Prawo do naprawy w Wielkiej Brytanii
Już od lata tego roku Brytyjczycy uzyskają prawo do naprawiania rzeczy, które kupują. Tak. Poszli do pracy, dostali wypłatę, kupili przedmiot i już od wakacji będą go mogli zgodnie z prawem naprawić. Z artykułu Huffington Post wynika, że teraz nie jest to do końca unormowane. Fight Club pełną gębą.
Według nowego ustawodawstwa części zamienne mają być teraz dostępne dla klientów, co ma pozwolić na przedłużenie żywotności produktów do 10 lat. Ma to być również walka z postarzaniem produktów. Ciekawa sprawa. Jeszcze 15 lat temu była to teoria spiskowa i za opowiadaniem o tym głośno dostawało się łatkę „foliarza”. Teraz już można o tym mówić i pisać.
Oczywiście oblane jest to sosem troski o elektrośmieci, zmniejszeniem śladu węglowego, eko-przyjaznością i wszystkim, bez czego poprawna politycznie ustawa obejść się nie może.
Nikt jednak nie zastanawia się nad istotą rzeczy. Co z tego, że będę mógł naprawić pralkę, w której zepsuł się mały potencjometr lub przycisk, jeśli cały moduł sterowania zalany będzie epoksydem i go nie rozbiorę. Wymienić trzeba będzie cały moduł, który będzie horrendalnie drogi. To jest przykład z życia wzięty, o którym opowiadał mi pan naprawiający pralkę. Na szczęście u mnie był to tylko wężyk. Tego jeszcze nie zakazali wymieniać. Swoją drogą Pan ten epoksyd ciął i jakoś ludziom pralki naprawiał, ale mówi, że jego dni są policzone.