Prawo do naprawy, które wcale nie jest takie pewne

Czasy mamy takie, jakie mamy. Cytując klasyka, kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie mamy, by zaimponować ludziom, których nie lubimy. Jakby tego było mało, nie możemy tych rzeczy naprawiać lub chce się nam prawnie tego zabronić. Prawo do naprawy nie jest już pewne.

O co chodzi z tym prawem do naprawy?

Wydaje się, że sprawa jest prosta i nie trzeba jej tłumaczyć. Przecież jak coś mamy, jest nasze, zapłaciliśmy za to, uiściliśmy wszelkiej maści cła, podatki, opłaty skarbowe i przesyłowe i to jest z prawnego i fizycznego względu nasze to możemy to naprawić jak nam się zepsuje. Niestety rzeczywistość nie wygląda już tak kolorowo. To, że coś mamy, nie znaczy że możemy to sobie naprawić, a przynajmniej naprawić niektórych elementów tego co mamy. Na przykład oprogramowania nie możemy naprawić, bo jest opatentowane, własnościowe i nie możemy do niego zajrzeć.  To stan gry na dziś.

prawo do naprawy nie jest pewne
Musimy zacząć walczyć o coś co wydaje się nam oczywiste. Prawo do naprawy takim już nie jest.

Prawo do naprawy w Wielkiej Brytanii

Już od lata tego roku Brytyjczycy uzyskają prawo do naprawiania rzeczy, które kupują. Tak. Poszli do pracy, dostali wypłatę, kupili przedmiot i już od wakacji będą go mogli zgodnie z prawem naprawić. Z artykułu Huffington Post wynika, że teraz nie jest to do końca unormowane. Fight Club pełną gębą.

Według nowego ustawodawstwa części zamienne mają być teraz dostępne dla klientów, co ma pozwolić na przedłużenie żywotności produktów do 10 lat. Ma to być również walka z postarzaniem produktów. Ciekawa sprawa. Jeszcze 15 lat temu była to teoria spiskowa i za opowiadaniem o tym głośno dostawało się łatkę „foliarza”. Teraz już można o tym mówić i pisać.

Oczywiście oblane jest to sosem troski o elektrośmieci, zmniejszeniem śladu węglowego, eko-przyjaznością i wszystkim, bez czego poprawna politycznie ustawa obejść się nie może.

Nikt jednak nie zastanawia się nad istotą rzeczy. Co z tego, że będę mógł naprawić pralkę, w której zepsuł się mały potencjometr lub przycisk, jeśli cały moduł sterowania zalany będzie epoksydem i go nie rozbiorę. Wymienić trzeba będzie cały moduł, który będzie horrendalnie drogi. To jest przykład z życia wzięty, o którym opowiadał mi pan naprawiający pralkę. Na szczęście u mnie był to tylko wężyk. Tego jeszcze nie zakazali wymieniać. Swoją drogą Pan ten epoksyd ciął i jakoś ludziom pralki naprawiał, ale mówi, że jego dni są policzone.

prawo do naprawy john deere
W USA trwa batalia rolników o prawo do naprawy własnego sprzętu.

W Stanach Zjednoczonych już ten temat grali

Sprawa stała się głośna po tym jak John Deere zabronił naprawy swoich traktorów amerykańskim farmerom jeszcze w 2018 roku. Każda naprawa musiała odbywać się poprzez autoryzowanego dealera. Rolnikom zakazano ingerowania w ustawienia silnika, dokładania nowych modułów do starego traktora i dostosowywania swoich pojazdów do nowych wymogów ekologicznych na własną rękę.

Wisienką na torcie jest oczywiście oprogramowanie, które jest patentowane, prawnie chronione, a bez niego często naprawa jest nieskuteczna. Co z tego, że umiesz wymienić moduł swojego pojazdu, skoro sterownik silnika musi być zaprogramowany z nowym modułem, a bez własnościowego oprogramowania obsługowego jest to niemożliwe. Mamy Cię!

John Deere nie był tu oczywiście jedyny. Ford swego czasu pozywał niezależnego producenta o to, że ten miał czelność zawrzeć w swoim urządzeniu diagnostycznym listę części zamiennych…

Jakby tego było mało, producenci zbierają również coraz większa liczbę danych o naszych samochodach, danych potrzebnych do naprawy i takich, które można wykorzystać i inaczej. Wszak samochody też są teraz smart i wszystko muszą wiedzieć. Dostępu do tych danych również próbuje się zabronić. Batalie sądowe w USA trwają non stop, a prawo nie zabezpiecza jeszcze użytkownika.

prawo do naprawy subskrypcje
Subskrypcje wciągają nas coraz głębiej.

A gdzie jest sedno problemu?

Sedno drogi czytelniku jest w Fight Clubie. I w Tobie. Godzenie się na wygodę zamiast wolności powoduje, że wolności mieć już nie będziesz, a wygodę i tak zabiorą. Wszystkie udogodnienia podtykane nam pod nos mają sprawić, by żyło nam się lepiej i by w brzuszkach naszych motylki tańczyły taniec wiosny.

Ciemna strona tego przedsięwzięcia jest niestety nieporuszana. Przyzwyczajamy się do usług, narzędzi, rzeczy, które zaczynają nam się wydawać niezbędne do życia. Płacimy za nie naszą prywatnością, bo przecież nie portfelem, wszak są za darmo. Alternatywnie wykupujemy stos niewielkich abonamentów, które zsumowane ustawicznie drenują naszą kiesę na rzeczy nieważne. Nie zauważyłeś drogi czytelniku, że coraz większa ilość oprogramowania przechodzi na miesięczną subskrypcję (Office, Adobe)? Ten trend będzie narastał.

prawo do naprawy otwarte oprogramowanie
WOlne i otwarte oprogramowanie daje nam możliwość naprawy urządzeń we własnym zakresie.

Jest ratunek?

Oczywiście, że jest. Trzeba na przykład głosować swoim portfelem i iść tam, gdzie nam się wolności nie odbiera. Dodatkowo najlepiej stosować otwarte oprogramowanie. Otwarty kod, na otwartej licencji, z możliwością wglądu w niego i jego zmian pod nasze potrzeby, pozwoli nam przynajmniej część rzeczy odwojować.

Pewnie, że będzie mniej wygodnie, ale za to zachowamy możliwość decydowania o swoim losie. Można tutaj sparafrazować Benjamina Franklina: Ludzie, którzy dla tymczasowej wygody rezygnują z podstawowych wolności, nie zasługują ani na wygody, ani na wolność. What say you?