W tym miejscu miała się znaleźć recenzja HP Elite Dragonfly G3. Niestety, jednostka testowa, którą otrzymaliśmy bezpośrednio od producenta, okazała się prototypem z nieadekwatną – w odniesieniu do pełnoprawnych egzemplarzy – specyfikacją. Z drugiej strony ten ultralekki laptop jest zbyt atrakcyjny wizualnie, by nie napisać o nim choćby kilku akapitów. Zapraszam zatem na (para)recenzję 13-calowego HP Elite Dragonfly G3, ultrabooka, którego aż chce się przytulić.
Jak wspomniałem we wstępie, trafił do mnie egzemplarz oznaczony jako prototyp. Z zewnątrz niczym nie różnił się od dostępnych w sprzedaży konsumenckiej. Różnice szybko dały o sobie znać wewnątrz obudowy. Laptop został wyposażony w CPU będące próbką inżynieryjną, oznaczone jako Genuine Intel 0000, dwurdzeniową jednostkę o niewielkiej mocy, oraz ledwie 8 GB RAM.
Tym samym testy wydajności laptopa całkowicie mijały się z celem. Podobnie zresztą jak weryfikacja kultury pracy urządzenia, generowanych temperatur czy czasu pracy na baterii. Wszystko to bowiem zależne jest od komponentów, a wyniki, które mógłbym otrzymać, testując to, co mam, nijak by się miały do rzeczywistych możliwości laptopów HP Elite Dragonfly G3, które będą (są) sprzedawane w sklepach z elektroniką.
Postanowiłem zatem przybliżyć Wam wszystko inne. 13,5-calowy ultrabook od HP, nawet w wydaniu prototypowym, daje nam bowiem przedsmak szalenie intrygującego urządzenia. Ma elegancki (przynajmniej na moje oko) design, kilka ciekawych rozwiązań, a przy tym odcina się zauważalnie od swojego bezpośredniego poprzednika z serii.
Pierwsza, najważniejsza i chyba najbardziej kontrowersyjna zmiana – G3, w przeciwieństwie do poprzednika, nie jest laptopem konwertowalnym. Wiem, że są osoby, którym ta decyzja ze strony producenta się nie spodoba. Bądź co bądź to wyróżnik, z którym seria była dotąd kojarzona. Najwidoczniej jednak HP zdecydowało, formuła 2w1 nie jest czymś, przy czym trzeba twardo obstawać.
Pozostałe zmiany, jakie zauważyłem, są już jednoznacznie pozytywne. Przede wszystkim zauważalnie większe klawisze, które czynią pracę z klawiaturą przyjemniejszą i precyzyjniejszą. Dla mnie na ten moment to absolutny top, jeśli chodzi o laptopowe klawiatury
Co jeszcze się zmieniło? Proporcje wyświetlacza. Miejsce 16:9 zajęło 3:2, mamy więc wyższą przestrzeń roboczą, a tym samym na przykład więcej treści widocznych na stronach www na pierwszy rzut oka, bez scrollowania.
Na ekranie o takich samych proporcjach miałem okazję popracować przy okazji przygotowywania recenzji Della Inspirona 5650 i było to zdecydowanie wygodniejsze niż podczas użytkowania urządzeń z wyświetlaczami 16:9.
Nowy Elite Dragonfly G3 jest też odrobinę lżejszy niż G2, który i tak był bardzo lekki, bo ważył trochę ponad 1,1 kg. Waga G3, jak deklaruje producent, nie przekracza 1 kg.
Choć dysponowałem jednostką, która pod wieloma względami różnić się będzie od egzemplarzy konsumenckich, jestem w stanie zdradzić nieco informacji na temat ogólnej specyfikacji. Oto, co wiadomo:
bezdotykowy 13,5-calowy IPS (opcjonalnie OLED – 400 nitów) o rozdzielczości WUXGA (1920 x 1280 pikseli) lub 3K2K i proporcjach ekranu 3:2.
Laptop wyposażony w technologię HP SureView, która ma zapobiegać „podglądaniu przez ramię”
Magnezowa obudowa to cudeńko. Niewielka waga, a przy tym odczuwalna wytrzymałość to coś, co w duecie trudno przecenić. Naprawdę, już od pierwszego spojrzenia czuć, że HP zadbało o najmniejsze detale. Nic tu nie skrzypi, nic się nie wygina, obudowa jest jak zwarty monolit prosto z drukarki 3D. Absolutnie pierwsza liga.
No, a jak to wygląda… wiadomo, aparycja to rzecz gustu, ale dla mnie to jeden z najładniejszych ultrabooków ostatnich lat. A muszę wspomnieć, że przez ostatnie lata trochę się ich przez moje ręce przewinęło.
HP Elite Dragonfly G3 to sprzęt, który można eksponować przy każdej nadarzającej się okazji, tylko po to, by wygenerować kilka „ochów” i „achów” napływających z bliskiego otoczenia. W zasadzie mam tylko jedno „ale”. Dotyczy ono matowego wykończenia obudowy, które lubi zbierać odciski palców. Poza tym jest widowiskowo.
