Ta historia zaczyna się pięknie. Młoda marka z wielkimi ambicjami rzuca wyzwanie gigantom. Zamierza – dosłownie – przełamać iluzję i udowodnić, że dobre brzmienie jest w (finansowym) zasięgu każdego. Jak to w baśniach, marka wysyła swojego czempiona, który ma dokonać wielkich rzeczy. Czy oczekiwania nie są zbyt duże? Czy słuchawki true wireless za 400 zł mogą stanąć w szranki z droższym sprzętem? Odpowiedź w recenzji SoundCore Liberty Air 2 (bonusowo dorzucam zakończenie historii).
Nic dziwnego. Formalnie marka powstała w 2018 r. – jako nowy członek rodziny Anker. Specjalizująca się w ładowarkach sieciowych firma matka już wcześniej wprowadzała na rynek słuchawki sygnowane swoim logo. Nie były to jednak projekty tworzone z takim rozmachem jak te dla SoundCore. Na stronie submarki można bowiem znaleźć informację, że korzysta ona z wiedzy i doświadczenia nominowanych do Grammy producentów. Cel? Wspólnymi siłami opracować topowe brzmienie i oferować je konsumentom w przystępnej cenie.
Jeden z najnowszych, autorskich projektów tej marki nazywa się Astria Coaxial Acoustic Architecture. To rozwiązanie polegające na połączeniu przetwornika armaturowego (od firmy Knowles) z przetwornikiem dynamicznym o średnicy 11 mm. Ale w taki sposób, aby ograniczyć szkodliwą interferencję fal – przetwornik armaturowy znajduje się bowiem w polu magnetycznym przetwornika dynamicznego. Receptą mają być odpowiednie ułożenie przetworników (na jednej osi) oraz starannie dobrane filtry. Brzmi ciekawie, ale to rozwiązanie znajdziemy dopiero w SoundCore Liberty 2 Pro.
A co takiego oferują Liberty Air 2? Dźwięk wydobywający się z wyjątkowo lekkich, inspirowanych diamentami przetworników. Ich główną cechą ma być to, że zachowują sztywność nawet podczas intensywnych wibracji. A jak zaznacza sam producent – ma to skutkować ok. 15% szerszym pasmem przenoszenia, potężniejszymi basami (nawet dwukrotnie!) i mocniejszymi sopranami. Cóż, sprawdzimy, jak to jest w praktyce. Jednak już na poziomie teorii podejście marki SoundCore całkiem mi się podoba.
Ale najpierw unboxing. Tu dzieje się bardzo dużo. Już na pierwszy rzut oka opakowanie SoundCore Liberty Air 2 sprawia dobre wrażenie. Choć wydaje mi się, że trochę zbyt wyraźnie przypomina stylistykę pewnej cenionej marki, której pretendent chce rzucić wyzwanie. No cóż, jak równać, to do najlepszych. 😊
Samo pudełko wykonano z bardzo twardej, wytrzymałej tektury. To spory plus, bo zawartość jest należycie chroniona. A jest o co dbać. Po otwarciu opakowania oczom ukazuje się bardzo miły widok. Pod solidną warstwą ochronną umieszczone są słuchawki i etui, które spoczywają w tekturowej wytłoczce. Pod nią z kolei znajdują się dokumenty, przewód ładujący oraz zamienne nakładki silikonowe.
Podsumowując, w opakowaniu czekają:
Wewnątrz znajdują się informacje dla zadowolonych klientów oraz dla tych, którzy liczyli na produkt lepszej jakości (dane kontaktowe do działów wsparcia i serwisu).
Liberty Air 2 to klasyczne sticki, czyli słuchawki TWS z podłużnymi końcówkami. Wykonano je z twardego, solidnego tworzywa sztucznego. Wizualnie prezentują się całkiem nieźle. Może nie oferują niepowtarzalnego designu, ale zastosowane rozwiązania (elementy czerwieni) wyraźnie podkreślają ich charakter.
I tu postawiono na sprawdzone środki. Etui ma kształt prostokąta o zaokrąglonych rogach i jest zrobione z solidnego tworzywa, którego wierzchnią warstwę nieco zmatowiono. Dzięki temu zbiera mniej odcisków palców i całkiem przyjemnie leży w dłoni. Na plus trzeba na pewno zaliczyć także kompaktowe wymiary. Na minus – i to dość spory – luźne wieczko. Nie mam wątpliwości, że przy mocniejszym nacisku mogłoby się ono zwyczajnie urwać.
