Gameplay z Mafia: Edycja Ostateczna – powrót do Lost Heaven po latach

Po miesiącach droczenia się z fanami, serwowania krótkich zajawek i pojedynczych screenshotów w końcu otrzymaliśmy materiał z dużą dawką gameplay’u z Mafii: Edycji Ostatecznej. Widać na nim sporo nowości w grze, ale także dużo znajomych elementów i miejsc. Niestety, nie wszystko jest tak wspaniałe, jakbym chciał.

Miasto Lost Heaven ładniejsze niż kiedykolwiek

Niedościgniony pierwowzór

Oryginalna wersja pierwszej części Mafii miała swoją premierę 18 lat temu i jak na dzisiejsze standardy jej warstwa wizualna… no, po prostu powiedzmy, że „trochę” odstaje. W 2002 roku wyglądała jednak świetnie, chociaż nie grafiką ta produkcja stała. Tysiące graczy pokochały przygody Tommy’ego Angelo za wspaniały klimat ameryki w latach prohibicji. Szczególnie w pamięć zapadł mi fenomenalny soundtrack, a do dzisiaj pod nosem nucę sobie Django Reinhardt – Belleville.

Dlatego na wieść o odświeżonej wersji Mafii moje serce szybciej zabiło, zarówno z podniecenia jak i przerażenia. Bardzo łatwo jest zepsuć taką legendę. Na szczęście kolejne doniesienia i zajawki Edycji Ostatecznej wyglądały naprawdę nieźle. Teraz za sprawą 14-minutowego nagrania z gry, pokazującego rozgrywkę i odświeżone przerywniki filmowe mogłem zobaczyć, co tak naprawdę deweloper Hangar 13 pichcił za zamkniętymi drzwiami.

Ogromny skok jakościowy

Już od pierwszych sekund filmu widać, ile pracy Hangar 13 włożyło w odświeżenie Mafii. Świetnie wyglądają modele postaci, animacje twarzy, udźwiękowienie, ruch kamery i wiele więcej. Szczególnie duże wrażenie robi porównanie Definitive Edition z oryginałem. 

Wersja z 2002 roku zachwycała mnie pod względem szczegółowości, gdzie była możliwość przykładowo odstrzelenia koła w samochodzie czy zniszczenie karoserii kijem baseballowym. W remake’u twórcy poszli o krok dalej, dodając zniszczalne (chociaż w umiarkowanym stopniu) środowisko gry. Sypiące się w drzazgi z drewnianych skrzyń czy rozjeżdżane barykady pięknie wylatują w powietrze.

Znacznie poprawiona została mechanika strzelania, tak samo jak fizyka pojazdów. Nie da się natomiast ukryć, że twórcy wykorzystali nie tylko wiedzę nabytą przy produkcji Mafii 3, ale także żywcem „zerznęli” dużą część animacji i assetów z tejże. Widać to chociażby w sposobie poruszania się głównego bohatera czy tego, jak trzyma broń podczas strzelania i biegania. Dla deweloperów takie użycie gotowych elementów jest zdecydowanie prostsze, przyspiesza produkcję i obniża koszty, ma jednak swoją ciemną stronę.

Mafia: Edycja Ostateczna wymaga dopracowania

Oczywiście ciężko jest mi wypowiadać się na temat produkcji, która jeszcze nie wyszła i w którą nie miałem okazji zagrać, widzę jednak miejsca na przedstawionym gameplay’u, gdzie gra potrzebuje dopieszczenia. Głównym problemem moim zdaniem jest to, że już w Mafii 3 (z której silnika graficznego korzysta odnowiona Mafia „1”), niektóre animacje były zwyczajnie słabo zaprojektowane i „kanciaste”.

Brak szlifu widać przykładowo w momencie, gdy narrator mówi o tym, że Tommy nie jest żołnierzem i nie potrafi tak dobrze posługiwać się bronią. Tymczasem w tym samym momencie na ekranie widać Tommiego skaczącego między osłonami, strzelającego piękne headshoty i przeładowującego Colta 1911 jak prawdziwy zawodowiec. No, może oprócz tego, że przejścia między poszczególnymi animacjami nie są płynne i widać moment, w którym kończy się jedna, a zaczyna druga.

Widzę także, że pracy wymaga AI przeciwników. Biegają po lokacji jak lemingi, stają na środku pomieszczenia strzelając do protagonisty albo chowają się za przeszkodami i w ogóle nie wychylają.

Premiera Mafii: Edycji Ostatecznej już tuż tuż!

Wszystkie zauważone przeze mnie wady można jednak poprawić w aktualizacji. To, co natomiast zawsze było najważniejsze w Mafii, czyli genialny soundtrack i wspaniała gangsterska historia ma pozostać niezmienne.

Mafia Definitive Edition taksówki i tommygun

Premiera Mafii: Edycji Ostetecznej została ustalona na 25 września tego roku, więc w zasadzie już za chwilę produkcja trafi na półki. Nie mogę się doczekać, aż wielokrotnie powtarzając (nie)sławny wyścig, będę rzucał na głos niewybrednymi przekleństwami.