Kto powiedział, że kreskówki to rozrywka wyłącznie dla dzieci, niech rzuci w siebie kamieniem i zamilknie na wieki. Seriale animowane dla dorosłych już dawno temu zakorzeniły się w popkulturze, jednak w ostatnich latach, między innymi za sprawą Netfliksa i innych platform streamingowych, przeżywają czas swojej największej świetności. Z tego powodu oraz z racji tego, że „bajki dla dorosłych” oglądam chętniej niż tradycyjne seriale, przygotowałem ranking najciekawszych, moim zdaniem, kreskówek przygotowanych myślą o starszej widowni.
Wychowałem się na „South Parku” i „Simpsonach”, a „Family Guya” nadrobiłem, gdy tylko trafiła się ku temu sposobność. Dodawanie tych pozycji do niniejszego zestawienia wydaje mi się bezcelowe. Przede wszystkim dlatego, że wyglądałoby to trochę tak, jakbym proboszczowi polecał lekturę Biblii. Po 2010 roku zresztą wyszło tyle ciekawych animacji dla dorosłych, że absolutnie nie potrzebowałem powoływać się na klasyki.
Kolejność poszczególnych pozycji jest przypadkowa. Uznałem, że już sam dobór „najciekawszych” animacji dla dorosłych jest wystarczająco bezczelnym i subiektywnym przedsięwzięciem. Nie róbcie ze mnie sieczki w komentarzach, jeśli nie znajdzie się tu serial, który w Waszej opinii powinien był się znaleźć. Ale zostawcie jakąś wzmiankę na jego temat, na pewno doda to wartości całemu tekstowi.
Ten serial wciągnął gatunek animacji dla dorosłych na artystyczne Himalaje. Pierwszy sezon jest może dość niepozorny, szczególnie jeśli zna się całość, ale im dalej w las, w tym robi się bardziej gęsto, niejednoznacznie i refleksyjnie. Łącznie powstało 6 sezonów i każdy trzyma wysoki poziom, co jest dziś rzadkością, gdy wziąć pod uwagę większość wielosezonowych produkcji.
Tytułowy „BoJack Horseman” to antropomorficzny człowiek-koń, egzystujący w nieco abstrakcyjnym, choć bardzo wiarygodnym świecie, w którym takie zwierzoludzkie hybrydy żyją nie tyle obok, co razem z… tradycyjnymi homo sapiens. Skąd taki pomysł ukazania części bohaterów?
Cóż, z jednej strony to kwestia symboliki. Antropomorficzne zwierzęta reprezentują pewne konkretne cechy przynależne do konkretnych gatunków – labrador Peanutbutter jest głupio naiwny, choć zawsze stoją za nim szczere intencje; perska kotka Princess Carolyn jest niezależna, silna, zdeterminowana, nie zawsze podejmuje właściwe decyzje, ale zawsze udaje jej się wylądować na czterech łapach. Antropomorfizacja zwierząt pozwoliła również twórcom na otwarcie bezdennego worka z kreatywnymi, często bardzo abstrakcyjnymi, pomysłami.
Wróćmy jednak do BoJacka. To aktor w średnim wieku, który czasy świetności ma za sobą. Zasłynął główną rolą w sitcomie familijnym „Rozbrykani”, emitowanym w latach 90. Gdy serial zszedł z anteny, popularność BoJacka Horsemana zaczęła maleć. Była gwiazda telewizji nie za bardzo sobie z tym radzi. Sporo pije, ćpa, a przy tym ma wybitny talent do psucia każdej relacji z innymi ludźmi.
Na przestrzeni sześciu sezonów śledzimy nieustanne wzloty i upadki BoJacka i poznajemy wiele ciekawie napisanych postaci z jego otoczenia. Choć początkowo może się wydawać, że „BoJack Horseman” to serial komediowy, tak koniec końców jest to produkcja opowiadająca o samotności, pustce życia w wielkim świecie, o tym, że jak byśmy się nie starali, przeszłość i tak w końcu musi nas dopaść.
Znakomity, dojrzale zrealizowany serial. Absolutny must-watch.
