Jak sprawuje się najmniejsza klawiatura od Razera? BlackWidow V3 Mini HyperSpeed jest o 35% mniejsza od swoich starszych kolegów. Posiada ona jeszcze jeden spory atut – jest bezprzewodowa i można ją podłączyć do tego samego odbiornika, co myszkę, dzięki czemu zyskujemy więcej portów. Sprawdź, jak w praktyce sprawuje się ta mała, lecz gamingowa klawiatura.
Opakowanie klawiatury BlackWidow V3 Mini HyperSpeed, nie różni się zbytnio designem od swoich kolegów spod tego samego branżu. Kolorystyka jest oczywiście czarno-zielona, a zarówno na froncie i z tyłu widać grafikę prezentującą w pełnej krasie wygląd urządzenia (z włączonymi diodami RGB rzecz jasna). Na bokach mamy jeszcze szczegółowe informacje o poszczególnym modelu, chociażby takie, jak do 200 godzin pracy na jednym ładowaniu.
Moja klawiatura należy do edycji Phantom, oznacza to tyle, że klawisze odznaczają się nietypowym designem. Na pierwszy rzut oka niczym się nie różnią od innych, jednak ich boki są przezroczyste, co przede wszystkim uwydatnia podświetlenie RGB. Co ciekawe, po jego wyłączeniu nie widać nawet oznakowania QWERTY, więc osoby, które piszą, spoglądając na klawiaturę, raczej nie będą z tego faktu zadowolone. Producent oznajmił, że każdy klawisz został wyprodukowany techniką laserową, co maksymalizuje żywotność i uniemożliwia ścieraniu się oznaczeń.
Po otwarciu kartonika w specjalnej kieszonce znajduje się podziękowanie sygnowane nazwiskiem Min-Liang Tana – współzałożyciela i dyrektora generalnego Razera. Zaraz za nim znajduje się instrukcja obsługi, która w swoim wnętrzu kryje aż 4 naklejki. Nie powiem, bardzo lubię je dostawać, bo to miły dodatek, podobnie jak w produktach Apple dostajemy nadgryzione jabłko.
Teraz oczywiście możemy wyciągnąć gwiazdę tej recenzji, czyli klawiaturę Razer BlackWidow V3 Mini HyperSpeed. Jest ona zamknięta w mocnym, foliowym opakowaniu, tak aby nie osiadły na niej żadne drobinki kurzu. Zaraz za nią, po wyjęciu tekturowej osłonki znalazł się kabel z USB-C – USB-A. I tutaj kolejny ukłon w stronę firmy z trójgłowym wężem w logo. Jest on wykonany w solidnym, parcianym oplocie, posiada brandowaną tasiemkę do regulacji długości kabla i co równie ważne, każda wtyczka zabezpieczona jest solidną, plastikową osłonką, więc nie ma opcji, żeby wejście zostało naruszone.
Zazwyczaj najnowsze modele ze stajni Razera niezbyt się od siebie różnią jakością wykonania. Zwłaszcza, jak pochodzą one z tej samej rodziny, czyli w tym wypadku BlackWidow. Z zewnątrz otrzymujemy układ klawiatury, który pozostał niezmieniony od lat, do którego przyzwyczaili się już gracze, a inżynierowie opracowali go do perfekcji. Podstawa wykonana jest z wysokiej jakości, matowego ABS-u. Skorupa to natomiast jeden kawałek, zimnego w dodtyku metalu. Na duży plus można tutaj także zaliczyć ciężar, bo pomimo sporej wysokości i solidnych materiałów, waży ona jedyne 700 gramów (dla niektórych aż). Kąt nachylenia urządzenia można regulować w dwóch poziomach za pomocą nóżek, których przyczepność jest bardzo dobra. Klawiatura nie będzie się ślizgać na żadnym biurku, niezależnie od jego struktury.
Cała magia dzieje się natomiast we wnętrzu, gdzie mamy tu do dyspozycji moduł bezprzewodowy, który łączy się z naszym urządzeniem za pośrednictwem opatentowanego przez Razera HyperSpeed oraz Bluetooth. Aby jednak ten pierwszy zadziałał, trzeba podłączyć do komputera specjalny odbiornik, który znajduje się pod klapką na tyle klawiatury. Jest on niezwykle mały i wystaje maksymalnie centymetr. Co więcej, jeśli używacie myszki, która również posiada takie rozwiązanie, to możecie skorzystać z tego samego odbiornika, zyskując wolny port USB. Aby włączyć BlackWidow, wystarczy ustawić na jeden z dwóch trybów działania przełącznik, który znajduje się na boku. Obok niego zostały umieszczone także dioda, informująca o podłączeniu do zasilania, a zaraz obok wejście USB-C.
Jednego mi brakuje, w ostatnim czasie Razer często do swoich urządzeń dorzucał miękką podpórkę pod nadgarstki. Zdaję sobie sprawę, że wersja Mini ma mieć bardziej mobilne przeznaczenie, jednak jeśli już płacimy za sprzęt ponad 800 złotych, to chciałbym móc mieć wybór i zostawić ją nawet w szafce swojego biurka.
