Paweł Warzecha z kanału Mobzilla: Jestem niewolnikiem własnego formatu

Jeśli kupować smartfon, to na pewno nie bez konsultacji z Mobzillą. Z tego założenia od 11 lat wychodzą widzowie kanału Pawła Warzechy, który zrecenzował już ponad 500 smartfonów. Wszystko wskazuje na to, że będzie robił to dalej, ponieważ 2020 rok pokazał mu, że jego praca wciąż jest potrzebna, a na przyszłość rynku smartfonowego patrzy z pewną nadzieją. W wywiadzie z autorem kanału Mobzilla rozmawiamy także o kulisach pracy recenzenta technologicznego i o tym, jak radzić sobie z wypaleniem zawodowym.

Rynek smartfonów w 2021 roku okiem Mobzilli

Grzegorz Majchrzak: Przez Twoje ręce przewinęły się setki, a może nawet i tysiące smartfonów. Czy cokolwiek robi jeszcze na Tobie wrażenie w tej branży?

Od dłuższego czasu chyba rzeczywiście niewiele. Wydaje mi się jednak, że to nie jest wina liczby smartfonów, z którymi miałem do czynienia, ale przede wszystkim tego, co dzieje się na rynku – zrobiło się po prostu trochę nudno. Niewiele jest rzeczy nowych, ciekawych, innowacyjnych czy spektakularnych, a to, co do nas ostatnio dociera, to newsy, że z urządzeń usuwane będą kolejne gniazda, albo że z pudełek zostaną wywalone ładowarki. Większość smartfonów jest bardzo do siebie podobnych, różnią się jedynie kształtem wyspy z aparatami. Poza tym mamy tylko 2 dominujące systemy – Android od Google oraz iOS od Apple – nie pojawiają się już żadne superciekawe funkcje, a pomiędzy tymi dwoma hegemonami nie ma zaciętej, ostrej konkurencji.

Światełkiem w tunelu mogą jednak być w najbliższym czasie smartfony z elastycznymi ekranami. Tu i teraz jest to raczej fanaberia, coś, co jest aberracją, a nie jakimś gigantycznym trendem – wszak takich urządzeń jest dosłownie kilka.

iphone 11 mem
Ten scenariusz na szczęście się nie sprawdził

A jednak na rynku wytworzyła się mocna popkultura smartfonowa, w której ludzie są gotowi bronić lub hejtować daną markę do upadłego. Czy zastanawiałeś się kiedyś, skąd biorą się aż tak silne emocje?

Wydaje mi się, że te silne emocje – zarówno pozytywne, jak i negatywne – dotyczą przede wszystkim jednej marki i chyba wszyscy wiedzą, o którą chodzi. Ktoś to nawet kiedyś badał. Zdaje się, że konkluzja była taka, że wśród fanbojów, czyli tych najbardziej zagorzałych fanów, za te emocje odpowiedzialne są dokładnie te same partie mózgu, które odpowiedzialne są za emocje religijne. Tutaj można doszukiwać się jakiegoś naukowego wyjaśnienia tej kwestii.

Sprawdziłem to i faktycznie coś takiego było. Chodzi o dokument BBC, w którym wykazano, że – w dużym uproszczeniu – mózg miłośnika Apple reaguje na produkty tej firmy w podobny sposób, co mózg osoby wierzącej, która patrzy na święte symbole. A to było już w 2011 roku…

Tak, o to mi chodziło. Wydaje mi się jednak, że ta „fanbojowatość” ostatnimi czasy osłabła. Od dłuższego czasu flagowce największych marek kosztują tyle samo, a czasami nawet więcej niż smartfony od Apple. Wysoka cena tych ostatnich nie jest już więc wyróżnikiem. Myślę, że to spowodowało, że te emocje wśród użytkowników są teraz nieco mniejsze.

Ja mam jeszcze inną teorię na ten temat. Wydaje mi się, że dzisiaj smartfon zaczął pokazywać to, jakim ktoś jest człowiekiem – oczywiście tylko do pewnego stopnia. Po smartfonie widać czyjeś podejście do wydawania pieniędzy, technologii czy nawet samego życia, jeśli ktoś uzależnia od niego swoje funkcjonowanie. Zgadzasz się z tym, czy może przypisuję tutaj zbędną filozofię?