Serial wyprodukował Netflix i to na tej platformie dostępnych jest wszystkich sześć sezonów „BoJacka Horsemana”.
Pozycja dość nietypowa. „Miłość, Śmierć i Roboty” nie jest serialem fabularnym, ale antologią krótkich animacji, bardzo od siebie różnych pod względem stylistycznym, tworzonych przez różne studia, w tym polskie Platige Image. Każdy odcinek to osobna historia. Punktem wspólnym natomiast jest tu tematyka science-fiction, w większości przypadków bardzo filozoficznego i dojrzałego, skłaniającego do refleksji nad człowiekiem, jego naturą i przyszłością, która zwykle nie jawi się zbyt optymistycznie.
To takie trochę animowane Black Mirror. Ale tylko trochę.
Generalnie poziom odcinków jest dość nierówny. Są epizody wybitne, są średnie, ale nie brakuje też słabszych. Niektóre mają bardzo poważny wydźwięk, inne znów posługują się satyrą. Jest też odcinek o super inteligentnym jogurcie, który ma ambicje władania światem (lub chociaż jego częścią) i idzie mu to lepiej niż najlepszym politykom.
Oczywiście mam kilka swoich ulubionych odcinków, do których wracam wielokrotnie. Ale zobaczcie sobie całość. Nawet jeśli któryś epizod Was zawiedzie, szybko o tym zapomnicie, bo trwają one raptem po kilkanaście, czasem nawet kilka minut. Nawet najmniej udane historie i tak stanowią pochwałę dla kreatywności twórców.
Antologia „Miłość, Śmierć i Roboty” dostępna jest w całości na platformie Netflix. Do tej pory wyprodukowano dwa sezony.
Popularność produkcji sprawiła naturalnie, że po dwóch sezonach Netflix zdecydował się na wyprodukowanie kolejnego. Dokładnej premiery 3. sezonu „Miłość, Śmierć i Roboty” nie znamy, wiemy tylko, że jest zaplanowana na 2022 rok.
Stany Zjednoczone, lata 70. XX wieku. Ówczesny model rodziny różni się nieco od tego, co znamy dzisiaj. Jak zresztą cała amerykańska rzeczywistość. Bohaterami serialu jest rodzina Murphych, gdzie ojciec i mąż, Frank, nie ma problemu z tym, by zwyzywać od najgorszych swojego nastoletniego syna, stale przeżywającego kryzysy związane z dojrzewaniem. Generalnie obserwujemy, jak Murphy próbują wieść normalne rodzinne życie w świecie, któremu do normalności daleko.
Serial momentami oburza. Szczególnie w scenach ukazujących trudy relacji dziecięco-rodzicielskich. Lata 70. w „Nie ma jak w rodzinie” jawią się jako czas, w którym nikt nie zważa na to, że pewne zachowania mogą wywoływać u dzieci traumy, które będą przypominać o sobie przez całe życie. Zwracanie się do potomstwa per „debilu” jest tu czymś powszechnym. Podczas dorastania młodzi są pozostawieni wyłącznie sobie, przez co błądzą przeraźliwie i miotają się jak w ciemności.
Ale miotają się też dorośli. Wciąż świeżą narodową raną jest Wietnam. Wewnątrz kraju natomiast cały czas słychać echa segregacji rasowej. Picie piwa stanowi ulubioną rozrywkę ludzi, którzy pracując w pocie czoła, ledwo wiążą koniec z końcem. Wzorzec kobiecości to kura domowa, a męskości – silny, zaradny samiec alfa, który bez zająknięcia potrafi zapewnić godziwy byt swojej rodzinie.
I w takiej to – w ogromnym uproszczeniu – rzeczywistości rodzina Murphych próbuje nie zwariować, przeżyć od wypłaty do wypłaty i mierzyć się z coraz to nowszymi wyzwaniami. I choćby za to warto ten serial lubić. Z jednej strony odczarowuje motyw rodziny idealnej, z drugiej natomiast udowadnia siłę, jaką jest rodzina. Nawet ta, której do ideału daleko.
