Gry stare, ale ciągle jare [#4] – Return to Castle Wolfenstein

Nie tylko relatywnie nowe, kilkuletnie tytuły są świetnymi propozycjami na umilenie sobie wieczoru (czy nawet wielu wieczorów) przed komputerem, ale niemal 20-letnie „starocia” wciąż potrafią dać wiele radości. A mało jest gier z gatunku FPS, które tak mocno wpłynęły na mnie za młodzieńczych lat, jak Return to Castle Wolfenstein.

Historia gry Return to Castle Wolfenstein

Przygody Williama „B.J.” Blazkowicza z 2002 roku są tak naprawdę jednocześnie rebootem i remakiem pierwszej odsłony serii o walce ze zmutowanymi wojskami trzeciej rzeszy, czyli gry Wolfenstein 3D z 1992. RTCW powstał na bazie silnika graficznego id Tech 3, czyli tego samego, na którym działała inna drugowojenna produkcja Medal of Honor: Allied Assault.

Produkcją gry zajęły się dwa studia. Moduł singleplayer przygotowała firma Gray Matter Interactive, za multiplayer odpowiadała za to ekipa Splash Damage. Twórcy trybu fabularnego dla pojedynczego gracza postanowili skorzystać z najróżniejszych źródeł, inspirując się faktami historycznymi, prawdziwymi miejscami, muzyką klasyczną, starymi filmami, a nawet strasznymi historiami i plotkami.

Return to Castle Wolfenstein wojsko wermachtu

I tak nadnaturalne zjawiska występujące w grze wzorowane są na opowieściach o 17-wiecznym zamku Wewelsburg, w którym przebywający w pewnym okresie drugiej wojny Heinrich Himmler miał odprawiać rytuały okultystyczne. Scena przejażdżki wagonikiem górskim jest natomiast mocno wzorowana na scenie ucieczki z więzienia Schloß Adler z filmu Tylko dla Orłów z 1968 roku.

W kilku miejscach podczas kampanii usłyszeć można także Sonatę Księżycową i Do Elizy Ludwiga van Beethovena. W późniejszych etapach gry, gdy przemierza się laboratoria ukryte pod zamkiem Wolfenstein, twórcy do zbudowania wrażenia obcowania z nowoczesną technologią wykorzystali udźwiękowienie z filmu 2001: Odyseja kosmiczna z 1968 roku. Ktoś ze studia musiał bardzo lubić ten okres w dziejach filmografii.

Kolejną ciekawostką związaną z produkcją gry jest nałożona na nią cenzura, dzięki której tytuł mógł mieć swoją premierę na terenie Niemiec. Z powodu bardzo restrykcyjnego prawa odnośnie wykorzystywania symboliki nazistowskiej wszystkie swastyki w grze zostały zamienione na logo dwugłowego orła, gracz walczył nie z nazistami a z tajną organizacją, nazwaną Wilki, która była natomiast dowodzona przez Heinricha Höllera, a nie Himmlera.

Gra osiągnęła gigantyczny sukces nie tylko dzięki trybowi dla pojedynczego gracza, ale w głównej mierze dzięki wyśmienitemu trybowi multiplayer. W późniejszym czasie zostało również wydane samodzielne rozszerzenie, przeznaczone do rozgrywki wieloosobowej, nazwane Enemy Territory. Co najbardziej intrygujące z powodu pewnych zawirowań w produkcji oryginału i dodania rozszerzenia dla pojedynczego gracza, Enemy Territory zostało ostatecznie udostępnione graczom w 2003 roku na zasadzie licencji freeware, czyli całkowicie za darmo. Dzięki temu oraz dzięki świetnemu wsparciu sceny moderskiej gra nawet dzisiaj przyciąga do siebie oddanych fanów po ponad 17 latach od premiery.

Fabuła gry Return to Castle Wolfenstein. O co w niej chodzi?

Gracz wciela się w postać Williama „B.J.” Blazkowicza, członka amerykańskiego wojska, który zostaje przydzielony do specjalnej, tajnej grupy szybkiego reagowania OSA (Office of Secret Actions). Wraz z drugim agentem zostaje wysłany do Egiptu w celu infiltracji wojsk nieprzyjaciela. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że naziści prowadzą tajne i eksperymentalne badania nad wskrzeszaniem ludzkich zwłok. 

B.J. i Agent One chcąc śledzić grupę SS, będącą oddziałem zarządzającym badaniami, przejmują stery samolotu, który niestety zostaje zestrzelony na terenie Austrii. Tam oboje zostają przechwyceni przez żołnierzy wermachtu, zostają zamknięci w zamku Wolfenstein i są poddawani torturom. W ich wyniku ginie współtowarzysz Williama, jemu jednak udaje się uciec, przebijając się przez kolejne zastępy wojsk nieprzyjaciela.

Return to Castle Wolfenstein uboot skradanie się

W końcu trafia on do pobliskiej wioski i dołącza do niemieckiego ruchu oporu. W tym samym czasie do miasta z Egiptu wraca Helga von Bulow, głównodowodząca SS Paranormal Division. Kontynuuje ona swoją pracę związaną z nekromancją, odkopując i poznając tajemnice ukryte w katakumbach tajemniczego kościoła.