Na pewno właśnie tego chcieliby producenci smartfonów, którzy wmawiają nam, że smartfon to nie tylko kawałek technologii, która ma nam służyć, ale też lifestyle czy wartości, które za tym idą: młodość, energia, popularność. Moja ocena jest jednak taka, że to tylko kwestia marketingu i tego, że ludzie dają sobie go wciskać. Przy czym – absolutnie się temu nie dziwię, tak jak powiedziałeś, żyjemy w świecie popkultury i konsumpcjonizmu. Jedno i drugie łączy się z tym, że urządzenia faktycznie mogą być jakimś tam wyznacznikiem statusu.

Czy recenzent musi znać się na wszystkim?

Pytam Cię o to wszystko dlatego, że zastanawiam się, czy jeśli ktoś chce się uważać za eksperta w danej dziedzinie, to wystarczy znać realia rynkowe i przykładowo specyfikację smartfonów, czy ważne jeszcze jest to, żeby orientować się w całym tym aspekcie – nazwijmy go – społeczno-marketingowym  branży?

To jest ciekawe pytanie. I sądzę, że odpowiedź na nie brzmi: i tak, i nie. W branży recenzentów i dziennikarzy technologicznych, w której ja się poruszam, jest miejsce na ekspertów od jednego i od drugiego. Na technologię można patrzeć wyłącznie od strony czysto technicznej – i ja bardzo cenię sobie ludzi, którzy rozbierają ją na czynniki pierwsze w sposób, w który ja nie potrafię. Z drugiej strony cenię sobie także osoby, które patrzą na tę branżę całościowo i zwracają uwagę na aspekt społeczno-marketingowy rynku. Od jednych i od drugich można się wiele dowiedzieć – oczywiście pod warunkiem, że dobrze wykonują swoją pracę.

Czyli ścieżka recenzenta wcale nie jest tak oczywista?

Oczywiście! Wystarczy spojrzeć na nasze polskie podwórko. Jest wielu recenzentów i każdy zajmuje się tematem od trochę innej strony: rozrywkowej, technologicznej, marketingowej. Dla każdego jest przestrzeń i w jakiś sposób wszyscy się w niej odnajdujemy. Recenzentem można być na wiele sposobów.

A kiedy ty zaczynałeś recenzować smartfony w okolicach 2010 roku, to myślałeś wtedy, że to może być zajęcie na kolejnych 11 lat?

Można powiedzieć, że byłem YouTuberem, zanim to się stało modne (śmiech). Prawda jest jednak taka, że wszystko było kwestią przypadku. Najpierw była pasja, dopiero później przyszła praca – jeśli tak to można nazwać. Na początku znałem się na telefonach, potem zacząłem opowiadać o nich przed kamerą. I nie, kompletnie nie sądziłem, że będzie można to „ugryźć” od tej strony. Jasne, mogłem sobie wyobrażać, że zostanę dziennikarzem, który pisze recenzje na jakimś portalu technologicznym, natomiast nigdy nie sądziłem, że to będą recenzje wideo na YouTube i że to będzie coś, co będzie w stanie utrzymywać mnie już od iluś lat. Absolutnie się tego nie spodziewałem.

Czy recenzowanie telefonów było dla Ciebie łatwiejsze na początku, te 11 lat temu, czy może trudniejsze?

Łatwiejsze – i to z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że smartfony znacznie bardziej się od siebie różniły, więc znacznie łatwiej było o nich opowiadać. Wydaje mi się też, że wartość rzetelnej recenzji była większa. Kiedyś różnica między tym, co było obiecywane przez producentów, a tym, co dostawali klienci, była bardzo duża. Biorąc pod uwagę dzisiejsze realia, pierwsze smartfony naprawdę nie działały szybko – porównując z tym, co potrafią teraz, naprawdę nie robiły fenomenalnych zdjęć, a reklamy brzmiały i wyglądały przecież bardzo podobnie do dzisiejszych. Obiecywano dokładnie to, co dzisiaj, no ale nie, nie robiły cudnych fot i nie były szybkie! Ostrzeganie potencjalnych klientów przed kupieniem kiepskiego sprzętu było więc wtedy w większym stopniu rolą rzetelnej recenzji niż obecnie.

