Chipowanie ludzi. Czym są implanty mikroczipowe? Szanse, zagrożenia i wyzwania stojące przed technologią biochipów

Chipowanie ludzi to już nie melodia przyszłości, ale teraźniejszość. Przynajmniej w niektórych krajach. Jakie szanse daje nam technologia biochipów? Jakie niesie zagrożenia? Przed jakimi wyzwaniami stoją mikroczipy, jeśli mają się upowszechnić tak jak np. smartfony? No i wreszcie – skąd się bierze nasz strach przed implantami podskórnymi. Na te i wiele innych pytań mam nadzieję odpowiedzieć w poniższym tekście.

Przygotowując się do napisania tego tekstu, wielokrotnie narażałem na szwank własne zdrowie psychiczne. Odnalezienie wartościowych źródeł tematu zdominowanego przez teorie spiskowe było jak nurkowanie w szambie w poszukiwaniu diamentu. Filmy z żółtymi napisami, „szczepionka” odmieniona przez wszystkie przypadki, świętej pamięci Orwell, Bill Gates wyłączający ludzkie organizmy jak lampkę nocną… a to ledwie kilka najczęściej przewijających się zjawisk, wątków i person.

Nietrudno dostrzec zagrożenia, jakie niesie ze sobą popularyzacja technologii wszczepiania chipów RFID. W czasach, gdy najcenniejszą walutą są dane – im wrażliwsze, tym wartościowsze – już sama koncepcja instalowanych pod skórą urządzeń, które miałyby je zbierać, przetwarzać, przesyłać itd., może wzbudzać uzasadnione obawy.

Warto jednak pamiętać o tym, że tak jak w tym, tak i w wielu innych przypadkach, nie technologia jest największym zagrożeniem, ale zamiary, napędzające jej rozwój i ukierunkowujące zastosowanie.

Chipy RFID same w sobie nie są niczym złym. Zdążyły jednak obrosnąć tak grubą warstwą mitów, podejrzliwości, a nawet religijnego sprzeciwu, że dzisiaj niezwykle trudno rozmawiać o nich bez całego tego ładunku emocjonalnego, który lubimy detonować, niezależnie od tego, po której stronie się opowiadamy.

Mimo to spróbujmy.

Chip rfid w dloni

Czym są implanty mikroczipowe?

Na dobrą sprawę to każde urządzenie elektroniczne, które da się wszczepić podskórnie. Biochipy projektowane są tak, aby nie wchodziły w reakcje z organizmem, a jednocześnie nie psuły się podczas użytkowania. Służą do tego specjalne obudowy z polimeru polipropylenowego, otaczające właściwy mechanizm.

Ich zadaniem jest przede wszystkim identyfikacja; w biochipie zapisywane są lub kodowane informacje, które w razie potrzeby – i przy użyciu odpowiedniego sprzętu – można odczytać.

Zasada jest praktycznie taka sama jak przy kodach kreskowych produktów w sklepach. Kasjerzy, przyjmując nasze zamówienie, nie muszą wpisywać ręcznie kodu każdej rzeczy, jaką mamy w koszyku. Wystarczy, że zeskanują kod kreskowy za pomocą specjalnego skanera i towar zostaje automatycznie zidentyfikowany przez system.

Tak samo jest z biochipami.

Ponieważ można zapisywać na nich różnego typu dane, liczba potencjalnych zastosowań jest naprawdę spora. Wyobraźcie sobie, jak jednym dotknięciem palcem jesteście w stanie dokonać płatności w sklepie, potwierdzić tożsamość podczas wizyty w urzędzie, uruchomić samochód czy otworzyć zamek w drzwiach nowoczesnego mieszkania.

Istnieją jednak bardziej zaawansowane biochipy. Takie, które nie tylko przechowują dane, ale pozyskują je i przesyłają do systemów potrafiących je analizować i interpretować. To daje zupełnie nowe możliwości, szczególnie na gruncie medycyny. I choć wydaje się to przyszłością rodem z literatury cyberpunkowej, rewolucja medycznych mikroczipów już się dzieje.

microchip hologram

W maju 2021 roku naukowcom z Columbia University udało się stworzyć najmniejszy na świecie microchip. Mówiąc najmniejszy, mamy w tym przypadku na myśli rozmiar roztocza kurzowego, czyli coś, co da się zaobserwować dobrze wyłącznie za pomocą mikroskopu.

