Kiedy kilkanaście miesięcy temu testowałem ubiegłoroczną odsłonę Football Managera, zastanawiałem się, czy z tej serii da się wycisnąć coś jeszcze? Wydawało mi się wówczas, że seria osiągnęła już szczyt swoich możliwości i czeka ją stopniowy zjazd po równi pochyłej. Tymczasem FM 2021 udowadnia, że Sports Interactive wciąż ma sporo do zaoferowania entuzjastom przeglądania tabelek. Spoiler: to najlepszy Football Manager od dawna.
Tradycji stało się zadość. Od sezonu 2002/2003, kiedy Football Manager był jeszcze Championship Managerem, nie przegapiłem żadnej premiery FM-a. Dla jednych może być to powód do dumy, dla innych nie, dla mojej żony jest co najwyżej oznaką niedojrzałości. Tak czy inaczej w kontekście recenzji FM 2021 mam szeroki punkt odniesienia w postaci kilkunastu ogranych odsłon. Aż boję się pomyśleć, na ile godzin się to przekłada.
Tak jak w ubiegłym roku, tak i teraz recenzję postanowiłem oprzeć na wygryzieniu ze stołka Marka Papszuna i objęciu sterów Rakowa Częstochowa. Jeśli chcecie sprawdzić, jak w moich oczach wypadła poprzednia część serii, odsyłam do tekstu: Football Manager 2020 – recenzja. Symulator menedżera piłkarskiego jeszcze nigdy nie był tak złożony.
Poza nośnikiem w pudełku z grą znajdziemy kilka fajnych dodatków. Najciekawszym są karty pokazującą ustawienie i taktykę poszczególnych zespołów Ekstraklasy, przeniesione na grunt Football Managera. Kart jest sześć i nie wiem, czy istnieje jakiś klucz w ich wyborze, na szczęście wśród tych, które ja miałem, znalazł się Raków Częstochowa.
Co prawda nie do końca wierzę w zgodność przedstawionych na karcie schematów taktycznych z rzeczywistością, chociażby dlatego, że w myśl tych pierwszych Raków miałby grać dwójką wysuniętych napastników, ale i tak jest to miły dodatek do gry.
Co ciekawe, w pudełku znalazł się też voucher na 15 złotych do wykorzystania na portalu Pyszne.pl, na wypadek gdyby menedżerska fucha okazała się dla nas ważniejsza niż przygotowanie pożywnego posiłku.
Od lat Football Manager podąża ścieżką rozwoju ewolucyjnego (największą rewolucję stanowiła bodaj zmiana silnika meczowego z 2D na 3D) i w tym roku też się to zmieniło. Zmian co prawda jest sporo, ale nie naruszają one rdzenia rozgrywki, co najwyżej obudowują go nowymi formami menedżerskiej ekspresji.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, jest oczywiście interfejs gry. Być może to subiektywne wrażenie, niemniej wydaje mi się, że jest dużo przejrzystszy niż chociażby rok temu. Przydatną nowością są chociażby animacje stylów i schematów taktycznych, pozwalające lepiej zrozumieć wskazówki, jakie dajemy naszym zawodnikom.
W ogóle odnoszę wrażenie, że większość widoków w grze – a jest ich przecież co niemiara – jest teraz znacznie czytelniejsza. Dla tytułu, w którym większość czasu poświęcamy analizie tabelek i wykresów, to bardzo istotna zmiana, wpływająca pozytywnie na komfort rozgrywki.
Znacznie lepiej gra prezentuje się również podczas samych spotkań. Teraz w domyślnym widoku mamy dostęp do szybkich opcji każdego z naszych zawodników, który aktualnie przebywa na murawie. To wygodne rozwiązanie, zwłaszcza dla tych menedżerów, którzy angażują się w mecz nie mniej niż zawodnicy i chcą jak najszybciej reagować na wydarzenia boiskowe, wydając polecenia czy przeprowadzając zmiany personalne.
