Test i recenzja Philips Fidelio L3. Czyli (nie taka) krótka opowieść o tym, jak Philips zrujnował mi życie

Kiedy piszę te słowa, jestem kłębkiem nerwów. Moje względnie ułożone i zaplanowane życie legło w gruzach. Wkrótce mogę zniknąć z sieci i stać się bohaterem któregoś programu o urokach pracy komornika. Znaczy antybohaterem. Mam jednak nadzieję, że do tego czasu uporam się z recenzją słuchawek Philips Fidelio L3. W sumie to one są źródłem całego zamieszania. A zaczęło się tak…

Fatalne zauroczenie (czyli wstęp do recenzji Fidelio L3)

Któregoś letniego dnia przeglądałem sobie polecajki na pewnej grupie zrzeszającej miłośników słuchawek. Zaskoczył mnie fakt, że jednym z najczęściej rekomendowanych modeli były Philips Fidelio X2HR. Komentujący jednym głosem zachwalali bardzo dobre, szczegółowe brzmienie z mocno rozrywkowym zacięciem. Skoro więc pojawiła się możliwość napisania recenzji Philipsów Fidelio L3, nie mogłem się oprzeć. I właśnie tym podpisałem na siebie wyrok. Bo – już teraz powiem to otwarcie – te słuchawki to bardzo fajna rzecz.

Unboxing i pierwsze wrażenia

Fidelio L3 otrzymałem w średnio dużym opakowaniu, które niczym szczególnym się nie wyróżnia. Mam nawet wrażenie, że jest tak zwyczajne, że w podobnym stylu można by zapakować na przykład golarkę męską (i tak pewnie się robi). Wierzchnią warstwę można jednak zdjąć, a wtedy sytuacja się odwraca.

Fajna opcja dla kolekcjonerów (czyli dla mnie).

Już chwilę po otwarciu paczki na mojej buźce zagościł uśmiech. I co najlepsze, długo z niej nie schodził. Tylko po kolei. Może najpierw pokażę, co znalazłem w środku:

  • Słuchawki Philips Fidelio L3,
  • wykonane ze skóry ekologicznej etui,
  • materiałowy worek na słuchawki,
  • przewód audio jack 3,5 -> jack 2,5,
  • przejściówkę jack 3,5 -> dwa razy jack 3,5,
  • przewód ładujący USB A -> USB C,
  • informacje o bezpieczeństwie oraz skróconą instrukcję obsługi.
słuchawki Philips Fidelio L3 z akcesoriami

Moim zdaniem zawartość zestawu jest imponująca. Oczywiście w tej cenie trudno spodziewać się czego innego, ale są marki, które do podobnie lokowanych słuchawek dołączają tylko materiałowe etui w stylu worka na buty. Cóż, Philips zadbał o właściwą oprawę Fidelio L3.

Fidelio L3 – design i jakość wykonania

Pierwszym powodem do uśmiechu był wygląd Fidelio L3. Uważam, że słuchawki są po prostu śliczne. Świetnie łącza nieśmiertelną klasykę z nowoczesnym minimalizmem. Stonowana kolorystyka, duże, okrągłe muszle i dość szeroki, obszyty od góry skórą Muirhead pałąk tworzą całość, która prezentuje się całkiem efektownie. Fidelio L3 są tak eleganckie, że bez obaw można nosić je nawet do poważnego stroju.

Dopełnieniem jest estetyczne, czarne etui obszyte skórą ekologiczną. Nie tylko zadba ono o bezpieczeństwo słuchawek (przynajmniej w teorii), ale także pozwoli je wygodnie przenosić – na przykład przypięte do plecaka lub torby.

A co z jakością wykonania?

