Seria gier Metro – rosyjska postapokalipsa, na jaką czekałem?

Siedząc na przegniłej drewnianej skrzynce, przyglądałem się moim kompanom. Aleksiej czyścił swój niezawodny karabin, Misha dorzucał paletowe deski do ogniska a Oles grał na poobijanej gitarze stare rosyjskie pieśni ludowe. Gdy z ciemności ponurego, mrocznego tunelu dobiegło przeraźliwe wycie, wiedzieliśmy, że pora na nas. Dopiłem ostatni łyk palącego gardło trunku z metalowego przedwojennego kubka i założyłem maskę. To będzie kolejny ciężki dzień walki o przetrwanie w moskiewskim metrze.

10-lecie serii gier Metro

Z okazji 10 rocznicy wydania pierwszej części gry z uniwersum Metro postanowiłem odkurzyć wszystkie jej edycje. W ciągu ostatnich kilku miesięcy przeszedłem Metro 2033, Metro Last Light oraz Metro Exodus wraz z DLC. Bardzo podobały mi się produkcje spod znaku Follout, a w szczególności pierwsze 3 odsłony, szukałem jednak nieco innego klimatu, bardziej europejskiego. S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla, o którym swego czasu napisałem artykuł z serii Gry stare, ale ciągle jare był fantastycznym tytułem, jednak naszpikowanym błędami i niezbyt trafionymi rozwiązaniami.

Metro 2033, stworzone przez kilka osób z zespołu odpowiedzialnego za pierwszą część S.T.A.L.K.E.R.-a, sprawiało wrażenie znacznie odbiegającego klimatem i gameplayem od innych gier z gatunku postapo. Szczególnie umiejscowienie gry w moskiewskim metrze bardzo mi się spodobało.

Z racji tego, że właśnie ukończyłem ostatni dodatek fabularny do Metro Exodus, postanowiłem podzielić się swoimi przeżyciami i zastanowić nad tym, jak powinna wyglądać kolejna część serii. Nie martwcie się, w tekście nie znajdziecie spoilerów.

Metro 2033 – początek podróży Artema

Pierwsza odsłona serii Metro bardzo przypadła mi do gustu. Czy to za sprawą fantastycznego designu klaustrofobicznych lokacji, zdawkowej muzyki czy też niezłej grafiki, wszystko wydawało się w tej grze być na swoim miejscu. Zdecydowanie wybór liniowo poprowadzonej fabuły sprawdził się w tym tytule wyśmienicie. Pozwolił twórcom oddać stosowny hołd książkowemu pierwowzorowi, dodając jednocześnie garść własnych historii i rozwiązań.

Grę ogrywałem w wersji Redux z poprawioną grafiką i z dodaną mechaniką modyfikacji broni, znaną z kolejnej części, nazwanej Last Light. Urozmaiciło to rozgrywkę, dodając możliwość stworzenia właśnego wariantu ulubionego karabinu stosownie do potrzeb.

Metro 2033, mimo ulepszonej i poprawionej wersji, posiadał jednak całe zatrzęsienie błędów, które mocno mnie irytowały. Oszukująca sztuczna inteligencja, urywające się dialogi, blokujące się na przeszkodach postacie czy też błędy w odtwarzaniu animacji – to tylko niektóre z problemów tej gry. Całe szczęście żaden z nich nie przeszkodził mi w ukończeniu tytułu i zobaczeniu napisów końcowych.

To, co zdecydowanie najbardziej mi przeszkadzało w grze, to strasznie drewniane dialogi. Przemierzając brudne, zalane, radioaktywne tunele metra i walcząc o każdą sztukę amunicji, wczuwałem się w ten niesamowity, nadnaturalny świat. Z immersji wybijały mnie jednak teksty bohaterów, za każdym razem brzmiące podobnie do nieco bardziej emocjonalnych komunikatów na stacjach kolejowych.

Mimo wszystko gra pozostawiła mnie z pewnym niedosytem. Wiedziałem po niej, że chcę więcej!

Metro Last Light – więcej, ładniej, dłużej, lepiej

Last Light jest kontynuacją Metro 2033 i ukazuje wydarzenia dziejące się bezpośrednio po pierwowzorze. Już od pierwszych chwil wiedziałem, że gra otrzymała znacznie większy budżet na produkcję, niż pierwsza część. Widać to było w projekcie postaci, w ogólnej grafice, animacjach i klimacie. A właśnie klimatem te gry stoją!

Bardzo spodobała mi się różnorodność lokacji. Oczywiście główne skrzypce wciąż odgrywają zatęchłe tunele metra, mogłem jednak pozwiedzać więcej miejsc na powierzchni. Najbardziej zachwycił mnie zniszczony i opuszczony most, przez który musiałem się przedostać. Panorama zrujnowanego miasta przyprawiała o ciarki, tak samo jak niskie zimowe temperatury.

Większa różnorodność gry, poprawione niektóre błędów poprzedniej części i ogólnie wyższa jakość Last Light w porównaniu do pierwowzoru nie uchroniły jednak tytułu przed pewnymi wadami. Tak samo jak w przypadku pierwszej części, tak i tutaj historia opowiadana jest za sprawą przydługawych, nużących i strasznie drętwych dialogów. Okazjonalne błędy w fizyce gry czy też wywalanie do pulpitu także mi się zdarzyło.

Jest to jednak zdecydowanie jedna z lepszych kontynuacji znanej serii gier, z jaką się spotkałem. Bardzo przypadła mi do gustu możliwość modyfikowania broni, klimatyczne lokacje, ulepszony model strzelania oraz wstawki filmowe, ukazujące historię Moskwy. Zabrakło jej zwyczajnie trochę wyższego budżetu i ostatecznego szlifu.

