„Schleswig-Holstein” – historia okrętu-symbolu

17 grudnia 1906 roku „Schleswig-Holstein” musiał prezentować się imponująco. Lśniący, obwieszony girlandami i flagami czekał, aż cesarzowa Augusta Wiktoria rozbije o jego kadłub butelkę szampana. Chwilę później stalowy gigant unosił się już na wodach kilońskiego kanału portowego. Za kilkanaście miesięcy zostanie włączony do Hochseeflotte, tego ciernia, który Niemcy chcą wbić w brytyjski zadek. Ale Royal Navy nie bała się „Schleswiga”. I to dlatego podczas II wojny światowej mógł odegrać taką, a nie inną rolę. Brzmi nieco enigmatycznie? Już za moment wszystko się wyjaśni.

„Schleswig-Holstein” – dziecko kajzerowskiej weltpolitik

W grudniu 1906 roku II Rzeszą rządzi Wilhelm II Hohenzollern. Monarcha ma niezwykle ambitne plany. Pragnie, by Cesarstwo Niemieckie stało się globalną potęgą, a kto wie, może nawet pierwszym z europejskich mocarstw. Odchodzi więc od ostrożnej realpolitik Bismarcka i rozpoczyna program forsownych zbrojeń. Jego oczkiem w głowie szybko staje się Hochseeflotte – Flota Oceaniczna.

hochseeflotte w marszu
Cesarska flota w marszu

Royal Navy i Pax Britannica

Marynarka i jej stalowe okręty fascynowały Wilhelma już od dziecka. Monarcha zrozumie też, że Niemcy, chcące wywalczyć sobie upragnione „miejsce pod słońcem”, muszą rzucić wyzwanie brytyjskiej dominacji. A ta opiera się na potędze Royal Navy. To właśnie flota zabezpiecza żywotne interesy Albionu. Pozwala panować nad licznymi koloniami; kontrolować morskie szlaki handlowe i odległe rynki zbytu; wspierać i dyscyplinować sojuszników; boleśnie kąsać rywali oraz osłaniać wyspy brytyjskie przed inwazją.  

Tirpitz stawia na pancerniki

Pod koniec XIX wieku w Reichsmarineamt (Urzędzie Marynarki Rzeszy) ścierają się dwie koncepcje. Pierwsza, lansowana przez admirała Friedricha von Hollmanna, zakłada, że trzon niemieckich sił morskich powinny stanowić krążowniki. W myśl drugiej, reprezentowanej przez wiceadmirała Alfreda von Tirpitza, Kaiserliche Marine musi dysponować pancernikami, gdyż tylko one mogą zagrozić brytyjskiemu panowaniu na morzach.

Hochseeflotte
Hochseeflotte prawdopodobnie w 1914 roku

Wilhelm II, po początkowym wahaniu, popiera Tirpitza. Wiceadmirał, dzięki szeregowi ustaw, zabezpiecza w budżecie niezbędne środki i rozpoczyna szeroko zakrojony i niezwykle kosztowny program zbrojeń morskich. Zwłaszcza ustawa z roku 1900 nadaje rozbudowie floty prawdziwego rozmachu. W ciągu siedemnastu lat niemieckie stocznie mają zwodować 19 nowych pancerników. Jednym z nich będzie „Schleswig-Holstein”.

„Schleswig-Holstein”, czyli urodzony starcem

Prace nad „Schleswigiem-Holsteinem” rozpoczynają się 18 sierpnia 1905 roku w kilońskiej stoczni „Germaniawerft”. Ponad rok później dzieje się jednak coś, co w decydujący sposób wpływa nie tylko na losy samego okrętu, ale i na bieg XX-wiecznych wojen morskich – 11 grudnia 1906, sześć dni przed chrztem „Schleswiga”, do służby wchodzi HMS „Dreadnought”.

„Dreadnought” to konstrukcja zupełnie rewolucyjna, pod każdym względem górująca nad niemieckimi odpowiednikami. Brytyjski okręt jest od nich lepiej uzbrojony, mocniej opancerzony i szybszy. Posiada też scentralizowany i skuteczny system kierowania ogniem. Wszystko to sprawia, że poprzednie generacje pancerników stają się od razu „predrednotami”, czyli okrętami „nie z tej epoki”.