Dożyliśmy, dzięki niebiosom, takich czasów, że większość smartfonów działa ok. Trzeba się naprawdę postarać, żeby znaleźć coś, co jest fatalne i nieznośne. To są wyjątki i trzeba je wygrzebywać z przecenionych koszy w supermarketach. Dzisiaj trudniej się naciąć na zakup niż wtedy.

Nie boisz się w takim razie o swoją pracę?

Zawsze głównym pomysłem na to, co robię, było podpowiadanie ludziom, czy warto kupić dany sprzęt, czy lepiej kupić inny – chciałbym, żeby moje recenzje nadal odpowiadały w dość jasny sposób na tak zadane pytania. Poprzedni rok przywrócił mi wiarę w to, że warto to jeszcze robić i z drugiej strony rozczarował, bo po prostu nie jest tak różowo, jak można by sądzić – a to wszystko ze względu na wysyp bardzo drogich (i niekoniecznie dowożących to, co obiecywali producenci) flagowców. Przed większością z nich przestrzegałem, przekierowując moich widzów do sprzętów z zeszłego roku albo takich, które były wyraźnie tańsze. Moja misja jest zatem aktualna: przestrzegać ludzi przed kupowaniem rzeczy, które nie są warte pieniędzy, jakie trzeba by było na nie wydać.

Zobaczymy natomiast, jak będzie wyglądał cały 2021 rok. Już teraz, po przyspieszonych premierach nowych flagowców, widać, że producenci w minionym roku przeholowali i nie udało im się kilka rzeczy. Samsung i Xiaomi zaprezentowali już swoje najważniejsze topowe modele, zatem to nie jest tylko moje wrażenie – widać to nawet po stronie producentów.  

No właśnie, Ty nie boisz się krytykować. Zawsze czujesz się w miarę spokojny i nie obawiasz się, że któryś producent będzie miał pretensje, że powiedziałeś o słowo za dużo o smartfonie?

Przez kilka dobrych lat mojego „jutubowania” nie wychylałem się zupełnie z rodzinnego Olkusza. Dopiero po jakimś czasie Robert Nawrowski, mój dobry przyjaciel, namówił mnie, żeby ruszyć cztery litery, przyjechać do Warszawy i poznać ludzi, którzy zajmują się branżą. I już wtedy ludzie odpowiedzialni za konkretne marki wiedzieli, że ze mną nie da się takich rzeczy robić – tzn. nie da się do mnie zadzwonić, nakrzyczeć na mnie i powiedzieć: „Ej, sorry, coś nam się tutaj nie podoba, weź to zmień”. Z kolei ja wiedziałem, że nie muszę się tego obawiać. Jedna i druga strona ma do siebie w tej kwestii szacunek.

Zdarzyło mi się jednak o takich sytuacjach słyszeć – gdyby mnie coś takiego spotkało, rozkręciłbym fenomenalną dramę na YouTube. Nagrałbym o tym długaśny film i na pewno zgarnąłbym mnóstwo wyświetleń (śmiech). Szkoda, że moja reputacja mnie wyprzedza, nikt się nigdy na to nie odważył. Gdyby jakiś producent chciał, to zapraszam, przyatakujemy pranki Marcina Dubiela na karcie Na Czasie (śmiech). 

Ode mnie masz łapkę w górę! A już tak poważniej, to czy to także dzięki swojej reputacji, którą wypracowałeś na przestrzeni tych 11 lat w branży, nie ścigasz się o jak najszybszą recenzję, tylko udostępniasz ją, kiedy jesteś pewien swojej opinii? Często publikujesz ze sporym opóźnieniem w stosunku do innych recenzentów.

