Pewnie zastanawiacie się, co z wersją podstawową, skoro mamy Ultrę. Nie ukrywam, że i mnie przez głowę przechodzi podobna myśl. Zapytałem nawet ASUS-a o to, co z małym, poczciwym Zenfonem, ale nie dostałem odpowiedzi, która jasno powiedziałaby, czy będzie i ewentualnie kiedy. Na razie czekamy. Ciekawość jednak zżera.
Pod maską rzeczywiście jest ultra
ASUS Zenfone 11 Ultra działa na topowych podzespołach, które wymieniłem już w specyfikacji na początku artykułu. Przez kilka dni, od kiedy to korzystam z nowego smartfona ASUS-a, wrażenie są po prostu świetne, bo urządzenie działa bez zarzutów. Niezależnie od tego, jak bardzo intensywnie magluję nowego Zenfone’a, trudno jest mi go „zabić”.
Bateria również spisuje się nieźle, bo ze smartfona da się korzystać 2 dni bez konieczności ładowania. Tutaj sporo zależy też od trybu wydajnościowego, z jakiego korzystamy (do wyboru są: wysoka wydajność, dynamiczny, wytrzymałość i ultra trwałość). Bardziej konkretne i sprecyzowane wyniki przedstawię w recenzji. Ładowanie o mocy 65 W robi robotę, bo pełne uzupełnienie energii trwa nieco ponad 40 minut. Myślę, że jest to dobry kompromis pomiędzy prędkością ładowania a żywotnością baterii.
W benchmarku Zenfone 11 Ultra wypadł bardzo dobrze pod kątem stabilności, ale już temperatura urosła mocno – maksymalnie do 53 stopni (na przykładzie testu w trybie wysokiej wydajności). Po kilku sekundach w dłoni smartfon parzył. To jednak test syntetyczny, który wyciska ze sprzętu ostatnie poty, a więc nie można z tego wyciągać wniosku, że sprzęt się przegrzewa. Jak wspomniałem, w codziennym, a nawet intensywnym użytkowaniu, jest w porządku.