Kilka szybkich modyfikacji i…
Jak donosi New Scientist, naukowcy ze Stanford University w Kalifornii zmodyfikowali zwykły komercyjny panel słoneczny, dodając do niego generator termoelektryczny, czyli urządzenie pozwalające na konwersję energii cieplnej na elektryczną. Co z tego wynika?
Według wyliczeń panele słoneczne skierowane nocą w kierunku czystego nieba (oho, znowu ta pogoda…, czyli u nas raczej kiepsko to widzimy), to tak skonstruowany układ generował około 50 miliwatów na metr kwadratowy panelu słonecznego. Jak widać, nie są to wartości powalające, ale podobno da się na tym odpalić lampę ledową lub ładowarkę telefonu.
Jeśli spojrzymy na to chłodną głową, to zysk energetyczny jest mizerny. Może jakaś duża farma fotowoltaiczna mogłaby nocą generować część swojego oświetlenia, ale to w sumie tyle. Naukowcy zarzekają się, że układ da się poprawić i że może być skalowalny do programów komercyjnych, ale póki co nie ma informacji o tym, by klienci walili drzwiami i oknami. Czy zatem ten projekt i jemu podobne nie mają sensu? Otóż mają!
My stoimy na stanowisku, że trzeba oddać całemu pomysłowi co cesarskie. Jeśli nie będzie takich pomysłów, eksperymentów i programów, to ludzkość się nie rozwinie, więc nie ma co zbyt dużo śmieszkować z osiągniętych wyników. Za którymś razem naukowcy wpadną na jakieś genialne, łatwe do wprowadzenia i efektywne kosztowo rozwiązanie, które przyniesie realne zyski dla nas wszystkich. Po prostu tym razem się nie udało, ale nie wiadomo, czy doświadczenie zdobyte podczas tego projektu nie zaowocuje w jakimś innym. Trzeba czekać i obserwować. Wiele przełomów spadło na nas znienacka.