Pozostając jeszcze na chwilę w temacie przejrzystości i czytelności Football Managera 2021, pragnę powiedzieć, że ekran zapowiadający mecz i przedstawiający składy obu stron prezentuje się cudownie, nawiązując do klasycznych, papierowych programów meczowych. Mała rzecz, a cieszy.
Innowacji, jak już wspomniałem, mamy całkiem sporo. Czas wyszczególnić te, które moim zdaniem urozmaicają rozgrywkę, oferując lekki zefirek świeżości.
Większość kibiców Manchesteru United pewnie jeszcze ma w pamięci widok Davida Beckhama z plastrem zakrywającym szwy na łuku brwiowym. Nie byłoby w tym pewnie nic godnego zapamiętania – ot, uraz jak każdy inny – gdyby nie fakt, że Anglik nabawił się go nie na boisku, ale w szatni, gdzie zarobił w twarz butem rzuconym przez rozwścieczonego Sir Aleksa Fergusona.
W FM 2021 nie zrekonstruujemy tamtego incydentu. Możemy za to uzewnętrznić swoją złość, ciskając butelką o ziemię. Oczywiście przebieg tej czynności musimy pozostawić naszej wyobraźni, bo wizualizacji Sports Interactive nam oszczędziło. Całe szczęście. Niemniej ja wyobrażam sobie ciskającego butelką mniej więcej tak:
Na szczęście to nie jedyna nowość związana z rozmowami, czy to z zawodnikami, czy dziennikarzami podczas konferencji prasowych. Od teraz do dyspozycji mamy szeroko rozumianą mowę ciała. W indywidualnej rozmowie z piłkarzem, możemy podać mu dłoń albo poklepać po ramieniu, na pytanie dziennikarza z kolei odpowiemy, dokładając do kwestii beznamiętne wzruszenie ramion.
Oczywiście jednemu zawodnikowi spodoba się uścisk dłoni, szczególnie gdy mamy z nim dobre relacje, inny zareaguje obojętnie, a jeszcze inny doda na Twittera post z hasztagiem #metoo da nam do zrozumienia, że nie bardzo podoba mu się taki gest.
Zmiany dosięgły również samej wizualizacji spotkań z piłkarzami czy dziennikarzami. Podczas zespołowych pogawędek, na przykład w przerwie meczu, nazwiska graczy układają się w półprostokąt, co może imitować rzeczywisty rozkład szatni. Z jednej strony ciekawy zabieg, z drugiej – na początku z trudem odnajdywałem pojedynczych zawodników, których chciałem pochwalić lub zganić. Niemniej jest to jakiś zwrot w kierunku immersji.
Na konferencjach prasowych z kolei personalia dziennikarzy również ułożone są tak, jakby żurnaliści siedzieli obok siebie na krzesłach. Gdy któryś zadaje nam pytanie, zostaje „podświetlony” przez grę. Biorąc pod uwagę, że nasze konferencje przyciągają w większości tych samych dziennikarzy, którzy wchodzą z nami w jakieś prymitywne relacje, ta nowość w jakiś sposób czyni ich mniej anonimowymi niż dotychczas.
Niestety same konferencje wciąż są szalenie powtarzalne i po połowie rozegranego sezonu już nie chciało mi się w nich uczestniczyć, dlatego najczęściej wysyłałem asystenta.
Macie w swoim notesie nazwisko piłkarza, którego chętnie zobaczylibyście w swoim zespole, ale nie bardzo wiemy, czy odwzajemnia nasze zakusy, możemy podpytać agenta, jak sprawy się mają i czy w ogóle jest sens składania oficjalnej oferty.
Przydatna opcja, która dodatkowo odciąża odrobinę klubowych skautów i analityków.
