W tym miejscu miała być recenzja. Ale nie będzie. Segment inteligentnych pierścieni dopiero raczkuje, a Ice Ring to pierwsze tego typu urządzenie, jakie miałem okazję przetestować, więc brakuje mi odpowiedniego punktu odniesienia, żeby wystawić mu jakąkolwiek ocenę. Mimo to postanowiłem podzielić się z Wami wnioskami i wrażeniami, które wykiełkowały w mojej głowie po miesiącu chodzenia ze smart ringiem na palcu.
Ice Ring to urządzenie w formie pierścionka o funkcjonalnościach zbliżonych do smartbanda. Nie ma co prawda wyświetlacza, na którym byśmy odczytali zarejestrowane parametry zdrowotne i treningowe, ma za to moduł Bluetooth, który przesyła te dane bezpośrednio do aplikacji na smartfonie. Pierścień współpracuje zarówno z Androidem, jak i iOS-em.
Ice Ring dostępny jest w różnych wariantach rozmiarowych i kolorystycznych. Mnie trafiła się do testów jednolita emo-czerń, która precyzyjnie odzwierciedla mrok mojej duszy, ale w sprzedaży znajdziemy też modele o wykończeniu srebrnym oraz złotym.
Od strony wewnętrznej Ice Ring został wyposażony w szereg czujników. Jest tu też metalowy okrąg, który „przykleja się” do ładowarki magnetycznej jak rzep do wełnianego swetra, co – nie ukrywam – jest niezwykle wygodne, a przy tym minimalizuje ryzyko przypadkowego „zapodziania” malutkiego, bądź co bądź, gadżetu.
Ładowarka ma formę haczyka wystającego z masywnej okrągłej podstawy. Z siecią połączymy ją za pomocą kabla USB-C, dołączonego do zestawu. W zestawie nie ma za to zasilacza, aczkolwiek w dobie smartfonów i wszechobecnej elektroniki nikomu raczej nie przysporzy to problemu.
Zacznijmy od tego, że Ice Ring – urządzenie, które mierzy puls, natlenienie krwi, poziom stresu, jakość snu, rejestruje treningi, liczbę przebytych kroków itp. – waży raptem 3 (!) gramy. To o 997 gramów mniej niż kilogram mąki i 1997 mniej niż 2 kilogramy ziemniaków.
Żeby osiągnąć tak imponującą wagę, producent musiał zastosować odpowiednie materiały. W przypadku Ice Ringa jest to stop tytanu, co samo przez się stanowi obietnicę nie tylko lekkości, ale też trwałości i odporności na uszkodzenia mechaniczne.
Niestety — z moich miesięcznych testów wynika, że zewnętrzna powłoka Ice Ringa jest podatna na mikrorysy. W jednym miejscu, przy zewnętrznej krawędzi, dostrzegłem nawet ziarniste odpryski, wyczuwalne również pod palcem. Raczej nie nastroi to optymistycznie kogoś, kto rozważa zakup smart ringa z myślą o użytkowaniu go przez wiele lat.
Od razu muszę dodać, że moje testy nie miały w sobie ani grama ekstremalnego charakteru. Mało tego — zdejmowałem pierścionek z palca, ilekroć pojawił się choćby cień ryzyka, że mógłbym go uszkodzić. Zdejmowałem go nawet podczas prysznica lub zmywania naczyń, choć według specyfikacji jest zgodny ze standardem IP68. Mimo to po miesiącu testów widać na nim gołym okiem ślady użytkowania.
I tutaj płynnie przechodzimy do kolejnej kwestii. Dłoń jest obszarem bardziej „kontaktowym” niż nadgarstek, na którym nosimy zegarek czy opaskę. Dłonie wykonują dla nas większość codziennych czynności, wchodząc przy tym w bezpośredni kontakt z różnymi powierzchniami. Dłońmi przygotowujemy posiłki, sprzątamy, myjemy naczynia, dłońmi bijemy po twarzach kibiców wrogich drużyn.
Z tego względu właśnie smart ringi, jako takie, są bardziej narażone na uszkodzenia niż inne urządzenia wearables. Wydaje się więc, że konstrukcyjnie Ice Ring mógłby być nieco bardziej zabezpieczony.
Z drugiej strony – to ciągle gadżet na palec, który z założenia musi być lekki i możliwie jak najbardziej dyskretny. Generalnie, mając styczność z takim sprzętem, można odnieść wrażenie, że liczba kompromisów, które trzeba wypracować na etapie projektowania, jest naprawdę długa.
