RAJ-belka dla audiofila. Test i recenzja soundbara Sonos Ray

Wielu miłośników produktów firmy Sonos czekało na coś zupełnie innego. Jedni – na następcę głośnika Play 3. Inni na pierwsze sonosowe słuchawki. Jeszcze inni (w tym autor) na nowy, małogabarytowy subwoofer – lepiej dopasowany do europejskich mieszkań niż obecny Sub Gen3. Tymczasem Sonos nas kompletnie zaskoczył, idąc w zupełnie innym kierunku. Dlaczego postawiono na nowy soundbar? Cóż takiego on oferuje? Czy na zatłoczonym rynku Ray ma w ogóle sens? W poniższej recenzji zdradzę Wam, że jest to (dosłownie i w przenośni) mała rewolucja.

Razem z Rayem aktualna oferta grajbelek firmy Sonos obejmuje trzy modele.

soundbary sonos
Źródło: Sonos

Ich ceny podaję, po zaokrągleniu do pełnych setek, za oficjalnym sklepem firmy Sonos:

  1. Arc (2020) – 4600 zł
  2. Beam 2 (2021) – 2200 zł
  3. Ray (2022) – 1400 zł

Jak widać, Ray kosztuje 800 złotych mniej od Beama, który jest od Raya aż o 57% droższy. To spora różnica, która czyni Raya najbardziej przystępnym soundbarem w historii tego amerykańskiego producenta sprzętu audio.

Każdy ekonomista dobrze wie, że taka obniżka nie jest możliwa bez redukcji liczby komponentów i/lub obniżki kosztów produkcji. Jak to wygląda od strony konstrukcyjnej, przedstawiam w następnej sekcji.

Budowa i funkcje

Sonos Ray jest soundbarem jednoelementowym i zintegrowanym, tj. bez osobnego subwoofera. Można to poznać już chociażby po jego pudełku.

opakowanie soundbara sonos ray

Ray ma długość 559 mm, wysokość 71 mm i głębokość 95 mm.

Wyposażono go w cztery przetworniki: dwie wysokotonowe kopułki oraz dwa owalne średnio-niskotonowce umieszczone centralnie.

Przed kopułkami znajdziemy swoiste novum, którego nie miał ani Beam, ani Arc. Mam tu na myśli falowód przypominający podwójną tubę. To rozwiązanie będzie miało ogromny wpływ na jakość brzmienia. Dlaczego akurat tuby? Ano zapewne dlatego, że jeden z głównych konstruktorów Raya, Paul Peace, który całkiem niedawno dołączył do Sonosa, pracował wcześniej w… JBL. A zamiłowanie tej firmy do głośników tubowych jest dobrze znane każdemu audiofilowi.

Z kolei zamiast membran biernych, które miał Beam w Rayu, mamy dwa długie tunele basrefleksu, które zawinięto na kształt litery „U”. Inaczej mówiąc, układ rezonansowy jest zupełnie inny (co również słychać).

struktura i budowa sonosa ray
Źródło: Sonos

Miałem przyjemność i okazję rozmawiać z Paulem Peacem, który zdradził mi, że dużą część procesu projektowania Raya zajęła optymalizacja przepływu powietrza przez te mocno zagięte kanały. W celu zapewnienia laminarnego, tj. niezaburzonego przepływu kanały wyposażono w specjalne przegrody (ang. veins), które widać na zdjęciu poniżej.

Sonos Ray dostępny jest w dwóch odmianach kolorystycznych: czarnej i białej. Testowaliśmy wersję czarną.

I jeszcze jedno. Jeżeli ktoś zechciałby powiesić Raya na ścianie, może zakupić specjalny wieszak przygotowany przez Sonosa w cenie 250 zł. Moim zdaniem trochę drogo.

Źródło: Sonos

Łączność

Złącza znajdują się z tyłu, w niewielkim, centralnie umieszczonym zagłębieniu obudowy. Do dyspozycji mamy, licząc od lewej:

  • przycisk funkcyjny (do instalacji i resetowania),
  • gniazdo kabla zasilającego,
  • złącze optyczne,
  • gniazdo Ethernet.
złącza soundbara sonos ray

Jeśli chodzi o łączność bezprzewodową, do dyspozycji mamy:

  • AirPlay 2,
  • Wi-Fi 802.11/b/g/n 2,4GHz.