Klawiaturę BlackWidow V3 Mini posiadam od dwóch tygodni. Zdawać by się mogło, że to jeszcze nie czas na tworzenie recenzji, jednak jestem fanem marki i z serią BlackWidow mam styczność od wielu, wielu lat. A, że pod względem konstrukcyjnym nie za wiele się zmieniło, mogę przejść do rzetelnego opisu. Układ klawiszy w moim, testowym egzemplarzu to rzecz jasna US. Do wyboru mamy autorskie, zielone lub żółte przełączniki. Ja otrzymałem zielone, które zostały zintegrowane ze wcześniej wspomnianymi nakładkami Phantom. Natomiast na Geexie jest już recenzja BlackWidow Mini z żółtymi capsami.
Od kiedy pamiętam jestem fanem zielonych switchy, mają one bardzo wyczuwalny i satysfakcjonujący „klik”, pomijając fakt, że przedłużają delikatnie czas reakcji – klawisz musi pokonać większy dystans do momentu aktywacji. Muszę Wam powiedzieć, że w tej odsłonie uczucie występujące pod dłońmi podczas pracy, jak i grania jest wręcz fenomenalne. Nie wiem, co dokładniej się zmieniło, ale zrobiło to na lepsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Chociaż nie recenzuje żółtych przełączników, to miałem okazję kilkukrotnie je „pomacać”, ich dźwięk jest bardzo przytłumiony, a sam profil aktywacji niski, dzięki czemu są one znacznie szybsze. To bardzo dobry wybór, jeśli np. macie swój komputer w sypialni, a zaraz obok śpi Wasza druga połówka. Jak już jesteśmy przy samych klawiszach, to warto dodać, że wytrzymują one nawet do bagatela – 70 milionów kliknięć.
Po raz kolejny nie uświadczymy w nowym modelu przełączników optycznych, ani opto-mechanicznych. Nawet się na nie szczerze mówiąc, nie nastawiałem, bowiem w ubiegłorocznej BlackWidow V3 Pro za blisko 1000 złotych także ich nie było. Są natomiast LED-y, a dokładniej to diody umieszczone w każdym z przełączników. W połączeniu ze wcześniej wspomnianymi nakładkami klawiatura na biurku prezentuje się fenomenalnie, co z resztą możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu. Nocna kompozycja w porównaniu z podświetlaną podkładką od Razera oraz myszką wygląda cudownie, a całość możemy dodatkowo dostosować w dedykowanym oprogramowaniu Razer Synapse 3.
Niestety tworzywo, z którego wykonane są nakładki to podwójny ABS. Wiele innych producentów przeszło na PBT, jednak w dalszym ciągu nie zrobili tego zieloni. Jest to niewielki mankament, ponieważ osoby, które nigdy nie miały styczności ze strukturą PBT, nawet nie odczują różnicy.
Jak już wcześniej wspominałem, BlackWidow V3 Mini posiada jedynie 65% wielkości swojego bardziej dojrzałego odpowiednika. Takie ograniczenia wymusiły na producentach pozbycia się przycisków multimedialnych, klawiatury numerycznej i przycisków, które kojarzymy od zawsze (F1-F12 lub np. print screen). Klawisze też są delikatnie pomniejszone, ale to w zupełności nie przeszkadza w użytkowaniu.
Wiele funkcjonalności zostało umieszczonych pod zwykłymi klawiszami. Działają one po naciśnięciu dedykowanego klawisza „fn”, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby sterować głośnością, natężeniem podświetlenia lub zrobić zrzut ekranu. Na zdjęciach możecie zobaczyć, jak oznakowane są takie przyciski z podwójnym zastosowaniem. Moim zdaniem wygląda to naprawdę przejrzyście, a działa jeszcze lepiej.
Jak dobrze wiecie, najnowsza klawiatura Razera jest nie tylko mała, ale także bez przewodowa. Można ją jednak podłączyć do komputera przy pomocy kabla USB-C, który jest dołączany do zestawu. Jednak chyba nie po to kupujemy takie urządzenie. Pierwszą obserwacją, jakiej dokonałem, jest to, że podświetlenie RGB znacznie skraca żywotność pracy na baterii. Przy natężeniu ustawionym na około 50% jedno ładowanie wystarcza na około 40-50 godzin, 100% to blisko o połowę mniej. Natomiast wyłączone podświetlenie sprawia, że produkt staje się wręcz idealnym kompanem podczas długich podróży. Czas pracy w takich warunkach to nawet do 200 godzin.