Jeśli chodzi o czysty design i to, jak pierścionek prezentuje się na palcu, to tutaj trzeba mieć na uwadze głównie dwie rzeczy. Pierwsza – Ice Ring jest szeroki, druga – jest też gruby (3 mm). Nie twierdzę, że to źle albo dobrze. Zwracam jedynie uwagę, że od strony wizualnej Ice Ring nie przypadnie do gustu każdemu.
Sporo zależy też od koloru. Czerń, którą miałem możliwość przetestować, w mój gust raczej nie trafia, jednak może być ciekawą opcją dla osób, które szukają alternatywy dla złotej lub srebrnej klasyki.
Czy Ice Ring wygląda dobrze na palcu? Jeden rabin skłamie, że tak, drugi powie wprost, że nie. Mnie, mimo wszystko, bliżej do tego drugiego. Chociaż kto wie, być może to kwestia braku przyzwyczajenia oczu do tego typu gadżetów. Albo tego, że po rozwodzie każda obrączka na męskiej dłoni nie dość, że prezentuje się śmiesznie, to jeszcze parzy. No właśnie…
Wypada mi zacząć od przypomnienia, jak karkołomne zadanie stanowić musi zaprojektowanie obrączki, która miałaby w wyposażeniu moduł Bluetooth do łączenia się ze smartfonem, czujniki zbierające dane o parametrach organizmu oraz akumulator, a przy tym ważyła 3 gramy. Pod tym względem Ice Ring jest niewątpliwie technologicznym cudeńkiem.
Jednak czy jako element garderoby gadżet jest wygodny w noszeniu? Tutaj bywa różnie. Jeśli tak jak ja lubicie trzymać palce złączone (o ile coś takiego można podciągać pod kategorię „lubienia”), to tutaj, ze względu na grubość może to być problematyczne. Z tego, co udało mi się ustalić, w skali pierścionków Ice Ring mieści się w kategorii „bardzo grubych”, a więc niewątpliwie „czuć go” na palcu, zwłaszcza w pierwszych dniach użytkowania.
Zaznaczam jednak, że do Ice Ringa da się przywyknąć na tyle, żeby z biegiem czasu zapomnieć o jego istnieniu. Podejrzewam również, że przyszłe iteracje tego, jak i podobnych urządzeń, będą bardziej komfortowe w noszeniu niż obecne.
Inteligentny pierścień Ice Ring monitoruje i przetwarza następujące parametry zdrowotne:
Wiarygodność pomiarów sprawdziłem, porównując je z analogicznymi danymi zbieranymi przez Garmin Fenix 6, bo tego zegarka używam na co dzień. Do testów zaangażowałem również pulsoksymetr, który został mi w domowym wyposażeniu jako pamiątka po pandemii.
Od razu mogę powiedzieć, że wartości dokumentujące tętno oraz natlenienie krwi na wszystkich urządzeniach były – z drobnymi, akceptowalnymi odchyleniami – zbieżne. Przy mierzeniu poziomu stresu czy analizie snu istnieją różne metodyki, więc tutaj wyniki z Garmina i Ice Ringa różniły się na tyle, że nie wiadomo było, któremu urządzeniu zaufać.
Inteligentna obrączka z lodem w nazwie potrafi rejestrować aktywność fizyczną, co samo w sobie jest czymś niesamowitym (co będzie następne, inteligentna plomba w zębie?). Oprócz standardowego krokomierza, który działa tak czy inaczej, do wyboru mamy 24 dyscypliny, w tym m.in. bieganie, tenis, piesze wędrówki, jazda na rowerze czy pływanie.
Za pośrednictwem aplikacji ICE RING – z której i tak musimy korzystać, bo pierścionek naturalnie nie ma ani ekranu, ani żadnych przycisków – możemy też rejestrować mapę i odległości treningów dzięki modułowi GPS.
Tryby sportowe w Ice Ringu nie są, rzecz jasna, tak zaawansowane jak w zegarkach sportowych czy droższych smartwatchach, ale nie oznacza to, by miały być bezużyteczne i niemiarodajne. Wydaje mi się, że to mniej więcej ten sam poziom, który oferuje większość popularnych smart bandów. Do hobbystycznego rejestrowania aktywności sprawdzi się świetnie.