Ustalanie strategii klubowej na najbliższe lata wprowadziła poprzednia odsłona FM-a. Teraz doszły do tego cykliczne spotkania dotyczące wzmocnień kadrowych. Coś na zasadzie: potrzebujemy zawodnika na takie i takie pozycje, jakieś propozycje? I wtedy skauci wyskakują z kandydatami do zatrudnienia w naszym klubie.
Analityka odgrywa w nowoczesnym futbolu coraz większe znaczenie. Jedną z rewolucyjnych nowinek technologicznych, która w tym roku trafiła do serii Football Manager, jest współczynnik xG, będący skrótem od „expected goals”, czyli „przewidywanych bramek”. O co chodzi? Mniej więcej o to, ile bramek nasz zespół powinien był strzelić z akcji, które sobie wykreował.
Stosowne obliczenia dokonywane są w oparciu o olbrzymią bazę danych portalu Opta Stats. Każdemu oddanemu strzałowi przypisuje się wartość odwzorowującą prawdopodobieństwo zdobycia bramki. Istnieje przy tym cała litania zmiennych: odległość i kąt od bramki, część ciała, którą zawodnik oddał strzał, szybkość akcji, jakość podania poprzedzającego strzał itd.
Mówiąc najprościej – współczynnik xG wylicza, ile bramek zespół powinien był strzelić na przykład na przestrzeni jednej połowy spotkania. Jeśli rzeczywista liczba goli jest wyższa niż współczynnik xG, to znak, że zespół wykorzystywał szanse, których statystycznie wykorzystać nie musiał. Czyli teoretycznie zagrał powyżej oczekiwań. Odwrotnie rzecz ma się, gdy liczba zdobytych bramek jest niższa niż współczynnik xG.
W takich sytuacjach rzucanie butelkami w szatni jest uzasadnione.
A tak poważnie – to bardzo ciekawe i użyteczne narzędzie, miarodajnie odzwierciedlające postawę zespołu w danym spotkaniu. Warto nadmienić, że Sports Interactive dość mocno postawiło na debiutujący w FM 2021 współczynnik xG, eksponując go na pierwszym planie przy okazji każdego meczu.
W zasadzie nie wiem, od czego zacząć, bo cała oprawa meczowa prezentuje się wyśmienicie. Owszem, to ciągle nie jest nawet namiastka tego, co możemy zobaczyć w Fifie czy PES-ie, ale Football Manager raczej nigdy nie będzie dążyć w tym kierunku. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy gry sporo namieszali w silniku meczowym, co ostatecznie wyszło FM-owi 2021 na dobre.
Ruchy graczy, choć wciąż bardziej schematyczne niż realistyczne, wyglądają teraz znacznie wiarygodniej. Podobnie sposób, w jaki zawodnicy rozgrywają akcje pod bramką rywala. Jeszcze w poprzedniej odsłonie typowy mecz mocna drużyna vs. słaba wyglądał mniej więcej tak:
30 stworzonych akcji, 13 oddanych strzałów, 7 celnych – wynik 1:0 albo 2:0. Napastnik z wysoko ocenionym wykończeniem i opanowaniem na dziesięć stuprocentowych okazji podbramkowych kończył bramką trzy może cztery. Zupełnie tak, jakby pozycja bramkarza była odgórnie uprzywilejowana. Teraz się to zmieniło i to napastnik, szczególnie jeśli ma wysokie umiejętności, najczęściej wychodzi z pojedynku 1 na 1 zwycięsko.
Kolejne dziwactwo z poprzedniej i wcześniejszych odsłon. Ofensywny zawodnik wbiega w pole karne, jednak kąt jest na tyle ostry, że uderzenie jest skazane na niepowodzenie. Na szczęście gdzieś na dziesiątym metrze pojawia się niepilnowany partner. Bramkarz już wybiega do gracza przy piłce, więc podanie do kolegi z zespołu stawia go w sytuacji, w której musi jedynie wepchnąć futbolówkę do pustej bramki. Co robi nasz atakujący? Ładuje lufę w boczną siatkę albo wprost w golkipera.