Na przedniej ściance etui znajdują się trzy diody informujące o poziomie jego naładowania. Na dolnej – wejście USB C oraz dyskretny przycisk, którego używa się do parowania słuchawek, a także do ich resetowania.
W ogólnym rozrachunku design oraz jakość wykonania oceniam pozytywnie. Uważam, że pod tym kątem SoundCore Liberty Air 2 nie mają się czego wstydzić w swojej klasie cenowej.
Moim zdaniem tak. Ale żeby móc powiedzieć to z czystym sumieniem, trzeba spełnić kilka warunków. Słuchawki wykonano z twardego tworzywa, a do tego ich tuby dźwiękowe są dość szerokie. Dlatego kluczowe znaczenie ma dobór odpowiedniej nakładki silikonowej. Dostępne są:
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość i zaznaczyć, że Moondrop to konstrukcja przewodowa.
Jest więc w czym wybierać. W moim przypadku najlepiej sprawdziły się L-ki. M były za małe, a XL… Cóż, choć zmieściłem je do ucha, to odebrały mi sporo radości ze słuchania muzyki.
Muszę przyznać, że SoundCore Liberty Air 2 to jedne z lepiej wyprofilowanych i wyważonych słuchawek, z jakich korzystałem. Bardzo dobrze układają się w uchu, a stick gwarantuje jeszcze lepszą stabilizację. Sprawdziłem je nawet podczas ćwiczeń – przy wykonywaniu pompek czy brzuszków nie poluzowały się nawet o milimetr. Niestety nie miałem i na razie nie będę miał możliwości przetestowania ich w biegu. Zakładam jednak, że i w tym przypadku będą trzymać się stabilnie.
Powtórzę się, wybaczcie, ale w przypadku tych słuchawek to ważna kwestia. Chodzi oczywiście o dobór właściwej, jak najszczelniej wypełniającej kanał nakładki, która jednocześnie gwarantuje wygodę i nie wywołuje bólu ani dyskomfortu.
A skoro pojawił się jeszcze temat wysiłku fizycznego, warto wspomnieć, że Liberty Air 2 są wodoszczelne, co potwierdza certyfikat IPX5. Będą zatem świetnym wyborem dla osób aktywnych. Trzeba jedynie pamiętać, aby po ćwiczeniach osuszyć słuchawki, zanim schowa się do etui.
SoundCore Liberty Air 2 wyposażono w sterowanie dotykowe. Aby aktywować wybraną funkcję, trzeba przyłożyć palec do zewnętrznej ścianki słuchawki. Oto dostępne komendy:
Co ciekawe, w instrukcji umieszczono informację o dostępności takiej funkcji. Miałoby się aktywować ją w dokładnie taki sam sposób, jak wywołuje się asystenta głosowego. Cóż, mnie nie udało się ani razu, a każda próba skutkowała tym, że mogłem wydać polecenie mojemu wiernemu, smartfonowemu towarzyszowi.
I jeszcze jedno: panele dotykowe stanowczo zbyt często wykrywają przypadkowe dotknięcia. W efekcie wystarczy oprzeć głowę na ramieniu, aby zwiększyć lub zmniejszyć głośność.
Teraz przyjrzyjmy się nieco bliżej danym technicznym recenzowanych SoundCore Liberty Air 2.
Dokanałowe, true wireless.
Bluetooth 5.0,
SBC, AAC, aptX
20 Hz – 20 kHz.
Dynamiczne o średnicy 6 mm (inspirowane strukturą diamentu).
Słuchawki łączą się ze źródłem przy wykorzystaniu Bluetootha 5.0. Co ważne, urządzenie wykrywa zarówno parę słuchawek (nazwa SoundCore Liberty Air 2), jak i tylko lewą słuchawkę (SoundCore Liberty Air 2 L). Z tego powodu początkowo miałem pewne problemy. Często zdarzało się, że ze smartfonem łączyła się tylko lewa. Wtedy rozwiązaniem było umieszczenie słuchawek w etui, zresetowanie Bluetootha, włożenie prawej słuchawki do ucha i wybranie odpowiedniej pozycji z listy urządzeń. Po którymś razie stwierdziłem jednak, że skoro korzystam wyłącznie z obu słuchawek, to usunę połączenie z lewą (prawdziwy big brain time). Zadziałało. Trudności się już nie powtórzyły.
Poza tym parowanie ze smartfonem jest błyskawiczne i stabilne. Szkoda tylko, że słuchawki nie mogą być jednocześnie połączone z dwoma urządzeniami. Dodam jeszcze, że po sparowaniu z laptopem odczuwalne jest opóźnienie o wartości 100-200 ms.
