Taka moc pozwoli znacznie podnieść jakość wyświetlanej grafiki. I nie mówię tutaj po prostu o ustawieniu suwaczków na „ultra”, ale o prawdziwy skok jakościowy względem potężnych gamingowych pecetów. Jednak grafika to jedno, ale moc obliczeniowa to także rozbudowana sztuczna inteligencja, dużo większe światy, czy nawet metaverse. Teoretyczny brak ograniczeń sprzętowych przynieść może brak ograniczeń dla wyobraźni deweloperów.
Wsparcie chmury obliczeniowej w działaniu gier
Nie spodziewajmy się jednak nagłej rewolucji i wyrzucania Xboxów na śmietnik. Póki co bardzo prawdopodobne jest po prostu przenoszenie części obliczeń z konsoli lub komputera na zewnętrzne serwery. Chmura może obliczać te elementy, które mocno obciążają podzespoły, zwłaszcza zaawansowane oświetlenie (Ray Tracing), fizykę czy SI. Dzięki temu gracze zyskają choćby więcej FPS-ów, wyższą rozdzielczość czy ogólnie lepszą jakość grafiki. A to praktycznie bez jakichkolwiek kompromisów, poza stałym dostępem do relatywnie żwawego internetu.
Chmura – przyszłość gamingu?
Kim Swift wymieniła liczne korzyści płynące ze streamingu gier. Wraz z brakiem konieczności kupowania sprzętu oraz pobierania gier, dostęp do nich będzie miało znacznie więcej użytkowników, którzy nie mogą albo nie chcą kupować drogiego sprzętu. Zresztą, nie od dziś wiadomo, że konsole rzadko kiedy przynoszą zyski, a bardzo często są źródłem finansowych strat, zwłaszcza na początku cyklu produkcyjnego.
Dla developerów to natomiast nie tylko wspomniane większe moce obliczeniowe. Kim Swift zauważyła, że to przede wszystkim możliwość stworzenia jednej wersji gry, a nie wielu wydań na różne platformy. To oszczędność czasu i pieniędzy, a w rezultacie dużo lepsze dopracowanie i stabilne działanie tytułu. Chociaż gracze będą mogli uruchamiać tytuły na dowolnym urządzeniu – w teorii od smartfona za 400zł po pecety o wartości dwóch średnich krajowych – to na każdym z nich zadziałają one praktycznie tak samo, gdyż obliczenia przejmie serwer.