The Witcher: Monster Slayer – będzie hit czy niewypał?
Trzeba uczciwie powiedzieć – żadna z gier naśladujących formułą Pokemon GO nie powtórzyła sukcesu pierwowzoru. A przewijały się tu potężne franczyzy, oj przewijały. Wystarczy wspomnieć chociażby pewnego okularnika z czarodziejską różdżką i miotłą do latania. Teraz rękawicę chce podjąć nasz polski, słowiański, białoskóry i białowłosy, wykuty w późnopeerelowskiej stali Wiedźmin.
Przeczytajcie także:
Czy The Witcher: Monster Slayer ma szansę odnieść sukces? Siląc się na bycie miłym, powiem: „czemu nie?”. Szczerość natomiast zachowam na specjalną okazję, w której napiszę na Geeksie tekst zaczynający się od słów „tak jak myślałem…”.
Cóż, na pewno Zabójca Potworów „wychodzi na miasto” w czasie, kiedy może upolować dla siebie całkiem sporo. 21 lipca to prawie połowa wakacji, pogoda zapewne będzie zachęcać do eksploracji, a szkoły i uczelnie akurat mają przerwę w niszczeniu młodzieży życia. Nic tylko zabrać ze sobą powerbank, dokupić dodatkowe gigabajty internetu i ruszyć przed siebie w poszukiwaniu monstrów, które by można było masowo dekapitować w imię wszechmocnego EXP-a.
Czy gra będzie na tyle różnorodna gameplayowo, by wiedźmińskich spacerów było więcej niż jeden? Podstawy będą niemal takie same, jak w Pokemon GO. Tu również przyjdzie nam tropić potwory w naszej okolicy, tyle że nie będziemy ich łapać, a walczyć z nimi. Podczas walki będziemy mogli korzystać z różnych premii pogodowych i tych zależnych od pór dnia. Dla tych, którzy myślą, że toaletowe przerwy od polowań umili im gra w Gwinta, mamy złą wiadomość – wiedźmińska karcianka nie będzie elementem The Witcher: Monster Slayer.