W swojej bogatej ofercie telewizorów chińsko-holenderski Philips ma aż trzy serie OLED-ów zaczynających się cyfrą „8”: 805, 855 i 865. Po zbadaniu 55-calowego modelu z serii 805, dziś czas na test modelu z serii 855, i to w większym, 65-calowym rozmiarze. Czy będzie różnił się od modelu z serii 805? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie jak zwykle w recenzji poniżej.
Philips 65OLED855 jest telewizorem OLED z ekranem o rozdzielczości 3840 na 2160 pikseli. W trakcie testu pracował pod kontrolą oprogramowania w wersji TPM191E_R.101.001.123.008 i systemu Android 9. Telewizor wyprodukowano w Polsce w sierpniu 2020 roku, a testowaliśmy urządzenie pochodzące nie z działu PR producenta, lecz fabrycznie nowy egzemplarz sklepowy.
Z punktu widzenia stylistyki 65OLED855 jest niewątpliwie czymś bardzo atrakcyjnym, nic więc dziwnego, że otrzymał wyróżnienie Red Dot.
Telewizor wygląda tak, jak gdyby wzięto ekran z modelu 55OLED805 i osadzono go nie na parze nóżek, lecz na centralnej metalowej podstawie.
To właśnie chromowana podstawa (która, notabene, jest obrotowa, a więc bardzo praktyczna w nasłonecznionych pomieszczeniach) nadaje telewizorowi szyku i będzie przyciągać wzrok oglądających. Może nawet więcej niż przyciągać – powiedziałbym, że nawet przykuwać. Fakt, że jest piękna, ale to piękno ma też swoją drugą, mniej atrakcyjną stronę. Co mam na myśli? Obejrzyjcie film poniżej, to się dowiecie.
Jeżeli po obejrzeniu tego filmu uważasz, że odblaski mogłyby Ci przeszkadzać, mam dla Ciebie dobrą wiadomość: prawdopodobnie antycypując ww. kontrowersje, Philips przygotował dodatkowy wariant tego telewizora, w którym podstawę pokryto (częściowo) skórą, co zmniejszy ilość odblasków. Ten „skórkoled” zowie się 65OLED865.
Dla zainteresowanych: szerokość bocznego obramowania ekranu wynosi 10 mm, a szerokość samej ramki – 2 mm. Z kolei szerokość podstawy wynosi 798 mm.
Jeśli chodzi o pilota zdalnego sterowania, to został zaprojektowany całkowicie od podstaw. Ma on ścięte końcówki, z których dolna jest metalowa (ot taki „luksusowy akcent”). Białe napisy na ciemnych klawiszach są mocno kontrastowe, dzięki czemu nie ma problemów z rozpoznawaniem do czego służy dany klawisz, co nie było takie łatwe w pilotach ubiegłorocznych.
W przeciwieństwie do rozwiązań konkurencji, gdzie samo poruszenie pilotem włącza podświetlenie przycisków, w pilocie Philipsa podświetlenie aktywuje się dopiero po wciśnięciu dowolnego przycisku. Takie rozwiązanie z jednej strony przedłuża czas pracy baterii, ale z drugiej strony nie jest idealne bo łatwo możemy wcisnąć nie ten przycisk, który chcemy. Podświetlenie świeci się dość krótko, bo zaledwie 2 sekundy, ale efekt i tak jest wspaniały.
Obsługa pilota wymaga pewnego przyzwyczajenia, ale po krótkim okresie „zaznajamiania się” nie miałem z nim żadnych problemów.
Ogólną stylistykę i wykonanie telewizora oceniam wysoko, choć praktyczność odblaskowej podstawy pozostaje kwestią dyskusyjną. Dlatego też prywatnie seria 805 podoba mi się bardziej. No, ale przecież de gustibus…
Zgodnie z oczekiwaniami 65OLED855 posiada wyświetlacz OLED typu RGBW (WOLED) pochodzący od LG Display. Charakterystyczną cechą tych wyświetlaczy jest czwarty biały subpiksel, który świeci niefiltrowanym białym światłem emitowanym przez organiczne warstwy panelu.
