Graliśmy w demo Pro Evolution Soccer 2020. FIFA ma się czego obawiać?

Sezon na wirtualny futbol (choć może powinienem powiedzieć – soccer) uważam za otwarty. Konami wypuściło właśnie demo eFootball PES 2020, z 13 licencjonowanymi drużynami i możliwością rozgrywki online. Tak się składa, że wziąłem pada w dłoń i sprawdziłem nowego PES-a, rozgrywając kilka spotkań offline. I stwierdzam, że to będzie kawał dobrej gry.

eFootball PES 2020 to powiew świeżego powietrza dla serii Pro Evolution Soccer

I mówię to jako ktoś, kto choć w PES-a grywa dość regularnie, to jednak więcej czasu spędza przy Fifie. Do tej pory Pro Evolution Soccer wyróżniał się przede wszystkim gameplayem. Cała reszta traktowana była nieco po macoszemu – tryb kariery, MyClub (odpowiednik fifowego Utimate Team) oraz cały ten interfejs, który wyglądał archaicznie.

Teraz ma się to zmienić i demo zwiastuje zmiany z wyraźnym przytupem. PES w końcu jest ładny nie tylko podczas meczów, ale i „za kulisami”.

efootball pes 2020 Leo Messi, Ronaldinho

PES 2020 wciąż podąża w kierunku bycia symulatorem

Przed włączeniem pierwszego meczu, porozmawiałem chwilę z kolegą, który jest fanem serii i zagrał w demo przede mną. Potwierdził to, co przypuszczałem – meczowy charakter PES-a nie uległ zmianie. Konami wciąż celuje w stworzenie symulatora piłkarskiego, podczas gdy Fifie nadal bliżej do zręcznościówki. Co prawda różnice między jedną produkcją a drugą zwerbalizować będzie można dopiero po premierze pełnych wersji Fify i PES-a, niemniej wystarczy pobieżny kontakt z drugim tytułem, by zrozumieć, co mam na myśli.

Jakie spostrzeżenia po ograniu dema eFootball PES 2020?

Pierwsze i najważniejsze jest takie, że w zestawieniu z ostatnimi odsłonami FIFY PES po raz kolejny udowadnia, że jest wolny od schematów. W grze EA zawsze możemy mówić o jakichś zagraniach, które są wyraźnie – jak to się mówi w żargonie – overpowered. W FIFE 19 był to na przykład zwód nazywający się „la croqueta” albo wykonywanie „el tornado” na chwilę przed wykonaniem dośrodkowania. Zresztą pisałem już o tym w tekście o błędach FIFY 19, które powinny być naprawione w kontekście nowej odsłony.

Tego typu rzeczy strasznie irytowały na przestrzeni całego sezonu. EA Sports miało tego świadomość, wypuszczając co jakiś czas łatki. Tyle, że dawały one więcej złego niż dobrego – albo były nieskuteczne, albo naprawiały jedne błędy, tworząc przy okazji kolejne, albo zmieniały model rozgrywki tak znacząco, że gry trzeba było się uczyć niemal od nowa.

W PES-ie tego nie ma, PES od zawsze urzekał mnie różnorodnością w konstruowaniu akcji i gratyfikowaniem niekonwencjonalnych zagrań. Nowa odsłona nic w tym temacie nie zmienia. Zmienia za to kilka innych elementów.

Trudniej jest transportować piłkę od zawodnika do zawodnika, jak to mawiał Dariusz Szpakowski w Fifie, „po sznurku”. Zawodnicy muszą być względem siebie odpowiednio ustawieni, w przeciwnym razie futbolówka potoczy się inaczej, niż to zaplanowaliśmy.

Niewiele jest też miejsca na przypadek. Strzał oddany „z czapy” zawodnikiem stojącym tyłem do bramki nie ma prawa wpaść do siatki. W Fifie 19 tego typu manewry były czymś na porządku dziennym. PES oddaje głos przede wszystkim skillowi. I to jest świetne.

Warta odnotowania jest też swoboda w ruchu zawodników. Tu też PES wypada mniej schematycznie od swojego konkurenta z EA. W Fifie czasem można odnieść wrażenie, że ruchy zawodników zaprogramowane są na tę sekundę do przodu, przez co musimy reagować z wyraźnym wyprzedzeniem. Tutaj reakcja jest znacząco szybka, a sami piłkarze mają większe „flow” w poruszaniu się i dryblingu. Niewątpliwie wpływa to na widowiskowość i tempo rozgrywki. Na tym polu PES zdecydowanie wygrywa z Fifą.

pes 2020 chris smalling

Gameplay wygląda właśnie tak…

Nagrałem jedno z rozgrywanych spotkań. Co prawda skillowo wygląda to mizernie, ale był raptem drugi mecz, jaki grałem. Za to możecie zobaczyć aż pięć bramek, animację żółtej i czerwonej kartki, a także… Juventus, którego w nowej FIFIE z pewnością nie zobaczycie.

Demo eFootball PES 2020 ograłem na gamingowym laptopie HP OMEN X 2S, którego recenzja jest już na portalu Geex.