Jeśli chodzi o słuchawki – jestem pod ogromnym wrażeniem. Zacznę od pałąka, bo to ten element, który najczęściej płata figle. W Fidelio L3 wykonano go z grubej warstwy tworzywa wzmocnionego dodatkowo dość grubą, bodajże aluminiową płytką. Dalej jest tylko lepiej. Muszle nie są przymocowane bezpośrednio do pałąka, ale do solidnych, aluminiowych obręczy. Elementem łączącym te obręcze z pałąkiem jest najprawdopodobniej jakaś umieszczona we wnętrzu śruba albo nit. Podejrzewam, że wystarczająco solidna, aby zapewnić długą bezawaryjność.

Same nausznice są z tworzywa. Z zewnątrz za bardzo tego nie widać, bo wykończono je matowo, więc ładnie rozpraszają światło. Co ważne, plastiku niemal nie da się poczuć (wyjątkiem jest sterowanie słuchawkami). To dlatego, że wewnętrzna strona nausznic jest obszyta warstwą miękkiej skóry. Początkowo myślałem, że to też Muirhead, ale zostałem wyprowadzony z błędu (tu podziękowania dla Agnieszki). Tak czy owak ta bliżej niezidentyfikowana skóra w połączeniu z miękkimi gąbkami tworzy superprzyjemną w dotyku całość. Co ważne, w cieplejsze dni uszy oczywiście się pocą, ale mniej niż w przypadku słuchawek z nausznicami pokrytymi ekoskórą czy nawet welurem.

Długo przyglądałem się Fidelio L3 i szukałem jakichś braków, usterek, irytujących drobiazgów. Nie znalazłem niczego takiego. Te słuchawki naprawdę wykonano z dbałością o najmniejsze nawet detale. Czapki z głów!

nausznica słuchawki fidelio l3

Akcesoria i etui

A teraz czapki na głowę, bo dołączone do zestawu akcesoria są co najwyżej OK. Etui sprawia wrażenie solidnego, ale biegnące wzdłuż zamka szwy nie budzą mojego zaufania, podobnie zresztą jak dość cienka warstwa tworzywa, z którego wykonano ścianki. Znajdujące się wewnątrz gąbeczki też są – moim zdaniem – zbyt cienkie. Podobnie zresztą jak poliestrowy worek na słuchawki.

zamknięte etui słuchawek fidelio l3

I – uwaga, uwaga – podobny zarzut mogę postawić przewodowi jack 3,5 -> jack 2,5. Jest tak cienki i delikatny, że naprawdę przyda się traktować go ze szczególną ostrożnością, aby nie musieć rychło dokupować nowego.

Całe 360 gramów na głowie, czyli słów kilka o wygodzie Fidelio L3

Fidelio L3 to zdecydowanie słuchawki wagi ciężkiej. W porównaniu do bezpośredniej konkurencji w postaci Bose Quiet Comfort 35 II czy Sony WH-1000XM3B mają ponad 100 gramów zapasu. Ich ciężar można więc poczuć na głowie. Ale czuje się coś jeszcze – świetną solidność, której przynajmniej moim zdaniem wymienionym wcześniej zestawom brakuje. I wydaje mi się, że ten fakt w jakiś sposób może osłodzić dość sporą wagę słuchawek Philipsa.

obszyty skórą Muirhead pałąk słuchawek Fidelio L3

Tylko że miało być o wygodzie. No to moim zdaniem Fidelio L3 są bardzo wygodne. Zacznę od punktów styku: nausznice okalają całe uszy, a miękka skóra rewelacyjnie wręcz rozkłada siłę nacisku. Podczas dość długich testów (bo trudno rozstać się z takim sprzętem) ani razu nie poczułem nieprzyjemnego uwierania czy nacisku w konkretnym punkcie.

Trochę gorzej jest z pałąkiem, który niekiedy potrafi zaciążyć na głowie. Moim rozwiązaniem na ten malutki mankament było zwiększanie zakresu rozstawu. Wystarczyło poszerzyć o jeden punkt, aby nacisk odczuwalnie zmalał. I warto odnotować, że słuchawki nie reagowały na to zbytnim luzem ani przemieszczaniem się przy jakimkolwiek ruchu mojej głowy.