Aplikację traktuję zazwyczaj jako miły dodatek do słuchawek. W przypadku Liberty Air 2 zmiana tego podejścia jest więcej niż konieczna. Nie widziałem jeszcze tak rozbudowanego, tak funkcjonalnego i oferującego tak wiele rozwiązań oprogramowania do słuchawek. Po prostu kosmos. Ale zacznę od początku.
Oto ekran, który wita użytkownika po włączeniu aplikacji (dnia 14 lutego 2021):
Od razu widać, że producent chce wykorzystać aplikację do budowy społeczności użytkowników produktów SoundCore. Zakładka Community daje dostęp do:
LÜM to platforma streamingowa, która reprezentuje inne podejściem do muzyki niż bardziej rozpoznawalni rywale. Kładzie bowiem większy nacisk na relacje fanów z artystami. Najkrócej mówiąc: łączy aspekty społecznościowe z samym streamingiem. Jako że SoundCore jest oficjalnym partnerem tego przedsięwzięcia, w aplikacji można posłuchać wybranych playlist.
Jak łatwo się domyślić, LÜM skupia raczej artystów niezależnych. I ma to swoje mocne strony – o wiele łatwiej jest znaleźć nieograne perełki.
Niestety, aplikacja jest obecnie niedostępna w naszym kraju, więc nie da się sprawdzić wszystkich jej atutów. Mam jednak nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
Teraz przejdę do opcji regulacji brzmienia. Tych akurat nie brakuje. Najciekawszą wydaje się Hear ID, która bada reakcję użytkownika na dźwięk (trzeba wciskać przycisk, gdy słyszy się sygnał) i następnie dostosowuje ustawienia equalizera do indywidualnych cech słuchającego. Osobiście mam sporo zastrzeżeń do takiego testu (hałas otoczenia, opóźnienie przy naciskaniu przycisku), ale i tak uważam, że jest to droga, którą warto podążać dalej.
Sam equalizer współpracuje z innymi aplikacjami (np. Tidalem) i jest rozbudowany. Oferuje osiem filtrów pasmowych, każdy z opcją regulacji do +6 i -6 dB. Z łatwością można więc zmienić barwę dźwięku do takiej, która będzie najbliższa oczekiwaniom. A jeśli ktoś nie lubi bawić się suwakami, może skorzystać z jednego z 32 (!!!) dostępnych presetów. To:
Ponadto aplikacja informuje o stanie naładowania każdej z słuchawek (szkoda, że nie podaje procentów) oraz pozwala dostosować sterowanie dotykowe do własnych preferencji. No i jeszcze umożliwia wgląd do cyfrowej instrukcji. Uff. Dużo tego, naprawdę. A ja jestem pod ogromnym wrażeniem, bo dostałem do rąk produkt, który mogę w pełni spersonalizować.
Ale na koniec taki miały minus: aplikacja nie obsługuje obecnie języka polskiego.
Świetne pytanie. I od razu zdradzę, że nie da się na nie odpowiedzieć w prosty sposób, bo te słuchawki nie każdemu przypadną do gustu. Poniżej znajdziecie zapis moich odczuć.
Zacznę od pierwszego wrażenia, bo – nie ma co owijać w bawełnę – w moim przypadku było ono bardzo złe. Wynotowałem sobie trzy kwestie:
Całość składała się na nie do końca akceptowalne, nieuporządkowane i męczące brzmienie. Po godzinnym odsłuchu zaczęła boleć mnie głowa. Słuchawki trafiły więc na półkę, gdzie dalej sobie grały. Na szczęście potem było tylko lepiej.
W teście sprawdziłem najważniejsze moim zdaniem parametry. Oto jak wypadły słuchawki.
Ten test wyraźnie potwierdza wcześniejsze obserwacje: słuchawki mocno podkreślają dolne pasmo basu oraz soprany – w ich wyższych rejestrach.
Choć przestrzeń między miejscami, z których dobiegają odgłosy stukania w drzwi, jest dość duża (łatwo ją poczuć), to jednak nie miałem wrażenia, że któreś ze źródeł dźwięku mogłoby być z przodu albo z tyłu. Scena rozciąga się więc głównie na szerokość.
Po wstępnym wygrzaniu i oswojeniu się z tym, w jaki sposób Liberty Air 2 podają dźwięk, słuchanie na nich muzyki przestało być uciążliwe. Przyznam jednak, że dość długo nie mogłem przyzwyczaić się do ich charakterystyki i szukałem, w czym mogą się sprawdzić. Testy przeprowadziłem z wykorzystaniem Tidala, na zerowych ustawieniach equalizera i z włączonym kodekiem aptX.