Metro Exodus – masowa emigracja, ale w złym kierunku

Muszę przyznać, że gdy zobaczyłem zapowiedź Metro Exodus na E3 w 2017 roku, to mocno mnie ta produkcja zaintrygowała. Między innymi po tym trailerze skusiłem się także na ogranie całej dostępnej trylogii. Twórcy obiecywali ogromny świat, rozbudowaną historię wraz z nowymi mechanikami rozgrywki. Przede wszystkim jednak na pierwszy plan wychodziła prawdziwie nextgenowa oprawa graficzna.

Po skończonym dodatku Sam’s Story mogę  stwierdzić, że przynajmniej część tych zapewnień została spełniona. Owszem, gra jest dość długa (łącznie ze wszystkimi dodatkami przejście jej zajęło mi około 40 godzin), ma także elementy otwartego świata. Grafika także została zdecydowanie poprawiona względem poprzedniczek.

Szczegółowe tekstury i modele oraz oświetlenie wspierane przez Ray Tracing poprawiły wygląd gry. Widać jednak gołym okiem, że duże ambicje twórców nie pokryły się z budżetem na tę produkcję. Owszem, Exodus potrafi być przepiękny, w wielu miejscach natrafia się jednak na całą masę takich samych, wielokrotnie używanych modeli czy nawet całe elementy otoczenia. Źle wyglądają animacje postaci z animacjami twarzy na czele. Mimo szczegółowych tekstur, modeli postaci modeli broni oprawa graficzna jest zwyczajnie bardzo nierówna. 

Świat gry wypełnia cała masa dialogów między przeróżnymi postaciami, które tak jak w poprzednich częściach, są równie drewniane jak typowa szopa 40 lat temu. Znacznie rozbudowane mechaniki rozgrywki, z rozwiniętym craftingiem na czele są miłym dodatkiem, ale takie rozwiązanie zmusiło mnie do grzebania w każdym zakątku mapy, odrywając się od głównego dania, jakim jest fabuła.

Wprowadzenie dość sporych otwartych obszarów, po których można przemierzać pieszo i jeździć samochodem, prezentują się bardzo ładnie. Znacznie spowalniają jednak rozgrywkę i widać, że zostały stworzone na modłę współczesnych gier z otwartym światem. Oprócz dosłownie garści znaczących punktów na mapie, posuwających fabułę do przodu, cała ta przestrzeń została wypełniona obszarami, w których zdobywa się jedynie lepszy ekwipunek i zasoby.

Exodus posiada także archaiczne sekwencje, jak chociażby strzelanie na szynach czy też momenty, w których musiałem przebijać się przez setki przeciwników niczym Rambo. Byłem tym tytułem tak zmęczony, że pod koniec gry chciałem go zwyczajnie skończyć i odinstalować.

Rozumiem, że twórcy chcieli zaoferować produkcję ładniejszą i większą niż wszystko, co do tej pory stworzyli. Mam jednak wrażenie, że zasoby poszły głównie w sztuczne wydłużenie produkcji i jej marketingowe napompowanie. Ucierpiał na tym także klimat. Nie spodobała mi się zamiana klaustrofobicznych i przerażających tuneli metra, czy też zrujnowanych ulic Moskwy na pustynie i lasy.

Oczekiwałem czegoś więcej

Po przejściu Metro 2033 ogrywając kolejne odsłony serii, oczekiwałem znacznego skoku jakościowego. O ile Last Light rzeczywiście poszło we właściwym kierunku, oferując rozwiązania bardziej ewolucyjne niż rewolucyjne, tak Exodus był dla mnie jak Kevin sam w Nowym Jorku. Niby to wciąż znany i lubiany Kevin, a sam film miał znacznie większy budżet, nie ma jednak podejścia do oryginału.

Gdzieś w tej pogodzi za ściągnięciem jak największej grupy graczy i pokazaniu możliwości technicznych zagubiła się esencja serii. Mroczne, paranormalne i przygnębiające lokacje, nawiedzane przez duchy cywili i przejęte przez mutanty w pierwszych dwóch odsłonach budowały rewelacyjny obraz świata po wojnie atomowej. Exodus nie jest już tak mroczny i przytłaczający.

Pierwsze dwie części również nie są moim zdaniem najlepszymi grami w klimatach postapokalipsy. Brakuje im szlifu niemal pod każdym względem, a historia opowiadana poprzez dialogi postaci i znajdywane notatniki bywa męcząca. Mimo to polecam tę serię jako odskocznię od większych produkcji.

Co dalej z Metro?

Zakończenie głównego wątku fabularnego Metro Exodus jasno wskazywało na to, że powstanie jeszcze przynajmniej jedna gra w tym uniwersum, kontynuująca przygody Artema. Niedawno potwierdzili to także twórcy na oficjalnej stronie gry. Nie wiadomo natomiast, kiedy nowa produkcja zostanie zaprezentowana.

Studio udostępniło także materiał ukazujący linię czasową produkcji stworzonych w uniwersum Metra. Zapowiedzieli również wydanie zremasterowanej wersji Exodusa na konsole nowej generacji.

Fani czekają jednak na zupełnie nową produkcję. Twórcy przebąkują już o wprowadzeniu rozbudowanego multiplayera czy też nowych mechanikach. Takie gry, jak Metro, stoją natomiast rozgrywką dla pojedynczego gracza i mam nadzieję, że w kolejnej odsłonie serii naprawią wszystkie błędy poprzedniczek. Multiplayer może być fajnym dodatkiem, przedłużającym żywotność gry, nie zastąpi jednak „mięsistej” fabuły okraszonej świetnie zaprojektowanymi lokacjami.