Sterowanie dotykowe

Philips wyposażył Fidelio L3 w panele dotykowe. To całkiem ciekawy ruch, bo u konkurencji to rozwiązanie nie zawsze się sprawdzało. W przypadku Fidelio L3 chyba też nie wyciągnięto wniosków. W praktyce okazuje się bowiem, że jeśli chcecie poprawić słuchawki i niewłaściwie przyłożycie dłoń, to właśnie zapauzowaliście utwór, przełączyliście na następny (poprzedni) albo zmieniliście głośność. Na szczęście tę opcję da się wyłączyć z poziomu aplikacji. I jeszcze jedno: komendy nie aktywują się przypadkowo, kiedy na przykład założy się kaptur.

A oto lista dostępnych poleceń (wszystkie aktywuje się na prawej nausznicy):

  • Dotknięcie palcem środka ścianki – zatrzymanie bądź wznowienie odtwarzania, odebranie połączenia.
  • Przytrzymanie palca na środku ścianki przez około sekundę – zakończenie połączenia.
  • Przyłożenie dłoni do nausznicy – wyciszenie dźwięku i przełączenie w tryb Awareness (moim zdaniem genialne rozwiązanie!).
  • Przesunięcie palcem w:
    • prawo – następny utwór,
    • lewo – poprzedni utwór,
    • dół – zmniejszenie głośności,
    • górę – zwiększenie głośności.

Za ANC, Awareness, przejście do trybu parowania, włączanie i wyłączanie słuchawek odpowiadają przyciski fizyczne umieszczone na dolnych częściach obu nausznic.

Aplikacja Philips Słuchawki

Zarządzać pracą Fidelio L3 można również z poziomu aplikacji Philips Słuchawki. Samo oprogramowanie oceniam pozytywnie – jest przejrzyste, intuicyjne w obsłudze i funkcjonalne. W moim przypadku dobrze zgrało się z Tidalem – mogłem przełączać utwory z poziomu aplikacji.

Dostępny jest też equalizer, wraz z nim kilka predefiniowanych ustawień oraz tryb, w którym można samodzielnie dostosować brzmienie (uwaga: nie ma tutaj stopni, paski przesuwa się na tzw. „czuja”).

Trochę gorzej jest, jeśli chodzi o samo działanie aplikacji, a konkretnie jej włączanie. Do poprawnego działania konieczne jest uruchomienie lokalizacji GPS. Do tego łączenie słuchawek z aplikacją nie zawsze przebiega koncertowo. Czasem trzeba ponownie włączyć Fidelio L3, czasem Bluetooth, czasem aplikację. W konsekwencji wolałem jednak korzystać ze słuchawek bez oprogramowania.

Parowanie

Jeszcze jeden istotny element składający się na wygodę korzystania ze słuchawek. Tutaj akurat nie mam Fidelio L3 nic do zarzucenia (poza łączeniem ich z aplikacją). Z samym smartfonem słuchawki zawsze parowały się sprawnie i bez najmniejszych problemów. Sygnał utrzymywał się nawet wtedy, kiedy przechodziłem do innego pomieszczenia lub wychodziłem do poddaszowego pokoiku.

Dodam jeszcze, że Fidelio L3 można sparować aktywnie z dwoma urządzeniami. W przypadku połączenia z laptopem występuje opóźnienie wynoszące około 100-150 milisekund.

Philips Fidelio L3 – specyfikacja

Oto jak wygląda specyfikacja Philipsów Fidelio L3:

  • Typ słuchawek: wokółuszne bezprzewodowe (z opcją połączenia przewodem), konstrukcja zamknięta.
  • Waga: 360 gramów.
  • Wymiary nausznic: średnica wynosi około 86 mm.
  • Łączność i kodeki: Bluetooth 5.1, aptxHD (mój smartfon wybrał go automatycznie), aptX, AAC, SBC.
  • Pasmo przenoszenia: 7 Hz – 40 kHz.
  • Impedancja: 16 ohmów.
  • Czułość: 103 dB.
  • Typ przetworników: dynamiczne o średnicy 40 mm, wykonany z trzech warstw – dwóch PEEK i tłumiącej TPU.
  • Deklarowany czas pracy na pełnej baterii: 38 godzin (32 z ANC).
  • Standard ładowania: przewodowy, z wykorzystaniem USB-C.
  • Deklarowany czas ładowania: około 15-20 minut wystarcza na 6 godzin odtwarzania.
  • Złącza: USB-C, jack 2,5 mm.
  • Dodatkowe cechy: ANC i tryb Awareness, panel sterowania na nausznicach, przyciski sterujące u dołu muszli, wbudowany mikrofon, odłączany przewód audio.
philips fidelio l3 na jesiennym tle

Kilka słów komentarza

Na pewno warto zwrócić uwagę na łączność i zastosowanie kodeków aptX, zwłaszcza aptX HD. Wciąż przecież nie wszystkie słuchawki ze zbliżonego przedziału cenowego oferują to rozwiązanie. Przypomnę tylko, że szybkość transmisji aptxHD wynosi maksymalnie 576 kb/s (przy 320 kb/s dla SBC).

Impedancja i czułość wskazują z kolei, że przewodowo Philipsy Fidelio L3 z łatwością uda się napędzić nawet ze zintegrowanego układu, który jest dostępny w laptopach czy smartfonach. Więcej informacji o tym, jak słuchawki reagują na różne źródła, znajdziecie poniżej.

Trochę szkoda natomiast, że przy takiej wadze i przy mimo wszystko nie najmniejszych gabarytach Philipsowi nie udało się zmieścić w słuchawkach większej baterii. Zawsze to kilka bądź kilkanaście godzin więcej radości z brzmienia. A skoro o brzmieniu mowa, najwyższa pora odpowiedzieć na pytanie:

Jak grają Philips Fidelio L3?

Informacje wstępne

Test Fidelio L3 trwał cztery tygodnie. W tym czasie sprawdziłem je w kilku konfiguracjach, a jako podstawowe źródło wybrałem mój smartfon i połączenie z wykorzystaniem kodeka aptxHD. Pozostałymi źródłami były: FiiO BTR3K, Qudelix 5K, Fostex HP-A4 i oczywiście zintegrowany układ stosowany w Dellu Vostro P88F.

Natomiast słuchawki, z którymi pozwoliłem sobie porównać Fidelio L3, to Bang & Olufsen Beoplay H8i oraz AKG K240 MKII.

Pierwsze wrażenie

Zaraz po wyjęciu z pudełka Fidelio L3 zagrały naprawdę OK. Zapisałem sobie, że podczas odsłuchu dominował bas – dość zresztą sztywny. W uszy rzuciła mi się też naprawdę fajna holografia – od razu dało się poczuć przestrzeń między instrumentami. Z czasem bas zyskał trochę luzu, swoją obecność zaznaczała też wyrazista, szczegółowa średnica. A co mówi test poszczególnych frekwencji?

Test z Audiocheck

Reakcja na częstotliwości

Niskie częstotliwości:
  • 10 Hz – niemalże nieodczuwalne drżenie,
  • 20 Hz – 30 Hz – dźwięk przybiera na sile, jednak nadal jest dość słaby w porównaniu do H8i.
  • 40 Hz – wyraźny wzrost głośności,
  • 50 Hz – 70 Hz – dźwięk przybiera na sile stopniowo, w miarę regularnie
  • 80 Hz – ponownie mocny wzrost głośności,
  • 110 Hz – 120 Hz – delikatny spadek głośności,
  • 130 Hz i dalej – dźwięk utrzymuje zbliżony poziom głośności.

Wysokie częstotliwości

  • 22 kHz – 18 kHz – cisza.
  • 17 kHz – pojawia się delikatny dźwięk.
  • 16 kHz – 15 kHz – dźwięk nadal jest cichutki.
  • 14 kHz – 12 kHz – sygnał staje się mocniejszy.
  • 10 kHz – gwałtowne osłabienie dźwięku.
  • 9 kHz – stopniowy wzrost mocy.
  • 8 kHz – gwałtowny wzrost mocy.

