Na rynku laptopów biznesowych od wielu lat nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Schematyczność wydawanych urządzeń jest tak duża, że za hot newsy mogą uchodzić informacje o coraz mniejszej liczbie portów w MacBookach. Na szczęście jest Lenovo, które co rusz kruszy stagnację innowacyjnymi ultrabookami. Lenovo ThinkBook Plus to kolejny argument potwierdzający tę tezę. Laptopa wyposażono m.in. w dodatkowy ekran. I to w technologii E-Ink. Zapraszam na test i recenzję tej perełki.
Ledwie kilka tygodni temu napisałem recenzję Lenovo ThinkPad X1 Fold, pierwszego na świecie laptopa ze składanym ekranem. Teraz kolej na inny innowacyjny sprzęt ze stajni Lenovo.
Wariantów Lenovo ThinkBook Plus jest niewiele. Różnią się od siebie przede wszystkim procesorem, RAM-em i pojemnością dysku SSD. We wszystkich konfiguracjach dostępnych w x-kom zastosowano zintegrowane GPU Intel UHD Graphics.
Specyfikacja testowanej jednostki prezentuje się następująco:
Intel UHD Graphics
16 GB (SO-DIMM DDR4, 2666MHz) – bez możliwości rozszerzenia o kolejne kości
Matowy, LED, IPS, przekątna ekranu: 13,3”, rozdzielczość: 1920 x 1080 pikseli (FullHD)
Lenovo ThinkBook Plus wygląda świetnie. Zacznijmy od tego, co rzuca się jako pierwsze – ekranu E-Ink na pokrywie.
Dodatkowy ekran wkomponowano naprawdę zmyślnie. Nawet pomimo faktu, że białe tło kontrastuje z czernią aluminiowej części pokrywy. Zamknięty ThinkBook Plus wygląda jak zupełnie inne urządzenie, taki czytnik e-booków na sterydach.
Nad przeciętnym Kindle’em ma jednak tę przewagę, że obsługuje rysik i można robić na nim odręczne notatki i szkice. Wydaje się również znacznie wytrzymalszy. Nie jest to wyłącznie subiektywne odczucie; dotykowy panel E-Ink pokryto grubą warstwą szkła Corning Gorilla Grass. Ryzyko przypadkowych rys i pęknięć, tak charakterystycznych dla czytników Amazona, tu zredukowane jest do minimum.
Do funkcjonalności tego patentu wrócimy jeszcze później.
Po otwarciu ThinkBook Plus prezentuje się naprawdę efektownie. Przede wszystkim wygląda tak, jak powinien wyglądać biznesowy laptop: elegancko, schludnie bez krzykliwych dodatków znanych ze sprzętów gamingowych.
Sporą innowacją jest umieszczenie czytnika odcisku palca, połączonego z przyciskiem włączania i wyłączania laptopa, z boku obudowy. Gdyby nie symboliczna ikonka ze strzałką, nawet bym się nie zorientował, że tam jest. Kiedy jednak mam tę świadomość, wypada mi jedynie pochwalić producenta za kreatywne umieszczenie tego ficzera.
Trzeba dodać też, że w codziennym użytkowaniu działa bez zarzutu. Podłużny i wąski kształt przycisku sprawiał mi problemy wyłącznie przy konfiguracji i sczytywaniu odcisku palca po raz pierwszy. Po prostu musiałem przykładać go pod różnymi kątami i zanim się to udało, zaliczyłem bodaj cztery nieudane próby. Niemniej jest to drobiazg.
Poza tym jest naprawdę świetnie. Podoba mi się fakt, jak ergonomicznie Lenovo wykorzystało stosunkowo niewielką przestrzeń na klawiaturę. Klawisze są duże, mają sensowne przerwy. Wygoda użytkowania – jak to w klawiaturach od Lenovo – stoi na wysokim poziomie.
No i jeszcze jedna rzecz – strasznie podobają mi się srebrne wykończenia krawędzi pokrywy. Nie mogę nie wspomnieć też o tym, że rysik przyczepia się do laptopa za pomocą magnesu. I trzyma się.
