Ile moczu potrzeba, żeby naładować smartfon? Być może wkrótce sami będziemy mogli to sprawdzić

Gdy myślimy o alternatywnych źródłach energii, na myśl przychodzą nam najczęściej panele fotowoltaiczne, elektrownie wiatrowe i wodne, rzadziej biomasa. Ale czy ktoś z Was rozpatrywał kiedykolwiek kandydaturę moczu? Tak, dobrze czytacie, siuśki zgłaszają swoją gotowość do ładowania Waszych smartfonów.

Pęcherz pusty, bateria pełna

Projekt „Siusiu” (pee power) nie jest wcale niczym nowym. Dr Ioannis Ieropoulos z Bristol Robotics Laboratory razem ze swoją ekipą testował go już dwa lata temu. Na festiwalu Glastonbury, trwającym przez pięć dni, za pomocą tylko jednego pisuaru i załatwiających się do niego mężczyzn, udało się wytworzyć 300 watogodzin energii elektrycznej.

Nic Wam nie mówi ta liczba? Doktor Ieropoulos łopatologicznie wyjaśnia, że to akurat tyle, by zasilić jedną żarówkę jednowatową przez 300 godzin. Albo 10 żarówek przez godzin 30. Nie są to może nadzwyczaj imponujące rezultaty, aczkolwiek pamiętać trzeba, że technologia ciągle jest w powijakach. Z drugiej strony „ciecz”, na której bazuje, produkujemy niezależnie od tego, czy chcemy wytwarzać prąd, czy nie.

Co takiego sprawia, że toaleta jest w stanie generować stały strumień energii elektrycznej? Mikrobiologiczne ogniwa paliwowe, czyli bloczki, które z zewnątrz mogą przypominać baterie, ale w środku są wypełnione po brzegi kolonią maleńkich żywych stworzeń zwanych mikrobami. Drobnoustroje te są wybitnie niewybredne, jeśli chodzi o swój codzienny jadłospis; wchłaniają wszystko, co da się zakwalifikować jako materię organiczną.

Kiedy się już najedzą, rozkładają materię na związki chemiczne. W efekcie powstają niewielkie ilości energii elektrycznej i ścieki. Technologię tę udało się opracować za pomocą robota specjalnie skonstruowanego przez Ieropoulosa i jego zespół. Robot miał za zadanie „jeść” zgniłe śliwki i martwe muchy, które, przerobione przez mikroby na odpady, zasilały jego akumulator.

sikająca figurka

Skoro ta sztuka się udała, dlaczego by nie spróbować z odpadami pochodzącymi od ludzi?

Tutaj jednak naukowcy stanęli (i dalej stoją) przed nie lada wyzwaniem. Plan jest taki, by tworzyć ogniwa paliwowe, które by można umieszczać w cegłach składających się na ściany „domów przyszłości”. Aby tego dokonać, konieczne jest znaczące zmniejszenie rozmiarów obecnych ogniw.

Takie cegły będą miały za zadanie zamieniać nasze siusiu w energię elektryczną. Im mniejsze ogniwa, tym więcej można ich umieścić w ścianach, a tym samym wyprodukować więcej energii, którą można byłoby zasilać gniazda USB, telewizory, a nawet zmywarki.

Biorąc pod uwagę, że jako ludzie produkujemy dziennie nawet do 2,5 litra „płynnych odchodów”, wspólnymi siłami domownicy byliby w stanie zasilić może nie cały dom, ale znaczną jego część. Poza tym „projekt Siusiu” nie musiałby od razu stanowić jedynego źródła energii. Mógłby być dopełnieniem innych, np. paneli słonecznych czy przydomowych turbin wiatrowych.

Pozostaje zadań pytanie najtrudniejsze, choć fundamentalne: czy to ma szansę się udać? Dr Ioannis Ieropoulos i jego zespół wierzą, że tak, zwracając uwagę, że ich wynalazek w dłuższej perspektywie mógłby być wykorzystywany w biedniejszych krajach do wytwarzania czystej, odnawialnej energii.