Nagrania binauralne

W tym teście Fidelio L3 radzą sobie po prostu świetnie. Odgłosy stukania w drzwi są nie tylko naturalne i bardzo mocne, ale także nabierają wielowymiarowości. Przestrzeń da się odczuć nie tylko na szerokość, ale także na głębokość i wysokość.

Co mówią te wyniki?

Na moje ucho wychodzi więc, że Fidelio L3 nie będą basowym potworem, który z apetytem pożera dół średniego pasma. Co więcej – mocny spadek głośności około 9-10 kHz pozwala także mieć nadzieję na to, że górne tony będą pod dobrą kontrolą. Chodzi głównie o ograniczenie nieprzyjemnych, przeszywających dźwięków o wysokich częstotliwościach. No i scena. Scena zapowiada się co najmniej dobrze. Ale po kolei.

Tony niskie

Bas w Fidelio L3 jest punktowy i bardzo dobrze kontrolowany. Z łatwością można rozróżnić nie tylko instrumenty, ale także drobne zmiany natężenia dźwięku. W Kvar var du (Beate S. Lech) kontrabas i niskie nuty fortepianu grają z mocą i naturalnie. Można wręcz poczuć, wibracje wybrzmiewających strun. W Liberty Bell (Darkside) bas również gra z należytą precyzją i energią. Jednak już The Humpty Dance (Digital Underground) pokazuje drobny brak mocy w subbasie. Nadal słychać charakterystyczny pomruk, jednak nie jest on tak potężny, jak podczas odsłuchów z przewodem (brak mocy czuć zwłaszcza w drugiej fazie dźwięku).

W ogólnym ujęciu niskie tony w Fidelio L3 oceniam po prostu bardzo dobrze. Są tak wyważone, żeby dawać rytmiczny i dynamiczny podkład, a przy tym nie przykrywać średnicy.

Przewodowo

Nie będzie zaskoczeniem to, że kiedy Fidelio L3 podłączy się do źródła przewodem, bas zyskuje nieco mocy. Słychać to już na zintegrowanym układzie laptopa. Z całego zestawu wzmacniaczy niskie pasma najmocniej podbił Qudelix 5K. Słuchawkom Philipsa trzeba jednak przyznać, że nawet podłączone do niego fajnie kontrolowały to pasmo i nadal grały w sposób wyważony – bez nakładania się tonów niskich i średnich.

Tony średnie

Tutaj wielki ukłon dla producenta, ponieważ Fidelio L3 nie idą śladem wielu słuchawek tego typu i nie wycofują średnicy. Podają ją w sposób bezpośredni i zachowują przy tym bardzo dobrą szczegółowość. Odniosłem nawet wrażenie, że górny zakres tego pasma jest nieco wyraźniejszy, co wydobywa z dźwięku jeszcze więcej detali. Na przykład w Even Flow (Pearl Jam) gitary brzmią naturalnie, wielowymiarowo – słuchacz z łatwością wyłapuje szczegóły. Podobnie jest w In Bloom (Nirvana) – w tym utworze wyraźnie słychać przesuwanie palców po gryfie i towarzyszące mu zgrzyty. To ten poziom szczegółowości, który robi różnicę.

W sumie to samo mógłbym napisać o wokalach. Odzywają się blisko słuchacza – w większości przypadków instrumenty wybrzmiewają jak gdyby za nimi (choć może lepszym sformułowaniem byłoby – obok nich). To pozwala oczywiście wyłapać więcej szczegółów, a w niektórych utworach dosłownie poczuć moc głosu ulubionej wokalistki czy ulubionego wokalisty. Co ważne, sybilizacja zdarza się ekstremalnie rzadko (nie odnotowałem jej na przykład w Winter (Tori Amos).