Prawda jest taka, że powinienem to robić szybko, bo algorytm YouTube’a jest bezwzględny i jak się o jego uwagę bijesz, to on przychylnym okiem spogląda na ciebie z powrotem. Natomiast w moim przypadku chodzi głównie o dwie rzeczy.

Pierwszą jest ta, o której mówisz. Nigdy się nie spieszę, bo ze smartfonami dzieją się naprawdę różne rzeczy tuż po ich premierze. To trochę jak z Cyberpunkiem 2077. Są łatki, są jakieś poprawki i dopiero po chwili dany sprzęt działa dokładnie tak, jak powinien. Warto chwilę wstrzymać się z recenzją smartfona, żeby móc o nim powiedzieć coś konkretnego i by było to warte więcej, niż tylko wspomniane ściganie się w opublikowaniu recenzji. Ludzie będą oglądać ją nie tylko 3 dni po premierze, ale również po 2 czy 3 miesiącach. Wszystko, co powiedziało się zbyt szybko na początku, może się łatwo zdezaktualizować.

A druga sprawa jest taka, że przez długi czas w swoim życiu prywatnym miałem naprawdę niefajne przygody zdrowotno-personalno-osobisto-rodzinne, to mnie blokowało na przestrzeni ostatnich lat. Część z tych tematów się pokończyła i wychodzę na prostą, mam więc nadzieję, że one już nie będą stały na przeszkodzie i wrócę do tego ścigania się w większym stopniu, niż robiłem to przez ostatnie miesiące. Jak ktoś ma ochotę, może trzymać za to kciuki!

Jaka jest przyszłość Mobzilli?

Ja i cała redakcja Geex trzyma kciuki! Oglądam Twoje recenzje już od długiego czasu, więc tym bardziej Ci kibicuję. W ostatnim vlogu wspominałeś natomiast, że przeżyłeś syndrom wypalenia zawodowego już kilkukrotnie. I oglądając Twoje filmy na przestrzeni lat, trudno się nie zastanawiać, jak to jest, że Tobie cały czas się chce? Masz jakiś konkretny sposób na radzenie sobie z takimi kryzysowymi sytuacjami?

Najprostszym sposobem jest zdanie sobie sprawy z tego, że to, co robię, jest rzeczą znacznie przyjemniejszą i znacznie łatwiejszą niż większość innych prac, które wykonują ludzie. Oczywiście, są też minusiki – kiedy pracujesz na siebie, to nie robisz tego od 9 do 17, lecz znacznie dłużej i czasami trzeba zarwać noc, żeby dokończyć jakiś temat. To nie jest leżenie całymi dniami do góry brzuchem, ale z całą pewnością jest to zajęcie dużo łatwiejsze niż praca np. ratownika medycznego, górnika czy sprzedawcy w salonie sieci komórkowej – nie oszukujmy się. I przy okazji pozwala zarobić znacznie więcej pieniędzy. Zazwyczaj wystarcza zatem spojrzenie na siebie z zewnątrz i powiedzenie sobie: „Ej, kurde, nie masz powodów do narzekania, naprawdę. Zepnij się i rób, co do ciebie należy!”.

Poza tym wydaje mi się, że od dłuższego czasu wychodzi mi to całkiem nieźle. I naprawdę super jest czuć się dobrze z tym, co się robi.

Tak, zdecydowanie możesz tak o sobie powiedzieć!

Inną kwestią jest z kolei to, że jestem trochę niewolnikiem własnego formatu i nie do końca wiem, jak sobie z tym poradzić. Widzowie piszą i mówią mi, że moje recenzje są dla nich wartościowe dlatego, że mają podobną formułę: po obejrzeniu testu jednego smartfona, można porównać go w bardzo łatwy sposób z innym, oglądając kolejną recenzję.

Z drugiej strony te filmy są dość szczegółowe. Staram się nie pomijać aspektów, które mogą być kluczowe dla różnych grup odbiorców, co powoduje, że recenzja musi wyglądać w konkretny sposób – musi mieć podobną strukturę, która od wielu lat się nie zmienia. To z kolei może powodować, że odcinki robią się jednostajne. Nie do końca wiem, jak pogodzić tę praktyczność, rzetelność i szczegółowość testów z aspektem rozrywkowym, który na YouTube ogląda się znacznie lepiej.

