Nie zmieniono jedynie dźwięków i soundtracków. Ja bynajmniej nie wyobrażam sobie innej mowy Marines, pomruków Zergów, ani wzniosłych deklaracji u Protossów. Zachowano także wszystkie specjalności jednostek. Oznacza to, że Arbiter wciąż będzie zamrażać wybrane cele, Królowe spowolnią przeciwników splunięciem, a Tropiciel porazi wroga śmiercionośnym promieniem.
Co tu dużo mówić, zabawa jest przednia, a StarCraft: Cartooned doczekał się już nawet oficjalnych mistrzostw. Metamorfoza strony wizualnej nie tylko nie uszczknęła z gry ani krzty możliwości, lecz tchnęła w nią dużo świeżości.
Może dlatego tkwię w swym przekonaniu, że nie traktuję modów do gier jako czegoś złego. Jeśli jest nieudany, oczywiście trzeba o tym mówić, ale StarCraft: Cartooned jest modem pomysłowym, nietuzinkowym, przezabawnym. Moje wspomnienia z lat nastoletnich nie legły w gruzach, a ja, mając lat ponad 30, wciąż świetnie się bawię.