziwie wzbogacające, dające satysfakcje i budujące relacje, znajdują się gdzie indziej. I na dłuższą metę jednokierunkowa relacja odbiorca-serial nie jest w stanie nam ich zrekompensować.

Jeśli maratony filmowe z Netfliksem odbywają się kosztem spotkań z przyjaciółmi czy rodziną, to znak, że coś jest nie tak. Na szczęście przy odrobinie samodyscypliny można wrócić na właściwe tory i znaleźć równowagę między rzeczywistością serialową a tą, którą siłą rzeczy musimy „przeżywać”.

samotne oglądanie tv

Maratony serialowe nie są niczym złym. O ile tylko jesteście świadomymi i odpowiedzialnymi binge-watcherami

Równowaga. To słowo powinno nam towarzyszyć w każdej sferze życia. W pracy, obowiązkach domowych i rodzinnych, korzystaniu z używek, ale też w kontekście czasu przeznaczanego na rozrywkę. W przypadku binge-watchingu pierwszym krokiem powinno być zobowiązanie się do przestrzegania dziennego limitu. Na przykład – trzech odcinków danej produkcji.

Jeśli wyznaczony limit kończy się akurat w istotnym fabularnie momencie, przez co bardzo trudno oprzeć się włączeniu kolejnego odcinka, nie walczmy, zróbmy to, ale przerwijmy w momencie, gdy tylko wyjaśni się to, co tak nas intrygowało, na przykład w połowie danego epizodu. Nasza ciekawość zostanie zaspokojona, więc wyłączając telewizor, będziemy czuć się względnie komfortowo.

Pamiętajmy również o tym, by nie ignorować innych form spędzania wolnego czasu. Zamiast „upijać się” nowym sezonem serialu, można upić się w towarzystwie przyjaciół. Rzecz jasna piwem 0,0%. Tworząc alternatywne źródła przyjemności, zmniejszamy ryzyko uzależnienia się od tej jednej dominującej.