Wszechobecne aluminium robi swoje. Daje użytkownikowi wrażenie, że oto ma styczność z urządzeniem naprawdę solidnym. Wręcz nie do zajechania. Lubię w laptopach Lenovo to, że innowacje nie odbywają się kosztem wytrzymałości sprzętu. Wspominałem o tym przy okazji recenzji ThinkPada X1 Fold, potwierdzam to po testach ThinkBooka Plus.
Nie ma miejsca, które by skrzypiało. Nic się nie ugina i nie odkształca. Choć laptop z drugim ekranem E-Ink to swoista nowość na rynku, w przypadku Plusa wydaje się nie mieć żadnych „chorób wieku dziecięcego”. Oczywiście, te mogą dać o sobie znać po dłuższej eksploatacji. Niemniej widać gołym okiem, że Lenovo postarało się o to, by oddać użytkownikowi nie prototyp, ale pełnoprawny produkt, który będzie mu służyć latami.
Chyba nie potrafię utrzymywać napięcia zbyt długo. Zakochałem się w drugim ekranie E-Ink. Aż dziw, że ten patent nie wszedł do użytku kilka lat temu. Jeśli o mnie chodzi, mógłby to być standard w każdym laptopie. To naprawdę ma sens. Dużo sensu. Możliwości potencjalnych zastosowań mnożą się w głowie przy każdym kolejnym odpaleniu tego cudeńka.
Na dobrą sprawę jest to coś w rodzaju urządzenia w urządzeniu. Właśnie tak to działa. Gdy nie potrzebujecie głównego wyświetlacza, zamykacie pokrywę i uruchamiacie ekran E-Ink. Dostajecie czytnik dokumentów, notatnik, a nawet… tablet graficzny, jeśli macie do pod ręką zewnętrzny monitor. Reprodukcji Mony Lisy tym nie stworzycie, ale proste szkice – jak najbardziej.
Co zyskujecie? Przede wszystkim mniejsze zużycie energii. Jeśli ktoś miał styczność z czytnikami e-booków, pewnie wie, że na pojedynczym ładowaniu urządzenie jest w stanie pracować przez równowartość nawet więcej niż tysiąca przewróconych stron. Tutaj takiej efektywności nie ma, ale i tak zużycie energii jest nieporównywalnie mniejsze niż w przypadku kolorowego panelu IPS Full HD.
Kolejna rzecz – ekran E-Ink to ulga dla oczu. Nie ma tu światła niebieskiego (ani w ogóle światła), a różne odcienie czerni i bieli sprawiają, że dokumenty czyta się jak na papierze. Wyobrażacie sobie przebrnięcie przez tysiącstronicową powieść na swoim laptopie? Z pewnością jest to możliwe. Ale jakim kosztem? Wyświetlacz E-Ink daje w tej kwestii niesamowity wręcz komfort.
Komfortowe jest również samo korzystanie ze złożonego laptopa. Tym bardziej że możecie ustawić orientację obrazu: pionową lub poziomą. W podróży, na przykład pociągiem, korzystanie z laptopa często bywa karkołomne. Kawałek stolika, na którym można byłoby go położyć, to często luksus. Praca z urządzeniem na kolanach na dłuższą metę jest po prostu niewygodna. Tutaj natomiast mamy zwartą, złożoną bryłę. Można ją objąć jedną ręką, drugą używać rysika. Zupełnie jak tablet.
Świetne i użyteczne są też widgety, w które wyposażono ekran E-Ink ThinkBooka Plus. Możemy zsynchronizować go z Outlookiem i przeglądać maile. Mamy również widget pogodowy, a ikonka baterii pokazuje nam poziom naładowania akumulatora. A to ledwie początek. Dostaliśmy również m.in. możliwość ustawienia tapety na wygaszacz. Prócz wbudowanych, wybrać możemy także własne grafiki. Mała rzecz, a mocno zmienia wygląd urządzenia.
Wszystkie tworzone dokumenty można zapisać na dysku laptopa i odtworzyć na głównym ekranie. Ba, możecie również zsynchronizować gadżet z kontem OneNote. Wasze notatki od razu trafią do chmury, przez co będą dostępne też na innych urządzeniach podpiętych do konta.
