Pojawienie się tych słuchawek na rynku audio zrobiło dość sporo zamieszania. Kiedy dostałam wiadomość, że osobiście mogę je przetestować, nie mogłam przepuścić takiej okazji, w szczególności, że sama z zaciekawieniem podeszłam do informacji o premierze. Poznajcie słuchawki, które wywołały u mnie sporą dawkę najróżniejszych emocji. Zapraszam na test i recenzję Shure Aonic 40 ANC BT.
Z większością wniosków tego testu zgadzam się całkowicie a w szczególności że świetną jakością dźwięku z pewną małą drzazgą, ale o tym za chwilę. Co do nauszników są wygodne i tylko wygodne. Osobiście odczuwam docisk, szczególnie w dolnej części, w okolicach jak zaczyna się szczęka. Pałąk aż tak mi nie przeszkadza. W sumie jest całkiem dobrze, ale daleko im do momentum 4 (te są naprawdę komfortowe). Mistrzostwo świata to equalizer parametryczny, ale wyłącznie dla obeznanego z tym użytkownika. Wracając do wspomnianej drzazgi w dźwięku. Jedno to słyszalny szum po włączeniu anc (szczególnie w przerwach pomiędzy utworami), a drugie to dziwne chwilowe zakłócenia przypominające czasy gramofonów. Co jakiś czas pojawia się jakby taki ciepły trzask ciche tupnięcie. Naprawdę ciężko to opisać, ale mam wrażenie, że to jakiś błąd kodeka?. Podsumowując, osobiście zdecydowałem się je zostawić. W moich poszukiwaniach pośród kilkunastu wyższych modeli bowers, audiotechnika, Sony, technics, edifier, skulcand, bang&olufsen, bose, JBL i innych , nie znalazłem lepiej brzmiących (oprócz momentum 4 które ciut lepiej grały).
Miałem kilkakrotnie styczność z podobnymi „efektami specjalnymi” jak Michał opisujesz, ale wymieniałem słuchawki do skutku. W audiotechnice jeden na cztery egzemplarze okazał się bez przydźwięku, trafiły mi się też dwa razy bose z lekkim piskiem. Takie coś uważam za wadę i reklamuję słuchawki do skutku.