Streets of Rage 4 – gra z automatów powraca

Jeżeli w latach 90 byłeś jednym z tych dzieciaków, które zbierało pieniążki po to, żeby móc je wymienić na żetony w salonach gier, to z pewnością znasz Streets of Rage. Chodzona bijatyka, która blisko 30 lat temu wywoływała wypieki na policzkach miłośników „automatów”, powraca. Czy ten powrót się udał, czy to tylko nabijanie sobie kieszeni dzięki sentymentom?

Beat ‘em up – stare, ale jare

Zdążyłem zapomnieć, ile frajdy dawały te gry. Idziemy w prawo i bijemy się ze wszystkim, co się rusza, czasem rzucimy koszem na śmieci, czasem podniesiemy jakąś rurkę, którą możemy tłuc oponentów,  a w tle te piękne elektroniczne melodie. Pierwsza część Streets of Rage zadebiutowała w 1991 roku na konsoli Sega Genesis, ale dzięki szybko rosnącej popularności, w 1994 roku mieliśmy już trzy części popularnej bijatyki.

Jeżeli chodzi o fabułę to prostszej historii, chyba się nie da wymyślić. Jesteśmy byłym policjantem/policjantką i rozprawiamy się z grupą przestępczą, która rządzi miastem – tyle. Do wyboru mamy kilka postaci, którymi możemy siać strach wśród złych przestępców. Niby banalna i prosta gra, ale na początku lat 90 wyobraźnia dodawała bardzo wiele i dziś chyba każdy, kto wtedy się zetknął z tym tytułem, patrzy na niego z sentymentem.

Streets Rage
Źródło: Steam

Czy powrót Streets of Rage jest udany?       

Uspakajam wszystkich, którzy się bali. Tak! Udało się i to bardzo dobrze. Streets of Rage 4 zachowało urok i klimat starszych części, dołożyło troszkę nowoczesności, zostając jednak dalej dobrym tytułem gatunku beatem up. 12 poziomów, Adam, Blaze, Axel, czyli bohaterowie trylogii, bossowie i żadnych drzewek umiejętności czy znajdziek – po prostu piękna nawalanka jak za czasów świetności automatów.

Wizualnie wygląda to całkiem przyjemnie, nie pokuszono się o pikselową grafikę co prawda, ale zachowano wszystkie podstawowe zasady, którymi rządził się pierwowzór. Każda z postaci posiada dodatkowo specjalny atak, który musimy rozsądnie wykorzystywać, gdyż zabiera nam on część życia z paska. Świetnie wypadła również warstwa muzyczna, która oddaje hołd trylogii sprzed 20-kilku lat. Jest jednak jeden mankament – długość gry.

Wszyscy  co prawda dziś narzekają, że gry są sztucznie wydłużane, a większość graczy nie dociera do końca historii, ale w przypadku SOR4 dostajemy około 3 godzin zabawy. Gra kosztuje około 100 zł i wydanie takiej kwoty na jeden wieczór rozrywki to troszkę za dużo. Dobrym rozwiązaniem może być kupienie gry na pół ze znajomym, ponieważ mamy możliwość rozgrywki w duecie (online) lub w 4 osoby, jeżeli zdecydujemy się na granie kanapowe.

Streets of Rage 4 to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy pamiętają poprzednie części i darzą je sentymentem. Dla młodszych graczy tytuł może wydawać się nieco archaiczny, warto jednak go sprawdzić, chociażby tylko w trybie kooperacyjnym, który przypomina wspólne granie na automatach w latach 90′.