Testowaliśmy Razer BlackWidow X Chroma Ed. Mercury

Trzy miesiące temu otrzymaliśmy od firmy Razer nietypową wiadomość: Cześć, wysyłamy Wam do testów klawiaturę Razer BlackWidow X Chroma Ed. Mercury. Liczymy, że dacie jej wycisk, ale już teraz możemy się założyć, że nie dacie rady jej pokonać. Wchodzicie w to? Takie wyzwania lubimy.

And the tester is…

Mogłoby się wydawać, że klawiaturę gamingową należy dać do testów graczom. Już oni wycisną z niej ostatnie soki! Tyle że w pracy trudno jest grać (choć jesteśmy firmą komputerową, nie robimy tego między 8 a 16), a ewentualna, półgodzinna partyjka w CS:GO lub World of Tanks podczas przerwy to za mało. Taki test po prostu niczego nie udowadnia, chyba się z nami zgodzisz?

Poza tym miał to być test ekstremalny. Doszliśmy więc do wniosku, że akcesorium powinno być użytkowane przez 8 godzin dziennie w sposób bezlitosny. Nie przez dzień, nie przez tydzień i nie przez miesiąc, ale przez cały kwartał.

W naszej firmie szczególną tendencję do rozkładania klawiatur na łopatki mają copywriterzy. Ich głód pisania sprawia, że litery znikają błyskawicznie z klawiszy, a membrany zaskakująco szybko wykazują brak chęci do współpracy. Starcia z Razer BlackWidow X Chroma Ed. Mercury podjął się Piotr Kaleta – nasz Senior SEO Copywriter – i to jemu oddajemy głos.

Mam BlackWidow X Chroma i nie zawaham się jej użyć!

Posunąłem się do rzeczy strasznej – używam Razer BlackWidow X Chroma Ed. Mercury do pisania. Tak, wiem, jest to sprzęt dla graczy i jego przeznaczeniem jest gaming, lecz odkąd mam dzieci, mój kontakt z grami PC został ograniczony do minimum. Taka kolej rzeczy.

Piszę za to dużo. Bardzo dużo. Średnio około 17 000 znaków dziennie (oprócz tekstów także maile wiadomości na Skype i inne), co daje wynik ponad miliona znaków na kwartał. W efekcie klawiatury membranowe odmawiają posłuszeństwa już po pół roku. Poszczególne klawisze przestają reagować, co skutkuje literówkami, generuje poprawki i spowalnia mi pracę.

Jak żyć? Z pomocą przyszła firma Razer, proponując udział w teście. Takiej okazji nie mogłem przepuścić i zgłosiłem chęć przygarnięcia klawiatury na swe biurko. Jak się okazało, nie przyjechała do mnie w pojedynkę, ale w towarzystwie całego zestawu Edition Mercury. Otrzymałem więc:

Żeby nie być gołosłownym, pokazuję, jak wygląda zestaw w komplecie. Przyznaję, że pieści oko 🙂

Zestaw Razer X Chroma Ed. Mercury

Najtrudniejszy pierwszy krok

Darowałem sobie unboxing, bo zrobiła to już nasza ekipa z kanału YouTube. Do obejrzenia materiału zresztą serdecznie zapraszam.

Wracając jednak do BlackWidow X Chroma – musiałem jak najszybciej przestawić się na inny sposób pisania. Nie oznacza to, że na przełącznikach mechanicznych pisze się gorzej. Po prostu pracują one inaczej niż klawisze w klawiaturze membranowej. Zwłaszcza, że dotąd korzystałem z modeli niskoprofilowych. Od teraz w trakcie pisania trzeba było unosić palce nieco wyżej. Właściwie nic kłopotliwego, a palce szybko wdrożyły się do nowego stylu pracy.

Jest głośniej…

Przełączniki mechaniczne mają to do siebie, że są głośne. I wie o tym każdy, kto choć raz kliknął sobie w taki przełącznik. Ale czy powoduje to jakiś dyskomfort pracy? Nie w moim przypadku. Tym bardziej, że słuchawki Razer Kraken, które otrzymałem w zestawie, izolują od hałasu w sposób iście doskonały. Koledzy i koleżanki siedzący obok też się nie skarżą, choć, jak mówią, słychać kiedy pracuję. Cóż, ma to i złe strony, bo od razu wiadomo, że aktualnie siedzę i nic nie robię zbieram pomysły na kolejny tekst.

 ale i wygodniej

Choć cieszyłem się z możliwości testowania BlackWidow X, miałem spore obawy co do komfortu pracy z tą klawiaturą. Testy testami, ale artykuły same się nie napiszą. I tu naprawdę miłe zaskoczenie. Klawisze pracują miękko i wystarczy naciskać je lekko, by zapełniać arkusz literami. Ku mojemu zaskoczeniu na klawiaturze mechanicznej pisze się odczuwalnie lepiej niż na membranowej. Nawet tej niskoprofilowej. Wpływa na to, jak sądzę, wyczuwalny punkt aktywacji, do którego palce samoczynnie się przyzwyczajają. A przynajmniej tak jest w moim przypadku.