Podobnie jak w modelu 55-calowym w ustawieniach fabrycznych trybu film (6397K) reprodukcja barw przez Philipsa 65OLED855 była wy-bit-na. Na treściach SDR średni błąd odwzorowania testowej próbki kilkudziesięciu barw wyniósł zaledwie 0,8, co plasuje Philipsa w trójce kolorystycznie najwierniejszych telewizorów, jakie testowałem w 2020 roku!
To świetny wynik, który, notabene, osiąga telewizor w ustawieniach fabrycznych, a nie dopiero po kalibracji.
Tak jak w innych OLED-ach, pod kątem daje się zauważyć pewna zmiana odcienia, co widać szczególnie na dużych jednolitych powierzchniach, jak w kadrze ze słynnej reklamy Apple’a.
Oczywiście nie jest to duży problem, ale warto o tym wspomnieć, bo wielu dziennikarzy w ogóle tę kwestię pomija w swoich recenzjach.
Pokrycie przestrzeni UHDA-P3 (CIExy) wyniosło 94-95% (zależnie od ustawień funkcji HDR Perfect), co jest bardzo dobrym wynikiem.
Reprodukcja barw w trybie HDR była akceptowalna, choć błędy były większe niż w trybie SDR.
Na szczęście po zmianie opcji HDR Perfect z niezbyt korzystnej, domyślnej wartości fabrycznej „minimum” na dużo lepszą „maksimum” błędy zauważalnie spadły (średni z 4,8 na 2,9).
Pomimo tego potencjalnym użytkownikom, zwłaszcza tym wymagającym, zalecam profesjonalną kalibrację, a dlaczego, tego dowiecie się w sekcji poniżej.
Jeżeli ktoś decyduje się na telewizor OLED ze względu na „legendarną czerń, o której krążą legendy”, to Philips 65OLED855 go nie zawiedzie. Podobnie jak w 55OLED805 czerń była smolista, głęboka, absolutna oraz niezmącona pasami czy rozjaśnieniami. W testowanym egzemplarzu przyczerniowe szarości (od 1 do 5%) były czyste, tj. pozbawione widocznego gołym okiem paskowania (co innego okiem aparatu).
Podobnie jak w 55OLED805, w ustawieniach fabrycznych trybu HDR naturalny obraz był ciemniejszy, niż być powinien. Gdy generator obrazów wysyłał do telewizora stuprocentową biel, Philips 65OLED855 generował zaledwie 334 cd/m^2 (!), co widać na wykresie poniżej.
Jest to wynik dość zaskakujący, bowiem większość OLED-ów w ustawieniach fabrycznych świeci z luminancją powyżej 500 cd/m^2. Philips 65OLED855 też może świecić jaśniej, ale nie w ustawieniach fabrycznych, tylko po zmianie kilku opcji w menu. Oto co należy zrobić:
Po ww. zmianach mocno konserwatywnie ustawiona luminancja (jasność) wzrośnie z 334 do 552 cd/m^2, a zdławiony przez HDR Perfect telewizor zaczyna „błyszczeć”.
To ciekawe, że ww. zmiana daje przyrost aż o 65% (słownie: sześćdziesiąt pięć procent)! Jak widać, warto trochę pomajstrować przy ustawieniach fabrycznych, które rzadko kiedy są optymalne, i to nie tylko w Philipsach, lecz także w telewizorach innych marek.
Choć oficjalnie nie wiem, dlaczego inżynierowie Philipsa tak dławią jasność swoich OLED-ów w ustawieniach fabrycznych, domyślam się, że może tu chodzić o wydłużenie żywotności organicznego wyświetlacza.
Po przeprowadzeniu powyższych zmian i podniesieniu poziomu czerni o kilka oczek uzyskałem efekt, jak na poniższych ujęciach (Alita: Battle Angel, 2019, 4K/HDR10+):
Było naprawdę nieźle (dużo lepiej niż w ciemnych ustawieniach fabrycznych), ale nadal pozostawał do rozwiązania jeden problem – gubienie bardzo ciemnych detali w czerni (ang. black crush). Otóż powyższa galeria kończy się w chwili gdy para głównych bohaterów zbliża się do budynku. Alita nie mogła wejść do środka – wszedł tam tylko Dr. Dyson. Po wejściu po lewej stronie widać było rząd robotów-strażników, których detale zlewały się z ciemną ścianą za nimi. Niestety, w filmie tym, który wykorzystuje dynamiczne metadane (HDR10+), nie okazały się one „magicznym panaceum” i nie zagwarantowały wiernego odzwierciedlenia tej sceny, co oznacza, że krzywą PQ telewizora trzeba skalibrować ręcznie, co też usilnie zalecam.