Samo pisanie, bazgranie czy co tam chcecie, jest dość wygodne. Szczególnie dla osoby praworęcznej. Ekran bowiem zaczyna się od prawej krawędzi i kończy w ¾ szerokości urządzenia. Sam jestem leworęczny, więc miałem odrobinę trudniej. Trochę się zdziwiłem, że nigdzie nie znalazłem opcji obrócenia obrazu o 180 stopni. Tak, by lewy margines umiejscowić przy krawędzi pokrywy. Na szczęście jest to rzecz, którą można poprawić jedną małą aktualizacją. Wierzę, że taka prędzej lub później się pojawi.
Czy praca rysikiem jest płynna? Czas reakcji nie imponuje, ale trzeba pamiętać, że to w dużej części kwestia specyfiki ekranów E-Ink. Podobnie zresztą jak artefakty z poprzednich wyświetlanych stron. Nie stanowią większego problemu, niemniej są zauważalne. Na taką samą przypadłość „cierpią” czytniki e-booków. Gwarantuję, można przywyknąć.
Czasem zdarzy się, że wyświetlany obraz nie będzie tożsamy z gestem wykonanym przez rysik. Innym razem znów trzeba będzie przycisnąć go nieco mocniej, żeby zaczął rysować. Pewien niewielki dyskomfort sprawiają też wyczuwalne różnice w wewnętrznej strukturze panelu. Mam przez to na myśli, że w jednej części wyświetlacza czuć miękkie podłoże, w innym już twardsze. Odczuwalne są także przeskoki między nimi. Różny bywa także opór stawiany rysikowi. Raz ślizga się po ekranie w sposób płynny, a kilka centymetrów dalej już czuć większy opór.
Są to jednak detale, które nie przeszkadzają w użytkowaniu rysika i dotykowego wyświetlacza E-Ink. Na pewno nie zmieniają mojej oceny tej funkcjonalności, która jest najwyższa z możliwych.
O czym jeszcze warto wspomnieć? Obsługując notatki rysikiem, za pomocą palca możemy przesuwać strony dokumentu (wracać do poprzednich i tworzyć nowe). Urządzenie bez problemu wyczuwa, czy używamy palca czy rysika. Wygodne i intuicyjne.
Absolutnie genialna rzecz. Urządzenie obsługuje nie tylko podstawowe formaty pokroju txt i docx. Przeczytamy tutaj również e-booki w formatach EPUB i MOBI. Testowałem funkcję na „Małym Księciu” Saint-Exupery’ego, którego pobrałem z serwisu Wolnelektury.pl.
Czytało się naprawdę wygodnie. W zależności od wybranego formatu mamy mniej lub więcej opcji personalizowania tekstu. Najlepiej czytało mi się oczywiście EPUB-y i MOBI. Choć i z PDF-ami było naprawdę nieźle. Na pewno lepiej niż na czytnikach, które z tym formatem radzą sobie średnio, przede wszystkim ze względu na niewielkie wymiary wyświetlacza. W ekranie E-Ink ThinkBooka Plus przestrzeni roboczej nie brakuje, więc PDF-y czyta się komfortowo.
Strony przewracamy na dwa sposoby. Gestem palca albo wciśnięciem odpowiedniego przycisku za pomocą rysika. Mamy możliwość robienia screenshotów, zaznaczania i kopiowania poszczególnych fragmentów tekstu.
Jedyna wada tego rozwiązania jest taka, że po kilkudziesięciu minutach czytania po prostu męczyła mi się ręka. Laptop wszak waży ponad 1,5 kg. Do łóżka, przy lampce, za bardzo się nie nadaje.
Podłączając ThinkBooka Plus do zewnętrznego ekranu, możemy go przeobrazić w tablet graficzny. W rzeczywistości to chyba najsłabszy z wszystkich dostępnych trybów. Do mało szczegółowych szkiców pewnie się nada, niemniej rysik i dotyk w E-Inku są zbyt „oporne”, by zmienić ThinkBooka Plus w narzędzie do bycia ninja grafikiem i projektantem.
Mnie to absolutnie nie przeszkadza. Pod względem talentu plastycznego zatrzymałem się na poziomie przeciętnego 6-latka.
Generalnie praca z tym laptopem to naprawdę spora przyjemność. Niezależnie od tego, czy pracujemy na głównym wyświetlaczu IPS, czy na E-Inku po zewnętrznej stronie pokrywy.
