Broń Johna Rambo – arsenał najsłynniejszego komandosa

Sprana M-65, z wielką amerykańską flagą i naszywką US Army. Pod nią przepocony bezrękawnik. Na głowie bordowa opaska. Lśniące, oplecione żyłami muskuły. Bruzdy blizn, grubo ciosana twarz z kilkudniowym zarostem. Oto on, oto bohater mojego dzieciństwa, samotny wilk, pogromca Moskali, heros jak ze spiżu odlany. Ale czym byłby ten chwat nad chwaty bez swojego podręcznego arsenału? Rzućmy okiem na osiem najsłynniejszych broni Johna Rambo.

Któż nie zna Johna Rambo, twardziela, który od trzech dekad daje tęgiego łupnia różnym podejrzanym glinom, bandziorom ze Spencanzu, okrutnym dyktatorom i meksykańskim kartelom. Czyni to z gracją i finezją berserka, sięgając po metody tyleż proste, co skuteczne. Oddajmy jednak Johnowi sprawiedliwość – w swoim hobby bywa zaskakująco kreatywny. Za chwile zrozumiecie, co mam na myśli. 

Rambo III

Drobna uwaga techniczna. Na piątą (i mam nadzieję ostatnią) części przygód dzielnego wojaka spuszczę zasłonę milczenia. Nie chcę się denerwować.

Taki sobie zwykły kamień

Pierwszą z omówionych broni Johna Rambo będzie… no cóż, kamień. Ale zacznijmy od początku, od „Pierwszej krwi”. A ściślej od fragmentu, w którym Rambo ucieka przed szeryfem i jego kumplami.

Leśny berek trwa w najlepsze, komandos wykorzystuje całą swoją wiedzę i umiejętności, by zmylić pościg. W końcu zostaje jednak dostrzeżony przez załogę policyjnego helikoptera. Będący na pokładzie gliniarz, wyjątkowo odpychający typ, strzela do Johna raz za razem.

Rambo nie traci jednak zimnej krwi. Chowa się za pniem drzewa, dłonią wymacuje kamień. Czeka na dogodny moment. Gdy helikopter zwisa tuż przed nim, jednym susem wyskakuje z kryjówki, zastyga na moment w pozie dyskobola i ciska kamlotem wprost w owiewkę śmigłowca. Pocisk przebija taflę plexiglasu (!), trafia pilota w twarz. Mężczyzna puszcza stery maszyny. Ta chwieje się, przechyla niebezpiecznie. Stojący w drzwiach kokpitu policjant traci równowagę, balansuje na krawędzi kabiny, wypada. Potem dwa fikołki i bęc.

źródło: naekranie.pl

Tym sposobem (paleolityczna) tradycja po raz kolejny wygrywa z przereklamowaną nowoczesnością. Notabene nieszczęsny „snajper” to jedyny trup w całej pierwszej części. Wiem, wiem, kiepski wynik. Ale w kolejnych jest już znacznie, znacznie lepiej.

Browning M2

Rambo i karabin maszynowy
Rambo i "ruski" kaem / źródło: imdb.com

Kolejna broń Rambo to zabawka dla dużych chłopców. Półcalowe (12.7 mm) monstrum Rambo upodobał sobie szczególnie. I często daje temu wyraz.

W drugiej i trzeciej części serii M2 pojawia się kilka razy. Czasem, po drobnych i dość nieudolnych modyfikacjach, „robi” nawet za „wielki i bardzo groźny” sowiecki kaem. Nasz muskularny junak zazwyczaj zdobywa go na wrogu i wykorzystuje, by tego wroga masowo i ekspresowo mordować.

Rambo i M2
źródło: amazon.com

Jednak moment prawdziwej chwały „półcalówka” ma dopiero w części czwartej. W pamiętnej, a wręcz wiekopomnej scenie Rambo wskakuje na pakę birmańskiej ciężarówki, łapie za M2 i sieka na kawałki siedzącego za kierownicą żołnierza. Dosłownie sieka – od nieszczęśnika dzieli go może pół metra. Potem strzela jeszcze długo. Wszędzie fruwają krwawe strzępy ciał, trup ściele się gęsto. Tu pada jakiś pozbawiony kończyn tors, tam czyjaś głowa zmienia się w krwawy obłoczek. Palce lizać.