„Nie ma jak w rodzinie” to sporo humoru, często czarnego i obrazoburczego, ale i mierzenie się z wieloma społecznymi problemami, które bynajmniej nie skończyły się wraz z nastaniem kolejnej dekady, ale są z nami po dziś dzień. To również opowieść o niespełnionych ambicjach, trudach dojrzewania bez internetu (a nawet prenumeraty Bravo), monopolu kultury telewizji i ogólnie tym, że słynny amerykański sen to czasem istny koszmar.
„F is for Family” to oryginalna produkcja Netfliksa, więc to tam właśnie można ją obejrzeć.
Piąty sezon, jak poinformowali twórcy, będzie ostatnim. Nie wiadomo dokładnie, kiedy pojawi się na Netfliksie, ale będzie to prawdopodobnie albo koniec 2021, albo początek 2022 roku.
Bez wątpienia jedna z najlepszych animacji dla dorosłych, jaka ukazała się w ostatnich latach. Dość powiedzieć, że na jej temat powstają dziś całkiem poważne książki popularnonaukowe, które w mądrych słowach wyjaśniają, czy ten albo inny motyw z serialu znajdują swoje uzasadnienie w zdobyczach nauki, jakimi dysponujemy na obecną chwilę. Przy okazji odsyłam do książki „The Science of Rick and Morty. Nienaukowy przewodnik po świecie nauki” autorstwa Matta Brady’ego.
Tytułowi bohaterowie to dziadek i wnuk. Ten pierwszy jest ekscentrycznym naukowcem, podróżującym po odległych galaktykach i innych wymiarach. Nie wylewa przy tym za kołnierz, nie liczy się z niczym i nikim, brak mu nie tylko empatii, ale i jakichkolwiek skrupułów.
Morty z kolei to niepewny siebie nastolatek, który nade wszystko pragnie wieść normalne nastoletnie życie, ale z rąbniętym dziadkiem, wykorzystującym go do cna, jest to niemożliwe. Morty zdaje się być całkowitym przeciwieństwem Ricka, często służy za moralny hamulec, czasem ratuje z opresji; generalnie sprawuje pieczę nad tym, by dziadek zbyt daleko „nie odleciał”.
„Rick i Morty” to fontanna kreatywności. Każdy odcinek zadziwia pomysłami, które – jak się okazuje – nie są wyssane z palca, ale opierają się na poważnych teoriach poważnych naukowców. Tak czy inaczej mamy tu kosmiczne podróże, życie w symulacji, zmienianie się w ogórka, zaginanie czasoprzestrzeni, mieszanie w równoległych wymiarach, anihilacje obcych cywilizacji, teleportację, przenoszenie się w czasie…
Jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie widział „Ricka i Morty’ego” z czystym sumieniem polecam.
Pierwsze cztery sezony dostępne są na Netfliksie. 5. sezon „Ricka i Morty’ego” obejrzymy już na HBO GO. Serial pojawia się też okazjonalnie m.in. w Comedy Central oraz Polsat Comedy.
Oficjalnej daty premiery 6. sezonu serialu jeszcze nie ma. Sądząc jednak po tym, jak wyglądały przerwy między wcześniejszymi sezonami, można się spodziewać, że „Rick i Morty” wróci z nowymi odcinkami w okolicach jesieni 2022 roku.
Dla mnie chyba największe pozytywne zaskoczenie w ostatnim czasie, jeśli chodzi o animowane seriale dla dorosłych. Raz, że „Rozczarowani” to – bądź co bądź – fantasy, co jest raczej oryginalne, gdy mówimy o tego typu animacjach, ukierunkowanych na humor. Dwa – to naprawdę sprawnie zrealizowany, zabawny i spójny fabularnie serial.
Mamy więc buntowniczą księżniczkę-półsierotę, która pije na umór, mając za kompanów ciamajdowatego elfa i niskiego wzrostem demona. Bean, bo tak dziewczyna ma na imię, stale doprowadza do szału swojego ojca, na przykład niwecząc ważny dla królestwa sojusz, który miał być zapoczątkowany jej zamążpójściem.