Minusy? Na pewno ten, który wynika z „pierścionkowej” formy urządzenia. Żeby sprawdzić postępy treningu (np. jego czas czy liczbę spalonych kalorii), konieczne jest sięgnięcie po smartfon. Powiedzmy sobie szczerze – w większości przypadków, na czele z pływaniem w basenie, nie jest to najbardziej fortunne rozwiązanie. Jest jednak jak najbardziej oczywiste, więc trudno tu mieć jakiekolwiek zastrzeżenia w stronę producenta.
Jak już zdążyliśmy ustalić, sam pierścionek jedynie zbiera dane. Żeby to przedsięwzięcie miało sens dla użytkownika, wypada te dane gdzieś wyświetlić. I tutaj rolę „wyświetlacza” odgrywa aplikacja mobilna, dostępna zarówno na urządzenia z Androidem, jak i iOS.
Rzecz, która wielu z Was zainteresuje chyba najbardziej – tak, aplikacja ICE RING ma polską wersję językową. Mało tego, jest to wersja przygotowana bardzo rzetelnie; teksty objaśniające poszczególne parametry zdrowotne i instruujące, jak używać Ice Ringa podczas pomiarów, napisane są prostą, klarowną polszczyzną.
Sama aplikacja również jest prosta i przejrzysta. Trudno się tu zgubić, jak na przykład w oprogramowaniu od Garmina. W widoku domyślnym po prostu scrollujemy wykafelkowane jeden po drugim parametry, które możemy „uszczegółowić”, klikając na wybrane. Widoki szczegółowe też są zaprojektowane z dbałością o prostotę i czytelność danych.
Aplikacja działa bez zarzutu. Połączenie z Ice Ringiem nie zrywa się, a dane z pierścienia synchronizują się z apką niemal natychmiast. Nie zanotowałem żadnego wywalenia z aplikacji, żadnych ścinek, a wpływ oprogramowania na płynność działania systemu jest znikome.
W tym miejscu warto też wspomnieć o kwestiach prywatności i bezpieczeństwa. Inteligentny pierścionek Ice Ring nie przechowuje w sobie żadnych danych, sama aplikacja natomiast robi to wyłącznie lokalnie w telefonie.
Mogłoby się wydawać, że przez brak energożernego wyświetlacza bateria w smart ringu będzie wymagać ładowania raz na miesiąc lub jeszcze rzadziej. Niestety, moi drodzy, gabarytowo-wagowa miniaturyzacja oznacza konieczność pójścia na kompromisy. W przypadku baterii Ice Ringa kompromis oznacza konkretnie do sześciu dni na jednym ładowaniu.
Czy to dużo, czy mało – wydaje mi się, że póki co zbyt mało jest na rynku podobnych urządzeń, abym mógł wydawać jakiekolwiek osądy.
Plusem jest na pewno bardzo wygodna w formie ładowarka indukcyjna. Nie dość, że przyciąga Ice Ringa magnesem, to jeszcze ma nieźle „dociążoną” podstawę z zamontowaną na spodzie antypoślizgową gumą. Ładowarka łączy się ze źródłem zasilania przewodem USB-C (jest dołączony do zestawu). Pierścionek naładujemy do pełna w mniej niż godzinę.
Nie ukrywam, że nie mam bladego pojęcia. Chociaż inteligentna biżuteria wydaje się naturalnym kierunkiem rozwoju urządzeń wearables, mam spory problem z nakreśleniem persony modelowego użytkownika, który o smart ringach powiedziałby: „tak, tego właśnie było mi trzeba”.
Pod względem pomiarów Ice Ring nie oferuje niczego ponad to, co znamy nie tyle nawet ze smartwatchy, co z tanich opasek za 100–200 zł. Pod względem wygody użytkowania oferuje nawet mniej — czuć go na palcu bardziej, niż opaskę na nadgarstku, no i bez smartfona staje się całkowicie bezużyteczny.
W pewnym momencie pomyślałem, że to może być ciekawa opcja dla ludzi, którzy – w imię elegancji, prestiżu, tradycji czy cholera wie jeszcze czego – preferują noszenie na nadgarstkach klasycznych zegarków, bez tych wszystkich smart bajerów, które wskazują nam, jak żyć. Inteligentny pierścionek byłby dla nich dyskretnym gadżetem do monitorowania podstawowych parametrów.