HMS Dreadnought
HMS „Dreadnought”

A więc „Schleswig-Holstein”, piąty z kolej pancernik typu „Deutschland” i zarazem ostatni niemiecki predrednot, już od pierwszego dnia swojej służby jest okrętem przestarzałym. Rzućmy na niego okiem. Ma ponad 13 tys. ton wyporności, jest długi na 127 metrów i szeroki na 22. Może się zanurzyć maksymalnie na 8 metrów. Trzy maszyny parowe pozwalają mu rozwinąć prędkość 19 węzłów. Artylerię główną stanowią cztery działa kalibru 280 mm. Służy na nim 743 oficerów i marynarzy.

Pierwsze lata służby

„Schleswig” zostaje włączony do cesarskiej marynarki 6 lipca 1908 roku. Trafia do 2. eskadry okrętów liniowych, gdzie regularnie uczestniczy w rejsach szkoleniowych i ćwiczeniach. Ich rytm nie zmienia się aż do wybuchu wojny. Każdego roku okręt bierze udział w wiosennych i jesiennych ćwiczeniach floty, latem odbywa zaś rejs do Norwegii.

stare pancerniki
„Schleswig-Holstein" i bliźniaczy „Schlesien"

„Schleswig-Holstein” i Wielka Wojna

Przez pierwsze dwa lata Wielkiej Wojny „Schleswig” dozoruje ujście Łaby, osłania okręty bombardujące Scarborough, Hartlepool i Whitby, uczestniczy też w kilku innych niemieckich rajdach.

Okręt bierze też udział w stoczonej z 31 maja na 1 czerwca 1916 roku bitwie jutlandzkiej, największym morskim starciu I wojny światowej. W jej trakcie zostaje trafiony pociskiem kalibru 343 mm w jedną z kazamat (kazamata to zamknięte, opancerzone pomieszczenie w którym znajduje się armata). Mniej szczęścia ma jego bliźniak „Pommern”, który, ugodzony torpedą w komorę amunicyjną, dosłownie eksploduje. Nikt z 844 członków załogi nie wychodzi z tego żywy.  

Krążownik liniowy „Queen Mary” eksploduje w trakcie bitwy jutlandzkiej

Bitwa jutlandzka ostatecznie dowodzi, że pancerniki typu „Deutschland” to jednostki przestarzałe. W konsekwencji 2 maja 1917 roku predrednoty zostają wycofane ze służby. Przez kolejny rok  „Schleswig-Holstein” jest przeholowywany z portu do portu. Koniec wojny zastaje go w Kilonii, gdzie pełnił funkcję bazy dla załóg u-bootów.

Konferencja wersalska i okres międzywojenny

Niemcy przegrywają I wojnę światową. I ponoszą tego konsekwencje. Dumna niegdyś i potężna Kaiserliche Marine zostaje przekształcona w rachityczną Reichsmarine, mogącą posiadać ledwie kilkanaście okrętów, w tym 8 predrednotów. Jednym z nich jest „Schleswig-Holstein”.

Zmagającej się z kryzysem gospodarczym Republiki Weimarskiej nie stać nawet na wyremontowanie okrętu. Dopiero w 1924 roku „Schleswig” zostaje przeholowany do Wilhelmshaven i poddany gruntowanej modernizacji (otrzymuje m.in. nową artylerię średnią). 31 stycznia 1926 roku staje się nawet okrętem flagowym niemieckiej marynarki. Znów rozpoczyna rutynową służbę, pełną rejsów i ćwiczeń morskich. W 1929 roku pełni nawet funkcję lodołamacza, oswobadzając m.in. uwięziony na Bałtyku polski parowiec „Tczew”.

okręt przepływa pod mostem
„Schleswig” w Kanale Kilońskim / źródło virtualdockyard.co.uk

Karierę flagowca kończy 22 września 1935 roku, by w kolejnym roku stać się okrętem szkolnym. Przez cztery lata „Schleswig” kursuje między Ameryką Południową, Karaibami a Europą. W 1937 opływa Afrykę. Podczas jednego z tych półrocznych rejsów załoga okrętu zjada 36 tys. bochenków chleba, 100 tys. bułek i wypija blisko 47 tys. butelek piwa.  