Pierwszy sezon może i nie jest jakoś porywający fabularnie, nastawiając się głównie na sytuacyjne gagi (momentami wręcz żenujące), ale kolejne – drugi i trzeci – świadczą już o sporej ewolucji „Rozczarowanych”. Trzeci sezon jest już naprawdę świetny, przede wszystkim widać w nim, że twórcy wyciągnęli wnioski z poprzednich.
Warto wspomnieć o tym, że jest to serial Matt Groening. Jeśli nie kojarzycie tego pana, z pewnością coś Wam mówią takie tytuły jak „Simpsonowie” czy „Futurama”. „Rozczarowani” to trzeci serial Groeninga, prawdopodobnie najsłabszy, ale wcale nie zły.
Ja bawiłem się świetnie podczas oglądania.
Wszystkie sezony serialu „Rozczarowani” zobaczycie na Netfliksie.
O 4. sezonie Rozczarowanych wiemy na razie niestety tylko tyle, że powstanie. Żadnej, nawet przybliżonej, daty premiery póki co nie poznaliśmy.
Od razu mówię, że „Big Mouth” nie każdemu podejdzie. Nagromadzenie żenady i jechania po bandzie jest tu tak wysokie, że reaktory przyzwoitości w mózgach co niektórych mogą zwyczajnie nie wytrzymać. Jeśli w poprzednich propozycjach lał się co najwyżej alkohol, tak tu leje się… nasienie.
„Big Mouth” to dość obrzydliwa, bezpardonowa metafora seksualnego dojrzewania. Taka metafora, w której uprawia się seks z poduszką (a nawet ma się z nią potomstwo), a krew miesięczna potrafi zabarwić całe jeziora.
Bohaterami serialu są dzieci w wieku szkolnym. W stromej drodze przez dojrzewanie towarzyszą im… potwory, które są personifikacją hormonów buzujących w młodych, niedoświadczonych organizmach. Zadaniem potworów jest, a jakże, konsekwentne zachęcanie dzieci do – że tak to eufemicznie określę – odkrywania własnej seksualności. Za wszelką cenę, bez żadnego pomyślunku i przygotowania.
Tak jak wcześniej zasygnalizowałem, „Big Mouth” nie bawi się w poprawność polityczną. Momentami serial jest wręcz obrzydliwy, a żarty twórców uzasadnione wyłącznie chęcią wzbudzenia jak największych kontrowersji. Mimo wszystko myślę, że znajdą się tacy, którzy będą się przy nim dobrze bawić. Szczególnie przy pierwszych dwóch sezonach, bo potem ogólny poziom fabuły i humoru niestety zauważalnie spada.
„Big Mouth” to oryginalny serial Netfliksa. Wszystkie odcinki są więc dostępne oficjalne wyłącznie na tej platformie.
5. sezon „Big Mouth” Netflix oficjalnie zapowiedział w połowie października. Premiera zaplanowana jest na 5 listopada 2021.
Kolejne duże i pozytywne zaskoczenie. Final Space to taki trochę Rick i Morty w wersji light. Humoru co prawda nie brakuje, ale nie jest tak bezpośredni jak w większości propozycji z niniejszego zestawienia. Dużym plusem jest tu natomiast fabuła, bardzo spójna, ciekawie napisana i pełna kreatywnych rozwiązań. No i postacie, znakomicie napisane i charakterystyczne.
Głównym bohaterem jest Gary Goodspeed, więzień kosmicznego zakładu karnego, który odbywa swoją karę z dala od jakichkolwiek ludzi. Na pokładzie towarzyszą mu jedynie: irytujący robotyczny „asystent zdrowia psychicznego” oraz sztuczna inteligencja odpowiedzialna za systemu statku, na którym się znajduje.
Wszystko zmienia się, gdy na statek trafia zielony, uroczy kosmita, który okazuje się niszczycielem planet, najgroźniejszą bronią we wszechświecie i najbardziej pożądanym stworzeniem wśród zbirów, którzy ów wszechświat chcieliby podporządkować własnym celom.
