W tunelu Çatalca Dario Costa miał wszystko co trzeba poza szerokim marginesem na błąd
Nad głową miał bardzo niewiele powietrza, a tuż nad nim twardy beton i tony ziemi. Na lewym i prawym skrzydle miał po zaledwie 4 metry „luzu” i… zgadliście, znów twardy zbrojony beton. By dać sobie jak najwięcej swobody, musiał lecieć tuż nad asfaltem.
Pamiętajmy też o tym, że taki lot wymaga zegarmistrzowskiej precyzji. Według relacji firmy Red Bull ruchy na sterach były milimetrowe, a czas reakcji na wymaganą korektę to było jakieś 250 milisekund, czyli szybciej niż mrugacie właśnie okiem.
Pomiędzy obu tunelami znajdowała 360-metrowa przerwa. Gdy tylko Dario Costa się z niej wynurzył, od razu dostał podmuch wiatru spychający go na prawo. Szybka korekta i już wpadał w kolejny tunel. Na „zegarach” miał 245 kilometrów na godzinę. Drugi tunel miał nieco inny kształt i wznios, więc w trakcie lotu musiał to uwzględnić. Po chwili był już na zewnątrz. Pociągnął drążek na siebie i wystrzelił w błękit poranka.