W FM 2021 ofensywni gracze są znacznie mądrzejsi, podejmują mniej kuriozalnych decyzji i chętniej podają piłkę, jeśli zawodnik w tej samej koszulce znajduje się na lepszej pozycji. Nie da się ukryć, że urozmaica to przebieg spotkań, ale też sprawia, że zdobywane bramki są bardziej różnorodne. Pewne schematy w rozgrywaniu, choć ciągle są dostrzegalne i irytujące, wyraźnie zostały zredukowane.
Zauważyłem również, że oddają mniej strzałów na wiwat. Takich, wiecie, 20 metrów ponad bramką. Albo w aut. Jest o tyle zadziwiające spostrzeżenie, że grałem dotąd wyłącznie Rakowem, a więc klubem z PKO Ekstraklasy, gdzie takie spektakularne zagrania zdarzają się czasem na prawdziwych boiskach.
Kolejna rzecz, na którą pragnę zwrócić uwagę – pierwszy raz od dawna miałem wrażenie, że zawodnicy rzeczywiście dopasowują się do moich poleceń przedmeczowych. To z kolei sprawiło, iż niuanse taktyczne i przygotowywanie zespołu indywidualnie do każdego spotkania zaczęło sprawiać mi satysfakcję.
Bardzo przyjemnie uczestniczy się w rozgrywkach PKO Ekstraklasy, kiedy każdy klub ma swój rzeczywisty herb, a na profilach zawodników widnieją ich portrety. Ktoś powie „drobnostka”, ale już kluby Premier League nie mają takich przywilejów, bo Sports Interactive niezmiennie nie udaje się pozyskać licencji najbardziej medialnej i najbogatszej ligi na świecie.
Nad czym zresztą mocno ubolewam. Choć mody przygotowywane przez społeczność szybko tę kwestię naprawiają, więc odetchnąć mogą też fani włoskiego Juve… to znaczy Zebre. Tak, drugi rok z rzędu mistrzem Włoch w Football Managerze jest zespół Zebre. Licencja na wyłączność między Konami a Juventusem ciągle trwa i sięga nie tylko Fify, gdzie mamy do czynienia z Piemonte Calcio, ale też z popularnym FM-em.
Wróćmy jednak do rodzimej Ekstraklasy, która w FM-owej rzeczywistości jest ligą arcyciekawą, pozwalającą na przejście drogi od pucybuta do… bogatego pucybuta. No i wbrew pozorom sporo u nas ukrytych talentów, po które zgłaszają się mocne kluby zagraniczne.
Co do samego Rakowa, cóż… na warunki ekstraklasowe to prawdziwy samograj. Naprawdę. Duma Częstochowy dysponuje fantastyczną kadrą, a jednym z głównych zadań menedżera jest opędzanie się od natrętnych klubów zagranicznych, usiłujących wyłowić z Rakowa najcenniejsze perełki.
Którzy zawodnicy zasługują na największe wyróżnienie? Przede wszystkim Kamil Piątkowski, który z miejsca staje się ważnym ogniwem defensywnym, a do tego przecież ma spore rezerwy, jeśli chodzi o dalszy rozwój. Tomas Petrasek to oczywiście klasa sama w sobie, co szczególnie doceniają przedstawiciele klubów chińskich, stale dopytujący się o możliwość zakontraktowania Czecha.
W linii pomocy rządzi inny Czech – Petr Schwarz, który strzela, asystuje, broni, walczy, podaje krótko, rzuca prostopadłe piłki, świetnie dośrodkowuje. Piłkarz petarda. Niewiele gorzej prezentuje się nadzieja słoweńskiej piłki David Tijanić, w którym drzemie olbrzymi potencjał, choć muszę przyznać, że minęło prawie pół sezonu, zanim rozkręcił się na dobre.