Przewodowo

Zdaję sobie sprawę, że to, co napisałem wyżej, można odebrać jako laurkę. Naprawdę jednak uważam, że w swojej kasie cenowej i produktowej Fidelio L3 spisują się świetnie. Oczywiście można by narzekać, że detali mogłoby być więcej, a brzmienie ciut dynamiczniejsze – zwłaszcza kiedy posłucha się L3 podłączonych do źródła, które dba o średnicę (jak Fostex HP-A4) – ale… No właśnie, żeby osiągnąć taki efekt, można skorzystać z połączenia przewodowego.

Tu przyznam szczerze, że byłem zaskoczony tym, jak Fidelio L3 zareagowały na wzmacniacz. Słychać, że mają naprawdę niezły potencjał i potrafią przesunąć się w stronę bardziej analitycznego grania (co nie znaczy, że zagrają analitycznie).

słuchawki Philips Fidelio L3 w etui

Tony wysokie

To kolejny dowód na to, że Fidelio L3 zestrojono w przemyślany sposób. Soprany są odczuwalnie wycofane względem średnicy, ale wybrzmiewają w przyjemny, całkiem naturalny sposób. Fajnie w końcu posłuchać talerzy, które nie świdrują czy trzeszczą i nie wywołują efektu przypominającego – jak ujął to jeden z naszych Czytelników – przerzucanie kaszy łopatą. Na Fidelio L3 słychać po prostu lekki, metaliczny dźwięk, który nie przeciąga się niepotrzebnie.

Przewodowo

To akurat ten obszar, w którym Fidelio L3 są najmniej podatne na synergię. Tylko podłączenie ich do Fostexa wywołało odczuwalny efekt. Ale nie ma mowy o zmianie charakterystyki brzmienia. Wspomniane wcześniej talerze, choć przesunęły się trochę do przodu i do góry, nie zafundowały mi syczącej kakofonii.

Scena i dynamika

Scena w Fidelio L3 jest bardzo dobra (oczywiście w kategorii słuchawek zamkniętych). Mam wrażenie, że buduje się we wszystkich trzech kierunkach, choć na głębokość jest oczywiście najmniej rozległa. Daje to jednak przyjemną holografię – partie poszczególnych instrumentów dochodzą do słuchacza z określonych kierunków, wyczuwalna jest także przestrzeń między nimi. Nie ma tu mowy o skondensowanym, zbitym graniu, co jest akurat świetną wiadomością.

A jeśli chodzi o dynamikę, mam pewien problem, który pojawił się dopiero podczas porównania Fidelio z Beoplay H8i. Philipsy grają bowiem nieco bardziej delikatnie, mniej drapieżnie. Jednak w moim odczuciu nadal jest to satysfakcjonujący poziom, wystarczający do tego, aby poczuć energię na przykład No One Knows (Queens of The Stone Age). A to, co L3 tracą do H8i pod względem dynamiki, odzyskują większą szczegółowością i bardziej przestrzenną sceną.

Brzmienie Fidelio L3 w ogólnym ujęciu

Rozpisałem się, a trzeba wyciągnąć jakieś konkretne wnioski. No to:
  • Fidelio L3 to słuchawki uniwersalne, które (moim zdaniem) sprawdzą się we wszystkich gatunkach muzycznych.
  • Ich brzmienie nadal jest przede wszystkim rozrywkowe, ale słychać tu nieco analitycznego zacięcia (zwłaszcza w porównaniu do słuchawek grających na mocnym planie V albo U). Co więcej, odpowiednie źródło może przesunąć Fidelio L3 właśnie w stronę bardziej analitycznego grania (co nie znaczy, że analitycznego).
  • Słuchawki odczuwalnie lepiej grają podłączone przewodowo. Są przy tym podatne na synergię i skorzystały z każdego źródła, które im zaproponowałem. Oczywiście w tej cenie znajdą się lepsze „przewodówki”, ale najpewniej będzie im brakowało wielu atutów Fidelio L3, jak choćby łączności Bluetooth, ANC, trybu Awareness. Czyli mowa o zupełnie innej kategorii produktów.