Tutaj występuje prawdziwy problem bogactwa. Bas jest mocny, obfity (tak, to dobre słowo) i nieustannie daje o sobie znać. Potrafi zejść bardzo nisko, co skutkuje całkiem przyjemnym mruczeniem. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że tego basu często jest po prostu za dużo. W niektórych utworach z nurtu klasycznego rocka czy heavy metalu można poczuć, że niekiedy stopa perkusji brzmi trochę zbyt sztucznie, a gitara basowa mimowolnie wysuwa się na pierwszy plan. Taki efekt nie rujnuje jednak przyjemności ze słuchania muzyki, choć czasem wprawiał mnie w pewne zakłopotanie.
Co w jednych warunkach będzie mankamentem, w innych będzie zaletą. Kiedy przełączyłem się na albumy Justice, The Chemical Brothers czy Prodigy, szybko zrozumiałem, o co tak naprawdę tu chodzi. W takim Civilization dosłownie poczułem uderzenia basu na ciele (zwłaszcza na klatce piersiowej). Trochę przypomniało mi to koncertowe nagłośnienie. I w sumie uznaję to za miłe doświadczenie, zwłaszcza w obecnych realiach.
Ogólnie bas słuchawek SoundCore Liberty Air 2 z czasem całkiem przypadł mi do gustu. Kiedy uderza, jest dość precyzyjny i nieźle kontrolowany. Na pewno nie dudni bez ładu i składu (choć lubi zostawiać lekki pogłos). Natomiast prawdziwą moc pokazuje w przeciągniętych dźwiękach. Tu ma w sobie coś z subwoofera i czasem można mieć wrażenie, że wraz z nim drży mózg słuchacza.
Są nieco wycofane i złagodzone. Gitary często odzywają się w sposób ugrzeczniony, trochę zmatowiony, bez charakterystycznego pazura. Trzeba też odnotować, że niekiedy riffy są spłaszczone, mało precyzyjne. W ogólnym rozrachunku ma to oczywiście sens, bo porządkuje brzmienie. Żeby odczuć to „wycofanie i złagodzenie”, trzeba się nieco wsłuchać.
Jeśli chodzi o wokale, to te męskie są odrobinę nieostre, czasem zwyczajnie brakuje im charakterystycznej mocy (najczęściej wtedy, kiedy zbytnio „chowają się” za instrumentami). Natomiast wokale damskie – zwłaszcza w wyższych partiach – są lepiej wyeksponowane. Tu jednak dość często zdarza się syblizacja (choć zazwyczaj nie zakłóca ona odbioru muzyki).
Soprany wyraźnie zaznaczają swoją obecność. Są jasne i zdarza im się wybrzmiewać dość mocno (niekiedy nawet zbyt nachalnie). Mam jednak wrażenie, że często odbywa się to kosztem szczegółowości – zdarza się, że dźwięk jest trochę zbyt ostry i giną subtelne przejścia. Wyraźnie słychać to na przykład w Brother Wind March Jana Garbarka, oczywiście w partiach saksofonu.
Uważam jednak, że w przypadku słuchawek TWS za ok. 400 zł nie ma na co narzekać. Wiele konkurencyjnych zestawów traktuje soprany brutalniej.
Tu jest po prostu przyzwoicie. Z jednej strony producentom udało się uniknąć męczącego wrażenia wtłaczania dźwięku w uszy, ale z drugiej – scena jest dość płaska i niekiedy można mieć wrażenie dość sporego tłoku.
Napisałem, że moim zdaniem SoundCore Liberty Air 2 nie każdemu przypadną do gustu. Mam wrażenie, że szczególnie docenią je miłośnicy mocnego basu i raczej rozrywkowego grania. Mnie najlepiej słuchało się na nich popu, rapu i wielu odmian muzyki elektronicznej (zwłaszcza tych obficie korzystających z niskich tonów). Na tej liście umieszczę też klasycznego rocka (pomimo basu wychodzącego przed szereg).
A czy są jakieś gatunki, do których Liberty Air 2 nie pasują? W pierwszej kolejności do black metalu (wiem, straty oszacowano na 30 groszy). Wycofane i złagodzone gitary (jeszcze przy j produkcji spod znaku lo-fi) brzmią po prostu nijako i jednostajnie. W moim przypadku słuchawki średnio sprawdziły się także w ambiencie i w muzyce klasycznej – tutaj przyczyn szukałbym w ograniczeniach sceny (zresztą słychać je także w funku, ale to dlatego, że mam porównanie z bardziej przestrzennymi słuchawkami).