Więcej opowiadać nie ma sensu, bo fabuła warta jest tego, by osobiście poznać ją od początku do końca.
Serial jest dostępny na platformie Netflix.
Niestety trzeci sezon serialu prawdopodobnie będzie ostatnim. We wrześniu 2021 roku, w wyniku fuzji WarnerMedia i Discovery, ogłoszono, że serial został anulowany.
Czy „Chłopaków z Baraków” trzeba jeszcze dziś komukolwiek przedstawiać? Nawet jeśli nie oglądaliście tego kultowego serialu, z pewnością kojarzycie memy, na przykład z Rickym, który mówi o tym, że można upijać się, gdy ma się dziecko, ale trzeba potem wcześnie wstać. Na tym polega odpowiedzialność.
„Chłopaki z Baraków” doczekali się własnego serialu animowanego. Nie jest to może poziom pierwowzoru, ba, daleko mu do niego, ale jeśli ktoś jest fanem Ricky’ego, Julianna, Bubblesa i spółki, nie może przejść obok tej produkcji obojętnie.
Warto wspomnieć, że zdecydowana większość postaci przemawia głosem aktorów znanych z oryginalnego serialu.
Serial znajduje się w bibliotece Netfliksa, więc tam można go obejrzeć.
Ostatni, 10-odcinkowy, sezon ukazał się w 2020 roku. Na premierę kolejnego fani będą musieli poczekać nieco dłużej. Według planów „Chłopaki z Baraków: Serial Animowany” wróci z nowymi odcinkami w okolicach maja 2022 roku.
Serial, który w humorystyczny sposób przedstawia losy tajemniczej agencji wywiadowczej, której skrót to – o zgrozo – ISIS. Jednym z pracowników organizacji jest tytułowy Sterling Archer, próżny, zbyt pewny siebie szpieg, który w pracy radzi sobie zdecydowanie lepiej niż w życiu. Co ciekawe, szefową Archera jest… jego matka. Powiedzieć, że relacje matczyno-synowskie są napięte, to nic nie powiedzieć.
Serial produkowany jest nieprzerwanie od 2009 roku i jak dotąd doczekał się aż 12 sezonów. Jeśli ktoś lubi niekoniecznie poważną realizację szpiegowskich motywów w serialach i nie odbije się od bardzo prostej kreski „Archera”, z pewnością powinien dać szansę temu tytułowi.
Poza ostatnim 12. sezonem „Archera” wszystkie inne zobaczycie na platformie Netflix.
Serial zadziwia regularnością wydawniczą, pojawiając się z nowymi odcinkami co roku. 13. sezon Archera również nie powinien być wyjątkiem. Wiemy już, że potwierdzono jego powstanie. Premiera zaplanowana jest na drugą połowę 2022 roku.
Ostatnia propozycja nieco odbiega od pozostałych. Po pierwsze dlatego, że humoru tu nie wiele, a dominantą jest brutalność. Ale jest to też swoisty fenomen. Jak pewnie kojarzycie, większość filmów i seriali mających swój pierwowzór w grach komputerowych, okazywało się kompletnymi crapami.
„Castlevania” jest jednym z niewielu chlubnych wyjątków. Za materiał bazowy robi tu seria gier od Konami o tej samym tytule. Mniejsza jednak o to.
Animowana „Castlevania” przedstawia nam perypetię Trevora Belmonta, łowcy wampirów, ostatniego żyjącego przedstawiciela rodu Belmontów. W pierwszym sezonie Trevor musi się mierzyć z samym Drakulą, który postanawia zgładzić gatunek ludzki w zemście za zabicie żony.
Serial jest bardzo mroczny, momentami wręcz depresyjny, ale ciekawie napisany i wciągający. Krwi tu tyle, co bugów w Cyberpunku 2077, na szczęście brutalność nie jest „sztuką dla sztuki”, ale jednym ze środków służących rozwojowi fabuły.
Jak większość poprzednich propozycji, także i serial „Castlevania” znajdziecie na Netfliksie.
Gdzie family guy?