Chip jest w stanie zbierać dane dotyczące temperatury ciała, ciśnienia czy poziomu glukozy we krwi. Urządzenie „zasila się” ultradźwiękami i jest w stanie łączyć się bezprzewodowo z odpowiednim urządzeniem.

Wyobraźmy sobie zatem, że mając taki lub bardziej zaawansowany mikrochip, parametry naszego organizmu są stale pod kontrolą. Jeśli coś jest nie tak, dostajemy powiadomienie na smartfona lub smartwatcha. Dla niektórych może to brzmieć co najmniej niepokojąco, ale warto pamiętać o czymś niezwykle istotnym.

Skuteczne leczenie niektórych chorób uwarunkowane jest wystarczająco wcześnie postawioną diagnozą. W przypadku części z nich organizm nie daje żadnych wyczuwalnych objawów, które by skłoniły nas do pójścia do lekarza, albo robi to dopiero wtedy, gdy choroba jest już zaawansowana. Stały monitoring tego, co dzieje się z naszym ciałem, dałby nam więcej czasu na podjęcie reakcji.

To już brzmi trochę lepiej, prawda?

microchip na ręce

Jak biochipy funkcjonują obecnie? Kilka przykładów z ostatnich lat

Kilka lat temu argentyński klub piłkarski, Atletico Tigre, wyszedł z inicjatywą wszczepiania implantów podskórnych swoim kibicom. Celem miało być usprawnienie procesu wchodzenia na stadion przez bramki, bo wystarczyło jedynie przyłożyć dłoń do skanera. Oczywiście marketing klubowy wykorzystał to do stworzenia emocjonalnej narracji o zacieśnianiu relacji między klubem i fanami.

Inny przykład: w sierpniu 2017 ochotnicy z Three Square Market, firmy z Wisconsin, specjalizującej się w automatach vendingowych, oddali się w ręce miejscowego tatuażysty, który „wbił” im implant wielkości ziarnka ryżu między kciuk a palec wskazujący. Łącznie zgłosiło się 41 pracowników. Nagrodami były… koszulkami z napisem „zostałem zaczipowany” (I Got Chipped), ale też możliwość kupowania przekąsek z firmowych automatów jednym ruchem nadgarstka.

Całe przedsięwzięcie zorganizowało kierownictwo firmy. I choć z początku osiągnęło niesamowity marketingowy sukces, bo o Three Square Market zaczęły mówić media na całym świecie, tak sytuacja szybko odwróciła się na niekorzyść firmy. Do głosu doszli bowiem przeciwnicy chipowania ludzi, którzy nawoływali do bojkotu TSM, namawiali pracowników do odejścia i zalali google’owską wizytówkę firmy jednogwiazdkowymi ocenami. Co ciekawe, nie byli sami. Bojkotować Three Square Market zaczęły również… środowiska chrześcijańskie.

W apokalipsie św. Jana padają słowa o bestialskim „znamieniu”, które wszyscy ludzie, bez względu na pochodzenie, status społeczny i materialny, mają otrzymać „na prawą rękę lub na czoło”. Bez owego znamienia nikt nie będzie mógł nic „kupić ni sprzedać”. Chrześcijańscy aktywiści szybko dostrzegli w tym opisie analogię z biochipami do wykonywania płatności bezdotykowych. To wystarczyło, by zacząć widzieć w Three Square Market twarz samego Antychrysta.

Mało kto wiedział, iż „znamię bestii” nie pochodzi z centrum wszystkich filmowych apokalips, jakim są niewątpliwie Stany Zjednoczone, ale z Europy. Konkretnie ze Szwecji, bo to tam zostały zaprojektowane i stworzone przez tatuażystę Jowana Österlunda i jego firmię Biohax. Österlund, jak na porządnego diabła przystało, sam miał wszczepiony mikroczip, którym zaczął ułatwiać życie swoje i innych Szwedów jeszcze na 7 lat przed tym, zanim zaczął eksportować podobne do USA.

Implanty Österlunda pomyślane zostały jako urzeczywistnienie idei integracji biologii z technologią. W praktyce pozwalały np. opłacić karnet na siłownię, bilet na pociąg czy autobus albo uzyskać łatwiejszy dostęp „nosiciela” np. do jego miejsca pracy.