Stary, dobry „kałach”

Rambo z AK-47
źródło: youtube.ocm

Kałasznikow to broń kultowa (o AK-47 zdążyłem już nawet co nieco napisać). A że Rambo też jest kultowy, to dobrana z nich para. Kałach, w najróżniejszych konfiguracjach i odsłonach, występuje w każdej z czterech części serii. Dzierży go albo nasz kędzierzawowłosy Achilles, albo jego liczni a groźni przeciwnicy. 

I choć wszyscy strzelają z tych automatów zapamiętale, nie tracąc czasu nawet na zmienianie magazynków, rezultat może być tylko jeden. Heros kosi wrogów demokracji za dwóch. A jak strzela jedną ręką i do tego z biodra, to kosi za dwudziestu dwóch.

Rambo, AK i amerykański granatnik / źródło: reddit.com

Ale i to nie koniec. W trzeciej części Rambo załatwia sobie AK z granatnikiem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że granatnik jest amerykański. Oto idea internacjonalistycznej współpracy w praktyce. Zabijaki wszystkich narodów, łączcie się! A tak na serio, to widzimy, że Hollywood lat 80. cierpiał na spore braki „sprzętowe”.  

M72 LAW

Rambo i LAW
źródło: tenor.com

Jak wiadomo, w świątecznym ubraniu dobrze jest mieć ze dwa granaty. Rambo idzie jednak o krok dalej, bo na podorędziu ma granatnik, a mówiąc ściślej M72 LAW. Czasem zdarza mu się też łupnąć w coś ze zdobycznego RPG-7.  Najczęściej to coś ma wymalowaną gdzieś wielką czerwoną gwiazdę.

Wspomnę tylko o jednej scenie z „Rambo II”, w której LAW gra główną rolę. Trwa finałowy pojedynek, ważą się losy ludzkości. Z jednej strony Rambo, z drugiej podpułkownik Siergiej Podowski. Pilotowane przez nich helikoptery mkną gdzieś nad wietnamską dżunglą. W pewnym momencie przebiegły Rosjanin zmusza Johna do awaryjnego lądowania, a my stajemy się świadkami przejmującej sceny.

Oto Podowski zawisa w swoim Mi-24, a w zasadzie w czymś, co bardzo nieudolnie ten śmigłowiec imituje, tuż nad bezbronnym Rambo. Kamera powoli najeżdża na twarz Rosjanina. Widzimy hełm z czerwonymi gwiazdami, martwe oczy, pełen triumfu uśmiech. I palec zbliżający się do przycisku odpalającego rakiety.

Kadr się zmienia, na ekranie znów Rambo. Głowa opada mu na pierś, zwisa na pasach bez świadomości. To koniec, myślimy, zło wygrywa. Bohater umiera, a wraz z nim umiera wolny świat. Rozpacz ściska gardło… Aż tu nagle jak się John nie zerwie, jak nie chwyci LAW-a, jak nie wypali przez dziurę w owiewce (znowu ta dziura)! Przez ułamek sekundy widzimy jeszcze twarz Podowskiego. Zamiast uśmiechu maluje się na niej przerażenie. Chwilę później wszystko tonie w huku i blasku eksplozji. 

Ach, co za ulga, co za radość! Jankesi znów dali Ruskom bobu.

Rambo we własnej kudłatej osobie

źródło: kungfukingdom.com

Kolejną śmiercionośną bronią Rambo jest… on sam. Repertuar wykorzystywanych przez niego technik walki wręcz jest bardzo szeroki: od najzwyklejszych piąch i kopniaków, przez duszenia i wyrzucania (głównie ze śmigłowców), po wydrapywanie oczu, wślizgi, walenie z łokcia, pięty albo pałą.

Smakowitą ilustracją możliwości naszego bohatera jest fragment „Rambo III”, w którym John daje wycisk sierżantowi Kurowowi. Scena ma klasyczną budowę. Ociekający potem i juchą Rambo mozolnie wspina się na szczyt afgańskiego wzgórza. Nagle, ni z tego ni z owego, zza kadru wypada Kurow, wielki jak niedźwiedź i bardzo wkurzony. Rzuca się Johnowi do gardła. Ten sięga po nóż, ale celny kopniak wybija mu go z dłoni. Dochodzi do pełnego jęków i postękiwań zwarcia.