Problem w tym jednak, że Ice Ring dyskretny nie jest. Trudno go nie zauważyć na palcu. Wariant czarny w szczególności. No i jednak nie jest to biżuteria, którą dałoby się nazwać elegancką. Gdyby nie kontekst „smart”, gdyby nie migoczące od czasu do czasu na zielono czujniki, ktoś mógłby pomyśleć, że to plastikowa obrączka kupiona na straganie odpustowym w parafii Pierścionkowice Małe.
W momencie pisania tego tekstu (17 lipca 2024) trzeba zapłacić za niego 799 zł.
Sporo.
I ja wiem, że ta cena znajduje swoje uzasadnienie; raz, że mamy tu zminiaturyzowane cudeńko technologii, dwa – to całkowita nowinka na rynku i trzy wreszcie – zapowiedziany (choć nie w Polsce) Galaxy Ring od Samsunga wyceniony został na ponad dwa razy tyle, co Ice Ring.
Sęk w tym, że z budżetem na poziomie 800 zł można kupić wypasioną opaskę (albo i dwie), solidny smartwatch, a nawet całkiem funkcjonalny zegarek sportowy. I dam sobie uciąć pęk włosów na klacie, że dziewięciu na dziesięciu, stojąc przed wyborem inteligentnego pierścionka lub inteligentnego czegoś na nadgarstek, ograniczy swoje dylematy do kwestii: „opaska czy zegarek?”.
To pytanie jest o tyle zasadne, że sam wielokrotnie słyszałem od pań, że większość smartwatchy dostępnych na rynku to produkty wizualnie tworzone z myślą o facetach. Duże, ciężkie, wyglądające na drobnych nadgarstkach jak kajdanki albo omnitrix Bena 10 – Ice Ring wydaje się przy nich dyskretną alternatywą.
Tyle tylko, że w zestawieniu z tradycyjnymi pierścionkami czy obrączkami ta dyskrecja niknie niczym pieniądze z konta po opłaceniu rachunków.
Do pewnego stopnia Ice Ring rzeczywiście może być czymś takim. Są ludzie, którzy czują potrzebę obcowania z nowinkami technologicznymi, jakkolwiek irracjonalna by nie była. Ice Ring irracjonalny w żaden sposób nie jest, natomiast ja – gadżeciarz z szufladami po korek wypełnionymi super mega przydatną elektroniką, która do niczego nigdy mi się nie przydała – ani przez moment nie czułem pokusy jego zakupu.
A wiedzcie, że to niezwykle rzadki deficyt pożądania, bo zwykle płaczę, tupię nogami i gryzę kuriera po rękach, kiedy jestem zmuszony oddać testowane sprzęty po skończeniu recenzji.
Jeśli ktoś wie, co robi, akceptuje wszystkie ograniczenia, i nie przeszkadza mu taki sobie (w porównaniu do zegarków i opasek) stosunek ceny do możliwości, nie widzę przeszkód. Oprócz zewnętrznej powłoki, która mogłaby być solidniejsza, wszelkie niedoskonałości Ice Ringa wynikają niemal wyłącznie ze specyfiki inteligentnych pierścieni, których przyszłość na półce z produktami wearables dopiero zaczyna się kształtować.
Jako taki Ice Ring wypełnia swoje zadania bardzo dobrze. Pomiary, które zbiera, są wiarygodne, a na pewno porównywalne z innymi urządzeniami o podobnych funkcjach. Czas pracy na baterii, jak na takie maleństwo, wydaje się akceptowalny. Ice Ring spełnia standardy normy IP68, więc możecie brać w nim prysznic, pływać czy myć naczynia, bez obawy o to, że mógłby wyzionąć ducha.
Jeśli o mnie chodzi – ja nie kupię i to nie tylko dlatego, że jestem biedny. Nie kupię, ponieważ bardziej odpowiada mi noszenie inteligentnego zegarka. Na pewno jednak zamierzam obserwować kolejne pierścionki, które pojawią się w sprzedaży, bo ciekaw jestem, gdzie znajduje się sufit tego typu urządzeń i w jaką stronę (i czy w jakąkolwiek) mogą ewoluować.
„deficyt pożądania”, przeurocze 🙂
btw, dzięki za rękę pierścienia. Pierwsze koty za płoty, ale może kiedyś zamiast opaski, kto wie…
Mam ice ring od 2 miesięcy i jestem zachwycona. W kon̈cu mogę nosić klasyczny , elegancki egarek i osobno eleganckie urządzenie do monitorowania parametrów, do tego wygodne, również w nocy. Najlepszy zakup uwolnił mnie od tych smartwatcha. Kwestia gustu.