Co ciekawe, Szwecja wyrasta na jednego z międzynarodowych liderów rozwoju technologii mikroczipów. Przyjacielem Österlunda jest bowiem niejaki Hannes Sjöblad, który również ma swój startup zajmujący się implantami podskórnymi.

robot sztuczna inteligencja

Obaj panowie zresztą przez wiele lat wzajemnie się inspirowali; działali aktywnie w lokalnych środowiskach transhumanistów, m.in. poprzez organizację spotkań, na których demonstrowali możliwości mikroczipów i snuli wizje na temat przyszłości „cyborgów”, czyli ludzi-robotów, którzy zdecydowali się na symbiozę swoich organizmów ze zdobyczami technologii.

Dziś Biohax Österlunda skupia się głównie na tym, by ułatwiać nam codzienne czynności za pomocą biochipów. Sjöblad natomiast, wraz ze swoją firmą Dsruptive, poszedł w stronę tworzenia implantów odpowiedzialnych za monitorowanie stanu zdrowia. Według Szweda implanty podskórne pozwolą na dokładniejsze gromadzenie danych niż na przykład opaski lub smartwatche – mierzące np. tętno, jakość snu czy poziom cukru we krwi. Dla chorych na cukrzycę, osób z nadciśnieniem tętniczym i cierpiących na inne schorzenia, ale też dla tych, którzy chcieliby lepiej optymalizować swoje zdrowie, byłby to olbrzymi przełom.

Wyzwania stojące przed technologią implantów mikrochipowych

Ahmed Banafa, profesor wykładający m.in. w kalifornijskim uniwersytecie publicznym w San Jose, ekspert w tematyce IoT, cyberbezpieczeństwa i sztucznej inteligencji, wyróżnił trzy największe wyzwania, przed jakimi stoi ludzkość w obliczu adaptacji na szeroką skalę technologii mikroczipów.

Aby mikrochipy weszły do „mainstreamu”, muszą – tak jak każda technologiczna nowinka – zmierzyć się z trzema wyzwaniami: technologicznym, biznesowym i społecznym (m.in. w kwestii praw i regulacji).

microchip w nadgarstku

Chipowanie ludzi a technologia

W typowym systemie IoT, na który składają się: czujniki, sieć, chmura i aplikacje, mikroczip uważany jest za pierwszy z elementów, czyli czujnik. I trudno jakoś specjalnie z tym polemizować. W miarę rozwoju technologii zakres jego funkcji i możliwości się zwiększy.

Naturalną drogą rozwoju dla mikroczipów medycznych jest, oprócz monitorowania stanu zdrowia, też wykonywanie prostych zabiegów wewnątrz naszego ciała. Czip, jako czujnik, stanowi najsłabsze ogniwo łańcucha IoT, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Już dzisiaj hakerzy włamują się do systemów „Smart Home” za pomocą… inteligentnych żarówek. Czemu nie mieliby tego robić przy użyciu mikroczipów, zbyt małych, by instalować w nich zaawansowane zabezpieczenia?

Wtedy takie terminy, jak „hakowanie ciała” czy biohacking, mogłyby przedostać się ze sfery fikcji do rzeczywistości. To natomiast z pewnością odbiłoby się negatywnie na zainteresowaniu technologią przez potencjalnych użytkowników. Trudno byłoby bowiem przekonać ludzi do „zaaplikowania” sobie urządzenia z lukami bezpieczeństwa na tyle niebezpiecznymi, by mogły zagrozić ich zdrowiu lub życiu.

Biznesowa strona mikroczipów

Na płaszczyźnie biznesowej mikroczipy prezentują się nadzwyczaj okazale. I to już dzisiaj, gdy w skali makro wciąż stanowią raczej melodię przyszłości. Możliwości korzystania z czipów w biznesie jest cały ogrom. Wystarczy wspomnieć o bezdotykowych płatnościach w bankach, biurach, sklepach, lotniskach, szpitalach, restauracjach, aptekach itd.

Co więcej, wiele przedsiębiorstw i branż z sektorów prywatnych i publicznych może upatrywać w rozwoju mikroczipów swój potencjalny rozkwit.

Mikroczipy będą wymagać regulacji prawnych i zaufania ze strony społeczeństwa

Wyzwanie to, jak pisze Banafa, można podzielić na dwie ścieżki.

Pierwszą stanowią regulacje rządowe, na przykład RODO w krajach Unii Europejskiej. Trzeba mieć na uwadze, że im bardziej zaawansowane biochipy będą powstawać, tym bardziej osobiste dane będą zbierać, przetwarzać i wysyłać. Mówiąc „bardziej osobiste”, mamy na myśli coś znacznie poważniejszego niż historia w przeglądarce internetowej czy pliki zapisane w chmurze.