Z wyglądu rysik przypomina ten z rozkładanego X1 Fold. Tam jednak, po zdjęciu skuwki, mieliśmy port USB-C, żeby podłączyć ładowarkę. Rysik ThinkBooka Plus zasilany jest pojedynczą baterią AAA (skądinąd dodawaną przez producenta).
Jak już wcześniej wspomniałem, łączy się magnesem z krawędzią obudowy. Choć przylepia się mocno, na dłuższe eskapady chyba lepiej będzie schować go w innym miejscu, aby przypadkiem i odpadł i nie… przepadł. W ThinkPadzie X1 Fold sprawę załatwiał rękawek, do którego można było wsunąć rysik. Ale tam pozwalała na to forma urządzenia. W przypadku laptopa zbliżonego do klasycznego nie wyglądałoby to dobrze.
Tak czy inaczej rysik ma trzy przyciski, wykonany jest solidnie, wygodnie leży w dłoni i pracuje się nim naprawdę komfortowo. Czasem trzeba go mocniej docisnąć do podłoża, by ekran E-Ink zareagował, niemniej, jak już wspomniałem, to nie wada, ale po prostu cecha tej technologii.
Warto wspomnieć również o tym, że do zestawu dołączone jest etui na sprzęt. Eleganckie, solidne i bardzo sztywne. To rzadkość, by do laptopów producent dołączał tego typu gadżety. A tutaj nie dość, że dołączył, to jeszcze jest to naprawdę użyteczne. No i wizualnie może się podobać.
Klawiatura jest typowa dla laptopów Lenovo. Czytaj: ergonomiczna i bardzo wygodna w użytkowaniu. Miękki, subtelny, ale w pełni odczuwalny skok daje sporo frajdy dla kogoś, kto zarabia na chleb stukaniem w klawisze.
Gładzik również zasługuje na pochwałę. Ma odpowiedni rozmiar, czułość, precyzyjnie odczytuje gesty. Nieźle też wygląda, głównie za sprawą srebrnego wykończenia na krawędziach.
Nie ma tego zbyt dużo, ale podstawowy standard został zachowany. Miejsce znalazło się na dwa porty USB 3.0, jedno USB-C, mini jack i HDMI. Brakuje mi jedynie slotu na kartę pamięci. Tym bardziej że gdy spojrzy się na krótsze boki prostokątnej bryły, widać tam sporo wolnego miejsca, które można byłoby jakoś zagospodarować.
Napis „audio by HARMAN” widniejący tuż pod klawiaturą sugeruje, że możemy spodziewać się czegoś ponad „dźwiękiem z puszki”, charakterystycznym dla większości laptopów. I rzeczywiście, jest naprawdę nieźle. Trudno oczekiwać jakości choćby zbliżonej do najtańszych głośników Bluetooth. Niemniej dźwięk jest czysty i wyraźny. Głośność maksymalna potrafi „dać po uszach” i nie generuje żadnych zniekształceń. Zasadniczo jestem zaskoczony, jak ThinkBook Plus dobrze brzmi.
Nie udało mi się przetestować wytrzymałości akumulatora pod kątem pracy wyłącznie na ekranie E-Ink. Zabrakło mi do tego cierpliwości, co jest niewątpliwie sygnałem, iż na tym polu jest lepiej niż dobrze.
Tak samo zresztą rzecz ma się z głównym wyświetlaczem. Nie zważając na to, co robię, a robiłem wiele – praca w edytorach, przeglądanie stron www, odtwarzanie muzyki w Spotify i filmów na YouTube – udało mi się uzyskać prawie 8 godzin nieprzerwanej pracy na akumulatorze. Dodam, że jasność ekranu ustawiona była gdzieś na ¾ maksimum.
Kolejna rzecz, za którą można chwalić ThinkBooka Plus
Testowaną konfigurację ThinkBooka Plus wyposażono w 4-rdzeniowy, 8-wątkowy procesor Intel Core i7-10510U z rodziny „Comet Lake’ów”. Nie jest to może jednostka najnowsza, niemniej doskonale radzi sobie z większością biurowo-biznesowych wyzwań.