Podobnie jak Beam oraz Arc, również i Ray posiada Bluetooth (w wersji Low Energy), ale nie służy on do strumieniowania muzyki, lecz do wykrywania urządzenia przez aplikację w procesie pierwszego uruchomienia. Ponieważ jest to cecha wprowadzająca w błąd niektórych konsumentów, którzy widząc w specyfikacji termin „Bluetooth”, będą skłonni uważać, że strumieniowanie ze smartfona będzie możliwe, wyjaśniam, że:

Jest to zgodne z „polityką” firmy, która głosi, że jak strumieniować, to nie w niskiej, lecz wysokiej jakości, czyli np. przez Wi-Fi.

Funkcje soundbara Sonos Ray

Ponieważ Raya obsługujemy głównie za pomocą aplikacji, jego funkcje są niemal identyczne jak pozostałych urządzeń Sonosa, tj. np. Beama, Arca, Roama itp. W związku z tym opiszę je w dużym skrócie, koncentrując się na najważniejszych:

  • Do instalacji i obsługi Raya niezbędna jest aplikacja (Android/iOS), której możliwości są bardzo bogate:
    • regulacja barwy dźwięku (wysokie, niskie, podbicie basu);
    • strumieniowanie muzyki z serwisów typu Spotify, Deezer, Tidal itp.;
    • słuchanie internetowego radia;
    • strumieniowanie muzyki z dysków sieciowych;
    • włączanie trybów nocnego i dialogowego (tzw. wzmocnienie mowy);
    • ewentualna konfiguracja głośników tylnych (dostępnych na dopłatą);
    • ewentualna konfiguracja subwoofera (dostępnego za dopłatą);
    • ewentualna konfiguracja dodatkowych głośników w systemie multiroom (dostępnych za dopłatą).
  • Ray nie posiada ani pilota, ani gniazda HDMI, co wcale nie oznacza, że głośność można zmieniać tylko za pomocą aplikacji na smartfonie czy tablecie.
  • Jeżeli nasz telewizor ma pilota na podczerwień, Ray jest w stanie nauczyć się jego poleceń, a ta ważna procedura jest proponowana użytkownikowi już na etapie instalacji aplikacji.
  • Gdy nasz telewizor ma tylko i wyłącznie pilota Bluetooth, do nauczenia Raya potrzebny będzie inny pilot – taki na podczerwień – i to niekoniecznie od telewizora tej samej marki – może być od zupełnie innego urządzenia, np. miniwieży, tunera czy innego soundbara.
  • Podczas testu użyłem pilota od redakcyjnej grajbelki JBL 5.0 MultiBeam, a Ray bez problemu nauczył się jego poleceń podstawowych (głośniej, ciszej, wyciszenie).

Tak więc zarzuty tych, którzy dyskredytują Raya już na starcie, właśnie z powodu braku pilota i HDMI, wydają mi się nieuzasadnione. Nawet jeśli w domu nie mamy żadnych innych urządzeń, wystarczy zakup używanego pilota, a takowy w znanych serwisach internetowych można nabyć dosłownie za kilkanaście złotych.

Oczywiście pilot da nam możliwość tylko regulacji poziomu dźwięku, a pełny dostęp do przeogromnych możliwości Raya da nam dopiero aplikacja.

Jeśli chodzi o aplikację, to przykładowe ekrany z niej można zobaczyć w galerii poniżej. Prezentują one:

  • główny ekran podczas strumieniowania z serwisu internetowego (w tym wypadku Deezer Hi-Fi);
  • pracę w systemie multiroom (w tym wypadku Ray + Amp + Roam);
  • regulację głośności i szybki dostęp do korektora;
  • ustawienia korektora;
  • regulację głośności przy pracy w grupie (Ray + Amp + Roam).

Jakość brzmienia soundbara Sonos Ray

Zazwyczaj nie przystępuję do odsłuchu zaraz po instalacji soundbara, lecz pozwalam mu kilka dni docierać się na małym lub średnim poziomie głośności. Tym razem jednak byłem tak bardzo ciekaw brzmienia nowej grajbelki Sonosa, że odstąpiłem od tej reguły. No i wiecie co? Straciłem przez to pół dnia. Pół dnia! Dźwięk Raya był tak fascynująco świeży i niesamowicie angażujący, i to zaraz po wypakowaniu, że słuchałem go niemalże z wypiekami na twarzy, odkładając wszelkie prace i obowiązki na bok.

Cóż takiego mnie zafascynowało? Zanim to wyjaśnię, musimy się cofnąć w przeszłość. Dawno, dawno temu, w czasach, gdy nie było smartfonów, a autor był mieszkającym w blokowisku nastolatkiem, najszybszym sposobem na wyciągnięcie kolegi z domu było stanięcie pod jego oknem i zawołanie na cały głos: „Maaareeeeeeeeek! Wyjdziesz?!!!”. Dla lepszego efektu przykładało się dłonie do ust, dzięki czemu dźwięk był głośniejszy.

