Podsumowanie – czy Stadia daje powody do ekscytacji?
Póki co cena za subskrypcję raczej nie powala. A już na pewno nie w połączeniu z faktem, że za growe nowości będziemy musieli zapłacić dodatkowo. No właśnie, pytanie – ile? Bo na ten moment wydaje się, że to właśnie ceny gier w największym stopniu przesądzą o tym, czy Stadia wbije się w rynek, czy się od niego odbije. Jeśli te okażą się wysokie, cóż, śmiem przypuszczać, że gracze pozostaną przy starej dobrej „materii” pecetowej i konsolowej.
Kolejna rzecz – sama biblioteka gier. Od razu trzeba z niej wykluczyć tytuły ekskluzywne na PlayStation, Xbox i Nintendo Switch. A to już bolesny liść w twarz. Choć trzeba tu też wspomnieć o tym, że Stadia ma mieć własne exclusivy, dwa już na start platformy (Get Packed oraz Gylt). Nie sposób przemilczeć również tego, że wsparcie dla Google Stadia już teraz zadeklarowali tacy giganci jak Rockstar Games, CAPCOM czy Electronic Arts.
Co do samej technologii natomiast, nie do końca jestem przekonany, czy jest ona na tyle niezawodna, by zaoferować graczom komfortowy i płynny przebieg rozgrywki, bez wyraźnych opóźnień, które mogą odebrać całą przyjemność z gry. Choć w tym temacie wypowiadał się już chociażby współzałożyciel firmy id Software, John Carmack, który zapewniał, że input lag nie będzie większy od tego, z jakim gracze mają do czynienia przy korzystaniu z konsoli.
Jak będzie w rzeczywistości? Tego dowiemy się już za kilka miesięcy. Choć „my” to zbyt dużo powiedziane, bo „my” będziemy mogli co najwyżej podejrzeć, jakie są wrażenia graczy za granicą.
Źródła: IGN, techradar, BBC, Google