Podcasty, seriale, filmy

Wyłącznie dla porządku napiszę, że w tych zastosowaniach nowe słuchawki Philipsa radzą sobie doskonale. No ale skoro grają bardzo dobrze, to czy można było spodziewać się czegoś innego?

Test ANC i trybu Awareness w Fidelio L3

Choć Fidelio L3 są słuchawkami wokółusznymi, nie mogą pochwalić się superskutecznym tłumieniem pasywnym. Powiedziałbym, że niwelują około 20-30% odgłosów otoczenia. Na szczęście wyposażono je w ANC. Szkoda tylko, że to ANC nie do końca działa w taki sposób, w jaki można byłoby oczekiwać.

Zacznę od plusów – aktywna redukcja szumów w Fidelio L3 bardzo dobrze radzi sobie z niskimi tonami. Ostatnio mam szczęście jeździć do biura tramwajem, który pokonuje remontowane torowisko, radośnie podskakując i zgrzytając. W słuchawkach dokanałowych (z włączoną muzyką) mogłem dokładnie ocenić stan prac, bo słyszałem każdy podskok. Fidelio L3 ograniczyły ten nieprzyjemny stukot o jakieś 70-80%.

Gorzej jest jednak z dźwiękami o średniej i wysokiej częstotliwości. Bez włączonej muzyki Fidelio L3 nie wyciszą biurowego gwaru, nie do końca radzą sobie nawet ze zmywarką czy z wiatrakiem. Oczywiście po włączeniu muzyki te problemy znikają. Jeśli jednak należycie do tych osób, które lubią czasem założyć na głowę słuchawki bez muzyki, żeby się po prostu odciąć, możecie nie być do końca zadowoleni.

I jeszcze jedna, ważna informacja. ANC wywołuje lekki szum i delikatnie wpływa na brzmienie – moim zdaniem akurat korzystnie, lekko wyostrzając i wzmacniając dźwięk.

Tryb Awareness

Dobrze spełnia swoje zadanie i pozwala głośno i wyraźnie słyszeć otoczenie. Jeśli chce się używać go z włączoną muzyką, dobrze zmniejszyć poziom głośności do 30-40%. Wtedy wyraźnie usłyszycie głos stojącej przy Was osoby czy odgłosy „miejskiego życia”.

Jakość rozmów

Cóż, Philips Fidelio L3 nie są słuchawkami stworzonymi z myślą o ciągłym prowadzeniu przez nie rozmów. Nie zrozumcie mnie źle, bo nieźle sprawdzają się w tej roli. Ale – właśnie – tylko nieźle. Podczas połączeń nie miałem problemów ze zrozumieniem rozmówców, jednak niekiedy ich głos brzmiał trochę nieczysto. Problemem były zwłaszcza głoski wybuchowe, które uderzały ze zbyt dużą mocą. Dlatego w przypadku Fidelio L3 moim zdaniem w grę wchodzą raczej krótkie rozmowy. Te dłuższe mogą być zwyczajnie męczące (ale da się je poprowadzić).

Poniżej zostawiam próbkę mojego głosu.

Czas pracy Fidelio L3

Deklarowany przez producenta czas pracy słuchawek z ANC wynosi 32 godziny. Podczas testów osiągałem zbliżone wyniki – od 27 do 30,5 godziny. Dodam tylko, że słuchawki mają aktywną funkcję wykrycia noszenia, a po zdjęciu z głowy automatycznie pauzują odtwarzanie, by po około pięciu minutach wyłączyć zasilanie.

Jeśli chodzi o ładowanie, świetną informacją jest to, że około 15-20 minut wystarcza na uzupełnienie energii do około 30-40%. W praktyce przekłada się to na około 6 godzin dalszego słuchania. A ile trwa pełne naładowanie? W moim przypadku było to około 40 minut (ładowałem od poziomu 20%, bo już wtedy głos przypominający o wyczerpującej się baterii jest dość natarczywy). Szkoda tylko, że podczas uzupełniania energii słuchawki trzeba wyłączyć.