Chyba musisz zacząć robić pranki jak wspomniany Marcin Dubiel. No, chyba że spodoba Ci się mój luźny pomysł, bo myślałem trochę o strukturze Twojego formatu.

Dajesz!

W ostatnim vlogu Zapytaj Mobzillę chodziłeś po mieście ze smartfonem i robiłeś nim zdjęcia. Przy okazji opowiadałeś o Twoich wrażeniach o aparacie „na gorąco”, a przy okazji odpowiadałeś na pytania widzów. Może nie ma co wymyślać koła na nowo, tylko wystarczyłoby w momencie omawiania foto-wideo wstać od biurka i przenieść ten segment w sam środek akcji, pozostawiając resztę struktury recenzji niezmienioną?

Podobną formułę ma Majster Pirzu – nagrywa samego siebie, gdy omawia możliwości foto-wideo, więc nie chciałbym go kopiować. Ale jest to jakiś pomysł, przemyślę temat! Zastanawiam się nad tym od dłuższego czasu i nie wpadłem jeszcze na absolutnie genialne rozwiązanie, każda myśl jest zatem na wagę złota. Jeśli nasi czytelnicy również będą mieć jakieś pomysły, to zapraszam serdecznie do podzielenia się nimi ze mną. Bardzo chętnie się zainspiruję.

Jasne, zachęcamy wszystkich do aktywności w komentarzach! Pytałem Cię o to, czy w 2010 roku myślałeś, że recenzowanie smartfonów będzie zajęciem na kolejnych 11 lat. W takim razie na koniec naszej rozmowy zapytam, czy myślisz, że to będzie równie ciekawe i opłacalne zajęcie na przyszłe 11 lat?

Absolutnie nie mam pojęcia! (śmiech) Wideorecenzje sprzętu elektronicznego 11 lat temu nie istniały, więc to, co robię, również powstało w ciągu ostatnich (mniej więcej) 11 lat! A dekada, jeśli chodzi o elektronikę użytkową, to epoka i naprawdę wszystko może się w tym czasie zmienić. Rynek może ciągle taplać się w stagnacji, w której jest w chwili obecnej, albo może pojawić się złoty strzał, taki, jakim kiedyś było zaprezentowanie pierwszego iPhone’a. Najrozsądniejszym, co mogę powiedzieć, jest to, że nie mam pojęcia.

Masz rację, zresztą to, że nie wiemy, co się wydarzy, jest chyba w tym wszystkim najfajniejsze. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę!

Również dziękuję! 

Pytania od czytelników do Mobzilli

Sebastian pyta, co sądzisz o porzuceniu przez LG branży smartfonów?

Szkoda, że marka wycofuje się z tej kategorii produktów. Dla nas wszystkich, klientów, nigdy nie jest dobrze, jak konkurencja się kurczy, szczególnie, że LG było jednym z niewielu nie-chińskich producentów. No i jest jeszcze kwestia sentymentalna – smartfony z serii G, szczególnie G3 i G6, nadal kojarzą mi się bardzo pozytywnie. Pamiętam także, że to LG w modelu G5 wprowadziło na rynek wszechobecny teraz bajer pod postacią aparatu szerokokątnego. Cóż, to po prostu nic dobrego.

Adrian pyta, w którym smartfonie jest najlepszy aparat z szerokim kątem?

Jeśli miałbym wierzyć wszystkim zagranicznym recenzentom (których zdanie na ogół szanuję), to byłby to Huawei Mate 40 Pro. Według mnie ciekawszy jest szeroki kąt w Galaxy S21 Ultra ze względu na brak kombinacji z proporcjami pola widzenia.

Wiktor pyta, co się dzieje z wszystkimi telefonami które recenzujesz?

Sprzedaje je na OLXie 😉 A tak na serio, to w zasadzie wszystkie trafiają z powrotem do producentów lub do x-komu. Smartfony dostaję na testy, nie na własność.