Na czym polega fenomen creepypasty?
Ręka do góry, kto nie lubi się bać? Nie chodzi o permanentny lęk, ale o ukłucie niepokoju – mrowienie w plecach i zimno płynące do palców. Prawda jest taka, że wszyscy lubimy się bać. W przeciwnym razie filmowcy nie kręciliby horrorów ani thrillerów, a pisarze nie tworzyliby powieści grozy. Nie byłoby scen trzymających w napięciu, powodujących niekontrolowane tiki oraz skoki adrenaliny.
Creepypasta to nic innego, jak inna forma budzenia w sobie lęku, przyjmowana na własne życzenie w dawce zaspokajającej indywidualne potrzeby. Co więcej, kiedyś, przed erą internetu, nikt nie znał autorów opowieści przekazywanych z ust do ust. Straszliwa historia funkcjonowała, licząc wiele wersji, mając wiele zakończeń, różniąc się narracją i detalami.
Obecnie, mając do dyspozycji potęgę internetu, twórcy creepypasty stoją przed szansą zdobycia sławy (bo da się spokojnie dojść, od kogo wyszła dana opowieść). Rozpoczynając od krótkich, acz chwytliwych historii, torują sobie drogę do poważniejszych publikacji, nawet do rozpoczęcia kariery pisarskiej – grono fanów już mają. Do takich twórców zaliczam na przykład Filipa Zakrzewskiego z podcastem: Nie spotkajmy się.