Oczywiście naszemu bohaterowi przyjdzie walczyć ze zmutowanymi wojskami, stworzonymi przez Helgę, a także z udanymi eksperymentami wskrzeszenia martwej tkanki. Przeciwników są setki, a z każdym kolejnym etapem stają się oni coraz silniejsi. Blazkowicz nie pozostaje oczywiście dłużny i w jego ręce trafiają coraz to lepsze i bardziej eksperymentalne karabiny, miotacze, a nawet działka energetyczne Tesli.

Return to Castle Wolfenstein niemiecki minigun

Kulminacją krucjaty Williama jest walka z Heinrichem I, ożywionym niemal tysiącletnim lordem, który jeszcze za życia kultywował i uczył się zakazanych praktyk magicznych. Walka jest ciężka, ale w końcu B.J. zwycięża, pokonując główne wskrzeszone monstrum trzeciej rzeszy.

Wymagania sprzętowe – Return to Castle Wolfenstein

Gra miała swoją premierę ponad 18 lat temu, dlatego też jej wymagania sprzętowe jak na dzisiejsze standardy mogą po prostu śmieszyć. Trzeba natomiast pamiętać, że w tamtym okresie jej grafika i projekt poziomów robiły prawdziwą furorę.

  • OS: Windows XP/ Vista / 7 / 8 / 10
  • Procesor: 500 MHz Intel Pentium III albo nowszy
  • Pamięć RAM: 256 MB
  • Karta graficzna: Obsługująca Direct3D i DirectX 8.1, 32MB pamięci VRAM
  • Dysk Twardy: około 500 MB wolnej przestrzeni
Return to Castle Wolfenstein anglia lokacja w grze

Czy Return to Castle Wolfenstein to wciąż dobra gra?

Na potrzeby tego felietonu postanowiłem sobie przypomnieć, jak to niemal 20 lat temu tłukłem się z nazistami w zamku Wolfenstein. Obawiałem się, że będzie to przykre zderzenie sentymentu z rzeczywistością i wysokimi oczekiwaniami. Na szczęście moje obawy były równie bezpodstawne, jak zapewnienia o braku mikropłatności w kolejnych grach mobilnych.

Owszem, teraz grafika bardzo mocno trąci myszką, animacji jest niewiele i są strasznie sztywne a na każdym kroku widać archaizmy minionej epoki strzelanek. Zamiast pełnej albo chociaż częściowej regeneracji zdrowia konieczne jest szukanie apteczek. Nie ma możliwości przycelowania z broni przez muszkę i szczerbinkę. Można zapomnieć o fizyce zniszczeń otoczenia czy w zasadzie czegokolwiek, oprócz dosłownie kilku elementów na mapie.

Return to Castle Wolfenstein tortury początek gry

Już po chwili od odpalenia gry było wiadome, że to gra sprzed prawie 20 lat. I wcale mi to nie przeszkadzało. Tak, niektóre przestarzałe rozwiązania są często irytujące, nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż bardzo jara gra. W tym momencie więcej radości będą z niej czerpać raczej stare dygi i wyjadacze klasyków, gdyż młode pokolenie może się zwyczajnie od niej odbić.

Gra aż ocieka mrocznym i tajemniczym klimatem. Pomimo uproszczonych lokacji wynikających z ograniczeń silnika każda mapa stworzona jest z pomysłem, na każdym kroku poukrywane są jakieś tajne przejścia czy dodatkowe zasoby do odkrycia. Walki z mocniejszymi przeciwnikami podnosiły mi poziom adrenaliny tak samo dzisiaj, jak w momencie pierwszego przechodzenia Return to Castle Wolfenstein. Nowe odsłony serii wyprodukowane przez studio MachineGames są oczywiście świetne i mają na siebie własny pomysł, daleko im jednak do tego mistycyzmu i poczucia skrywanej tajemnicy, którą czułem, przechodząc RTCW.

Return to Castle Wolfenstein samoloty otwarta lokacja

Jeżeli kampania singleplayer kogoś jednak nie interesuje, to może ściągnąć grę Enemy Territory, czyli darmowe, samodzielne rozszerzenie stworzone przez Splash Damage. Na serwerach nawet dzisiaj roi się od zapaleńców, tłukących w ten tytuł od 17 lat.

Gry stare, ale ciągle jare – czyli odkurzanie wirtualnej półki

W serii tekstów „Gry stare, ale ciągle jare” autor stara się przywrócić do świadomości graczy tytuły, które lata swojej świetności mają już za sobą. Osobom niezaznajomionym z danym tytułem przedstawia jego historię, jak wygląda rozgrywka i dlaczego w ogóle warto teraz po niego sięgnąć. Fanów gry natomiast utwierdzi w przekonaniu, że ich miłość do niej pomimo wad jest jak najbardziej uzasadniona i że dobrze co jakiś czas o niej wracać.

Zobacz też inne wpisy z serii Gry stare, ale ciągle jare