Na koniec zwracam jeszcze uwagę, że czujnik światła jest fabrycznie włączony we wszystkich stylach (tj. trybach) obrazu oprócz isf (w AI nie ma tej opcji, ale nie sprawdzałem, czy czujnik działa w tle, tj. w ukryciu). W związku z czym użytkownicy nielubiący automatyki, lecz preferujący ustawienia manualne, powinni pamiętać, aby wyłączyć czujnik światła, co da większą kontrolę nad telewizorem.
Po dokonaniu korekt opisanych w powyższym akapicie, w ustawieniach telewizora, w trybie HDR film na planszy 10% maksymalna luminancja po 3 (słownie: trzech) minutach pomiaru wyniosła 664 cd/m^2.
Przebieg luminancji w czasie był stabilny – podczas 180-sekundowego pomiaru powoli, acz nieustannie rosła od początkowych 554 cd/m^2 do końcowych 664 cd/m^2. Jest to wynik dobry, choć zauważalnie niższy od najlepszych OLED-owych rywali. Ponieważ wcześniej testowany 55OLED805 zachowywał się bardzo podobnie, wyciągam wniosek, że dla inżynierów Philipsa priorytetem jest żywotność organicznego panelu, a nie jasność maksymalna.
Dlatego mam do wszystkich prośbę: jeśli usłyszycie, że ktoś twierdzi, że wszystkie OLED-y świecą tak samo („no bo przecież panel jest taki sam, od LG Display, no nie?!”), dajcie mu do poczytania niniejszą recenzję. Może po niej się zreflektuje i przestanie gadać bzdury. Każda gospodyni domowa wie, że składniki to jedno, a umiejętność upieczenia z nich smacznego ciasta to już coś zupełnie innego.
W tej dziedzinie Philips 65OLED855 zachowuje się praktycznie identycznie jak przetestowany wcześniej model 55OLED805, tak więc aby się nie powtarzać, po szczegóły odsyłam Was do jego recenzji.
Philips 65OLED855 ma najprawdopodobniej identyczne lub niemal identyczne przetworniki jak model 55OLED805, w związku z czym spodziewałem się tej samej jakości brzmienia.
Jednakże byłem w błędzie, bo 65OLED855 zagrał lepiej. Oto, com napisał w notatkach testowych:
Najbardziej mnie zaskoczyło to, że bas nie był tak sztywny i twardy jak w 55OLED805, lecz przeciwnie: miękki, nawet mięsisty i miał niezłego kopa, pomimo że specjalnie telewizora nie docierałem i podobnie jak w 55OLED805 test fonii przeprowadziłem zaledwie po kilku dniach od pierwszej instalacji.
W sumie uważam, że jakość brzmienia jest jedną z głównych zalet 65OLED855. Dzięki Philips. Tak trzymać!
I jeszcze jedno: DTS Play-Fi. To się może przydać w przyszłości, gdy ten format się rozpowszechni.
Warto zaznaczyć, że:
Philips 65OLED855 jest telewizorem nieco innym niż pozostałe OLED-y. Z wyglądu niezwykle atrakcyjny, lecz odmienny od mniejszego 55OLED805, pod względem technicznym podobny, chociaż nie taki sam. W ustawieniach fabrycznych 65OLED855 jest jak nieoszlifowany diament, który będzie błyszczał dopiero po profesjonalnej kalibracji. I to właśnie po niej mogę go Wam polecić z czystym sumieniem.
Wersja 805 to ten sam telewizor tylko na innych nóżkach 😀
Bardzo fajny OLED – osobiście uwielbiam połączenie tej matrycy i poświaty ambilight. Dzięki za informacje o kalibracji – mi fabryczne ustawienia się podobają, jednak warto wiedzieć, że można je jeszcze podkręcić 😀