Znikł też problem opóźnień, przez który jedne litery pokazywały się na ekranie szybciej od innych, choć palce wstukiwały znaki prawidłowo. Dla mnie był to koszmar.

Klawiatura Razer BlackWidow X Chroma Mercury Edition

Estetyka najwyższych lotów

Jestem minimalistą. Tak w pracy, jak i w domu cenię sobie prostotę aranżacji, dlatego w moim otoczeniu nie ma rzeczy zbędnych. W zasięgu ręki tylko laptop, monitor oraz niezbędne akcesoria. Dlatego kiedy na blacie biurka wylądowała srebrzysta Czarna Wdowa, poczułem, jak spływa na mnie spokój, a mój wewnętrzny perfekcjonista dał znać, że jest usatysfakcjonowany.

Śnieżnobiałe klawisze przyjemnie kontrastują z szarą, metaliczną barwą rtęci (mercure to po angielsku właśnie rtęć). Mało tego, identyczne zestawienie barw znajduje się na myszy, podkładce, jak i słuchawkach. To wszystko razem, w mojej skromnej opinii, genialnie komponuje się kolorystyką naszych x-komowych stanowisk. Wewnętrzny perfekcjonista ponownie zamruczał z uznaniem.

Klawiatura BlackWidow W Chroma na biurku
Razer BlackWidow X Chroma z akcesoriami
BlackWidow X Chroma srebrna z podświetleniem

Podświetlenie daje niesamowity efekt

Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. Owszem, klawiatura podświetliła się od razu po podłączeniu do USB, ale kolor i efekt były ode mnie całkowicie niezależne. Mało tego, mysz wybrała sobie inne ubarwienie, tak samo było ze słuchawkami. Nie było innego wyjścia jak pobrać i zainstalować oprogramowanie Razer Synapse.

Różnokolorowe podświetlenie BlackWidow X Chroma Mercury Ed

I wtedy zaczęła się magia! Spędziłem dobrą godzinę na zabawie z ustawianiem kolorów i motywów, nie mogąc się zdecydować, które podobają mi się najbardziej. Ponad 16 milionów odcieni i 6 motywów wcale nie ułatwiało tego zadania.

W podjęciu decyzji pomógł mi, a jakże, mój wewnętrzny perfekcjonista. Korzystając z jego porad, wybrałem jeden z odcieni błękitu, określając efekt jako static. Dzięki temu zmiana kolorów nie odciąga mojej uwagi i nie rozprasza, co miało miejsce przy efektach przejścia. Statyczny błękit perfekcyjnie trafia też w minimalizm i nie męczy wzroku. Wiem co mówię, piszę na tej klawiaturze 8 godzin dziennie.

Intensywność podświetlenia Razer BlackWidow X Chroma Ed. Mercury

Tydzień później

To wszystko odnotowałem na świeżo, w ciągu pierwszych 7 dni pracy z BlackWidow X Ed. Mercury. Aż płonę z ciekawości, jak te estetyczne, białe klawisze będą wyglądać za miesiąc, a potem po dwóch kolejnych. Jak na razie nie wykazują szczególnej tendencji do zbierania zabrudzeń. Nie widać też na nich kurzu ani odcisków palców. Ponieważ zdarza mi się przekąsić w pracy wafelek, dla lepszego myślenia, parę razy zasypałem klawiaturę kaskadą ciasteczkowych drobinek. Pokruszonych resztek pozbyłem się jednak błyskawicznie. Po prostu przechyliłem akcesorium, a niechciane drobinki szybko zsunęły się z metalowej podstawy. Sądzę, że to ważny aspekt dla gracza, który często podjada przed monitorem. Kiedy jeszcze grałem, tak właśnie robiłem.

O podświetleniu słów kilka – pewnego upalnego popołudnia, gdy promienie słońca szczególnie nam doskwierały, zasunęliśmy rolety. Nastał półmrok i wtedy podświetlenie pokazało swoje piękne oblicze. Efekt na załączonych fotografiach.

Razer BlackWidow X Chroma w ciemności
BlackWidow X Chroma świeci w ciemności

Miesiąc później

Wyrwaliśmy kolejną kartkę z kalendarza, a z firmy Razer przyszedł e-mail z pytaniem: Jak tam testy? Jak wrażenia po 30 dniach użytkowania? Odpowiedź była krótka – rewelacja. Przełączniki nie wykazują najmniejszego zużycia. Ani pod względem jakości pracy, ani wyglądu.