„Schleswig-Holstein” na Westerplatte

1 sierpnia 1939 roku dowództwo okrętu obejmuje Käpitan zur See Gustav Kleikamp. Już za kilkanaście dni rozpocznie się najciekawszy, a zarazem głęboko symboliczny, epizod w całej historii „Schleswiga-Holsteina”. Przyjrzyjmy mu się dokładnie. 18 sierpnia 1939 roku pancernik wychodzi z Kilonii i udaje się do zatoki Strand, gdzie pobiera amunicję. Cztery dni później wyrusza do Świnoujścia, by 24 sierpnia wyjść z portu i obrać kurs na Gdańsk. Tego samego dnia, około godziny 20 spotyka się na wysokości Ustki z 1. Flotyllą Trałowców i przyjmuje na pokład 3. Marine-Stoßtrupp-Kompanie (Kompanię Szturmową Kriegsmarine). To jej żołnierze za tydzień uderzą na Westerplatte. Kilka godzin później okręt dociera na redę gdańskiego portu.

Polski pilot

Tu jednak dochodzi do ciekawego zdarzenia. Tadeusz Ziółkowski, komandor portowych pilotów, odmawia wprowadzenia „Schleswiga” do Gdańska. Uzasadniając decyzję przypomina, że Niemcy zaanonsowali zupełnie inny okręt – lekki krążownik „Königsberg”. Ponadto służący niegdyś na pancerniku „Pommern” (wspomnianym wyżej bliźniaku „Schleswiga”, zatopionym w czasie bitwy jutlandzkiej) Ziółkowski wyraźnie widzi, że jednostka jest przygotowana do walki. Zirytowani hitlerowcy aresztują Polaka na kilka godzin, a okręt wprowadza pilot niemiecki. Kilka miesięcy później odważny komandor ginie w Stutthofie.

„Schleswig-Holstein” w Gdańsku

Wizyta na pokładzie

„Schleswig-Holstein” cumuje w końcu przy nabrzeżu w Nowym Porcie. Szybko pojawiają się wiwatujący Gdańszczanie. Na pokład pancernika wchodzi też Wysoki Komisarz Ligi Narodów Carl Burckhardt i Komisarz Generalny RP Marian Chodacki. Ten drugi tak wspomina wizytę:

była to chyba najcięższa chwila mojego życia, to przejście dwukrotne pod lufami ciężkich dział okrętowych, a potem kieliszek szampana przy akompaniamencie drwiących uśmieszków smarkatych oficerków.

Także profesor Burckhardt, obywatel Szwajcarii, zapamiętał tamte wydarzenia. W swoich powojennych wspomnieniach pisze:

Złożyłem również rewizytę na pokładzie pancernika, ale nie tam, lecz na przyjęciu w moim domu, dowódca okrętu, zmieszany na twarzy, uczynił mi nagle niespodziewane wyznanie: »Otrzymałem straszne polecenie, którego nie mam po prostu sumienia wykonać«. Gdyby o tym wyznaniu ktoś się dowiedział, dowódca okrętu za zdradę stanu prawdopodobnie zostałby skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Ale wczesnym rankiem 1 września wykonał on otrzymany rozkaz i działa pancernika otworzyły ogień na Westerplatte.

Odwołany rozkaz i ceremonia

Jeszcze tego samego dnia, o godzinie 15:02, kapitan Kleikamp otrzymuje rozkaz: „ostrzał ma się rozpocząć nazajutrz o 4.30”. Niemieckie plany zmieniają się jednak i w nocy rozkaz zostaje odwołany. 26 sierpnia załoga „Schleswiga”, zamiast do boju, udaje się na uroczystość upamiętniającą marynarzy z zatopionego w 1914 roku krążownika „Magdeburg”. Zapamiętajmy ten okręt. Jeszcze się z nim spotkamy

Zaczęła się wojna!

31 sierpnia przychodzi kolejny rozkaz. Składnica na Westerplatte ma zostać zaatakowana następnego dnia o godzinie 4:45.

Atak

Jest 1 września 1939 roku, godzina 4:43. W dzienniku okrętowym pancernika „Schleswig-Holstein” zanotowano: „okręt idzie do ataku na Westerplatte”. Śruby młócą wodę, kolos manewruje w wąskim kanale, wreszcie dociera na Zakręt Pięciu Gwizdków. O 4:48 otwiera ogień w kierunku Składnicy Tranzytowej. Stojący na nabrzeżu korespondent niemieckiego radia krzyczy podekscytowany do mikrofonu:

ostrzał z artylerii okrętowej
Ostrzał Westerplatte

Zaczęło się! Nad lufami dział krążownika (sic!) ukazały się płomienie wystrzałów! Usłyszeliście ich huk, a tuż po nim odgłosy eksplozji pocisków rozrywających się na Westerplatte. Widzę wszystko bardzo dokładnie, bo od krążownika dzieli mnie 200 metrów, a od pozycji polskiej mniej niż kilometr. Walka już rozpoczęła się! Potężnie przemawia niemiecka broń, uderzyła na Polaków!