W Cinebench R23 procesor uzyskał imponujące 2964 punktów w trybie wielordzeniowym. Na jednym rdzeniu rzecz wygląda jeszcze lepiej, bo benchmark wskazał 1017 punktów.
Co do tego? Zintegrowane GPU Intel UHD Graphics, 16 GB RAM. Dysk SSD mógłby być nieco większy, bo ma „jedynie” 512 GB. Zastosowany model to Samsung MZVLB512HBJQ-000L2. Jego odczyty z benchmarku CrystalDiskMark 8 wyglądają następująco:
Czas na subiektywne odczucia. W tej konfiguracji ThinkBook Plus radził sobie bez zarzutu z codziennymi biurowymi zadaniami. Praca z wieloma otwartymi zakładkami w przeglądarce, pakiet MS Office, a nawet gra w mało wymagające indyki lub retro produkcje – ani razu nie zdarzyło mi się, bym odczuł jakieś niedobory mocy.
Przed bardziej wymagającymi wyzwaniami ThinkBooka nie stawiałem. Nie czułem takiej potrzeby. To laptop skrojony pod biurową orkę i szeroko rozumiany biznes.
Kolejne naprawdę miłe zaskoczenie. Pod obciążeniem (kilkukrotne odpalanie Cinebench R23, raz za razem) udało mi się rozgrzać procesor ThinkBooka Plus do maksymalnie 75 stopni. Aluminiowa obudowa sprawiła, że temperatura jest w zasadzie nieodczuwalna dla użytkownika, co jest bolączką np. wielu laptopów gamingowych. Ale nie tylko ich.
Świetne jest to, że ThinkBookowi Plus wystarcza raptem kilkanaście, może trochę ponad dwadzieścia sekund, aby się schłodzić. Przez schłodzenie rozumiem tutaj zejście poniżej 40 stopni Celsjusza. Świetny wynik.
Również do kultury pracy nie można mieć zastrzeżeń. Nawet przy obciążeniu laptop był zadziwiająco cichy. Owszem, dało się słyszeć wentylator, niemniej w swojej pracy pozostawał dyskretny. A przy tym skuteczny, o czym wspomniałem wyżej. Klasa.
Wyświetlacz ThinkBooka Plus działa w natywnej rozdzielczości 1920 x 1080. W przeciwieństwie do E-Inka z tyłu pokrywy nie posiada obsługi dotykiem. Wszystkie konfiguracje laptopa wyposażone zostały w matowe panele, oparte na technologii IPS. Jasność maksymalna? Około 300 nitów. Czyli gdzieś między „przeciętnie” a „solidnie”.
W domu sprawdza się nieźle. Na zewnątrz nie miałem okazji go wypróbować. Wiadomo — obostrzenia. Podejrzewam jednak, że przy ostrzejszym świetle jasność maksymalna momentami może być niewystarczająca.
Jeśli zechcecie wykorzystać ThinkBooka Plus do amatorskiej obróbki zdjęć lub materiałów wideo (raczej do rozdzielczości Full HD), konieczna może się okazać dodatkowa kalibracja, aby uzyskać kolory maksymalnie zbliżone do pełnego pokrycia palety sRGB.
Ponadto warto zwrócić uwagę również na matową matrycę, która zauważalnie „maskuje” czerń w ciemnych odcieniach szarości.
Zdecydowanie tak. Rzadko kiedy przebija się przez moje recenzje entuzjazm podobny do tego, jaki towarzyszył mi przy spisywaniu wrażeń na temat ThinkBooka Plus. Ekran E-Ink to naprawdę fantastyczny patent. Osobiście życzyłbym sobie, aby w przyszłości stał się standardem, bo to naprawdę ma sens. No i ten świetny rysik…
Co więcej, ThinkBook Plus nie jest „kapelą jednego hitu”. Nawet abstrahując od świetnego dodatkowego ekranu E-Ink, jest to laptop zdecydowanie wart polecenia. Daje radę wydajnościowo, pracuje się na nim wygodnie, kultura pracy to miód dla uszu. W mojej opinii jest również sensownie wyceniony. Nawet w przypadku mocniejszych konfiguracji, jak ta, którą miałem przyjemność testować.
Z czystym sumieniem polecam.