Świetnie zapowiadał się Marcin Cebula, który w pierwszych kilku spotkaniach sezonu asystował jak oszalały. Niestety szybko przytrafiła mu się groźna kontuzja, eliminująca byłego zawodnika Korony Kielce na kilka miesięcy. Po tym czasie trudno było mu wrócić do pierwszej jedenastki, w której za plecami napastnika zniszczenie siał hiszpański magik – Ivi Lopez.
Niestety budżet transferowy, jaki zastałem w klubie, nie pozwalał szaleć na rynku transferowym, bo do dyspozycji miałem raptem kilkadziesiąt tysięcy euro. Wśród wolnych agentów wart mojej uwagi był jedynie Rafał Kurzawa. Były reprezentant Polski jednak z góry skreślił Raków z listy potencjalnych pracodawców, twierdząc, że częstochowski klub nie jest w stanie sprostać jego wymaganiom finansowym.
Nadziei na wzmocnienia upatrywałem więc w wypożyczeniach z lig zagranicznych. Partnerstwo z BVB pozwalało na pewne ułatwienia w tej kwestii, ja jednak zamiast na Bundesligę postanowiłem rzucić okiem na Premier League. Konkretnie na kadrę Manchesteru United, którą znam bardzo dobrze i wiem, czego się spodziewać po poszczególnych zawodnikach drużyny rezerw.
Po dość kuriozalnych negocjacjach udało mi się wypożyczyć trzech arcyciekawych juniorów. Pierwszym był Ethan Laird, który zastąpił na prawym wahadle sprzedanego Frana Tudora i z miejsca stał się gwiazdą ligi.
Potem przyszła pora na jego imiennika – Ethana Galbraitha. Irlandczyk z północy szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie i odnalazł wspólny język ze Schwarzem.
Ostatnim wypożyczonym z United młodzianem był szwedzki lewoskrzydłowy Anthony Elanga, z którym miałem problem o tyle, że grając bez klasycznych skrzydłowych nie bardzo umiałem znaleźć dla niego miejsca na boisku. Kontuzja Patryka Kuna otworzyła przed nim szansę sprawdzenia się na lewym wahadle, gdzie prezentował się solidnie, gdy trzeba było atakować, i dość przeciętnie, kiedy jego flanką atakowali przeciwnicy.
Żeby było śmieszniej, wypożyczyłem jeszcze jednego lewoskrzydłowego – Malijczyka Adamę Traorę z Metz. Nie żebym go jakoś specjalnie potrzebował, po prostu nadarzyła się okazja dopięcia transakcji zupełnie za darmo, a skauci mieli o nim całkiem dobre mniemanie. Traore podzielił los Elangi, stając się, trochę wbrew swojej woli, lewym wahadłowym. Choć z braku laku często też pełnił rolę zmiennika dla Iviego Lopeza lub Davida Tijanicia, którzy hasali w środku pola, bezpośrednio za plecami najbardziej wysuniętego Gutkovskisa.
Od razu zdradzę, że lepiej niż prawdziwemu Rakowowi na półmetku sezonu 2020/2021. A lepiej w tym wypadku oznacza… mistrzowsko.
Przyznam, że nie znając jeszcze możliwości kadrowych zespołu i mając do dyspozycji tak skromny budżet transferowy i płacowy, celowałem raczej w rozgoszczenie się w górnej połowie tabeli. Sukcesy, według planu, miały nadejść dopiero w kolejnych latach.