Rambo wsadza Kurowowi palec do oka, Rosjanin rewanżuje się ciosem z główki. Szamotanina trwa, specnazowiec zdaje się brać górę. Ale Rambo to wytrawny taktyk. Czeka na chwilę kurowowej nieuwagi i kontratakuje – oplata szyję olbrzyma liną, wyrywa zawleczkę z granatu na jego piersi, błyskawicznie uwalnia się z uścisku i w najlepszym hollywoodzkim stylu posyła Moskala półobrotem w przepaść. Kurow spada, majtając nóżkami. Lina się napręża, kark Ruska trzaska, granat wybucha, krew tryska, widzowie piszczą. Jest pięknie.

M-60, czyli „Świnia”

Rambo z m-60
źródło: imdb.com

Kim byłby Rambo bez swojej „świni” – karabinu maszynowego M-60. Ileż to razy John, opleciony długaśnymi taśmami z amunicją, rozstawia szeroko nogi i rycząc wściekle pluje ołowiem na prawo i lewo. M-60 bluzga ogniem, a wokół trwa symfonia zniszczenia – pociski świszczą, wdowy płaczą, dzieci stają się starcami, lodowce topnieją, mocarstwa upadają, nawet Maryla Rodowicz zeszła już ze sceny. A Rambo strzela.

szał Rambo
Zaawansowane szkolenie strzeleckie a'la Rambo / źródło: tenor.com

Dodam, że i z M-60 John wali z biodra. Tak jest wygodniej. No i można stać wyprostowanym, nie kłaniać się kulom i patrzeć znienawidzonym wrogom prosto w twarz.

Łuk kompozytowy

źródło: twitter.com

Na drugim miejscu ląduje łuk – licząca sobie 35 tysięcy lat broń, którą Rambo włada z morderczą wprawą. Dla uber-komandosa taka broń to jak znalazł. Czasem cicha jak cios skrytobójcy, często skuteczniejsza od salwy z Katiuszy. Wybuchowe groty, po które John ochoczo sięga, choć niepozorne, z ciężarówek uczynią sterty pogiętej blachy, helikoptery zmienią w połyskliwe kule ognia. A co robią z ludźmi? Już mówię.

W „dwójce” jest pewna urocza scena. Rambo znów ucieka, tym razem przed żołnierzami z Północnego Wietnamu. Zwierzyna szybko staje się jednak myśliwym. John bez wysiłku kładzie trupem kolejnych Azjatów, wreszcie staje naprzeciw ich dowódcy. Oficer wali do niego z kałasznikowa, a gdy kończy mu się amunicja, wyrywa z kabury pistolet. Na Rambo nie robi to wrażenia.  Wychodzi z ukrycia, sięga po łuk i strzałę. W słońcu błyska wybuchowy grot.

Wietnamczyk już wie, co się święci. Rzuca się do ucieczki, rozpaczliwie stara się wymknąć śmierci. Ale Rambo jest cierpliwy. Wodzi za ofiarą wzrokiem, czeka. Gdy oficer zatrzymuje się i po raz kolejny unosi pistolet, John puszcza cięciwę. Strzała trafia Wietnamczyka w brzuch, nisko. Jedno mgnienie oka i po żołnierzy zostaje obłoczek dymu oraz miriady krwawych strzępków.

źródło: pinterest.com

I tu morał jest jasny – kto wejdzie w drogę Wujowi Samowi, tego Rambo odparuje. God bless America. 

Nóż komandosa

rambo i nóż
źródło: twitter.com

Oto i mój numer jeden. Król Artur miał swojego Excalibura, Roland – Durandala, Aragorn – Andurila. A Rambo ma nóż. I to jaki! Klinga długa jak kieł szablozębnego tygrysa, a tak ostra, że można nią pokroić specnazowca w dzwonka i nawet się przy tym specjalnie nie spocić.

Nóż jest wyposażony we wszystko, czego potrzebuje prawdziwy harcerz: kompas, który wskaże drogę wprost do wrogiego obozu oraz w specjalne „zęby” do cięcia drutu kolczastego, gdyby usiłował zagrodzić drogę. W pustej rękojeści Rambo trzyma zapałki do podpalania wietnamskich pól ryżowych i żyłkę z haczykami. Tych ostatnich używa, jakżeby inaczej, do zszywania ran. Zostają po tym ładne blizny. Nóż można też nadziać na jakiś solidniejszy patyk i zmajstrować sobie włócznię.

Tylko pamiętajcie – nóż Johna Rambo bez Johna Rambo jest jak polonez porucznika Borewicza bez porucznika Borewicza. Niby działa, ale jakoś tak nie do końca.