Ile zajmuje natomiast ładowanie klawiatury od 0 do 100%? Jedyne 5 godzin, to chyba nie dużo, jak na tak długi czas pracy na jednym cyklu. Duży wpływ na oszczędność energii ma także tryb spoczynku, w który klawiatura wchodzi po czasie 3 minut od ostatniego stuknięcia w klawisz. Gdy natomiast znów zechcemy jej użyć, jest ona natychmiast gotowa do działania. Pomimo że RGB znacznie ogranicza czas pracy na baterii, ma ono też pozytywne funkcje. Gdy żywotność baterii spadnie poniżej 10%, oświetlenie zaczyna pulsować, sygnalizując nam tym samym konieczność podłączenia do zasilania.
Jak to w przypadku urządzeń Razera bywa, także BlackWidow V3 Mini HyperSpeed otrzymała możliwość pełnej konfiguracji dzięki dedykowanemu oprogramowaniu. W Razer Synapse 3 możemy m.in. ustawiać makra na wszystkie klawisze oraz w pełni dostosować oświetlenie RGB emitowane na klawiaturze. Mnie udało się stworzyć logo x-kom (albo jego marną imitację), które możecie podziwiać w podsumowaniu.
Jednak to, co najbardziej przyda się w tym bezprzewodowym urządzeniu to sekcja zasilania, w której możemy ustawić takie parametry, jak po ilu minutach ma ono przejść w tryb uśpienia, żeby nie zużywać niepotrzebnie baterii.
Dodatkowo, co jest już standardem, możemy tworzyć nieskończoną ilość indywidualnych profili. Każdy z nich może być dostosowany do innej gry, jeden do MMO, drugi do FPS-ów, a kolejny do pracy z tekstem lub przeglądania stron internetowych. Razer Synapse to naprawdę świetne, intuicyjne narzędzie, które poszerza możliwości wszystkich urządzeń ze stajni zielonych.
Wszystkich opcji jest tak wiele, że nie sposób je tu wymienić. Żeby to zrobić, musiałbym przygotować oddzielny materiał poświęcony tylko i wyłącznie Razer Synapse. Kto wie, może w przyszłości pokuszę się na dociekliwe badanie tego autorskiego oprogramowania.
Jak wiadomo Razer od wielu lat jest jedną z wiodących firm produkujących sprzęt peryferyjny i nie tylko, bowiem w ofercie amerykańskiego przedsiębiorstwa znajdują się także laptopy, fotele, a nawet smartfony. W każdym produkcie, który miałem okazję testować, zawsze widać lata doświadczeń, jakie posiadają inżynierowie. Jak już wspomniałem w trakcie tej recenzji, tutaj nie ma eksperymentów. Otrzymujemy dobrze znaną klawiaturę BlackWidow, w mniejszej, bezprzewodowej odsłonie.
Wiele osób może stwierdzić, że jest to złe, a marka poszła na łatwiznę. Wręcz przeciwnie, po co zmieniać coś, co działa i zdobyło uznanie wśród graczy na całym świecie? Sztuką jest dostosować to tak, aby pasowało do innej formy, w tym wypadku formy, o wielkości zaledwie 65% swojego dużego odpowiednika. Osobiście uważam, że jest to fenomenalny sprzęt dla graczy, którzy często podróżują. Niekoniecznie sprawdzi się w pracy, ponieważ nie posiada klawiatury numerycznej, jeśli jednak Ci to nie przeszkadza, to gwarantuje – pisze się na niej wyśmienicie.
Jakość wykonania też jest taka, jak na Razera przystało. Otrzymujemy twardy ABS połączony z aluminium, nic nie stuka, nic nie puka, a dodatkowo podświetlenie z półprzezroczystymi klawiszami robi efektywną robotę. Porównując podświetlenie z poprzednimi modelami BlackWidow – różnica jest zauważalna. Dodatkowo długi czas pracy na baterii i odłączany kabel USB typu C tworzy ten produkt jeszcze bardziej przyjaznym użytkownikowi.
Pomimo delikatnych zmian w wielkości samych klawiszy i układzie, wystarczyło mi zaledwie 30 minut, żeby przyzwyczaić się do obcowania z tą klawiaturą. Zresztą niech potwierdzeniem będzie to, że recenzja została napisana właśnie podczas korzystania z tego urządzenia. Czy zauważyłem jakieś mankamenty? Szczerze powiedziawszy, nie. Żałuję jedynie, że Razer nie zdecydował się dołączyć jakiejś miniaturowej wersji podpórki, jaką znamy z innych modeli klawiatur. Jest ona prawdziwym game changerem, jeśli chodzi o wygodę nadgarstków podczas długiego użytkowania. Chętnie zobaczyłbym tu chociaż 1 port USB-A, z którego, kosztem czasu pracy na baterii, mógłbym w podróży naładować telefon.
Jeśli zatem szukasz niewielkiej klawiatury na skromnych rozmiarów biurko lub aby zabrać ją na wakacje/podróże służbowe, to z czystym sumieniem mogę Ci polecić Razer BlackWidow V3 Mini HyperSpeed. To co prawda produkt o wygórowanej cenie, jednak już po pierwszych chwilach z urządzeniem zrozumiesz, że było warto.