Po miesiącu pracy z BlackWidow X Ed. Mercury wiedziałem już, że nie chcę innej klawiatury. Opanowałem pisanie na niej do perfekcji i znów mogę pisać bezwzrokowo. Wyrobiłem sobie również nawyk odpowiednio wysokiego podnoszenia palców i wróciłem do dawnej szybkości tworzenia tekstów.

Z pozytywnych zmian zauważyłem też, że nie odczuwam już żadnego bólu w palcach. Był to lekki ucisk w opuszkach spowodowany stałym bombardowaniem klawiszy. Teraz już tego nie ma. Palce tańczą po klawiaturze, lekko naciskając na przełączniki. Może to tylko złudzenie, ale wydaje mi się, że klawiatura nie jest już tak głośna, co zauważyli też nie tylko siedzący najbliżej, ale i ci pracujący nieco dalej. Wydaje mi się, że z upływem czasu nauczyłem się nie używać już tak dużo siły do wciskania klawiszy. I dobrze.

P.S.
Przeżyłem chwile grozy. Pod swoją nieobecność pozwoliłem koleżance korzystać z klawiatury. Jak przystało na elegancką kobietę, ma pomalowane paznokcie – ubóstwia przy tym kolor czerwony. Po powrocie zauważyłem, że klawisze noszą ślady czerwonego lakieru w postaci niewielkich pionowych kresek. Użyłem tylko chusteczek nawilżonych i uff, klawiatura znów jest czysta. Pomocny był fakt, że każdy klawisz da się wymontować osobno.

Wysnułem przy okazji wniosek, że twórcy klawiatury chyba nie przewidzieli, że może z niej korzystać kobieta z pomalowanymi paznokciami. Koleżanka dodała natomiast, że gdyby miała hybrydy, to nie pozostałby najmniejszy ślad. Jeśli miał to być powód, dla którego mogła iść do kosmetyczki na zmianę pazurków, to trafiła w punkt.

Trzy miesiące później

W ciągu tych trzech miesięcy klawiatura przyjęła zakładany milion uderzeń. Rzecz jasna nie w jeden klawisz, ale łącznie we wszystkie. Jak to na nią wpłynęło? Ja nie zauważyłem najmniejszej zmiany w szybkości, z jaką reagują przełączniki. Wszak ich żywotność obliczono na 80 milionów naciśnięć, dla każdego z osobna. Spokojnie mógłbym więc pisać z BlackWidow X przez kolejne 20 lat, a ona wciąż funkcjonowałaby z dzisiejszą precyzją. 20 lat! Jedno akcesorium niemal do emerytury – jak dla mnie imponujący wynik.

Kilka słów o czystości – nie mam zastrzeżeń. Klawiatura wciąż wygląda estetycznie, wymaga jedynie lekkiego odkurzenia co jakiś czas. Jak zresztą wszystko, co spoczywa na biurku. Nie zauważyłem, żeby brud ze szczególnym upodobaniem przywierał do klawiszy i zostawał na nich, ani też żeby ścierały się. Trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć, by dostrzec, że lekko zgubiły mat. Niemniej estetyka pozostaje na wysokim poziomie.

Klawiatura Razer BlackWidow X Chroma na biurku

W porządku, pochwaliłem klawiaturę mocno, ale czy znalazłem jakieś słabe strony? Owszem. Jeśli recenzja ma być rzetelna, muszę napisać o minusach. Podzieliłem je na dwa rodzaje:
Wynikające z konstrukcji:

  • Głośność, bo nie da się ukryć, że klawiatura Razer BlackWidow X pracuje dość głośno (mimo to da się jej używać w biurze open space).
  • Brak podkładek pod nadgarstki w zestawie – bez wątpienia przydałyby się z uwagi na wyższy profil klawiatury.

Związane z moim zawodem:

  • Inna charakterystyka pracy, wynikająca z wyższych klawiszy, co pociąga konieczność zmiany sposobu pisania (krótkotrwały proces, ale jednak).

Ocena końcowa

Nigdy nie sądziłem, że przekonam się do klawiatury mechanicznej. I choć znam tego typu produkty, to szufladkowałem je jako akcesoria dla graczy. Byłem rzecz jasna świadomy jakości wykonania, żywotności przełączników, szybkości aktywacji, roli podświetlenia oraz obecności pozostałych funkcji, ale nie podejrzewałem, że mechanik sprawdzi się tak dobrze w pracy copywritera.

Pisanie na klawiaturze Razer BlackWidow X Chroma Mercury

Rekomenduję Razer BlackWidow X Ed. Mercury, wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza. W mojej skromnej opinii jest ona cennym narzędziem pracy copywritera i redaktora. Usprawniła proces pisania i zredukowała ilość pomyłek. Mimo morderczego wysiłku nie przestała bezbłędnie odbierać komend, nie brudzi się, a do tego świetnie się prezentuje.

Wracając do wyzwania Razer: Tej klawiatury nie dałem rady pokonać 🙂

Kup Razer BlackWidow X Ed. Mercury