Słuchawek SoundCore Libery Air 2 nie wyposażono w ANC. Zastosowana w nich technologia Uplink Noise Cancellation znajduje zastosowanie tylko podczas rozmów telefonicznych. Chcącym odciąć się od zewnętrznego świata słuchaczom pozostaje więc tylko izolacja pasywna. Na szczęście jest ona na bardzo dobrym poziomie i z powodzeniem wycisza zewnętrzne odgłosy o około 1/3 (zwłaszcza tony niskie). Trzeba tylko pamiętać o odpowiednich nakładkach.
Tutaj SoundCore Liberty Air 2 nie zawodzą. Swoich rozmówców zawsze słyszałem głośno i wyraźnie. A dzięki w sumie czterem mikrofonom i technologii UNC także i oni nie narzekali i nie zgłaszali zastrzeżeń do tego, jak mnie słyszą. Próbka głosu poniżej.
W tle przygrywa sobie Tori Amos. W kulminacyjnym momencie głośność odtwarzanej piosenki jest tak wysoka, że z łatwością można usłyszeć ją w drugim pokoju. Jak widać, Liberty Air 2 całkiem nieźle filtrują i osłabiają odgłosy z zewnątrz.
To cecha, za którą SoundCore Liberty Air 2 można tylko chwalić. Na poziomie głośności wynoszącym około ¾ z łatwością udawało mi się osiągnąć od 6 do 7 godzin. W pełni naładowane etui rzeczywiście wystarczało na trzykrotne uzupełnienie energii w słuchawkach, choć w kilku przypadkach ostatnie ładowanie nie było pełne.
I jeszcze jedno. Powtórzę się, ale dziesięć minut ładowania przekładające się na dwie godziny słuchania to świetna, po prostu świetna opcja.
Czas wymagany do całkowitego uzupełnienia energii słuchawek i etui jest zgodny z tym, co producent podaje w instrukcji. Aby słuchawki miały 100%, trzeba umieścić je w casie na około 90 minut. Samo etui pełne naładowania osiąga po około dwóch godzinach (przewodowo).
SoundCore Liberty Air 2 to świetnie dopracowany i bardzo efektownie wydany produkt. Korzystając z tych słuchawek, rzeczywiście można poczuć, że to coś więcej. Mam tu na myśli społeczność i ogólną filozofię producenta. Jestem pod dużym wrażeniem takiego działania i mocno trzymam kciuki za markę SoundCore.
Wszystkie funkcje smart Liberty Air 2 oceniam pozytywnie. Te słuchawki naprawdę łatwo spersonalizować i przystosować do swoich oczekiwań.
A co z brzmieniem? Jest mocno rozrywkowe i niewątpliwie angażujące. Jego podstawę stanowi wyrazisty i stanowczy bas, który nierzadko potrafi potrząsnąć głową słuchacza. Pod jego naporem tony średnie trochę się wycofują, ale wciąż jest to akceptowalny poziom. Natomiast soprany wcale nie zamierzają się ukrywać – wybrzmiewają mocno, niekiedy nawet odrobinę zbyt mocno. I choć mnie to brzmienie nie do końca przypadło do gustu, to i tak odbyłem z Liberty Air 2 sporo ciekawych muzycznych podróży Z radością wróciłem na nich do płyt Immortal Technique czy Fugees. Zawędrowałem także do świata mocnej elektroniki. I to właśnie miłośnikom takich brzmień, czyli rozmaitych odmian elektroniki oraz rapu, polecam te słuchawki najmocniej.
Choć do tej siódemki zdecydowanie można dopisać nie takiego małego plusa. A miłośnicy mocnego basu niech dodadzą jeden punkt i znaczek rekomendacji.
A co z obiecanym zakończeniem historii? Będzie trochę banalne. Liberty Air 2 po prostu pokazują, że sprzęt mniej rozpoznawalnych marek także może namieszać na wyższych szczeblach konsumenckiego rynku audio. Moim zdaniem to dobra informacja. Mocno zaciskam kciuki za markę SoundCore i czekam na kolejne produkty, które być może także uda się zrecenzować.
Mam liberty pro 2 i jestem bardzo zadowolony… Wydaje mi się że grają lepiej niż nie qc35ii
Nie miałem – niestety – okazji ich sprawdzić. Ale konstrukcja wydaje się bardzo ciekawa. Z wielu recenzji można zresztą wyczytać, że to dobry sprzęt o świetnej relacji jakości do ceny. 🙂