Chipy podskórne już na starcie będą musiały być osadzone w ściśle określonych ramach prawnych. Same w sobie stwarzają olbrzymie pole do wszelakiej maści nadużyć, więc potencjalne przepisy, które będą regulować ich użytkowanie, przyjmą postać niezwykle restrykcyjną.

Druga ścieżka to zaufanie konsumentów. Opiera się na ono trzech filarach, tzw. SSP (ang. Safety, Security, Privacy), czyli pewności, bezpieczeństwu i prywatności. Wszystko jednak sprowadza się do tego, czy korzystając z chipów, będziemy czuć się wystarczająco bezpiecznie.

Bezpieczeństwo korzystania z chipów podskórnych ma kilka twarzy. Pierwszą jest obawa o to, czy nie wyrządzi nam fizycznej krzywdy. Obce ciało w naszym organizmie zawsze stwarza ryzyko infekcji i trzeba o tym pamiętać. Do tego dochodzi również chociażby problem korozji poszczególnych części chipa, która również mogą okazać się szkodliwa dla człowieka.

Do kwestii bezpieczeństwa należy zaliczyć również ryzyko związane np. z wykradaniem tożsamości, zagrożeniem wolności i autonomii człowieka. To bez wątpienia największy PR-owy problem, z jakim muszą się zmierzyć ludzie stojący za technologią biochipów.

Bez solidnych środków bezpieczeństwa i ochrony prywatności, a przede wszystkim bez przekonujących dowodów na ich istnienie, trudno będzie usunąć ze zbiorowej świadomości dystopijne obrazy autorytarnego pracodawcy odczłowieczającego i kontrolującego pracowników albo rządów, które zdalnie sterują swoimi obywatelami jak dronami.

Ale bezpieczeństwo to także spokój o teraźniejszość i przyszłość. A o ten, w przypadku chipowania ludzi, trudno. Jakiś czas temu w USA i w Europie przeprowadzono badania, z których wynikło, że blisko dwie trzecie pracowników uważa, iż w 2035 roku ludzie z wszczepionymi biochipami będą mieli nieuczciwą przewagę na rynku pracy.

Dodajmy do takiej narracji przykładowo starania Elona Muska i jego Neuralinku zmierzające w kierunku połączenia ludzkiego mózgu z komputerem, odpalmy sobie kolejny filmik z małpą grającą w Ponga za pomocą myśli i nagle część obaw przeciwników implantów podskórnych staje się jakby mniej oddalona od rzeczywistości.

Obawy przed chipowaniem ludzi, nawet jeśli irracjonalne, są nieuniknione

Hannes Sjöblad twierdzi, że duża część strachu wywoływanego przez mikroczipy wynika nie z dbałości o prywatność, ale z irracjonalnych uprzedzeń wobec implantów. Jego pogląd podziela Österlund, który dodaje, że chipy, jako takie, są obojętne, a na ten moment od takich kart płatniczych, których chętnie używamy, różnią się tylko tym, że karty trzymamy w dłoni, a chipy… wewnątrz niej.

„Myślę, że to ironia losu, kiedy ludzie z iPhonem i kontem Gmail wchodzą na Facebooka, aby wykrzykiwać hasła o prywatności tylko dlatego, że boją się nacięcia w skórze” – skwitował Österlund.

Urs Gasser, dyrektor wykonawczy harvardzkiego Berkman Klein Center for Internet and Society, ma z kolei nieco inne zdanie na ten temat. Według niego emocjalno-psychologiczna reakcja ludzi na nowe technologie jest czymś nieuniknionym. Szczególnie gdy w grę wchodzi modyfikowanie własnego ciała.

Według Gassera takie reakcje nie powinny być z miejsca odrzucane i stygmatyzowane jako przesądy lub pozbawione logiki uprzedzenia. Badacz, w przeciwieństwie do szwedzkich biotechnologów, uważa, że strach wywoływany przez mikroczipy nie bierze się z samej technologii, ale z kontekstu posługiwania się nią do sprawowania władzy i tworzenia nierównych struktur, na przykład na płaszczyźnie pracodawca-pracownik.

A jakie jest Wasze zdanie na temat bioczipów i ich przyszłości? Piszcie swoje opinie w komentarzach.