Tymczasem już pierwsza kolejka, w której Raków zdetronizował mistrzowską Legię, wygrywając na stadionie w Bełchatowie aż 5:0, dał mi do zrozumienia, że mam pod swoimi skrzydłami drużynę, którą już teraz stać na wielkie rzeczy. I rzeczywiście tak było. Jesień 2020 w wykonaniu Rakowa prowadzonego przez Wrzalika prezentowała się następująco:
Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, wiosną już nikt w Częstochowie nie mówił o niczym innym niż tytuł mistrzowski dla Rakowa. Zimą nie udało się dokonać żadnych wzmocnień, istotniejszy jednak był fakt, że z pierwszego zespołu odeszli jedynie: Fran Tudor, Igor Sapała i Piotr Malinowski. Za pierwszych dwóch udało się zgarnąć prawie 600 tysięcy euro (plus 200 w ewentualnych bonusach), Malina natomiast zażądał wypożyczenia, ponieważ nie dostawał w Rakowie tylu szans, ilu oczekiwał.
Największym zawodem wiosny było niewątpliwie odpadnięcie z Pucharu Polski już w trzeciej rundzie. Wyjazdowe spotkanie ze Stalą Mielec zakończyło się remisem 1:1, dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i dopiero konkurs rzutów karnych wyłonił zwycięzcę pojedynku, którym niestety nie był prowadzony przeze mnie Raków.
Cóż tam jednak Puchar Polski, gdy ekstraklasową wiosnę Raków zakończył bez ani jednej porażki, a pierwszy w historii tytuł mistrza Polski stał się faktem. Niespodzianką był dla mnie fakt, że walki o mistrzostwo nie nawiązała Legia, która zakończyła sezon na siódmym miejscu. Za to rywalizacja o najwyższy stopień podium Rakowa z Lechem Poznań toczyła się do ostatniej kolejki, a o jej ostatecznym przebiegu zadecydował lepszy bilans bramkowy klubu z Częstochowy.
Tak, tak i jeszcze raz tak. To pierwsza od dawna odsłona, w której bawiłem się tak dobrze. Pod wieloma względami to najlepsza część od dawien dawna. Nie tylko ze względu na opisane wyżej nowości, ale też dlatego, że mamy tu lepszą optymalizację, mniej bugów, a gra nie wywaliła mnie do pulpitu ani razu, co w FM 2020 było czymś na porządku dziennym.
W ramach ciekawostki wspomnę, że w tym roku Sports Interactive zaskoczyło fanów FM-a, wydając port gry na konsole Xbox Series X. Ze względu na stare przyzwyczajenia raczej zostanę przy wersji pecetowej, ale jeśli ktoś grał już FM-a na Xboksie, niech podzieli się wrażeniami w komentarzach pod tekstem.
Tak czy inaczej – dla mnie Football Manager 2021 to pewne 10/10. Król, może i nie ma konkurencji, ale wciąż nie spoczywa na laurach. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
W jaki sposób została rozwiązana planowana reforma PKO Ekstraklasy – czy co roku do pierwszej ligi spada tylko ostatnia drużyna, a z drugiej awansują aż trzy ? Czy od sezonu 2021/2022 jest 37 kolejek ?
Paweł, na szczęście reforma Ekstraklasy została ujęta w FM 2021. Jeśli rozpoczniesz grę od sezonu 2020/2021, z ESA spada jedna drużyna, a z pierwszej ligi awansują trzy. W kolejnym sezonie w Ekstraklasie jest już 18 drużyn, zgodnie z reformą. Możesz zacząć również rozgrywkę od sezonu 2021/2022, gdzie od początku jest 18 zespołów. Ekstraklasa w FM 2021 jest więc odwzorowana tak, jak w rzeczywistości 🙂
Czy w tym fm-e można robić 5 zmian w meczu, tak jak jest teraz w ligach ?
Trudno powiedzieć. Nie grałem od dawna. Poza tym, o ile dobrze kojarzę, w części rozgrywek, m.in. w Premier League, zrezygnowano z pomysłu przeprowadzania pięciu zmian i wrócono do klasycznych trzech.
Tak, można przeprowadzić 5 zmian w 3 „turach” jak miało to miejsce w rzeczywistości, a od kolejnego sezonu zostają 3 zmiany na mecz.