Tutaj jeszcze poruszę dwie kwestie, które mogą okazać się ważne. Jeśli chodzi o wskaźnik energii słuchawek, to ten w aplikacji i w telefonie zazwyczaj pokazują rozbieżne wyniki (np. telefon informuje, że zostało 60% energii, aplikacja, że 40%). Druga to natomiast fakt, że słuchawek ani razu nie udało mi się naładować ładowarką do mojego Pixela (z kostką łączy się przez USB-C). Na każdą inną ładowarkę Fidelio L3 reagowały bez problemu.

Recenzja Philips Fidelio L3 – podsumowanie

Mogę napisać tu tylko jedno: Philips Fidelio L3 to po prostu bardzo udane słuchawki. Solidne, wykonane z dbałością o każdy szczegół i – pomimo dużej wagi – wygodne. Czy ładne? Mnie się podobają, ale to kwestia indywidualna. Ważne, że grają jeszcze lepiej, niż wyglądają. Przestrzennie, szczegółowo, ale wciąż rozrywkowo. To ten rodzaj słuchawek, który pozwala odkrywać nowe smaczki w ulubionych utworach, a jednak nie przekracza linii, za którą brzmienie staje się chłodne i mało emocjonujące.

Szczególnie polecam jeśli jesteście już zmęczeni słuchawkami grającymi na mocnym planie V bądź U i szukacie czegoś, co wprowadzi Was w świat trochę innego prezentowania muzyki. No i pamiętajcie – Fidelio L3 to tak naprawdę dwie pary słuchawek w jednym – bezprzewodowe i przewodowe. Brzmienie tych drugich możecie wzbogacić, decydując się na wzmacniacz słuchawkowy.

A jeśli bezprzewodowe już macie i szukacie czegoś przewodowego, co nie zrujnuje Wam budżetu, ciekawą propozycją mogą być Philips Fidelio X3. Ale to materiał na inną opowieść. Tę kończymy z jednym morałem: Philips Fidelio L3 to po prostu bardzo udane słuchawki

Minusy

  • dołączone akcesoria nieco odstają jakością od słuchawek,
  • dość spore wymiary i wysoka waga nie będą odpowiadać każdemu,
  • sterowanie dotykowe jest w większości sytuacji zupełnie niepraktyczne,
  • ANC słabo radzi sobie z dźwiękami o średniej i wysokiej częstotliwości,
  • aplikacja wymaga do działania włączonej lokalizacji i nie zawsze od razu łączy się ze słuchawkami,
  • brzmieniu czasem brakuje dynamiki,
  • podczas ładowania słuchawki trzeba wyłączyć (a nie zawsze ma się na to ochotę).

Plusy

  • rewelacyjna jakość wykonania,
  • świetna wygoda codziennego użytkowania,
  • szeroki zakres regulacji pałąka (mnie wystarcza wyciągnięcie go na około 50% z obu stron),
  • stylowy, minimalistyczny design,
  • etui i dołączone akcesoria (ale warto spojrzeć na pierwszy minus),
  • współpraca z przejrzystą i funkcjonalną aplikacją Philips Słuchawki,
  • bezproblemowe parowanie (także z dwoma urządzeniami) i utrzymywanie stabilnego połączenia,
  • obsługa kodeków aptX i aptXHD,
  • bardzo dobre, szczegółowe brzmienie o świetnej jak na słuchawki zamknięte przestrzeni i równowadze,
  • możliwość przewodowego połączenia słuchawek i podatność na synergię,
  • ANC i tryb Awareness (ten drugi można aktywować prostym gestem),
  • szybkie ładowanie.

Ocena redakcji

9/10
ENG - Geextra produkt
PS Ja na swoje zacząłem już zbierać. Przy obecnej inflacji do 2025 powinienem mieć je na stanie. 😉 Dzięki, Philipsie, właśnie zniszczyłeś mi życie.