Coś podobnego robi Ray, ustawiając przed wysokotonowymi kopułkami dwie tuby – na każdą z kopułek oczywiście. Można się oczywiście spierać, czy bez komory sprzęgającej jest to prawdziwa tuba, czy nie, czy może raczej jakiś rodzaj falowodu, ale nie zmienia to faktu, że możliwości Raya w zakresie wysokich tonów są w tej klasie cenowej po prostu wybitne.

W porównaniu do typowych soundbarów z tej półki cenowej wysokie tony są niesamowicie ekspresyjne, szczegółowe, „napowietrzone” i wciągające. Z łatwością pokazują wszelkie niuanse, świsty, szelesty, skrzypnięcia, wybrzmienia itp. Ray rewelacyjnie oddaje też aurę pogłosową. Słuchając wokali, jak np. niezwykle sugestywnego głosu Jennifer Warnes w przeuroczej balladzie o kowbojce, która szuka swego zaginionego rumaka (Ballad of the Runaway Horse), ma się wrażenie bezpośredniego obcowania z wykonawcą, który niemalże stoi przed Tobą. To wszystko bez przesadnej ostrości, sztuczności czy plucia sybilantami w twarz.

Nie ulega wątpliwości, że w klasie do 2000 złotych niewiele grajbelek ma głośniki tubowe, a te, które mają, jak np. soundbary Klipscha, potrafią brzmieć bardzo szczegółowo, lecz przy tym zdecydowanie zbyt natarczywie, żeby nie powiedzieć „ostro”. W połączeniu z brakiem regulacji wysokich tonów daje to często zbyt nieprzyjemny dźwięk.

Pomimo zastosowania tub Ray unika tej pułapki, wykorzystując przy tym w pełni ich potencjał, dzięki czemu brzmienie jest wybitnie atrakcyjne, wciągające, a przy tym naturalne. Tuby zwiększają skuteczność przetworników, dzięki czemu można osiągnąć albo wyższy poziom głośności, albo mniejsze zniekształcenia przy tej samej głośności, lecz niższym poziomie wysterowania. Wydaje się, że Ray wykorzystuje właśnie tę drugą zaletę. Nawet przy słuchaniu wybitnie szeleszczących chińskich wokali (Yao Siting, Lily Chen itp.) nie udało mi się zauważyć, aby Ray przekroczył granicę dyskomfortu. Jest to moim zdaniem osiągnięcie wybitne.

Skoro wspomniałem panią Warnes i ww. balladę, zwracam uwagę na świetną reprodukcję towarzyszącego kontrabasu. Mocny i rytmiczny bas Raya był zaprzeczeniem jego gabarytów, co potwierdza klasę inżynierów zaangażowanych w ten nowatorski dla Sonosa projekt.

Niskie tony są świetnie zestrojone i zgrane z resztą pasma, ale ze względu na wielkość przetworników nie są tej samej klasy, co góra pasma. Mam tu na myśli pewne braki w rozciągnięciu basu i jego ograniczoną dynamikę. Powiedzmy sobie szczerze: Ray nie jest soundbarem do oglądania scen katastroficznych w rodzaju tej z początku filmu Sully (katastrofa samolotu). Do tego potrzebny byłby subwoofer i wiele wskazuje, że niedługo będziemy mieli w stajni Sonosa większy wybór niż niepasujący cenowo do Raya i dość drogi Sub Gen 3 (mam tu na myśli Suba Mini).

Pomimo ograniczeń co do głośności Ray deklasuje basem większość zintegrowanych (tj. jednoelementowych) soundbarów w klasie do 1500 złotych. Ba, w pewnym aspekcie brzmienia deklasuje też, uwaga, uwaga, swojego starszego brata… Beama. Zaskoczeni? Otóż Beam wykorzystuje membrany bierne, podczas gdy Ray basrefleks, a zatem mamy tu do czynienia z dwoma zupełnie różnymi układami rezonansowymi. Różnica jest słyszalna: bas Beama jest nieco potężniejszy, ale ma gorszą charakterystykę impulsową. Z drugiej strony Ray nie jest tak mocny, ale za to znacznie szybszy – wszelkie impulsy na niskich tonach oddawane są z szybkością, której Beam może tylko pozazdrościć.

zbliżenie na przetworniki sonosa ray
Wysokotonowa, tekstylna kopułka Raya u nasady mniejszej z tub

A jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Beam ma jedną wysokotonową kopułkę, a Ray aż dwie, i to uzbrojone w „tubowe wspomagacze”, to w połączeniu z szybszym basem stanie się jasne, dlaczego brzmienie Raya odebrałem jako szybsze, żywsze, żwawsze i po prostu bardziej angażujące.