Po kilku minutach kanonada milknie i do ataku na składnicę ruszają żołnierze z kompanii szturmowej Kriegsmarine. Są pewni siebie, zręcznie przebiegają przez wyłomy w wysokim betonowym murze, rozpływają się w porannej szarudze.

okręt ostrzeliwuje brzeg
Widok z pokładu „Schleswiga”. W tle płonie Westerplatte

Ostrzał z pancernika nie był jednak tak skuteczny, jak zakładano. Zwłaszcza pociski artylerii głównej przenosiły i eksplodowały w morzu, nie czyniąc obrońcom żadnej krzywdy. Działa „Schleswiga” zamilkły ostatecznie o 9:28. Okręt ostrzeliwuje „Westerplatte” jeszcze tylko raz – rankiem 7 września wspiera natarcie niemieckiej piechoty.  

Westerplatte z lotu ptaka

W trakcie kampanii wrześniowej pancernik kilkukrotnie otwiera ogień w kierunku polskich pozycji w Gdyni, na Kępie Oksywskiej i Półwyspie Helskim. Atakowani nie pozostają dłużni. 27 września „Schleswiga” trafia 152 mm pocisk wystrzelony z helskiej baterii im. Laskowskiego.

„Schleswig-Holstein” na dnie gdyńskiego portu

Po zakończeniu kampanii przeciw Polsce „Schleswig-Holstein” nadal jest wykorzystywany w celach szkoleniowych. W kwietniu 1940 roku uczestniczy w zajęciu Danii. Następnie znów służy jako okręt szkolny lub cumuje w Gdyni, gdzie pełni rolę hulku mieszkalnego. 1 lutego 1944 roku po raz kolejny wraca do aktywnej służby i zostaje przekształcony w okręt obrony przeciwlotniczej. Co ciekawe, według zamierzeń dowództwa Kriegsmarine „Schleswig-Holstein” w 1945 roku ma przejść kolejną modernizację, otrzymać nowe armaty oraz radary i wrócić do gry jako pancernik obrony wybrzeża.

Okręt spotyka jednak inny los. 18 grudnia 1944 roku trafiają go trzy brytyjskie bomby. W efekcie osiada na dnie gdyńskiego portu, przy Nabrzeżu Rumuńskim. „Osierocona” załoga zostaje wysłana do Malborka, by wspomóc obronę miasta. 25 stycznia 1945 ciężko uszkodzony okręt zostaje formalnie wycofany ze służby. Niemal dwa miesiące później, 21 marca, w obliczu nacierającej Armii Czerwonej, Niemcy „dobijają” pancernik ładunkami wybuchowymi.

Zbombardowany „Schleswig-Holstein” / źródło graptolite.net

„Schleswig-Holstein” w radzieckich rękach

Po zakończeniu wojny wrak trafia w ręce Rosjan. Wiosną 1946 roku zostaje podniesiony i włączony w skład radzieckiej marynarki. Staruszek ma otrzymać nową nazwę – „Borodino” lub „Orieł”. 22 maja 1947 roku holowniki przeprowadzają okręt do Tallina. Radziecka Admiralicja ostatecznie zmienia jednak zdanie. 25 czerwca tego samego roku stary niemiecki predrednot, pamiętający jeszcze cesarza Wilhelma, zostaje osadzony na mieliźnie Neugrund, tuż przy estońskiej wyspie Osmussaar.

I tu historia pancernika zatacza koło. Ledwie kilka mil od Neugrund na dnie leży bowiem wrak krążownika… „Magdeburg”. A to właśnie upamiętnienie marynarzy poległych na tym okręcie było oficjalnym powodem zawinięcia „Schleswiga” do gdańskiego portu w sierpniu 1939 roku. Ot, ironia wojennego losu.

„Schleswig-Holstein”, okręt-symbol, którego nazwę zna chyba każdy Polak, kończy marnie – aż do 1966 roku jest celem dla rosyjskich artylerzystów i lotników. Dziś jego szczątki penetrują nurkowie.