O klawiaturze już co nieco wspomniałem, ale powtórzę: duże klawisze to prawdziwy gamechanger. Już dawno nie pisało mi się tak dobrze, jak na HP Elite Dragonfly G3. Jestem typem gryzipiórka z palcami tak niezgrabnymi, że są powodem wielu literówek, które irytują mnie i wytrącają z rytmu pisania. Na ultrabooku od HP wstukiwanie niewłaściwych przycisków zdarzało mi się zadziwiająco rzadko. Myślę, że nie było w tym przypadku.
Poza tym skok klawiszy, choć dość płytki, dzieli się z użytkownikiem odczuwalną, choć niemal bezgłośną, informacją zwrotną.
Co do gładzika — jest bardzo solidny. Na tyle solidny, na ile stać ultrabooka z Windowsem na pokładzie (wiadomo że MacBooki są pod tym względem niedoścignione). Gesty odczytywane są precyzyjnie, przypadkowe kliki zdarzają się niezmiernie rzadko, a wielkość touchpada wydaje się taka… w sam raz.
Niewiele jest laptopów, które mogą poszczycić się choćby solidną jakością dźwięku. Bang&Olufsen, bo ta marka odpowiada za nagłośnienie HP Elite Dragonfly G3, wykonało świetną robotę. Jest czysto, wielopoziomowo (jak na laptopa, rzecz jasna), momentami nawet zadziwiająco… przestrzennie.
Tutaj jednak muszę dolać łyżkę dziegciu do beczki miodu. W prototypie, który otrzymałem do testów, w pewnym momencie głośniki zaczęły trzeszczeć. A gdy już zaczęły, do końca testów nie przestały. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że ciągle mówimy o prototypie. Po premierze urządzenia możliwa będzie weryfikacja, czy problem rzeczywiście istnieje na większą skalę.
Jak na takie maleństwo i chucherko jest tego całkiem sporo. Zacznijmy od dwóch portów USB-C z Thunderboltem 4. Są rozmieszczone po obu stronach podstawy laptopa. Dodajmy do tego fakt, że jeden od czasu do czasu będzie nam zajmować ładowarka, a wyklaruje nam się całkiem przyjemne i użyteczne rozwiązanie – możliwość podłączenia ładowarki zarówno po lewej stronie, jak i prawej.
Co oprócz tego? Klasyczne USB-A, które z pewnością się przyda, a także lekkie zaskoczenie w postaci wyjścia HDMI. HP pomyślało również o tych, którzy wciąż korzystają z przewodowych słuchawek podczas pracy przy komputerze. Miłym akcentem jest też obecność slotu na kartę nano SIM. Choć osobiście wolałbym, aby w jego miejsce zastosowano czytnik microSD, domyślam się, że jest wielu użytkowników, którzy ucieszy możliwość wsadzenia do laptopa nano SIM-a.
Powiecie – nic nowego. Ja odpowiem – być może, ale czy widzieliście w innych laptopach osłonki aktywowane i dezaktywowane przyciskiem na klawiaturze? Gdy teraz o tym myślę, wydaje mi się to tak prostym i oczywistym patentem, że aż dziw bierze, że nie jest powszechnie wykorzystany.
W swoim służbowym Lenovo mam fizyczną osłonkę. Za każdym razem, gdy ją „zasuwam” lub „odsuwam”, dziwnym trafem dotknę palcem ekranu i zostawię na nim ślad. W HP Elite Dragonfly G3 wystarczy wcisnąć dedykowany przycisk… i voilla.
Prototyp, który dostałem, dysponowałem panelem IPS o rozdzielczości WUXGA i proporcjach ekranu 3:2 (zamiast 16:9). Jeśli dobrze kojarzę, HP ma sprzedawać również konfiguracje z ekranem OLED i wyższą rozdziałką.
Tak czy inaczej, już sam IPS prezentuje się solidnie. Kolory są soczyste, kontrast wyważony, jasność maksymalna też daje radę. Oczywiście, jak na IPS-a przystało, przy nadmiarze światła robi się trochę nieczytelnie, ale to już specyfika tego typu wyświetlaczy.
Duży plus za zmianę proporcji ekranu na 3:2. Odnoszę wrażenie, że dla mnie (i pewnie nie tylko dla mnie) to naturalne środowisko do wygodnej pracy z edytorami tekstu i przeglądarkami. Przesiadka z 16:9 jest dla mnie jak swoiste katharsis, po którym trudno mi będzie wrócić do „starego”.
Oczywiście nie odpowiem na to pytanie. Prototyp z okrojoną specyfikacją to żaden wyznacznik. Na prawdziwą weryfikację poczekamy prawdopodobnie do dnia premiery HP Dragonfly G3. Jeśli będę mieć możliwość przetestowania pełnoprawnego egzemplarza, z miłą chęcią z niej skorzystam.
Raz, że jestem ciekawy, czy HP „dowiezie” tego biznesowego ultrabooka pod kątem wydajności, temperatur i czasu pracy na baterii. Dwa – to, co zobaczyłem podczas testów, narobiło mi ogromnego apetytu na więcej. HP Elite Dragonfly G3 jest przepiękny, lekki jak piórko a jednocześnie wytrzymały. Ma niesamowicie ergonomiczną klawiaturę i potencjał do tego, by stać się obiektem moich westchnień. Chociaż równie dobrze może okazać się rozczarowaniem. Cóż, pożyjemy, zobaczymy.