Z drugiej strony brzmienie Beama jest ogólnie potężniejsze – no cóż dziewięć membran jest w stanie poruszyć więcej powietrza niż cztery. Mimo to osobiście wolę Raya, bowiem dzięki lepszej górze i szybszemu dołowi oferuje on bardziej osobisty, niemalże intymny kontakt z muzyką.

Dzięki wspaniałemu dostrojeniu basu Ray znakomicie oddaje rytm – słuchanie i śledzenie linii melodycznej w Weightless Arama Bedrosiana sprawiło mi naprawdę sporą frajdę.

Oczywiście tak jak w każdym systemie z basrefleksem są pewne kompromisy i konstruktorom Raya nie udało się ich uniknąć. Wzmocnienie basu za pomocą basrefleksu słychać w pewnym pogrubieniu niskich głosów męskich. Jeżeli słuchamy programu publicystycznego lub wiadomości, to da się temu częściowo zaradzić, zmieniając ustawienia w korektorze (zmiana z „0” na „-1” lub „-2” plus wyłączenie fabrycznego podbicia basu).

Na koniec wróćmy jeszcze do filmów. Jak już wspomniałem, w głośnych lub katastroficznych scenach z filmu Sully (2016) dało się odczuć niedosyt zakresu dynamiki. Jednakże w pozostałych scenach, czyli przez większość seansu, Ray spisywał się dobrze, bardzo dobrze, a niekiedy po prostu znakomicie. Było tak w scenie przejazdu rowerzysty przed hotelem Marriott. Śmigający przed naszymi oczami rower wytwarza wysokie częstotliwości, które Ray oddaje znakomicie, co w połączeniu z szeroką sceną wykreowaną za pomocą czterech tub dało bardzo dobry efekt. Ba, był on lepszy niż niektórych soundbarach z Dolby Atmos, które tylko rozpoznają tego rodzaju sygnał, lecz ich układ przetworników nie jest w stanie odtworzyć tych efektów. Ray nie jest w stanie przyjąć przez złącze optyczne niczego lepszego niż Dolby Digital w skompresowanym formacie 5.1, ale szerokość sceny, którą generuje, jest większa niż w „pseudo-soundbarach z Atmosem”, które są „atmosowe” tylko z nazwy. Nie patrzmy zatem tylko na etykietki obsługiwanych funkcji, lecz na to, co dana grajbelka potrafi faktycznie zrobić z danym sygnałem.

głośniki soundbara sonos ray
sonos ray

Nie znam żadnego innego soundbara w klasie do 1500 złotych, który miałby tak wybitnie dobre wysokie tony. Nic dziwnego, wiele soundbarów w tym przedziale cenowym w ogóle nie ma kopułek, lecz tylko przetworniki szerokopasmowe. A jeśli już są kopułki, to często plastikowe, a nie tekstylne jak u Raya. O znakomitych tubach nie wspominając.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że w tej cenie można kupić soundbar z subwooferem, który zagra głośniej od Raya. Z drugiej strony są to zazwyczaj soundbary nieusieciowione (bez dostępu do internetu) i bez obsługi wielopokojowości (multiroom). Ray ma obie te funkcje i zapewnia przy tym możliwość późniejszej rozbudowy, o czym konkurencja może tylko pomarzyć.

Źródło: Sonos

Krótko mówiąc, Ray to soundbar o znakomitym dźwięku i równie znakomitych perspektywach jego ulepszania. W związku z tym jest to sprzęt dla tych użytkowników, którzy swój system budują z myślą o przyszłości.

Werdykt

Nowy inżynier, Paul Peace, który podczas projektowania Raya złożył kilka wniosków patentowych, doskonale wiedział, jak bardzo przełomowe jest to, co robi. Nowatorski układ głośników wysokotonowych z dzielonymi tubami, całkowicie nowy dla marki, lecz dopracowany układ rezonansowy oraz, już tradycyjne dla Sonosa, jedne z najlepszych na rynku możliwości multimedialnych sprawiają, że Ray nie jest zwykłą grajbelką, lecz RAJ-belką dla wymagających i przy tym niespecjalnie zamożnych użytkowników. Dodajmy do tego znakomite możliwości późniejszej rozbudowy oraz niespotykane w tej klasie walory brzmieniowe, które rozradują uszy niejednego audiofila, a obraz tej przełomowej grajbelki będzie niemalże kompletny. Gorąco, gorąco polecam – zwłaszcza do muzyki. Do filmów też, ale koniecznie z subwooferem.

Minusy

Plusy

Sonos Ray jest do kupienia w x-komie